tag:blogger.com,1999:blog-75313413117453706882024-03-13T22:48:58.870+01:00Kolorowy świat... malowany świat... czyli Kredki MargaretkiMój blog i moje kredki. Margolka bez koloryzowania :)margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.comBlogger1220125tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-27046533284442113352018-06-30T00:05:00.000+02:002018-06-30T00:05:47.044+02:00Moje miejsce na ziemi?/!<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W połowie maja obchodziłam piątą - piątą już - rocznicę sprowadzenia się na mazowiecką ziemię... Co ciekawe, odnoszę wrażenie jakby to moje wcześniejsze dziewięć lat spędzonych w Poznaniu zdarzyło się w innym życiu albo wręcz komuś innemu, a nie mnie. Propozycja przeprowadzki spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i przecież przez jakiś czas naprawdę ogarniała mnie rozpacz na myśl o tym, że z Poznania wyjadę i opuszczę te wszystkie bliskie mi miejsca. Po raz kolejny jednak mogłam się przekonać, że jestem organizmem wykazującym wybitne wręcz zdolności adaptacyjne :) Pierwsze tygodnie po przeprowadzce do Podwarszawia były nieoczekiwanie sielankowe, bardzo dobrze wspominam nasze pierwsze wynajmowane mieszkanie, a nawet czas, kiedy Franek jeszcze mieszkał w Poznaniu i widywaliśmy się tylko w weekendy. Dopiero po pół roku zaczął się dość trudny czas wraz z problemami ze zdrowiem Franka oraz z mieszkaniem.</span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale później znowu zaczęło się nam jakoś układać. Problemy nie znikały, pojawiały się nowe, ale jakoś zaczęliśmy sobie ze wszystkim lepiej radzić. I tak chyba jest do dziś.</span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ja właściwie dość szybko polubiłam Warszawę. W zasadzie to nie pamiętam nawet, żebym jej nie lubiła. Frankowi zajęło to trochę więcej czasu i pamiętam, że kiedy byłam w ciąży z Wikingiem i bez perspektywy powrotu do dotychczasowej pracy, zastanawiał się, czy nie jest to moment, w którym powinniśmy wrócić do Poznania. Ja z kolei chciałam dać nam (a właściwie Warszawie) jeszcze jedną szansę - poczekać na rozwój wydarzeń i o ewentualnym powrocie myśleć, jak już naprawdę wszystko zawiedzie. Dobrze było mieć takie koło ratunkowe w perspektywie. Ale potem, od razu jak skończył mi się urlop macierzyński, znalazłam nową pracę i chyba wtedy już przepadłam na dobre a Warszawa mnie wchłonęła. To, co tak bardzo nie podoba się wszystkim, którzy narzekają na stolicę - życie w biegu, ruchliwe ulice, anonimowość itp., mnie zauroczyło. I już wiem, że chociaż oczywiście pragnę również chwil wytchnienia, bardzo lubię zwolnić i zaszyć się gdzieś z dala od zgiełku, to taki styl życia naprawdę mi odpowiada. </span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Frankowi trochę więcej czasu to zajęło i sam nie potrafi określić, kiedy zaakceptował fakt, że tu zostaniemy (bo chyba w jego przypadku to była raczej właśnie akceptacja niż świadoma decyzja). Ale na pewno rok temu już to wiedział - bo właśnie mija rok, odkąd podpisaliśmy umowę na kupno naszego obecnego mieszkania. </span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Kończyła nam się umowa najmu. Mieliśmy już serdecznie dość antypatycznej właścicielki mieszkania i płacenia jej comiesięcznego haraczu. Na początku maja zaczęliśmy rozmawiać o tym, że trzeba coś postanowić, ale zupełnie nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. Temat upadł, ale tylko na chwilę. W czerwcu zadzwoniłam do agentki nieruchomości, do której kontakt dała mi koleżanka. Powiedziałam, czego ewentualnie byśmy poszukiwali - trzy pokoje na rynku wtórnym, południowo-zachodnie dzielnice Warszawy. Ale nie byliśmy z niej zadowoleni, nie odzywała się przez tydzień, a kiedy się upomniałam, wysłała mi oferty zgodne tylko w jakichś 50% z naszymi założeniami. Tego samego dnia musieliśmy wcześniej odebrać Wikinga z przedszkola, więc zupełnie spontanicznie wpadłam na pomysł, żebyśmy obejrzeli mieszkania w budynku, w którym mieści się przedszkole, bo choć budynek został oddany do użytku w sierpniu 2016, cztery duże mieszkania jeszcze były wolne. Poszliśmy tam zupełnie bez spiny, na zasadzie, że od czegoś trzeba zacząć. Obejrzeliśmy i wróciliśmy do domu. A potem, kiedy leżeliśmy obok siebie w łóżku zapytałam Franka, czy myśli o tym samym co ja... Owszem, myślał. Zastanawialiśmy się, czy to bardzo nieodpowiedzialne, podejmować decyzję o zakupie mieszkania w jeden dzień, obejrzawszy raptem trzy... </span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale ponieważ my bardzo często poważne decyzje podejmujemy w taki właśnie sposób i zawsze nam to wychodziło na dobre, dwa dni później zadzwoniłam do dewelopera, że bierzemy... Akurat trwał długi weekend, umówiliśmy się więc na poniedziałek na podpisanie umowy. Kiedy przyszliśmy do biura, zaproponowano nam obejrzenie jeszcze jednego mieszkania - wcześniej nie braliśmy go pod uwagę, bo było trochę większe, a więc również trochę droższe. Ale okazało się zdecydowanie lepsze... Wynegocjowaliśmy mały rabat, zrezygnowaliśmy z jednego z dwóch przysługujących miejsc parkingowych i następnego dnia ostatecznie podpisaliśmy umowę. Decyzja o zakupie właśnie tego mieszkania była podjęta jeszcze szybciej, ale wiem, że była jak najbardziej trafna... Nie może być inaczej, skoro dokładnie rok później siedzę sobie na balkonie i myślę o tym, jak bardzo podoba mi się to, co widzę za oknem, jak dobrze jest mi we wnętrzach urządzonych według naszego pomysłu i jak czuję się szczęśliwa w tym właśnie miejscu. Wciąż nie mogę się nim nacieszyć. Myślę o tym, że wreszcie nie zastanawiam się nad tym, gdzie będę za rok, dwa, pięć, tylko wiem, że będę właśnie tu. A także o tym, jak dobrze jest mieć takie miejsce, które jest nasze (nawet jeśli formalnie tak się stanie dopiero za dwadzieścia dziewięć lat :P) i w którym przyjdzie nam przeżywać wiele pięknych, rodzinnych chwil. </span></div>
<div style="caret-color: rgb(0, 0, 0); font-family: -webkit-standard; text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Myślę, że napiszę także notkę o tym, co mnie tak urzeka w naszym mieszkaniu i jak je urządziliśmy, ale mogę Wam tak na szybko zdradzić, że jest takie, jakie chciałam, czyli... kolorowe ;) :P</span></div>
<div>
<br /></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-1735770275053964192018-04-30T23:16:00.001+02:002018-04-30T23:16:57.005+02:00Że Dragon to jednak Dzidziek, a margolka to jednak nie ogarnia... przynajmniej bloga ;)<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ależ ten czas leci. Zaczęłam pisać tę notkę miesiąc temu, stwierdzeniem, że trochę mi ten marzec nie wyszedł jeśli chodzi o pisanie. Napisałam, ale nie dokończyłam i ani się obejrzałam a tu trzeba to samo o kwietniu napisać... W lutym co prawda ciut "nadpisałam", ale nie takie było moje postanowienie przecież. Zdecydowanie muszę nad sobą popracować...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A tymczasem oto, co napisałam miesiąc temu:</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A wszystko wcale nie dlatego, że nie miałam teraz na nic czasu, tylko wręcz przeciwnie - Dragon sporo śpi w ciągu dnia - i dzięki temu, gdy Wiking był już w przedszkolu a Franek w pracy, mogłam zająć się porządkami. Chciałam się za to zabrać już dawno, ale najpierw pracowałam, więc brakowało mi czasu, a potem, kiedy już byłam na zwolnieniu, to była końcówka ciąży i jednak byłam trochę mniej sprawna - o czym zdałam sobie sprawę dopiero, kiedy już się pozbyłam brzucha uniemożliwiającego schylanie się :) Szybciej się męczyłam i w ogóle byłam jakaś spowolniona.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W ogóle luty ogłosiłam sobie miesiącem czytania. Czytałam całymi dniami, po kilka książek naraz :) Marzec natomiast był dla mnie miesiącem porządkowania. Zrobiłam sobie rozpiskę i każdego dnia miałam do zrealizowania kilka punktów związanych z przeglądaniem kartonów, które nie zostały jeszcze rozpakowane po przeprowadzce, porządkowaniem różnych drobiazgów, układaniem na półkach itp. Udało mi się wreszcie odgruzować pokój zwany przez nas "graciarnią" (który docelowo ma być pokojem Dragusia, ale to dopiero za parę lat). Jestem z siebie bardzo zadowolona, bo naprawdę dużo zrobiłam i mogę powiedzieć, że wreszcie ogarnęłam całą chałupę. Ale faktem jest, że na inne sprawy trochę zabrakło mi już czasu.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wraz z początkiem kwietnia rozpoczęłam miesiąc powrotu do formy. Przez całą ciążę ćwiczyłam. Dosłownie do ostatniego dnia. Ćwiczyłam codziennie około 30 minut i naprawdę bardzo brakowało mi ruchu po porodzie. Dlatego mimo, że połóg kończy mi się dopiero w tym tygodniu, już po miesiącu zaczęłam delikatne ćwiczenia, przeznaczone właśnie na czas połogu (a ćwiczenia mięśni dna miednicy zaczęłam już następnego dnia po porodzie, w szpitalu nawet miałam spotkanie w gabinecie położnej-fizjoterapeuty, która ułożyła odpowiedni zestaw ćwiczeń). Czekam teraz na wizytę u lekarza, która już w tym tygodniu, a potem w gabinecie uroginekologicznym, żeby dostać zielone światło na rozpoczęcie bardziej konkretnych treningów. Spodziewam się, że nie będzie z tym problemów, bo czuję się bardzo dobrze i wygląda na to, że mięśnie, szczególnie mięsień prosty brzucha, są już na swoim miejscu.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Tak, jak poprzednim razem, bardzo szybko doszłam do siebie po porodzie. W pierwszej dobie byłam trochę obolała, ale to był taki ogólny ból mięśni, jak po ogromnym wysiłku fizycznym (którym zresztą był poród przecież :)). Ból krocza porównałabym do tego, który się odczuwa, kiedy się jeździ cały dzień na rowerze po długiej przerwie. Przez parę dni dokuczały mi trochę bóle brzucha i musiałam się ratować Paracetamolem, ale ostrzeżono mnie, że przy drugim porodzie obkurczanie się macicy trwa dłużej i jest bardziej bolesne. Kiedy wyszłam ze szpitala w sobotę, byłam jakaś sztywna i miałam problem z dotrzymaniem kroku Frankowi, ale to była kwestia rozruszania mięśni, bo już dwa dni później pędziłam na obcasach po staremu.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">(...)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W tym momencie obudził się Dzidziek - (Ano właśnie, chyba jednak póki co Draguś został przechrzczony, tak Wiking nazywa swojego młodszego braciszka i jakoś tak przejęliśmy tę ksywkę również. Nie wiem, czy Dragon Dzidźkiem będzie już nawet kiedy przestanie być dzidzią, ale na razie tak się utarło i chyba będę tych dwóch określeń używać zamiennie ;)) - albo co innego mi przerwało i zgubiłam wątek.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Kolejny miesiąc naprawdę zleciał mi w tempie ekspresowym. Dzidziek spał już trochę mniej, ale na szczęście wystarczająco długo, żebym zrealizowała kwietniowe postanowienie stopniowego powrotu do formy. To znaczy taki był plan, że to będzie stopniowo, ale jak tylko dostałam zgodę od pani doktor i od położnej, która jest również fizjoterapeutą, nie mogłam się opanować i ruszyłam z kopyta. Chyba po prostu się okazało, że nie mam aż tak bardzo do czego wracać, bo forma mnie zwyczajnie raczej nie opuściła :) Po pierwszym tygodniu ćwiczeń na rozkręcenie okazało się, że spokojnie mogę robić bardziej wymagające - zarówno jeśli chodzi o ćwiczenia wzmacniające, jak i te na wydolność. I tak sobie ćwiczyłam przez cały kwiecień, chociaż ostatnio, próbowałam się trochę przestawić i zamiast ćwiczyć codziennie krócej, postawiłam na dłuższe sesje treningowe 3-5 razy w tygodniu. Łatwo nie było, bo ja się chyba po prostu uzależniłam od aktywności fizycznej, ale wiem, że tak będzie jednak wygodniej i lepiej dla mojego organizmu. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dragon jest zupełnie inny niż Wiking kiedy był w jego wieku. Ale oczywiście my jako rodzice też jesteśmy już inni niż wtedy, bo mamy większe doświadczenie i chyba również nieco inne podejście. Czasami miewam trudne chwile - na przykład jak jestem sama w domu i próbuję jednocześnie wyprawić Wikusia do przedszkola i nakarmić Dragusia, albo kiedy obaj włączają syreny jednocześnie. O, na przykład taka scenka - wychodzimy na spacer i na rowerek, ale Wiking się buntuje i nie chce się sprawnie ubierać. Dzidziek, który jest już coraz bardziej śpiący niecierpliwi się i zaczyna płakać. Negocjacje z Wikingiem trochę trwają i są utrudnione z Dzidźkiem na rękach, ale w końcu się udaje. Tyle, że Dzidziek tak bardzo zmęczył się tym płaczem, że aż nie może zasnąć z tego zmęczenia. Jedziemy windą, a Dzidziek płacze. Wychodzimy na zewnątrz, a on nadal płaczę. Mówię więc Wikusiowi "stop"i wyciągam Dragona z wózka. Starszy cierpliwie czeka, młodszy się uspokaja Do czasu, aż nie odkładam go z powrotem do wózka. Zaczyna płakać. Znowu "stop" do Wikinga. Cykl się powtarza jeszcze kilka razy, w końcu mówię Wikingowi, że musimy wrócić, bo Dragon jest za bardzo zdenerwowany i musi się uspokoić. Dragon płacze i Wiking też płacze bo on chce "na lowelek". Ale wracamy. Ostatecznie Wiking wykazuje się dużym zrozumieniem. Dragon okazuje się po prostu spragniony i po paru łykach mleka z piersi się uspokaja. Uff, sytuacja została opanowana. Ale całość trwała dobre 30 minut, a ja się spociłam.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">No. Ale tak ogólnie to raczej sobie radzę ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Tym optymistycznym akcentem zakończę kwietniową notkę, wyrażając nadzieję na to, że za moment znowu się tu zjawię ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale jeszcze jedno! No właśnie, znowu mam problemy techniczne z blogiem i przeglądarką :( Zrobiłam aktualizację w telefonie i nie mogę komentować ani u siebie ani u Was. Zresztą - do większości z Was to nawet nie mogę zajrzeć :( No i dlatego też nie odpowiedziałam na wszystkie komentarze pod poprzednią notką - robiłam to na raty z telefonu w wolnych chwilach, aż nagle mi się to zablokowało. A na komputerze google chrome mi się zawiesza i nie miałam cierpliwości.. Ale odnajdę ją i postaram się w ciągu najbliższych kilku dni na wszystkie odpowiedzieć.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale czy możecie mi coś na te problemy poradzić? Pytanie kieruję głównie do osób, które mają oprogramowanie iOS i przeglądarkę Safari... </span></div>
<br />
<br />margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-16718468117796130762018-02-28T11:19:00.001+01:002018-02-28T11:19:48.019+01:00Rodzinka w komplecie.<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Kontynuując ostatnie zdanie z poprzedniej notki, już długo nie czekaliśmy, bo około 21 zdecydowaliśmy, że chyba czas jednak pojechać do szpitala. Weszłam na izbę przyjęć i powiedziałam, że mam regularne skurcze, które od jakiegoś czasu są bardziej nasilone i że rano byłam w punkcie konsultacyjnym u doktor X... W tym momencie lekarz dyżurujący przerwał mi pytaniem:</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">- Doktor X panią zbadała po swojemu?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">- Tak.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">- Czyli rodzi pani. Bolało?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">- Trochę...</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">- No to rodzi pani.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zawołali położną z bloku porodowego, która mnie zbadała i powiedziała: "przyjmujemy, ma pani szczęście, ostatnie miejsce" :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">O 3:15, po zdecydowanie szybszej niż za pierwszym razem akcji porodowej, przyszedł na świat nasz Dariusz vel blogowy Dragon (nie pytajcie skąd mi to przyszło do głowy, ale pasuje mi do Wikinga, który zresztą też nie wiem, skąd mi się wziął :D) :) Musieliśmy zostać w szpitalu do soboty, ale już jesteśmy w domu. Wiking oszalał z radości :P Czekał na nas z niecierpliwością, a kiedy weszliśmy, aż się cały rozjaśnił w uśmiechu. Słowo daję, wiele razy widziałam, jak się z czegoś cieszy, ale takiej radości jeszcze u niego nigdy nie widziałam. Skakał potem dookoła fotelika, klaskał, głaskał braciszka... Kiedy Darek zapłakał, powiedziałam, że jest głodny, a Wikuś na to z mega poważną miną znawcy: "cieba zlobić kanapkę!"</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Moje spostrzeżenia po pierwszym tygodniu? Niemożliwe, żeby noworodek się tak zachowywał! Śpi i je. A kiedy tego nie robi, leży sobie w wózku/łóżeczku/na kanapie i kontempluje rzeczywistość. Czasami zapłacze, ale zazwyczaj wystarczy wtedy do niego zagadać albo wziąć go na chwilę na ręce. Zastanawiam się cały czas gdzie jest haczyk... Z Wikingiem przecież było zupełnie inaczej, wykończył nas w pierwszych miesiącach życia. Już w szpitalu pokazał, na co go stać i jak będą wyglądały nasze najbliższe tygodnie... Wyrósł z niego cudowny chłopczyk, ale tamtego stresu, poczucia beznadziei i bezsilności z pierwszych miesięcy nie zapomnę chyba nigdy (choć teraz na szczęście wspominając, nie odczuwam już tych negatywnych emocji). Obserwując teraz Dragusia, widzę, że naprawdę to nie jest typowe zachowanie dla malutkich dzieci i że niesłusznie prawie popadałam w kompleksy widząc lub słysząc, jak radzą sobie inne matki w tym pierwszym okresie. One jednak miały po prostu dużo łatwiej. Teraz to wiem na pewno, bo sama mam łatwiej :) Mam tylko nadzieję, że tak już zostanie, coś mi się przecież należy w nagrodę za przetrwanie tego hardcore'u przed trzema laty ;) ?</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale do tych przemyśleń z pewnością jeszcze powrócę. Teraz chciałam tylko dać znać, że oto znowu rozpoczynam kolejny etap życia jako mama Wikinga i Dragonka :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com60tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-76389312886516286722018-02-19T19:44:00.006+01:002018-02-19T19:44:57.130+01:00Blisko, coraz bliżej.<div style="text-align: center; text-size-adjust: auto;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Chyba będziemy wkrótce rodzić. To znaczy ja, ale Franek chwilami tak to przeżywa, że zaczynam mieć wątpliwości :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dzisiaj w nocy coś się zaczęło dziać, obudziłam się o 3:30 i już wiedziałam, że coś się zmieniło. Celowo nic nie mówiłam Frankowi, bo wiedziałam, że za godzinę wstaje do pracy, a że miał pracować tylko do 10:00, stwierdziłam, że jeszcze zdąży wrócić. Ale jak się obudził, to się połapał i oczywiście zadzwonił, że bierze urlop na żądanie, tak na wszelki wypadek.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Pojechaliśmy do szpitala, bo miałam umówione kontrolne KTG, a potem wizytę u lekarza. Pani doktor mnie wysłuchała, zbadała i stwierdziła, że poród już się zaczyna. Powiedziała, mogę urodzić w ciągu dwóch dni i że nie zdziwi się, jeśli jeszcze dzisiaj wrócę na izbę przyjęć. Ale asekuracyjnie dodała, że z naturą to różnie bywa i może się tak zdarzyć, że jednak nie urodzę, to wtedy w poniedziałek już na pewno będzie wywołanie.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wolałabym więc, żeby samo się rozkręciło, bo nie wyobrażam sobie przez cały tydzień chodzić z bólami :P Od rana mam skurcze, już coraz bardziej bolesne, ale zdecydowanie do przeżycia, więc nie do końca wiem, kiedy właściwie do tego szpitala jechać. Przede wszystkim dlatego, że pamiętam jak leżałam podpięta na porodówce pod kroplówkę i KTG i czekałam kilka godzin aż coś się rozkręci, stresując się, że zajmuję komuś miejsce na sali porodowej :P A teraz siedzę sobie spokojnie w domku, relaksuję się i obliczam czas między skurczami. Komfort bez porównania, mimo, że przecież wiecie, jak dobrze mi było w szpitalu na Żelaznej i tamtejszej porodówce :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jedyne co mi doskwiera to fakt, że się nie wyspałam i czuję się zmęczona, a mimo wszystko jestem podekscytowana na tyle, że nie umiem się wyciszyć i zasnąć... </span></div>
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; text-size-adjust: auto;"><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #134f5c; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">No nic, nie pozostaje nam nic innego jak czekać :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com31tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-56529821980334039292018-02-15T18:32:00.001+01:002018-02-15T18:32:19.572+01:00Nicpoń Obrotny<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wreszcie pod sam koniec ciąży lokator z mojego brzucha doczekał się przydomka, bo wcześniej nic nie pasowało, nie chciał się jakoś przedstawić (a przecież Wiking dość szybko dał się poznać jako Tasiemiec :)). Teraz już wiem, że to Nicpoń Obrotny!</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nicpoń trzymał mnie w niepewności 39 tygodni, frustrował mnie, stresował i powodował, że w nocy nie mogłam spać, analizując różne scenariusze i zastanawiając się nad tym, jaką decyzję powinnam podjąć, a właściwie jakie mogą być konsekwencje tej, którą podjąć chciałam. A wszystko przez to, że nagle na USG w 28 t.c. okazało się, że Nicpoń ułożony jest tyłkiem do dołu. Co gorsza, potwierdziły to USG w 34 i 37 t.c. Próbowałam wszystkiego, różnego rodzaju ćwiczeń, wizualizacji, modlitw, perswazji... :) I nic! Właściwie to już straciłam nadzieję. Lekarze byli trochę zdziwieni, bo rzadko się zdarza, żeby drugie dziecko, jeśli pierwsze przyszło na świat siłami natury, ułożone było w tej pozycji, nie było też ku temu żadnych innych konkretnych powodów, więc uznali, że po prostu taki z niego uparciuch i leniwiec. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Na początku myślałam, że najbardziej prawdopodobną opcją będzie poród przez cesarskie cięcie, co mnie niemal załamało. Nie chcę, nie chcę, nie chcę. Jasne, rozumiem, że są sytuacje, kiedy nie da się tego uniknąć i wtedy nie ma co się upierać, tylko trzeba rodzić tak, jak jest bezpieczniej. Sama przecież przy Wikingu już byłam bliska tego, żeby odpuścić i gdyby nie to, że w ostatniej chwili nastąpiło rozwarcie, zgodziłabym się na cc. Ale żeby tak świadomie i dobrowolnie? (Tak wiem, że wiele jest takich kobiet, również wśród moich znajomych i Was :), ale to nie ja!) Cóż, cały czas jakoś mam wrażenie, że taki dobrowolny poród przez cesarskie cięcie, to nie prawdziwy poród... W miarę upływu tygodni, rozmawiałam z coraz to większą liczbą lekarzy i właściwie każdy mówił to samo - nie ma fizjologicznych wskazań do tego, żebym rodziła przez cc i moja lekarz prowadząca również takiej dyspozycji nie wydała. Mało tego, jako wieloródka, jak najbardziej mam predyspozycje do tego, żeby rodzić siłami natury pośladkowo. Tu oczywiście pojawiał się strach innego rodzaju - nie znalazłam ani nie słyszałam żadnej pozytywnej opinii na temat takiego porodu (co jest dość powszechne, jakoś ludzie chętniej dzielą się przykrymi doświadczeniami lub negatywnymi opiniami, a jak coś idzie dobrze, to nie uznają tego za warte wspominania). Zawsze tylko groza, straszny ból, powikłania itd. Ale jednak rozmowy z lekarzami (do których jakoś mam duże zaufanie) z "mojego" szpitala przekonały mnie, że może to wcale nie będzie takie straszne i że dam radę. Najważniejszym argumentem było dla mnie to, co usłyszałam kilka razy od różnych lekarzy, mianowicie, że ja nie odczuję żadnej różnicy między porodem główkowym a pośladkowym to "my, stojący po drugiej stronie krocza mamy pełne gacie, bo to poród trudny do odebrania", powiedział mi ostatnio jeden z lekarzy i zapewnił, że dla nich priorytetem jest zapewnienie matce i dziecku bezpieczeństwa.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Właściwie to wiedziałam, że jednak na dobrowolną cesarkę się jednak nie zdecyduję, bo chyba bym tego potem nie odżałowała. Dylemat jaki mi pozostał, to czy po prostu czekać aż się zacznie, czy może spróbować obrotu zewnętrznego, (czyli próbę odwrócenia dziecka do pozycji główkowej przez doświadczonego położnika przez powłoki brzuszne), który w moim szpitalu jest wykonywany. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">I pewnie bym się jednak na to zdecydowała, gdyby nie to, że podczas USG zupełnie niespodziewanie usłyszałam: "położenie główkowe". Aż kazałam zdumionemu lekarzowi powtórzyć! :D</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">No Nicpoń jak nic! Tyle czasu trzymać matkę w niepewności! Tylko teraz naprawdę najlepiej byłoby jak najszybciej urodzić, skoro on taki Obrotny jest, bo jeszcze znowu się przekręci! (odpukać)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dziwnie mi właśnie, bo Wiking na tym etapie już był na świecie od paru dni... A więc czekamy. W poniedziałek idę na kolejne KTG a jeśli nie urodzę w ciągu najbliższych 10 dni, to mam się zgłosić na Izbę Przyjęć na wywołanie. Ale wolałabym, żeby jednak tym razem samo się zaczęło niż poddawać się tej całej indukcji...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Inne ułożenie Nicponia niż Wikinga to jedna z wielu rzeczy, którą ta ciąża różni się od poprzedniej, o czym już wspominałam parę razy. Nie różni się na pewno tym, że oczywiście mam znowu cukrzycę. Od razu jak tylko się zorientowałam, że jestem w ciąży wyciągnęłam swój stary glukometr i pomiary cukrów nie pozostawiały mi złudzeń, a krzywa cukrowa, którą zrobiłam już w 10t.c tylko to potwierdziła. Tym razem jednak największa różnica była w moim podejściu - nie przejmowałam się tym specjalnie, po prostu przeszłam na dietę i już. Nie traktuję teraz tej cukrzycy jako jakiejś patologii (którą jednak niewątpliwie jest), tylko jako coś oczywistego, co towarzyszy ciąży :) Przebieg jednak był nieco inny, bo o ile poprzednio nie miałam żadnego problemu z glikemią na czczo, a musiałam czasami nieźle się nagimnastykować, żeby po posiłkach mieć dobry cukier, to tym razem było na odwrót. Po posiłkach, jeśli tylko nie "nagrzeszyłam", nie było żadnego problemu, ale na czczo moje wyniki bywały różne, co było już dość mocno frustrujące, bo o ile posiłki można modyfikować, to w takim wypadku niewiele mogłam sama zrobić, poza eksperymentami dotyczącymi tego, co zjeść tuż przed snem. (Ostatecznie przez połowę ciąży codziennie jadłam stały zestaw: serek wiejski, trochę wędzonego łososia i pół kalarepy:P, jakim cudem mi się to nie przejadło, nie wiem :D) W pewnym momencie otarłam się już o insulinę, umówiona już byłam w poradni na konsultację, żeby lekarz wydał odpowiednią dyspozycję i wtedy właśnie okazało się, że glikemie jakoś samoistnie się unormowały i tak już zostało do dziś. (No mówię, że Nicpoń! Może nawet nie tylko Obrotny ale i Przewrotny!)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">No dobra, to co z tymi różnicami? Tym razem, co było raczej do przewidzenia, mój brzuch jest większy. Co prawda też nie jakiś gigantyczny, a w pracy dopiero pod koniec szóstego miesiąca ludzie się zorientowali, że jestem w ciąży (i to też tylko ci bardziej spostrzegawczy, bo bywali i tacy, co nagle się w grudniu zdziwili :P), ale jednak jest. Przytyłam też więcej i nad tym ubolewam, chociaż wiem, że w zasadzie na zdrowy rozum nie powinnam, bo to nadal jednak tylko 5 kilogramów, co chyba jest poniżej normy (no ale ja mam inne normy może :D).</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Poza tym, trochę gorzej się czułam. Głównie na początku ciąży (kiedy to jeszcze nawet o niej nie wiedziałam, więc nie miałam pojęcia, skąd to gorsze samopoczucie). Nie wiem na czym polegają te poranne mdłości, ale może w moim wypadku przyjęły właśnie taką postać, że czułam się ogólnie osłabiona, bolała mnie głowa i byłam tak ogólnie rozbita. Pamiętam, że podczas naszego pobytu na wakacjach, parę razy musiałam się nagle położyć, bo nie miałam na nic ochoty.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Generalnie byłam też zdecydowanie bardziej zmęczona, zwłaszcza w okresie od września do grudnia (czyli w drugim trymestrze). Często po pracy musiałam uciąć sobie drzemkę albo zasypiałam podczas usypiania Wikinga... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Myślę jednak, że to ostatnie spowodowane było głównie tym, że mój tryb życia w tej ciąży jednak był zupełnie inny niż w poprzedniej. Teraz jednak wstawałam codziennie w okolicach 5:30, ogarniałam rano siebie i Wikinga, prowadziłam go do przedszkola i pędziłam na autobus. Jechałam do pracy (dojazd trwa 40-60 minut, ale proszę mi nie współczuć, bo przypominam, że ja naprawdę to lubię :)), w której spędzałam często intensywne 8-8,5h (a właśnie, trzymanie się diety cukrzycowej pracując to też nie lada wyzwanie, bo jednak zdarzało mi się zapomnieć o tym, że muszę coś zjeść, zapomnieć zmierzyć poziom cukru albo zjeść byle co, byle szybko :), nie mówiąc już o sytuacjach, kiedy szliśmy większą grupą na lunch albo ktoś przynosił coś słodkiego - co w naszej firmie zdarza się zdecydowanie za często - trudno było oprzeć się pokusie..., jednego torcika bezowego z truskawkami do teraz nie mogę odżałować :P). W domu byłam około godziny 18:30 (pod koniec trochę wcześniej, bo szefowa wyganiała mnie z pracy trochę przed czasem) i nie mogłam sobie tak po prostu usiąść i odpocząć. Tak naprawdę wtedy czułam się najbardziej zmęczona, ale to był też jedyny czas, kiedy mogłam zrobić pranie/poprasować/posprzątać, czy zająć się innymi domowymi obowiązkami (przypominam, że we wrześniu się przeprowadziliśmy, więc ciągle miałam i nadal mam jakieś kartony do rozpakowania :)). No i oczywiście bycie w ciąży podczas gdy ma się już jedno dziecko to naprawdę nie jest sielanka, bo po prostu często nie można sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć: "nie teraz" do stęsknionego synka. I tak mam fajnie, że Franek gotuje i że to on kąpie Wikinga, ale wieczorami zawsze musiałam się trochę z Wikingiem pobawić, zrobić mu jakąś kolację (zwłaszcza, że miał fazę "mama! tylko mama!") i położyć go spać. Odkąd leżakuje w przedszkolu, nie mamy już takich długich wieczorów tylko dla siebie, które zaczynały się między 19 a 20. Teraz Wikuś często chodzi spać dopiero około 21, a zdarza się i dużo później. Na szczęście potrafi też czasami być wyrozumiały :) Pamiętam, jak kiedyś zasnęłam przed telewizorem i przebudziłam się, kiedy synek przyniósł mi kocyk, żeby mnie przykryć :P Czasami też mówiłam mu, że chcę poćwiczyć, a on mi na to pozwalał i albo ćwiczył ze mną, albo siadał obok i przyglądał się temu, co robię. A bywa też tak, że po prostu idzie do swojego pokoju, bierze cały stos książeczek albo innych zabawek do łóżka i tak siedzi, siedzi, siedzi, zajmując się sobą, dopóki nie zaśnie :P (uwielbiam te wieczory, chociaż jednocześnie oczywiście nie mogę się pozbyć tak zupełnie wyrzutów sumienia, że zaniedbuję swoje dziecko i pozostawiam je samo sobie :P)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zdecydowanie, jakkolwiek bym nie lubiła tego stanu, ciąża która nie jest pierwszą ciążą naprawdę nie jest sielanką. Nie jest to ten sam cudowny czas dogadzania sobie lub też kontemplowania jego wyjątkowości :) (z braku lepszych slów, bo najlepszym dla mnie określeniem definiującym ten stan jest "self-indulgence", ale jakoś nie umiem tego tak trafnie przetłumaczyć :)) Nie można ot tak sobie wrócić do domu i walnąć się na kanapę z myślą "dzisiaj już nic nie robię, tylko głaszczę się po brzuchu i czytam". I choćby nawet brzuch się napinał, plecy bolały, Dzieciak się kręcił aż do bólu, nie ma zmiłuj, nie można usiąść i już :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dopiero teraz poczułam, że bycie w ciąży może być naprawdę wyzwaniem. Ale nie zmienia to faktu, że i tak jestem z siebie dumna, że sobie raczej ze wszystkim w miarę radziłam i radzę, bez zbędnego użalania się nad sobą. I że moja aktywność specjalnie na tym nie ucierpiała. Mimo wszystko systematycznie ćwiczę, przeczytałam całe mnóstwo książek i powylegiwałam się parę razy w wannie pełnej gorącej wody i piany, więc nie jest aż tak źle, jak się tylko człowiek dobrze zorganizuje :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Aaa, jeszcze jedna różnica mi się na koniec przypomniała. Tym razem mam jakąś fatalnie obniżoną odporność. Już trzeci raz w ciągu ostatnich trzech miesięcy jestem porządnie przeziębiona. Normalnie prawie nie choruję a przeziębieniami się w zasadzie nie przejmuję. Ale nie jest łatwo chorować w ciąży, w dodatku z cukrzycą, kiedy nie można praktycznie niczego zażywać. A już na pewno niczego sensownego, co faktycznie by pomogło. To mnie wkurza na maksa. Na szczęście wczoraj wreszcie poszłam do lekarza i dowiedziałam się, że na tym etapie, jak ciąża jest już donoszona, to można brać już większość leków, więc wreszcie udało mi się w miarę przespać noc po tym, jak wzięłam syrop przeciwkaszlowy wieczorem!</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">***</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #351c75; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Na koniec jeszcze taka refleksja odnośnie blogowania. Zawsze jest mi tak trudno zabrać się za pisanie, a jak już zacznę, to zastanawiam się, dlaczego nie robię tego częściej, bo przecież tyle jest rzeczy, o których jeszcze chciałabym opowiedzieć... Nie znalazłam na to póki co jeszcze sposobu. Nie lubię pisać długich notek (chociaż zawsze mi takie wychodzą, echhh!) i zła jestem na siebie za brak zwięzłości, ale jak już zacznę opowiadać, to lubię się skupiać na szczegółach. Czasami korci mnie, żeby notkę podzielić na dwie lub więcej, ale zachodzi obawa, że potem znowu się nie będę mogła do tej drugiej zabrać przez dłuższy czas, więc niech już będzie długo.</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-83124249471968415512018-02-04T22:12:00.001+01:002018-02-04T22:31:57.462+01:00"Samosię", czyli jak to się właściwie stało, że za chwilę znowu rodzę :D<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Napomknęłam kiedyś, że informacja o ciąży właśnie w tym momencie, była dla mnie raczej niespodzianką. Ale też nie można na pewno nazwać jej wpadką, nawet "kontrolowaną" ;) O ile w przypadku pierwszego dziecka, pomyśleliśmy po prostu, niech się dzieje co chce, tym razem kwestia ta wyglądała nieco inaczej, bo zawsze chcieliśmy mieć dwójkę dzieci (no, może poza pierwszym półroczem życia Wikinga, wtedy wydawało nam się to po prostu nie do ogarnięcia :P), między którymi w dodatku różnica wieku nie będzie zbyt duża. Nie wyobrażałam sobie, zachodzić w ciążę zbyt szybko - np. po roku od pierwszej, bo chciałam sobie trochę pożyć (i pożyłam, oj tak :)), a jeszcze bardziej nie wyobrażałam sobie mieć w domu dwulatka i noworodka. Ale z kolei różnica wieku między dziećmi wynosząca nawet cztery lata wydawała mi się już zdecydowanie zbyt duża - zarówno ze względu na nie, jak i na nas, rodziców, którym przecież lat nie ubywa ;) Czas jednak płynie bardzo szybko, ani się obejrzałam, a Wiking miał już prawie dwa lata... Jesienią 2016 roku, pierwszy raz chyba tak bardziej serio przeszła mi przez głowę myśl, że czas się zastanowić nad tym, jakie są nasze plany odnośnie dążenia do tego, żeby nasza rodzina stała się modelowym (modelowym dla mnie, bo tak zawsze mi w głowie siedziało :)) 2+2. Był nawet taki jeden dzień, kiedy pomyślałam, że chyba naprawdę trzeba przestać czekać na upragnioną stabilizację w pracy, bo mogę się nie doczekać. Zaczęłam nawet rozmowę na ten temat przez telefon z Frankiem i... o ironio, właśnie tamtego dnia dostałam w poprzedniej firmie wypowiedzenie. Pozostało mi tylko żałować, że nie jestem w tym momencie w 12-tym tygodniu ciąży, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że nie byłam na to jeszcze do końca gotowa. </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A później była nowa praca, niby stabilniejsza jeśli chodzi o warunki, ale jednocześnie, szybko przyszła informacja o tym, że firma zostanie wkrótce wykupiona przez inną, dużo większą... I tak to się toczyło. Jak nigdy wcześniej odczułam, że żadnej gwarancji nie będę miała nigdy. Dokładnie rok temu - jakoś tak w okolicach lutego, znowu rozmawialiśmy z Frankiem o ewentualnych planach dotyczących powiększenia rodziny. Była to rozmowa czysto hipotetyczna. Po prostu dzieliłam się swoimi przemyśleniami na temat tego, że czas ucieka i że chyba chciałabym mieć znowu niemowlaka w domu, ale z drugiej strony jakoś nie widziałam dla niego miejsca w swoim życiu. Wydawało mi się, że nie ma na to warunków i nie potrafiłam wyobrazić sobie znowu tej rewolucji. To wszystko było dla mnie tak skomplikowane, że wolałam się już bardziej w to nie zagłębiać. Nawet teraz trudno mi wyjaśnić odczucia, które mi towarzyszyły :) Żyliśmy sobie więc tak, jak do tej pory, trochę z dnia na dzień, nie snując żadnych planów i nawet nie jestem pewna, czy jeszcze na ten temat rozmawialiśmy - on co prawda gdzieś tam cały czas wisiał w powietrzu i pojawiał się w postaci jakichś krótkich wzmianek, ale żadnych postanowień nie było. Jakoś wyłączyłam myślenie o tym - a przynajmniej takie świadome :) </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">I chyba właśnie dlatego, kiedy okazało się, że jednak jestem w ciąży, zastanawiałam się, jak to się właściwie stało :P Tak naprawdę chyba do dzisiaj tego nie wiem. Po prostu żyliśmy wtedy czymś innym, wiele się wokół nas działo. Miałam dużo spraw na głowie - zarówno tych służbowych, jak i prywatnych. Drugi kwartał ubiegłego roku był dla mnie bardzo intensywny, poza tym dość spontanicznie podjęliśmy decyzję o zakupie mieszkania, a do tego skupiłam się na rozwiązaniu pewnych drobnych problemów zdrowotnych, które się pojawiły, no i jeszcze mieliśmy kłopot z nianią, więc na szybko organizowaliśmy Wikingowi miejsce w przedszkolu... Dlatego też nie miałam zupełnie głowy do jakichś obliczeń, skupiania się na cyklu itd. Tak mi się wydawało, że chyba okres mi się spóźnia, ale wciąż kładłam to na karb tego, jaki tryb życia ostatnio prowadzę. Ostatecznie test zrobiłam dla świętego spokoju - tylko dlatego, że następnego dnia miałam zaplanowaną dużo wcześniej kontrolną wizytę u ginekologa :) I bardzo się zdziwiłam. Chociaż to brzmi śmiesznie, tak naprawdę do dzisiaj mam wrażenie, że to stało się jakoś tak "samosię" :)</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Szok był duży, to po pierwsze. A po drugie, miałam poczucie, że to naprawdę nie jest dobry moment, zwłaszcza jeśli chodzi o moją ówczesną sytuację zawodową, kiedy to chwilę wcześniej dostałam propozycję zmiany stanowiska. Ale było też po trzecie, które z każdym dniem oswajania się z wiadomością o ciąży, wysuwało się na pierwszy plan. Bo po trzecie, był to również bardzo dobry moment - ze względu na to, że właśnie podpisaliśmy umowę z deweloperem na zakup mieszkania oraz na to, że trzy lata różnicy wieku między dziećmi wydawały mi się najbardziej idealne.</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dzisiaj już po tym szoku oczywiście nie ma śladu i została tylko myśl o tym, jak dobrze się stało :) Naprawdę się cieszę, że tak jak chciałam, będziemy mieli dwójkę dzieci i że jest to akurat w tym momencie naszego życia. Również pod względem mojej sytuacji zawodowej okazało się, że dobrze się stało, bo jesteśmy w trakcie reorganizacji i tak naprawdę kompletnie nic nie wiadomo, jak będzie to wszystko funkcjonowało za jakiś czas. A tak przynajmniej jest szansa, że wrócę, kiedy największy chaos będzie już opanowany. I jest też niestety czarny scenariusz, że okaże się, że nie będzie do czego wracać, (odpukać) ale w takim wypadku ta ciąża również jest w odpowiednim czasie, bo przecież nie mogłabym sobie absolutnie na nią pozwolić, będąc bez pracy.</span></span></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span><span style="font-size: large;"></span></span><br /></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jak to często bywa, okazało się więc, że los dobrze wiedział, co robi, nie przejmując się za bardzo moimi dylematami ;) Chociaż prawdę powiedziawszy, zastanawiam się, jaki w tym wszystkim był udział mojej podświadomości, bądź też jakiegoś rodzaju intuicji. Czasami mam wrażenie, że choć rozum podpowiada co innego i wręcz stwarza pozory takiego, a nie innego postępowania, serce i tak robi swoje, a na końcu okazuje się, że cały organizm dobrze na tym wychodzi :) </span></span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-84094716398739382372018-01-23T18:09:00.000+01:002018-01-23T18:09:55.418+01:00No i skończyło się rumakowanie...<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">...powiedziałam do mojej szefowej, dzwoniąc do niej po ostatniej wizycie u lekarza. Jak wspominałam ostatnio, miałam nadzieję, że pociągnę jeszcze chociaż o tydzień dłużej, a najlepiej o dwa, ale niestety się nie udało i o</span><span style="color: red; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif; font-size: large;">d trzech dni siedzę w domu na zwolnieniu</span><span style="color: red; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif; font-size: large;">. Chociaż, prawdę mówiąc, spodziewałam się, że tak może się skończyć, kiedy na cztery dni przed planowaną wizytą pojawiły się plamienia. I rzeczywiście, okazało się, że to nic groźnego, ale że muszę przez parę dni odpocząć, żeby nie przeszarżować i nie doprowadzić do jakiegoś wcześniejszego porodu albo coś. Do tego doszedł jeszcze taki katar, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miałam i dostałam przykaz, żeby ograniczyć spacery, nie wysilać się, nie ćwiczyć i absolutnie nie dźwigać. Właściwie już po jednym dniu stosowania się do zaleceń było ok i oczywiście teraz wyrywam się do pracy, bo jak to tak, dobrze się czuję i w domu siedzę?? :) Ale tak naprawdę nie ma sensu, żebym wracała, bo już po sobie posprzątałam, uporządkowałam wszystkie sprawy, przeszkoliłam zastępczynię i mój powrót na tydzień tylko by niepotrzebnie skomplikował sprawę. Od 1-go i tak musiałabym pójść na zwolnienie, bo w dniach mamy kilkudniowy wyjazd służbowy, na który oczywiście chciałam jechać i nawet był plan, że wygłoszę prezentację, ale to było jeszcze gdy myślałam, że będzie on parę dni wcześniej pod Warszawą. Kiedy okazało się, że miejscem docelowym jest Janów Podlaski, stwierdziłam, że nie mam zamiaru aż tak ryzykować i sobie odpuszczę :) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Mojemu odpoczynkowi sprzyjało to, że Wiking pojechał na ferie do dziadków do Poznania:) Nie musiałam mu przynajmniej tłumaczyć, dlaczego nie mogę go brać na ręce. Waży co prawda niewiele jak na trzylatka, bo 12,5 kg, ale absolutny zakaz dźwigania to absolutny. No i w ogóle jednak nieobecność naszego kochanego synka zdecydowanie mocno mnie odciążyła i sprzyjała wypoczynkowi. Franek miał wolny weekend, więc mieliśmy też okazję przypomnieć sobie, jak to jest bez dziecka :) Nie byłabym sobą, gdybym w tym czasie nic nie zrobiła w domu oczywiście, ale ograniczyłam się do przejrzenia paru kartonów i uporządkowania sterty dokumentów, która czekała na mnie od wieków i tylko rosła. Kiedy sytuacja się ustabilizowała i upewniłam się, że 20-30 minut dziennie lekkich ćwiczeń dla ciężarnych szkody mi nie wyrządzi wróciłam do nich, bo bez tego zwyczajnie nie czułam się najlepiej ani fizycznie, ani psychicznie. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Początek roku dał nam trochę popalić, sporo się działo. W związku z urodzinami Wikinga pierwszy tydzień zszedł nam na przygotowaniach mini imprezy dla gości. Pokusiłam się nawet na upieczenie pierwszego w życiu tortu i wyszedł całkiem niezły ;) Wikuś świętował również następnego dnia w przedszkolu i z tych emocji aż dostał wysokiej temperatury.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ja w biurze miałam mnóstwo pracy, głównie ze względu na początek roku, ale również dlatego, że wiedziałam, że mam niewiele czasu na zrobienie tego wszystkiego. Musiałam przygotować wszystkie zestawienia, sprawozdania, uporządkować dokumenty... Było naprawdę intensywnie, ale opłaciło się, bo kiedy faktycznie nadszedł ten dzień, kiedy nagle musiałam ustąpić, miałam już właściwie wszystko posegregowane, rozpisane i nie było żadnych zaległości ani bałaganu. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jak wspomniałam, czuję lekki niedosyt, ale z drugiej strony potrafię też dostrzec pozytywne strony tego, że już jestem w domu. Zyskam jeszcze parę chwil tylko dla siebie w czasie, kiedy Wiking będzie w przedszkolu. Może trochę zwolnię, wyciszę się, bo jednak kiedy wracałam z pracy o 18:00 (a w czasie kiedy pracowałam na innym stanowisku nawet pół godziny później), niewiele już mi zostawało tego dnia. Ale jednak i tak odczuwam jakiś rodzaj satysfakcji, że przepracowałam prawie całą ciążę i nawet udało mi się to pogodzić z przeprowadzką i byciem mamą Wikinga.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">To miało być takie wprowadzenie do notki, którą ostatnio napisałam w wordzie*, a wyszła ostatecznie cała notka :P Tak więc, żeby już dłużej nie przynudzać, o tym jak druga ciąża się różni od pierwszej i dlaczego nie jest sielanką oraz co właściwie robiłam, kiedy nie miałam czasu pisać, będzie następnym razem :D</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: x-small;">*stwierdziłam ostatnio, że technologia postanowiła pokrzyżować mi plany jeśli chodzi o mój zamiar stopniowego powrotu na ten blog, bo nagle coś się stało i na komputerze domowym nie mogłam się zalogować na swój blog i w żaden sposób nie mogłam pozostawić komentarza ani u mnie, ani na jakimkolwiek innym blogu; na telefonie w ogóle nie mogłam się zalogować na bloggera; a blogowanie na służbowym w ogóle odpada, bo mamy pozakładane blokady na tego rodzaju strony :) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: x-small;">Pisałam więc w wordzie, a jak wreszcie miałam chwilę, żeby się nad tym problemem pochylić, to okazało się, że to nic skomplikowanego, bo wystarczyło zainstalować inną przeglądarkę :D - to tak w razie, gdyby ktoś miał podobny problem ;) </span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com37tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-6107138642032826112017-12-31T16:38:00.000+01:002017-12-31T16:38:10.212+01:00No dobra, postanowione! :)<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, "Times New Roman", serif; font-size: large;">Witam Was, w ten ostatni dzień tego, jakże obfitującego w moje posty (prawda agnes? ;)), 2017 roku. Przyznam, szczerze, że choć to może dziwnie zabrzmieć, to męczy mnie to moje milczenie i to bardzo. Tyle razy chciałam o czymś napisać, tylko zawsze w końcu na chęciach się skończyło, bo albo brakowało mi czasu, albo też za długo rozmyślałam o tym - jak to zrobić? No bo jak nagle zasypać taką wielką dziurę, która powstała, wszystkim wspomnieniami, emocjami i wydarzeniami, które miały miejsce w ciągu ostatniego roku i nie tylko? Nie da się chyba tego zrobić w sposób spójny i logiczny, być może w dłuższej perspektywie udałoby mi się przedstawić Wam chociaż mgliście to, jak wygląda nasze obecne życie. Ale oczywiście do tego potrzebne byłoby w miarę systematyczne pisanie.</span></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><div style="text-align: center;">
<span style="color: purple;">Stwierdziłam jednak, że skoro już naprawdę od dłuższego czasu gryzie mnie to, że nie piszę, a zawsze byłam dobra w postanowieniach noworocznych, a właściwie w ich realizacji ;), to może spróbuję i tym razem... Sobie postanowić :) Na przykład, że w roku 2018 napiszę więcej niż w 2017? Niee, to już jest za bardzo pójście na łatwiznę :P Nie chcę przeszarżować, bo kto wie, może ja już w ogóle nie potrafię pisać (chociaż po angielsku moje wywody wychodzą mi całkiem nieźle w pracy :D), ale powiedzmy, że minimum to taki jeden post w miesiącu na dobry początek, a może się rozkręcę i uda się więcej. Oficjalnie postanawiam sobie po prostu jednak pisać...</span></div>
<span style="color: purple;"><div style="text-align: center;">
A tak ogólnie, co u nas słychać? Nadal jestem w ciąży :P Chociaż już raczej niezbyt długo, bo to 33 tydzień. Na święta wzięłam sobie urlop i przyjechałam z Wikingiem do rodziców. To znaczy z Frankiem też, ale on musiał wcześniej wrócić, a my jeszcze do jutra zostajemy w Miasteczku. Trochę jednak odsapnęłam i oderwałam się od codziennego kieratu, do którego już jutro wracam. To znaczy jutro wyjeżdżam, a we wtorek do pracy. To będzie krótki tydzień, bo 5 mamy wolne za Trzech Króli, więc zleci szybko. Później mam zamiar pracować jeszcze przynajmniej dwa tygodnie, a idealnie do końca stycznia, ale z tym to się już tak bardzo nie upieram, bo od 24 stycznia mam zaklepane wizyty w punkcie konsultacyjnym w szpitalu i nie wiadomo, jak to się skończy. Pamiętam jak było dokładniutko trzy lata temu, kiedy to wpadłam na szpitalną izbę przyjęć w Sylwestra z samego rana, żeby odbębnić KTG w 36t.c. i już stamtąd bez dziecka nie wyszłam :)</div>
</span><span style="color: purple;"><div style="text-align: center;">
Od września mieszkamy już w swoim własnym siedemdziesięcio(bez pół metra:P)metrowym mieszkaniu :) Tempo mieliśmy ekspresowe, ale być może pamiętacie jeszcze, że w naszym wypadku podejmowanie ważnych decyzji życiowych i tych mniejszych z nimi związanych odbywało się bez większych ceregieli. Z ostatniej notki wiecie, że ekspresowo załatwiliśmy wszystkie formalności, żeby zdążyć przed urlopem i rzeczywiście, zaraz po powrocie z dziesięciodniowego urlopu odebraliśmy klucze do mieszkania (26 lipca). 2 sierpnia zaczęliśmy remont, a 2 września się przeprowadziliśmy. Mieliśmy zrobioną łazienkę, salon z aneksem (no salon to może za dużo powiedziane, bo z mebli mieliśmy tylko stół i narożną sofę :P), wszystkie podłogi i ściany. W dniu naszej przeprowadzki przyjechało też łóżko i większość mebli do pokoju Wikinga - a to dzięki temu, że mój wujek, który jest dla naszego synka trzecim dziadkiem (tak, jak dla mnie zawsze był drugim tatą:)) postanowił, że za te meble zapłaci :) Bo oczywiście remont spłukał nas dość mocno i musieliśmy spasować - przez kolejne miesiące stopniowo kupowaliśmy kolejne niezbędne elementy wyposażenia tak, że w grudniu mieliśmy już własne łóżko we własnej sypialni z moją wymarzoną toaletką :) Nadal jeszcze sporo przed nami - jeden pokój robi cały czas za graciarnię, bo docelowo będzie pokojem drugiego dziecka, ale to dopiero za parę lat. A tymczasem gdzieś przecież muszą stać te kartony z książkami, których nie mamy na czym umieścić, bo regały to zakup planowany jako któryś z kolei. Następne będą firanki, rolety i zasłony (na razie cały czas mamy stare firany i zasłony, która oddała mi moja mama:)) oraz lampy (teraz wszędzie poza łazienką, aneksem i salonem mamy gołe żarówki). Potem pomyślimy, które meble są ważne, a na które możemy poczekać dłużej, ale pewnie jeszcze sporo czasu upłynie, zanim nasze mieszkanie będzie takie piękne i ozdobione tak, jak sobie to wymyśliliśmy. Niemniej jednak najważniejsze, że mieszkać się już da, jest wygodnie i już ładnie, pomimo tych wszystkich brakujących elementów. </div>
</span><span style="color: purple;"><div style="text-align: center;">
To by było chyba na tyle - przynajmniej na ten pierwszy raz po tak długiej przerwie :) Z jednej strony dużo jeszcze chciałoby się napisać, z drugiej naprawdę nie wiem, jak się do tego zabrać. Ale słowo się rzekło, postanowienie się postanowiło, a więc mam nadzieję, że do kolejnego poczytania wkrótce :) A dziś życzę Wam (bo wiem, że jeszcze czasem zaglądacie :)) wszystkiego dobrego w roku 2018!</div>
</span></span>margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-17487977417624923482017-07-14T23:12:00.003+02:002017-07-14T23:14:57.481+02:00Zmiany, zmiany, zmiany.<div style="text-align: center;">
<span style="color: #38761d;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Powinnam już leżeć w łóżku, bo jestem totalnie wykończona, a za cztery godziny wstajemy. Nareszcie się doczekałam, jedziemy na wakacje! Nie byliśmy jeszcze we trójkę na takich prawdziwych wczasach :) Wyruszamy nad ranem nad morze, a dokładnie do Łeby. Bardzo czekałam na ten urlop, bo ostatni czas w pracy bardzo mnie wyeksploatował. Potrzebuję odpoczynku. Potrzebuję dystansu. Zwłaszcza, że po powrocie będzie już inaczej, bo od pierwszego sierpnia zostałam oddelegowana na inne stanowisko.</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #38761d; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #38761d; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">No właśnie, bo pisałam ostatnio, że za dwa tygodnie powinnam już wszystko wiedzieć i że będę mogła Wam napisać coś więcej o tych zmianach, które teraz są w naszym życiu. Praca jest jedną z nich, chociaż w obliczu tego, co się wydarzyło później, to jakaś bardzo mało istotna wydaje mi się ta propozycja, którą dostałam jakieś dwa miesiące temu. Zaproponowano mi, żebym objęła stanowisko młodszego specjalisty do spraw HR - na razie na zastępstwo, za koleżankę, która jest w ciąży. Uznałam, że to zawsze jakaś szansa na rozwój i nauczenie się czegoś nowego. Miałam tak popracować około 1,5 roku a później, zostać w HR, gdyby firma stwarzała taką możliwość (tego nie nikt nie jest w stanie przewidzieć, bo właśnie zostaliśmy wykupieni przez globalnego giganta i nie wiemy, jakie ma wobec nas plany) powrócić na moje aktualne stanowisko lub poszukać jakiejś posady w HR na zewnątrz, z pomocą mojej obecnej szefowej. Miałam, ale raczej tak się nie stanie, o czym za chwilę...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #38761d; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ważniejszą sprawą, o której chciałam napisać i którą tak bardzo chciałam się pochwalić jest fakt, że nareszcie kupujemy własne mieszkanie! I to na decyzję z banku o przyznaniu kredytu właśnie czekałam. I się doczekałam. Dokładnie pięć godzin temu podpisaliśmy umowę i w poniedziałek kredyt zostanie uruchomiony. Wszystko nam poszło w tempie ekspresowym, bo miesiąc temu oglądaliśmy mieszkanie, a dwa tygodnie temu złożyliśmy wniosek o kredyt. Bardzo zależało nam, żeby udało się wszystko załatwić do naszego urlopu i udało się, choć łatwo nie było! O szczegółach tego przedsięwzięcia na pewno jeszcze będę pisać. W końcu wszystko dopiero przed nami. Mam nadzieję, ze jak wrócimy za 10 dni to będziemy mogli już odebrać klucze i umówić się na podpisanie aktu przeniesienia własności, czy jak to się tam nazywa. W ogóle zakup tego mieszkania był decyzją dość spontaniczną, ale okazało się, że podjętą w samą porę.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #38761d; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dokładnie na dzień przed złożeniem wniosku o kredyt dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, a więc naprawdę czas najwyższy, żeby przeprowadzić się do większego mieszkania. Zorientowałam się dosyć późno, bo przez intensywny i dość stresujący czas w pracy a potem przez zawirowania związane z zakupem mieszkania i załatwianiem kredytu jakoś niespecjalnie zwracałam uwagę na cykl. A jak już zorientowałam się, że okres spóźnia mi się dwa tygodnie to najpierw myślałam, że się pomyliłam w obliczeniach a potem, że stres mi wszystko rozregulował. A tu niespodzianka. Nie powiem, był moment, kiedy myśleliśmy o drugim dziecku, ale jeszcze nie bardzo konkretnie, a później te rozmyślania zeszły na dalszy plan. Ale chyba wystarczyło, żebyśmy stracili czujność :P Nie spodziewałam się chyba, że od myślenia do realizacji droga może być aż taka krótka. Mówi się, że tak naprawdę na dziecko (lub jak w tym wypadku na drugie dziecko) nigdy nie ma dobrego czasu. I na pewno coś w tym jest. Teraz to już sobie myślę, że dobrze się stało, że różnica wieku między naszymi dziećmi będzie optymalna, że właściwie to chyba już trochę tego chciałam i że fajnie, że akurat tak się to ułożyło. Ale na początku byłam przerażona. Zresztą teraz też martwię się tym, jak to się ma do mojej pracy :( Pod tym względem to niestety naprawdę nie jest dobry czas, bo nie będę mogła w pełni wykorzystać tej szansy, którą otrzymałam. W ogóle to się jeszcze nie przyznałam. Po pierwsze dlatego, że sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej i moja szefowa odchodzi a podczas mojego urlopu ktoś inny przejmie jej stanowisko. Po drugie - i to bardziej istotne - w ogóle nie wiem, jak mam to zrobić! Będę zastępować koleżankę, która wkrótce (październik/listopad) rodzi i potem idzie na urlop macierzyński, ale nie za długo to potrwa, bo chwilę później (w lutym) sama będę rodzić... Nie za dobrze to wygląda... Pocieszające jest jedynie to, że nasza firma jest naprawdę prorodzinna, sporo dziewczyn jest w ciąży albo na macierzyńskim, na ścianach wiszą zdjęcia bobasów, a jak raz w przymusowej sytuacji przyprowadziłam Wikinga do pracy, to sam prezes wyszedł, żeby się z nim przywitać :P No, w końcu produkujemy jedzenie dla maluchów, więc im więcej nowych dzieci tym dla firmy lepiej :D Ale nie zmienia to faktu, że nie wiem jak to będzie i stresuję się tą sytuacją. Cóż mogę jednak na to powiedzieć? Widocznie tak miało być...</span><br />
<br /></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com41tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-67147077881524709692017-07-01T22:25:00.000+02:002017-07-08T07:17:36.025+02:00Dlaczego ten blog nadal istnieje, mimo, że mnie na nim nie ma?<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Właściwie to nie wiem, czy jeszcze potrafię pisać. Nie wiem, czy podobnie jak jazdy na rowerze się tego nie zapomina :), w każdym razie na pewno wychodzi się z wprawy. Jeśli wychodzenie z wprawy jest stopniowalne, to ja wyszłam z wprawy najbardziej :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Mój blog wciąż tu jest, nie pożegnałam się z Wami, nie poprosiłam o przerwę... A to wszystko dlatego, że przez cały ten czas ani razu nie przeszło mi przez myśl, żeby na dobre z tym skończyć. Wciąż mi się wydaje, że nadejdzie ten dzień, że wrócę tu na dobre. Przyczyny mojego milczenia są najróżniejsze, ale żadną z nich nie jest znudzenie blogowaniem albo niechęć do tego miejsca. Przede wszystkim moje życie w realu pochłonęło mnie tak bardzo, że zabrakło mi czasu na aktywność w świecie wirtualnym. Coś kosztem czegoś - wszystko tak działa :) A ja po prostu zdecydowałam się w czasie, który mogłabym wykorzystać na pisanie, zająć się czymś innym. A później im dłużej nie pisałam, tym trudniej było mi znowu zacząć, mimo, że naprawdę wiele razy próbowałam.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Nie odpowiadałam na Wasze komentarze pod poprzednią notką, dlatego, że cały czas mi się wydało, że zrobię to wkrótce... A czas płynął... Wiele z Was próbowało mnie zmobilizować i każda taka wiadomość powodowała, że postanawiałam sobie, że wreszcie się odezwę. Postanowienie było szczere, ale jakoś nie udawało mi się go zrealizować. To wina zbyt szybko upływającego czasu ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Wczoraj zorientowałam się, że moja poczta, na którą spływają mi maile ze wszystkich adresów, które mam, od dłuższego czasu miała awarię. Nie otrzymywałam maili wysłanych na adres margolka.frankowska@gmail.com i dopiero wczoraj przez przypadek (polegający na tym, że mail od niedyskretnej jakimś cudem się przebił i co prawda nie trafił do skrzynki głównej, ale do spamu :P, ale dzięki temu w ogóle go zauważyłam ;)) zobaczyłam, że przegapiłam wiele wiadomości od Was i głupio mi, że na nie nie odpowiedziałam. To ostatecznie zmobilizowało mnie, żeby się wreszcie tutaj odezwać :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Po tak długiej przerwie nie wiadomo właściwie o czym pisać. Nie da się tak łatwo nadrobić straconego czasu ani nie da się streścić w jednej notce wszystkiego, co się w tym czasie wydarzyło. Chyba trzeba po prostu zacząć od początku. Być może spróbuję, ale nie wiem, czy to dzisiejsza notka jest właśnie tym początkiem.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">U nas bardzo dużo się dzieje, zwłaszcza w ostatnim czasie i wszystko wskazuje na to, że wiele zmian przed nami. Jeszcze czekamy na kilka decyzji, ale myślę, że za dwa tygodnie już będziemy wszystko wiedzieć i z czystym sumieniem będę mogła o tym opowiedzieć :) Mam nadzieję, że tym razem naprawdę uda mi się tutaj zajrzeć szybciej i półroczna przerwa więcej się nie powtórzy. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Na dzisiaj wystarczy, bo co za dużo to niezdrowo ;) Nie można się na początku za bardzo nadwerężać :) Ale i tak jestem dumna z siebie, że wreszcie udało mi się tu coś opublikować :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif; font-size: large;">Dziękuję tym z Was, które wciąż we mnie wierzą i nadal tu zaglądają oraz tym, które w jakikolwiek sposób próbowały się ze mną skontaktować. To bardzo miłe :) </span></div>
<div>
<br /></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-54367811756829932442016-12-26T13:28:00.001+01:002016-12-26T13:28:05.125+01:00Świątecznie...<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; font-size: large;"><span style="color: #351c75;">Prawie nie zauważyłam, że święta w tym roku już nadeszły. Wysłałam chłopaków dwa tygodnie temu do Poznania i cieszyłam się tym rodzajem samotności, który raz na jakiś czas jest każdemu potrzebny, a do tego korzystałam z możliwości jakie dawał mi brak konieczności śpieszenia się po pracy do domu, żeby spotkać się z mężem i synkiem :) Wyszalałam się trochę, nie powiem. Nadrobiłam trochę zaległości. Pozwoliłam sobie na błogie lenistwo, a nawet mogłam w spokoju pochorować i cały poprzedni weekend spędziłam na kanapie częściowo lecząc się po piątkowej imprezie z kolegami z pracy a częściowo z powodu zapalenia gardła :)</span></span></div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><div style="color: #351c75; text-align: center;">
Wiedziałam, że święta są tuż tuż, a więc przygotowywałam się do nich stopniowo i racjonalnie, aczkolwiek bez większych emocji i wcale mi z tym źle nie było. Rozświetlone ulice, zapach cynamonu w sklepach oraz wszechobecne "Last Christmas" pomogły się trochę wczuć w klimat. Ale tak naprawdę byłam przede wszystkim zajęta sobą oraz zaabsorbowana kolejnymi zmianami, które nadeszły w moim życiu. Nie miałam czasu myśleć o tym, że nie mogę wziąć wolnego piątku przed Wigilią, bo skupiłam się raczej na tym, że kilka dni wcześniej zaczynam nową pracę. Mało tego, zgodziłam się nawet na Wigilię w Poznaniu, wyobrażacie sobie? :) Łatwo nie było, ale uległam ostatecznie Frankowi. Nie martwię się też, że mój planowany wcześniej urlop w okresie 27-30 grudnia nie wypalił, bo cieszy mnie fakt, że będę miała jeszcze okazję na te ostatnie dni pójść do mojej starej pracy i nacieszyć się trochę tamtejszą atmosferą i ludźmi. Powyższe chyba dobitnie może świadczyć o tym, że miniony rok bardzo mnie zmienił...</div>
<div style="color: #351c75; text-align: center;">
Dziękuję, za wszelkie drobne oznaki tego, że wciąż o mnie pamiętacie. Ja również pamiętam, choć wiem, że słabo to okazuję. Wiele razy podejmowałam próbę napisania czegoś, ale zawsze brakowało mi albo spokoju albo czasu albo jeszcze czegoś innego i ostatecznie nie udało mi się odezwać. Wiem, że wiele z Was zastanawiało się, co się w końcu u mnie wydarzyło i jaką decyzję podjęłam odnośnie mojej pracy. Historia jest dość długa, więc chyba najlepiej streścić ją słowem: "najlepszą" :) Naprawdę tak czuję. Postanowiłam wrócić do mojej starej pracy, wyszłam na tym bardzo dobrze, bo ta potencjalna od początku jakoś mi nie pasowała i czułam wewnętrznie, że to nie jest to. Okazało się później, że miałam rację. Wróciłam więc w listopadzie, a koledzy i szefowa powitali mnie z ogromnym entuzjazmem. Czułam się najzwyczajniej w świecie szczęśliwa przez cały listopad. A kiedy zaczęłam się zastanawiać, co dalej, dostałam propozycję pracy w innej firmie, z nieco lepszymi warunkami i tym razem ją przyjęłam. Szkoda mi pracy, z której odchodzę. Bardzo. Wiem, że będę za nią tęsknić, przede wszystkim za ludźmi. Ale tym razem, w odróżnieniu do tego, jak było ostatnio, czuję, że to już jest koniec. Wiem, że mogłam tam zostać, ale tym razem poprzeczkę postawiłam wysoko i chociaż moja szefowa chciała negocjować warunki mojego zatrudnienia z prezesem, wiedziałam, że aktualna kondycja firmy nie pozwoli na to, abym dostała do, czego chcę. Odchodzę więc definitywnie w tym tygodniu, żegnana lamentami niektórych moich współpracowników... Ale jestem górą. I tym razem to ja się zwalniam, a nie mnie zwalniają...</div>
<div style="color: #351c75; text-align: center;">
To tak po krótce. Mam nadzieję, że będzie mi dane opisać coś więcej, ale niczego już nie obiecuję. </div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="color: red;"><b>A tymczasem, ponieważ ciągle jeszcze mamy święta, tym wszystkim z Was, które jeszcze tu zaglądają, życzę pięknych Świąt Bożego Narodzenia. Zdrowia (ostatni czas pokazał mi, jak bardzo jest to ważne i nieoczywiste), szczęścia i cudownej atmosfery przesiąkniętej rodzinnym ciepłem, miłością oraz radością.</b></span></i></div>
</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-QgZgZtMnG5k/WGEMoaOSb1I/AAAAAAAABEY/KhFPniHsMOcndGH8YjcUOWR5cdTa5LUXwCLcB/s1600/%25D0%25BA%25D0%25BE%25D0%25BB%25D0%25B5%25D0%25B4%25D0%25B0-beauty-Holidays-weinachten-christmas-WinterWeihnachten-nova-godina-S%25CC%2581WIA%25CC%25A8TECZNE-koleda-NY-and-MC-mix-megan-Holiday_large.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-QgZgZtMnG5k/WGEMoaOSb1I/AAAAAAAABEY/KhFPniHsMOcndGH8YjcUOWR5cdTa5LUXwCLcB/s320/%25D0%25BA%25D0%25BE%25D0%25BB%25D0%25B5%25D0%25B4%25D0%25B0-beauty-Holidays-weinachten-christmas-WinterWeihnachten-nova-godina-S%25CC%2581WIA%25CC%25A8TECZNE-koleda-NY-and-MC-mix-megan-Holiday_large.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
(znalezione w sieci)</div>
<br />margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-68189189005057857092016-10-18T17:00:00.000+02:002016-10-18T17:00:06.880+02:00Druga szansa?<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Napisałam ostatnio notkę, ale nie udało mi się jej opublikować. Dzisiaj więc tylko na szybko daję znać co słychać, bo trochę się wydarzyło...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Pisałam ostatnio, że mam umówione dwie rozmowy w sprawie pracy. Z jednej coś wyniknęło i właściwie parę dni po zwolnieniu miałam już propozycję pracy. Poszłam nawet na trzy dni próbne. Propozycja jest nadal aktualna, teoretycznie mam zacząć od listopada. Ale nie jest to coś, co mnie do końca satysfakcjonuje, pomimo tego, że miałabym bardzo blisko i pracowałabym od 8 do 16. O szczegółach napiszę jeszcze później (chyba ;)).</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A tymczasem - dostałam jeszcze jedną propozycję od... mojej obecnej firmy. Wyobraźcie sobie, że moi koledzy się za mną wstawili i mogłabym zostać przywrócona do pracy. Dostałam propozycję dalszego zatrudnienia prawie tych samych warunkach. A prawie niestety czasami robi dużą różnicę, więc muszę się nad tym zastanowić... W dodatku czasu mam mało, bo do jutra.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A jakby tego było mało, dostałam dzisiaj ciekawie brzmiącą propozycję z innej firmy i umówiłam się na poniedziałek na rozmowę. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Tak to właśnie u mnie jest. Musimy podjąć decyzję, która zapewne będzie miała niebagatelny wpływ na nasze dalsze losy. I bądź tu człowieku mądry.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Szczegóły innym razem... :) </span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com45tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-22193765886270441722016-09-29T22:22:00.000+02:002016-09-29T22:22:36.438+02:00Świat kręci się dalej...<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ekspresowo, bo inaczej się po prostu chyba u mnie nie da... A nie chcę znowu rekordu bić :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Fortuna kołem się toczy. Teraz nasza fortuna znajduje się chyba na samym dole. Niedobry to czas dla nas, problemy się zbierają. Ten tydzień w ogóle był niesamowity pod względem złych wiadomości - w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że bardzo bliska nam osoba ma raka. Wczoraj, zupełnie niespodziewanie dostałam wypowiedzenie w pracy. Nieźle prawda? Chyba można się załamać...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Właściwie więc nie wiem, dlaczego się nie załamuję. W przeciągu ostatniego roku, a może nawet dwóch miewałam oczywiście gorsze dni. Ale wiecie, że nie pamiętam już, żebym się tak naprawdę czymś martwiła... Szczególnie w ostatnich miesiącach, mimo, że różne rzeczy nad głową mi wisiały. Czasami mam wrażenie, że limit zamartwiania się i stresowania sytuacją życiową wyczerpałam już w latach 2013-2014. W sumie - oby tak właśnie było ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zostałam wczoraj wezwana do kadr wraz z moją przełożoną. Właściwie bez słowa wstępu wręczono mi papier do podpisu z informacją, że absolutnie nie chodzi o moją osobę ani o sposób wykonywania przeze mnie obowiązków, ale po prostu w obliczu słabych wyników moich kolegów handlowców, utrzymywanie mojego stanowiska jest coraz mniej zasadne, bo będę miała coraz mniej pracy. To jest wersja oficjalna. A prawdziwa jest taka, że firma jest w złej kondycji finansowej i tną koszty, ale o tym oczywiście się głośno nie mówi, choć wszyscy o tym wiedzą...</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie powiem, trochę dostałam tym przysłowiowym obuchem w łeb, bo nawet jeśli miałam obawy, że tak się sprawy potoczą, to myślałam, że mam czas przynajmniej do momentu aż pojawi się nowy dyrektor naszego działu albo chociaż do końca roku. Niemniej jednak z godnością podpisałam papier, a potem wstałam i... napisałam smsa do mojego kolegi (z którym codziennie razem jemy), czy idziemy do kuchni na obiad. Moja szefowa za to, która zwolniona nie została, wybiegła z płaczem z żalu za mną i ostatecznie to ja właściwie pocieszałam ją... Tymczasem ja zjadłam ten obiad, rozmawiając z kolegami, a potem wyszłam z pracy, bo kadrowa sądząc pewnie, że już nic pożytecznego tego dnia nie zrobię, kazała mi się zwolnić wcześniej. Wychodziłam żegnana przyjacielskim poklepywaniem po plecach, uściskami, a nawet lekko mokrymi oczami mojego kolegi (tym razem nie tego od obiadu, ale ja w mojej pracy mam dużo kolegów ;))</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wróciłam do domu. Wiking ucieszył się, że wróciłam wcześniej. Franek też. Posprzątałam, poćwiczyłam... Słowem - dzień jak co dzień. Świat się nie zatrzymał.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jestem z siebie dumna, że zachowałam klasę. Nie tylko wczoraj, ale również dzisiaj, kiedy jakby nigdy nic pojawiłam się w pracy i wykonywałam swoje obowiązki, bo przecież nadal jestem tą samą solidną margolką, a wypowiedzenie mam do końca października. Wierzę w to, że nawet jeśli firma postąpiła wobec mnie nie do końca w porządku, to moja uczciwość i lojalność pomimo wszystko mi się opłacą. (Zresztą trochę się już opłaca, ale o tym innym razem). Oczywiście w domu zwolniłam swój smutek ze smyczy, ale i tak się nie popłakałam i generalnie przyjęłam sytuację ze stoickim spokojem. Do firmy dziś przyszłam tak, jak zawsze, zachowując pogodę ducha. Widzę, że to robi na ludziach wrażenie. Są tacy, którzy wręcz wprost powiedzieli mi, że mam klasę i że to niesamowite, że nie tylko się nie załamałam, ale nawet mam dystans do całej sytuacji. Pojęcia nie mam skąd mi się to wzięło, ale to nie maska. Ja naprawdę czuję, że jakoś to będzie... I nawet potrafię się szczerze uśmiechać i skupiać się na pozytywnych aspektach tej sytuacji (tak, tak, są takie i nawet nie musiałam szczególnie szukać) - na przykład na tym, jak wiele życzliwości mnie spotkało ze strony współpracowników. To pozwala mi wierzyć, że byłam naprawdę lubianą osobą, co w naszej firmie wcale nie jest takie oczywiste :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A więc tak. Mamy problem. Smutne jest też to, że od pięciu lat nie możemy sobie poukładać życia, bo mamy jakiegoś mega pecha! Los koniecznie chce nam chyba coś udowodnić, chociaż nie bardzo wiem co. A mimo wszystko nadal się nie daję. Jakoś to będzie. Myślę pozytywnie i to myślenie wychodzi mi samo. Czy pozytywne myślenie naprawdę przywołuje pozytywne zdarzenia? Nie wiem. Ale najgorzej nie jest, bo wczoraj dostałam wypowiedzenie, a na jutro mam już umówione dwie rozmowy w sprawie pracy. Nie nastawiam się na nic, bo to by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale zawsze to jakieś światełko w tunelu, że coś się dzieje...</span></div>
<br />margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-47031255004385492822016-09-13T11:38:00.003+02:002016-09-13T11:38:55.445+02:00Niechlubny rekord.<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">I to podwójny. Jeszcze nigdy nie miałam przerwy w pisaniu trwającej ponad miesiąc. I nigdy nie opublikowałam tylko jednej notki w całym miesiącu.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">Źle się dzieje na blogu margolkowym. Oj, źle... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">Nie tłumaczę się, bo nawet nie mam na to żadnego wytłumaczenia. Żyję ostatnimi czasy bardzo intensywnie i chyba po prostu zabrakło na razie miejsca na tę wirtualną rzeczywistość. A jednak szkoda mi jej cały czas i ciągle jeszcze mam nadzieję (a może już się tylko łudzę?), że to jednak nie koniec :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">Dużo się u mnie dzieje ostatnio, choć przełomów żadnych nie ma, poza jednym, o czym za chwilę. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy wyostrzyły mi się zmysły, więcej widzę i czuję, jestem bardziej świadoma siebie i swojego życia. Trudno to opisać... Ale dobrze mi z tym. Chociaż nadal nie umiem dojść do ładu z niektórymi swoimi emocjami, ciągle mi mało, czasami mam ochotę na jakieś szaleństwo. Nie wiem, gdzie się podziała ta stateczna margolka :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">Mam za sobą urodziny, o których nie wspomniałam tu chyba w końcu ani słowem, spędziłam cudowny czas na urlopie w górach, a za moment będziemy z Frankiem świętować kolejną rocznicę ślubu... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">A co do wspomnianego przełomu - nie dotyczy mnie bezpośrednio, bo to nie moje życie przewróci się za moment do góry nogami, ale na pewno ma to dla mnie ogromne znaczenie. Bo wiecie co się stało?? :) Godzinę temu otrzymałam informację, że Dorota postanowiła przyjąć ofertę pracy, którą dostała wczoraj i przeprowadza się do Warszawy!!! Przyjeżdża w niedzielę i na początek będzie przez chwilę mieszkała z nami. Później dostanie prawdopodobnie mieszkanie służbowe. Wygląda więc na to, że ziszczą się nasze wizje snute od dobrych paru lat przy kubku kawy, herbaty, gorącej czekolady albo po prostu przy kieliszku wina ;) Ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ten dzień w końcu nastąpi :D </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-size: large;">Ps. Widzę, że jeszcze trochę Was tu zagląda, miło mi bardzo, że jednak o mnie pamiętacie. Ja o Was również, zaglądam do Was, chociaż widzę, że nie ja jedna milczę...</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-78873685909319727142016-08-09T09:40:00.002+02:002016-08-09T09:40:41.754+02:00Zagadka<div style="text-align: center;">
<span style="color: #741b47; font-size: large;">Położyliśmy się wczoraj tak jak zazwyczaj, koło 22. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy w łóżku, po czym zgasiłam światło i przyłożyliśmy głowy każde do swojej poduszki. Już odpływałam, ale nagle pod powiekami zamajaczył mi pewien obrazek, otworzyłam oczy i powiedziałam do Franka: wiesz na co mam teraz ochotę??</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #741b47; font-size: large;">Na co Franek bez wahania odpowiada mi: "na pierogi". Na tę jego odpowiedź aż się podniosłam i nie bacząc na śpiącego obok w łóżeczku Wikinga prawie krzyknęłam "skąd wiesz?!"</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #741b47; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #741b47; font-size: large;">No bo powiedzcie mi, skąd on wiedział, że tym majakiem prawie sennym był właśnie talerz ruskich pierogów okraszonych błyszczącym masełkiem, cebulką i skwarkami. No skąd? Nie rozmawialiśmy o pierogach, ba! nawet o jedzeniu nie rozmawialiśmy... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #741b47; font-size: large;">Ot, zagadka... :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-4553570221801967372016-07-29T15:08:00.002+02:002016-07-29T15:08:56.124+02:00Słomiana wdowa<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W środę po południu Franek zapakował siebie i Wikinga do samochodu i pojechali do Poznania :D I tak oto już trzeci dzień jestem słomianą wdową. Podoba mi się! :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Mam zaplanowany urlop od 15 sierpnia (a Franek niestety nie, więc pojedziemy z Wikingiem i moimi rodzicami), teraz nie za bardzo pasowało mi brać wolne dni. A z kolei Frankowi ułożył się tak grafik, że miał wolny czwartek i piątek, a weekend sobie zamienił z innym i tym sposobem ma cztery dni wolnego. No to pojechał :) A ja mam wolną chatę :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wiecie kiedy ostatni raz byłam sama w domu? Jakoś na początku grudnia 2014 :P A zresztą nie do końca sama, bo przecież już z Tasiemcem :) A więc tak naprawdę, naprawdę sama przez dłużej niż 24 godziny byłam w lipcu 2013. Delektuję się więc teraz tymi chwilami. Tym, że wracam do mieszkania, w którym wszystko jest dokładnie tak, jak zostawiłam parę godzin wcześniej. Tym, że zabawki i książeczki są ułożone w pudełkach i na półkach. Że mogę spokojnie zdjąć buty po przyjściu do domu, bez wieszającego się na mnie Wikinga, a potem włączyć komputer :P I takimi tam różnymi drobiazgami :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie mówię, że chciałabym, żeby tak zostało na zawsze, ale takie parę dni sam na sam ze sobą naprawdę było mi bardzo potrzebne. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jutro rano wsiadam w pociąg i jadę do nich, w niedzielę razem wrócimy. Cieszę się, szczególnie, że mamy w planie spotkanie z Alą i jej 11-miesięczną Helenką oraz z Hiszpańską Anią (która przyjechała na wakacje do Polski) i jej roczną Emmą. Ale jednak trochę żałuję, że ta moja samotność trwała tylko trzy dni :P Poczułam się trochę jak za dawnych czasów. Zauważyłam też jedną rzecz - komfort snu nocnego absolutnie mi się nie zmienił, co oznacza, że Wiking w tym nocnym wypoczynku wcale mi nie przeszkadza. Budziłam się w zasadzie o tej samej porze, tak samo wyspana.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ciekawe jest to, jak niektórzy reagują na tę naszą rozłąkę. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Teściowie są zszokowani, że do tego wyjazdu podchodzimy ze spokojem - że nie dzwonię co pięć minut, żeby zapytać co u Wikinga, że do ostatniej chwili nie wiedziałam kiedy i czym przyjadę. Że Franek nie bał się jechać sam 300 km z dzieckiem i w ogóle, że wszyscy, łącznie z Wikingiem, nie przeżywamy tego wyjazdu jakoś szczególnie. Wikuś co prawda podśpiewuje sobie pod nosem "mama, mama..." Ale to raczej w ramach gimnastyki buzi i języka, niż ze względu na to, że mnie nie ma, bo to akurat nie robi na nim absolutnie żadnego wrażenia :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Hiszpańska Ania jest zszokowana, że Franek i Wiking pojechali sami. Tylko nie wiem, czy bardziej podziwia to, że ja bez problemu rozstałam się z synkiem, czy to, że Franek nie ma żadnego problemu z tym, żeby się zająć dzieckiem bez mojej pomocy :) Być może więcej szczegółów poznam, kiedy się spotkamy.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Niektórzy dziwią się w ogóle temu, że pozwoliliśmy sobie na takie rozstanie. Inni, że ja cieszę się z tego, że jestem sama itp. itd. :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Przyznam, że w ogóle tego nie rozumiem :) Dla nas nie stanowi żadnego problemu to, żeby te kilka dni spędzić osobno. Skoro Franek akurat ma wolne, to dlaczego niby miałby z niego nie skorzystać. Wiking jest w dobrych rękach, więc nie widzę powodu, dla którego miałabym się zamartwiać co się z nim dzieje, jak sobie radzi i czy za mną nie płacze (no bo nie płacze :P). Zapewne jestem w oczach niektórych wyrodną matką, bo nie dość, że puściłam dziecko na wyjazd prawie samo (czyt. bez matki :D), to jeszcze za nim nie tęsknię* a co gorsza nie mam w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia! </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #674ea7; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">* no przyznaję się, nie tęsknię; owszem dostrzegam brak jego obecności i brakuje mi go troszeczkę, ale wiem, że za chwilę znowu się zobaczymy, więc raczej cieszę się tą chwilą, kiedy nie muszę się sobą z nikim dzielić :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-21257692181719605732016-07-23T21:43:00.004+02:002016-07-23T21:43:40.914+02:00Ekspresem.<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000;"><span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><span style="font-size: large;">Nie mogę nadążyć za uciekającym czasem! Ostatnio mój kolega był na urlopie, znowu miałam ręce pełne roboty. Nawet nie dałam rady napisać urodzinowego posta. Ani rocznicowego - bo przecież dziesiąta rocznica mi i Frankowi stuknęła.</span></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000;"><span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><span style="font-size: large;">Muszę to nadrobić. Ale nie dzisiaj. Bo za 10 minut wychodzimy z Dorotką i idziemy na imprezę :P Pracowałam nad Frankiem od miesiąca, bo trochę kręcił nosem na to nasze wyście, ale ostatecznie wiedziałam, że się ze mną po prostu trochę droczy. Idziemy więc z Dorotką po trzech latach wreszcie sobie trochę potańczyć i będziemy świętować moje urodziny a także zaległą uroczystość - 15 lat znajomości :D</span></span></span></div>
<br />margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-19702400614032429392016-07-08T16:55:00.001+02:002016-07-08T16:55:02.983+02:00Nasz półtoraroczniak :)<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Będzie dzisiaj wreszcie o Wikingu ;) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Fakt, że wczoraj skończył on 18 miesięcy, jest dla mnie dodatkowym motywatorem. Chociaż muszę przyznać, że odkąd skończył roczek, nagle przestałam liczyć minione miesiące. Kiedy ktoś pytał, ile ma moje dziecko, musiałam się chwilę zastanowić :) A zazwyczaj i tak odpowiadałam że "niedawno skończył rok" lub "wkrótce będzie miał półtora". </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Przedwczoraj byliśmy na ostatnim szczepieniu - tzn. ostatnim w tym okresie, następne dopiero za parę lat. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Wiking waży 10,1 kg i mierzy 80 cm, co oznacza, że wreszcie wskoczył w siatkę centylową, bo dotychczas był ciągle poniżej :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Tak naprawdę pewnie nie da się napisać jednej notki na temat postępów naszego synka i tego, jaki jest, zwłaszcza po takim czasie. Ale postaram się chociaż skrótowo opowiedzieć o tym, co najbardziej dla nas istotne.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Przede wszystkim, nie mogę nadziwić się temu, jak dużo takie dziecko rozumie i ile potrafi. A właściwie, że rozumie absolutnie wszystko! Czasami go testuję i mówię coś, będąc pewna, że nie będzie wiedział o co chodzi, a potem zbieram szczękę z podłogi, kiedy Wiking na przykład wykonuje bezbłędnie jakieś moje absurdalne polecenie :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jest bardzo samodzielny. Wszystko chce robić sam. Wyrzucanie pieluch do śmieci to już naprawdę drobiazg, przy całej reszcie. Wystarczy, że powiem, że wychodzimy i trzeba ubrać spodenki, a on już leci do pokoju, otwiera szufladę, wyciąga swoje ubranie i próbuje je założyć. Ale, że nie bardzo mu to jeszcze wychodzi - bo na przykład wie, że bluzkę trzeba przyłożyć do głowy, żeby ją założyć, ale już nie bardzo kojarzy, że trzeba znaleźć "dziurę", żeby tę głowę włożyć, ostatecznie podchodzi do mnie i cierpliwie się ubiera. (Chociaż lubi też być przekorny i jak widzi, że chcemy go ubrać, to z radosnym piskiem przed nami ucieka). Tak samo jest z pieluchą - wyjmuje ją i przykłada sobie do pupy. Na hasło "idziemy się myć" biegnie do łazienki, szykuje swoją wanienkę i zaczyna się rozbierać. Podobnie jest z jedzeniem - sam wchodzi na swój fotelik do karmienia, albo siada przy swoim małym plastykowym stoliku. Bywa, że jest oburzony, kiedy próbujemy go karmić - chce sam i już! A najlepiej to żadnymi plastykowymi szućcami tylko "prawdziwym" widelcem albo łyżką. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Pewnego poranka krzątałam się w kuchni, a Wiking, jak ma to w swoim zwyczaju, plątał mi się pod nogami. Otwierał szafki, zaglądał do szuflad, wyciągał swoje słoiczki z jedzeniem, które trzymamy w razie awaryjnych sytuacji itp. W pewnym momencie zniknął - poszedł do pokoju i przez chwilę słyszałam jego stękanie - co oznaczało, że się z czymś siłuje. Po chwili zaczął mnie wołać. Weszłam do pokoju, a moim oczom ukazał się taki oto widok - Wiking siedzi w swoim foteliku do karmienia a na stoliku obok leżą przygotowane przez niego łyżeczka i słoiczek z kaszką!!! I cóż mi pozostało? Musiałam rzucić wszystko i nakarmić go tym, czego sobie zażyczył :P Z jedzeniem to jeszcze nie koniec, bo kiedy Wiking skończy jeść, to bierze swoją miseczkę, odnosi ją do kuchni i wrzuca do zlewu, pojęcia nie mam skąd mu się to wzięło. (Musimy też pilnować się, żeby nie zostawiać gdzieś w pokoju na stole szklanek, bo te też Wiking od razu sprząta i wrzuca do zlewu. Cud że jeszcze żadna się nie stłukła :)) W ogóle to ma chyba zadatki na pedanta, bo kiedy je sam i nabrudzi, to po odniesieniu miseczki leci po ścierkę albo ręcznik papierowy i wyciera stół i podłogę! Albo od razu chwyta za odkurzacz. Tak, tak, odkurza już sam. Na hasło "sprzątamy", wyciąga odkurzacz i czeka aż go podłączymy. A potem spróbuj tylko rodzicu chwycić za rurę samemu! Owszem, czasami możesz pokazać Wikingowi, w którym miejscu należy się przyłożyć, ale samą czynność wykonuje on. Nawet dywany podnosi i pod nimi odkurza... Kiedy idziemy na jakieś zajęcia, to zazwyczaj dzieciaki nie chcą oddawać akcesoriów, którymi się bawią, a Wiking na odwrót - zanim się jeszcze zabawa skończy, już chodzi po sali i zbiera zabawki :) Wrzuca je do kosza a potem kosz odstawia na miejsce. Wszyscy się śmieją, że muszę mieć w domu nie lada pomocnika. I tak rzeczywiście jest. Kiedy zmywamy, Wikuś przysuwa sobie krzesełko i staje obok nas, kiedy się pakujemy np. na wyjazdowy weekend, to on wrzuca swoje ubranka do walizki. W ogóle uwielbia być potrzebny i czeka, aż zlecimy mu jakieś drobne zadania, które z chęcią wykonuje.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Niania czasami mówi, że Wiking jest książkowym dzieckiem, co nas oczywiście bardzo dziwi, bo mamy jeszcze w pamięci te pierwsze - bardzo nieksiążkowe :P miesiące. Ale fakt, że warto było przetrwać ten pierwszy trudny okres, żeby doczekać się teraz takiego ułożonego synka. Oczywiście nie mam złudzeń, że tak pozostanie zawsze, na pewno jeszcze niejeden gorszy czas przed nami, ale wszystko pewnie jest do przejścia. A tymczasem cieszymy się tym, że synek nam bez problemu wszystko je - chociaż najbardziej lubi podjadać nam z talerza. A przede wszystkim tym, że zwykle nie ma kłopotów z zasypianiem. W ciągu dnia ma tylko jedną około dwugodzinną drzemkę i przeważnie odbywa się to tak, że kiedy zaczyna trochę marudzić, pytamy go, czy chce mu się spać. Kiwa głową, że tak i biegnie do łóżeczka. Łóżeczko stoi przy ścianie i od tej strony ma wyciągnięte szczebelki. Wiking odsuwa więc sobie to łóżeczko, wchodzi do niego i czeka aż je zasuniemy z powrotem. A potem - kładzie się, przykrywa kołderką i albo czeka na porcję mleka, albo... po prostu zasypia. Wieczorami różnie bywa - kładziemy go między 19 a 20. Zwykle zasypia po wypiciu mleka, ale czasami, kiedy jest mniej zmęczony, ma jeszcze ochotę chwilę pobrykać. Przytulamy się wtedy, śpiewam mu albo coś czytam. A niekiedy podaję mu książeczkę do łóżeczka, którą sobie sam przegląda. Bywa, że najlepiej, kiedy wyjdę po prostu z pokoju, bo kiedy siedzę obok, Wiking jest cały czas zainteresowany moją osobą, a gdy mnie nie ma, po jakimś czasie po prostu zasypia. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Mniej więcej od pół roku w większości przesypia noce w całości, o czym chyba już Wam wspominałam. Bardzo rzadko zdarza się, żeby się budził, chociaż mieliśmy ze dwa takie dwutygodniowe okresy, kiedy pobudki się zdarzały. Do dziś nie wiemy, co było ich przyczyną, chociaż zastanawiam się, czy to nie wyżynające się trzonowce, które pojawiły się ni stąd ni zowąd ;) Ale muszę przyznać, że do dzisiaj jest mi bardzo dziwnie, kiedy budzę się rano po całkowicie przespanej nocy - po prostu nie czuję, że spałam :D Nocne pobudki powodowały, że byłam bardziej świadoma samej czynności snu :) No i muszę przyznać, że czasami wolę, kiedy Wiking obudzi się w nocy i poprosi o mleko, bo wtedy śpi nieco dłużej - mniej więcej do siódmej. Dzięki temu mogę wstać i w spokoju przygotować się do pracy. Kiedy tej nocnej pobudki nie ma, to przeważnie synek tuż po szóstej jest już na nogach, wychodzi z łóżeczka i przynosi mi kapcie do łóżka, co ma być dla mnie jednoznacznym sygnałem, że koniec spania. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wikuś w dalszym ciągu jest bardzo pogodny i śmiały. Nie boi się obcych, chętnie bawi się z innymi dziećmi. Naprawdę nie możemy na niego narzekać, bo nie sprawia nam większych problemów. Oczywiście nie jest aniołkiem, bo swoje wady też ma, jak każdy :) Na pewno jest potwornie uparty i nie znosi słowa "nie". Mamy już za sobą kilka zupełnie nieuzasadnionych histerii domowych. Co prawda nie było leżenia na podłodze, ale tupanie i owszem. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Poza tym niestety nie bardzo idzie nam odpieluchowywanie. Był już czas kiedy Wiking bardzo ładnie siadał na nocniku, ale ostatnio mu się odwidziało. Nie chce i złości się, kiedy proponujemy mu, żeby usiadł na nocnik. Czasami udaje się go na to namówić, ale nie robimy tego na siłę. Tutaj chyba jednak przed nami jeszcze długa droga, bo chociaż Wikuś doskonale wie, do czego służy nocnik oraz papier toaletowy, i mimo, że często biega w samych majteczkach i kiedy się zesika, to od razu nas woła i pokazuje miejsce, które zmoczył (a czasami oczywiście od razu je chce wycierać), to nie potrafi jeszcze sygnalizować tego przed faktem, no i właśnie ostatnio jest w ogóle niezbyt chętny do tego, żeby na tym nocniku siedzieć.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Taki to właśnie jest ten nasz półtoraroczny synuś ;) Naprawdę daje nam dużo radości. Czasami oczywiście bywa męczący, bywa, że ma gorsze dni, kiedy to się wścieka i sporo marudzi, charakterek to on ma ;) Ale zdecydowanie nie mamy na co narzekać.</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-70028887714395871592016-06-30T16:50:00.001+02:002016-06-30T16:50:28.863+02:00Kolejne podejście :)<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ostatnio być może trochę mniej kolorowo jest, ale bynajmniej nie dlatego, że coś się zmieniło. Po prostu często ilość i jakość problemów nie jest bezpośrednim źródłem naszego samopoczucia. Źródłem tym jest sposób, w jaki pozwalamy im wpływać na nasze życie :) Niby takie oczywiste i proste, ale jednocześnie jakże skomplikowane. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W każdym razie ostatnio pozwoliłam różnym dokuczliwym drobiazgom nieco za bardzo na mnie wpłynąć i miałam parę gorszych chwil, ale na szczęście były to tylko chwile. Problemy są i będą. Durni i chamscy ludzie niestety też, i czasami trzeba po prostu się z tym pogodzić, bo jak to mawia mój kolega z pracy - nie wygrasz z nimi, bo najpierw Cię ściągną do swojego poziomu, a potem pokonają doświadczeniem. Coś w tym jest. To tak, jak ze złośliwcami w sieci :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W każdym razie na razie się nadal jest mi całkiem dobrze i pomimo tych gorszych momentów, wciąż czuję że żyję. A może właśnie nie pomimo, a dzięki nim, wszak życie to nie tylko cud, miód i orzeszki :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">I tylko ciągle z tym pisaniem mi nie po drodze - zresztą widzę, że nie tylko mi. Niemal każdy dzień zaczynam z myślą, że tym razem to już na pewno coś tu napiszę!... A potem zbliża się wieczór i znowu myślę sobie "jutro"... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ale za moment mamy lipiec, nowy miesiąc, nowy początek, może tym razem uda się bardziej... W dodatku to przecież mój ulubiony miesiąc. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">I następna notka już musi być koniecznie o Wikingu, bo ciągle sobie to obiecuję, a potem okazuje się, że mam za mało czasu, żeby napisać ją tak, jakbym chciała :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Tymczasem delektuję się trwającym Euro. Pamiętacie chyba, że to obok Mundialu moja ulubiona impreza sportowa? :) Pomijam już to, że po raz pierwszy jestem świadkiem tego, że Polakom udało się zajść tak daleko. To taki dodatkowy smaczek, bo przecież i bez Polaków zawsze się emocjonowałam tymi rozgrywkami. Już chłopaki w pracy określili mnie mianem największej"kibicki" w firmie, chociaż zdaje się, że mam jakąś konkurencję :) Ale nie wiem, bo jakoś tak się składa, że więcej gadam tu z facetami, a więc i o piłce rozmawiam głównie z nimi.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W weekend pojechaliśmy sobie do Miasteczka. Mieliśmy tam okazję wybrać się na imprezę plenerową - moi rodzice chętnie zajęli się Wikingiem, mogliśmy więc hulać przez pół nocy. Franek wrócił o 2:00, moja siostra i ja, dopiero po 3:00 :D Ale bawiłam się świetnie, wytańczyłam się, spotkałam parę osób, których nie widziałam wieki całe... Tego mi było potrzeba. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #cc0000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Napisałam tę notkę w niecałe dwadzieścia minut. Czyli to nie jest aż tak czasochłonne jak się zdaje.. No to dlaczego tak się zdaje.. Hmm?? :))</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-31639577958692007452016-06-17T22:37:00.000+02:002016-06-17T22:37:03.657+02:00Miła teraźniejszość.<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie da rady, po prostu nie da rady przy tym tempie życia :) Bo jak ja mam pisać, skoro ani się obejrzę, a mija kolejny tydzień? A ja nawet nie wiem, kiedy to się zdążyło wydarzyć? :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Niemniej jednak muszę przyznać, że wcale nie jest mi z tym źle. Dzień mija za dniem, ale w większości są to bardzo dobre dni. Żyję bardzo intensywnie - to nie jest pierwszy raz, kiedy tak to odczuwam, ale dawno już nie czułam się tak, jak w ostatnim czasie. Chyba najlepiej mogłabym określić to jako poczucie, że żyję pełnią życia. Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że przeżywam teraz bardzo dobry czas. Właściwie to nie jestem pewna, dlaczego tak jest. Miewam oczywiście gorsze dni, bywają nawet takie naprawdę paskudne. Ale przede wszystkim bardzo dużo się śmieję, dobrze czuję się w swojej skórze i jestem pozytywnie nastawiona do wszystkiego. Bardzo mi to pomaga, bo mimo wszystko czas nie jest wcale taki dobry. Ale chyba ostatnie lata pomogły mi nabrać ogromnego dystansu do problemów, trudów codzienności i gorszych chwil.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Czuję się szczęśliwa, chociaż oczywiście mam dni, kiedy o tym zapominam, bo jest też jedna sprawa, która niczym to ziarnko grochu mnie uwiera i w niektóre dni jest to bardziej odczuwalne, niż w inne. Ale ogólnie rzecz biorąc jest dobrze :) Spełniam się po prostu we wszystkich dziedzinach mojego życia, a wtedy zawsze czuję się komfortowo. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">To, że czas mi ucieka nie boli mnie. Jasne, że chciałabym mieć go więcej na różne swoje sprawy, ale prawda jest taka, że na deficyt wolnego czasu cierpiałam zawsze :) Winę za to ponosi po prostu zbyt duża ilość pomysłów, które mam :P Ale nie przeszkadza mi nawet szczególnie to, że dni mijają czasami niezauważone i że nie nadążam za mijającymi miesiącami oraz zmieniającymi się porami roku. Prawdę mówiąc, to jest właśnie dla mnie znak, że dobrze mi się żyje. Upływ czasu nie wpływa na mnie negatywnie, nie martwię się nawet tym, że się starzeję :D Zresztą ostatnio mój kolega z pracy bardzo poprawił mi nastrój - najpierw tym, że "wycenił" mnie na jakieś 4-5 lat młodszą niż jestem, a później tym, że zobaczywszy moje zdjęcie z dokumentów sprzed prawie 15 lat stwierdził, że tak naprawdę niewiele się zmieniłam i bez problemu by mnie rozpoznał. Opowiedziałam to potem w domu Frankowi i mąż jeszcze bardziej podniósł moją samoocenę mówiąc: "niee, no nieprawda, zmieniłaś się, wyglądasz dzisiaj zupełnie inaczej..." I potem tak najzupełniej serio powiedział, że im jestem starsza, tym jestem ładniejsza :D </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: blue; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">I tym optymistycznym akcentem kończę tę notkę, która niechcący stała się czymś w rodzaju hymnu pochwalnego mojego obecnego życia. Ale, jako że jestem świadoma tego, iż fortuna kołem się toczy, nie tracę czujności i liczę się z tym, że za chwilę mogą nadejść gorsze dni. Jednak to głównie dlatego, żeby nie dać się znokautować przez zaskoczenie, bo przede wszystkim mam nadzieję na to, że będzie dobrze :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-8486207576430716822016-06-10T22:54:00.003+02:002016-06-10T22:54:46.743+02:00I wyszło jak zwykle :)<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie no, zdecydowanie miało być inaczej! :) Wizję miałam taką, że po ostatniej notce, będę pisać kolejne jedna za drugą, żeby wreszcie nadrobić zaległości. Niestety nie udało się i nie wiem kiedy minął mi kolejny miesiąc. Czas, czas i jeszcze raz czas - tego mi brakowało. W pracy miałam urwanie kapelusza, bo mój kolega wyleciał sobie na urlop do Chin, a ja oprócz swoich obowiązków przejęłam jeszcze jego. On jest handlowcem, więc przez jakiś czas byłam opiekunem jego klientów. Nawet oferty im składałam. Do czego to doszło? :) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Po pracy też się dużo działo i każdy wieczór jakoś wolałam spędzić inaczej niż przy komputerze. Nadrobiłam zaległości w innych dziedzinach. Weekendy wszystkie mieliśmy bardzo intensywne. Odwiedziło nas mnóstwo gości, w tym koledzy z Poznania, którzy zawitali u nas na długi weekend ;) Ale było fajnie. Wiecie, że stwierdziłam, że nawet nie byłoby tak źle mieć tak na co dzień trzech facetów w domu :P</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Z emocjami swoimi jeszcze nie do końca doszłam do ładu. I czasami wątpię, czy to w ogóle jeszcze kiedykolwiek nastąpi :D Mam za sobą wiele spokojnych dni, kiedy to wydawało mi się, że wszystko wróciło do normy. A potem znowu miałam w głowie wojnę niespokojnych myśli. Zresztą nawet dziś jest jeden z takich dni - czekam więc, aż mi po prostu przejdzie, bo już wiem, że w w czasie tych napadów, to najlepsze, co mogę zrobić :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">W pracy nadal dynamicznie. Przestali zwalniać na potęgę. Ale ludzie zaczęli sami odchodzić :P Nadal nie pozostaje nam nic innego, jak się z tego po prostu śmiać. Na przykład przesłana dzisiaj rano przez recepcjonistkę "aktualna lista kontaktów" wzbudziła powszechną wesołość, albowiem okazało się, że jest na niej przynajmniej pięć osób, które są na wypowiedzeniu, bądź na zwolnieniu lekarskim po którym już do pracy nie wrócą. A jeszcze śmieszniej było, kiedy dwie godziny później dostaliśmy listę poprawioną :D Śmiejemy się, bo cóż nam pozostało w tych niepewnych czasach? Ja nadal po prostu czekam, obserwuję i robię swoje. Nie przejmuję się, bo nic mi to nie da. Zazwyczaj jest fajnie, chociaż miewam trudne dni. Są osoby, które mają naprawdę trudny charakter. Na szczęście ze zdecydowaną większością nie mam problemów i dogaduję się z nimi bardzo dobrze. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wiking niemal codziennie nas zaskakuje. Muszę wreszcie się zmobilizować i trochę o nim napisać, bo dawno już nie było żadnych konkretów na jego temat. A jest o czym pisać. Nasz synek jest bardzo samodzielny, rozumie wszystko, co się do niego mówi, jest pogodny, ale też zdecydowanie ma charakterek. Moja mama twierdzi, że to po mnie i że ja się zachowywałam identycznie, kiedy byłam w jego wieku i gdy coś szło nie po mojej myśli :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #990000; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Oj tak, jest o czym pisać. Tylko trzeba się zmobilizować, a to mi nie idzie :) Ile razy w ciągu ostatniego tygodnia myślałam, żeby wreszcie coś opublikować? Nie macie pojęcia! Ale ciągle coś mnie od tego odrywało. I tylko każdego dnia bardziej dziwiłam się, że od ostatniej notki za chwilę minie miesiąc...</span></div>
<br />margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-35280838069828506322016-05-13T22:23:00.000+02:002016-05-13T22:23:46.810+02:00Sukces rekrutacyjny...<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif; font-size: large;"><span style="color: #a64d79;">Takim mianem zostałam określona dzisiaj przez dyrektor HR w naszej firmie. Usłyszałam też, że nie mam obawiać się, że wraz z przybyciem nowego dyrektora działu stracę pracę, bo jestem zbyt cennym pracownikiem...</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Powinnam zacząć od początku. Tylko jak to zrobić, skoro sytuacja jest tak dynamiczna?? Szkoda, że nie opisywałam na bieżąco tego, co się działo i dzieje u nas w firmie, ale z drugiej strony to chyba nie byłoby możliwe :) W każdym razie, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Rotacja pracowników jest ogromna. Chyba też trochę brakuje pomysłu na rozwiązanie pewnych problemów... Nie wiem, jak to się wszystko dalej ułoży, nic nie jest pewne. Ale z jakiegoś powodu jestem spokojna. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie wiem, być może po prostu to, co się wydarzyło w mojej poprzedniej pracy mnie tak zahartowało, a może się tak bardzo zmieniłam od półtora roku, ale niewiele sytuacji zawodowych jest w stanie wytrącić mnie z równowagi, wprowadzić w stan niepokoju i zestresować. Prawdę mówiąc od stycznia, nie przypominam sobie ani jednej. Nawet wiadomość o tym, że dyrektor naszego działu - ta sama, z którą (oprócz dyrektor działu HR) miałam rozmowę kwalifikacyjną - została zwolniona, przyjęłam raczej ze spokojem.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Pamiętam doskonale ten permanentny stres i niepokój, który cały czas wisiał mi nad głową przez ponad rok w poprzednim miejscu pracy. Robiłam swoje i robiłam to najlepiej, jak umiałam. Lubiłam swoją pracę, nie chciałam jej stracić i cały czas miałam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Miałam nadzieję, a jednak chyba cały czas gdzieś w głębi serca czułam, że tak nie będzie. Z kolei teraz jest zupełnie inaczej. Sytuacja w tej firmie jest o wiele mniej stabilna, a jednak nie mam w sobie tego stresu, który dwa lata temu towarzyszył mi non stop. Cały czas mam wrażenie, że jakoś się poukłada i że wszystko będzie dobrze. Może to ta słynna kobieca intuicja?</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A może się mylę i przejadę się na tym moim optymizmie,? Ale w tym wypadku chyba najlepiej wyjdę na takim podejściu do sprawy. Bo jeśli nawet straciłabym tę pracę z jakiegoś powodu, to i tak nie mam na to wpływu. Więc chyba lepiej się tym nie przejmować, prawda? ;) </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Jest mi tak lekko i dobrze z tym nowym podejściem do życia, które przyszło do mnie nie wiedzieć kiedy i jak. A trzyma się mnie ono już całkiem długo. I lepiej niech nie opuszcza :) Bo przecież nie wiem co będzie za miesiąc, pół roku, rok... Mogę spodziewać się zarówno dobrych rzeczy, jak i tych złych. Tylko co to zmieni, że będę się nad tym zastanawiała i przejmowała tymi ewentualnymi złymi? Absolutnie nic. Zawsze to wiedziałam, ale i tak się przejmowałam. Dlatego tak bardzo cieszy mnie to, że tym razem jest inaczej.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Wpis miał być o czymś innym, a wyszedł taki filozoficzny. Postaram się następnym razem napisać trochę bardziej konkretnie :)Może uda mi się opowiedzieć po krótce moją dotychczasową historię zatrudnienia w Jabłeczniku, jak postanowiłam nazwać moją firmę na potrzeby tego bloga ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Ps. Jestem w trakcie odpowiadania na komentarze - również te bardzo zaległe ;) Ale w końcu to zrobię, więc możecie się spodziewać odpowiedzi nawet na komentarze pod notkami sprzed kilku tygodni.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-18952086027131674752016-05-09T22:06:00.002+02:002016-05-09T22:06:17.466+02:00Chorobowe.<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;">O tym, że doba jest za krótka, wiemy wszyscy, prawda? Więc nie będę się nad tym rozwodzić. Ale ostatnio stwierdziłam, że mój problem polega po prostu na tym, że zdecydowanie za dużo bym chciała. Wszystko bym chciała zrobić, ogarnąć, załatwić... A potem się dziwię, że mi się nie udało. A przecież i tak nie jest najgorzej, przecież mnie znacie i wiecie, że w gruncie rzeczy nawet sporo zajęć udaje mi się w tej krótkiej dobie pomieścić.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;">A tak w ogóle to jestem na zwolnieniu lekarskim. Niby od dzisiaj, ale musiałam pójść do pracy. Teoretycznie tylko na spotkanie, ale spotkanie trwało prawie cały dzień. Miałam zamiar po prostu zapomnieć o tym zwolnieniu i nie zostawiać go w kadrach, ale dowiedziałam się, że to nie będzie oznaczało, że ten świstek sobie po prostu zniknie. A więc do środy choruję. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;">I już mnie nosi! Mam świadomość, że jutro nie idę do pracy i już jest mi z tym bardzo dziwnie i mam wrażenie, jakby właśnie uciekł mi autobus, który wiezie wszystkich moich znajomych na wycieczkę i że ominie mnie coś bardzo ważnego. Baardzo dziwne uczucie. Czy to już pracoholizm? :)) Niee, pracoholiczką nie jestem na pewno. Ale nieswojo mi z tym. Zwłaszcza, że tak się niefortunnie złożyło, że zastępuję mojego kolegę handlowca, który jest na urlopie i mam sporo dodatkowej pracy. Więc i tak będę musiała na bieżąco załatwiać pewne sprawy.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;">To zwolnienie to pokłosie mojego złego samopoczucia z ubiegłego tygodnia. Tak naprawdę cały czas od tamtej pory źle się czuję, męczy mnie kaszel, bóle głowy i miewam stan podgorączkowy. Lekarka zasugerowała więc, że powinnam to wyleżeć. Nie miałam zbyt wiele czasu do namysłu, więc po prostu przyjęłam to zwolnienie, stwierdzając, że w razie czego mogę je właśnie zignorować. Ale okazało się, że to nie takie proste. I teraz żałuję, choć jeszcze dwa dni temu, perspektywa takiego przymusowego wolnego w sytuacji, kiedy niania i tak zajmie się Wikingiem brzmiała prawie kusząco. Myślałam, że ponadrabiam trochę zaległości... </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #a64d79; font-size: large;">No nic, może jeszcze do jutra mi się odmieni. I może jakoś przeżyję te dwa dni bez mojej firmy :P</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-4098536883506900312016-05-03T23:03:00.003+02:002016-05-03T23:03:28.982+02:00Zwieńczenie majówki.<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Trudno będzie mi jutro wrócić do pracy. Bardzo trudno :) Rozleniwiłam się, wolne dni zupełnie wybiły mnie z rytmu. Zwłaszcza dzisiejszy :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zgodnie z planem, pojechaliśmy do Poznania. Było jak zwykle towarzysko i przez większość czasu przyjemnie, ale w niedzielę Franek źle się czuł, a z kolei w poniedziałek mnie dopadł jakiś wirus. Dwadzieścia stopni na dworze a mi było zimno.. :/ Bolała mnie głowa, mięśnie i byłam ogólnie rozbita. Podróż z Poznania do Warszawy była dla mnie dość trudna, ale na szczęście szybko minęła. Potem zaczęłam się rozpakowywać, ale w pewnym momencie skapitulowałam i poszłam się położyć na chwilę. Zmierzyłam temperaturę i przekraczała ona 38 stopni. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Na szczęście okazało się, że była to jakaś jednodniówka i dzisiaj obudziłam się w dużo lepszej formie. Franek niestety musiał dziś iść do pracy, ale my z Wikingiem mieliśmy swoje plany, bo umówiliśmy się z już-nie-hiszpańską Karoliną. Spędziliśmy razem cały dzień :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zawsze jak się spotykamy, czuję się jakbym cofała się do czasów studenckich :) To nie są zwykłe spotkania z koleżanką przy kawie - to po prostu spędzanie razem czasu :) Tak jak wtedy, kiedy całą paczką robiłyśmy zakupy, umawiałyśmy się na wspólne gotowanie, wspólną naukę albo wspólne nocowanie. Żyłyśmy poniekąd ze sobą :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Umówiłyśmy się około 10 rano w centrum Warszawy. Pogoda była piękna, poszłyśmy więc na spacer w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, gdzie trwały przygotowania do uroczystych obchodów dzisiejszego święta. Już kiedyś wspominałam, że bardzo lubię takie klimaty i często oglądam relacje telewizyjne z takiego świętowania. Nareszcie miałam okazję zobaczyć je na żywo. Ale nie stałyśmy tam cały czas - w pewnym momencie Wiking uciął sobie drzemkę, a my poszłyśmy na lody :) Potem skierowałyśmy się do Ogrodu Krasińskich i przy wystrzałach z armat, byliśmy na tyle daleko, że sen Wikinga pozostał niezakłócony. Kiedy się obudził, zdążył zjeść deserek w postaci banana, przespacerować się po parku i pobawić z psem, który wyszedł ze swoją panią na spacer. Obiecałam mu jeszcze huśtawkę, ale zaczęło padać, więc musieliśmy się zawijać, bo deszcz był coraz bardziej intensywny. Stwierdziłyśmy z Karoliną, że to czas na obiad i poszłyśmy do pierogarni. Nie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł i czekałyśmy w kolejce 15 minut, ale nawet Wikingowi to nie przeszkadzało :) W restauracji spędziliśmy prawie dwie godziny! Nie mam pojęcia, kiedy ten czas zleciał :) Ale przez ten czas słońce znowu wyjrzało zza chmur i spacerem przeszliśmy do mieszkania Karoliny. Ostatecznie trafiliśmy z Wikingiem do domu dopiero krótko przed 20:00! To był bardzo intensywny dzień, ale jakże udany! Oczywiście brakowało nam trochę Franka, ale służba nie drużba. Niemniej jednak zorganizowaliśmy sobie ten czas i mieliśmy dzień pełen wrażeń. Wiking w łóżeczku padł jak kawka :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Swoją drogą dorasta nam synek ;) Doczekałam się wreszcie momentu, kiedy mogłam kupić mu balonika! Kiedy Wiking zobaczył panią z balonami, wyrwał się do niej i wyciągał rączki w kierunku baloników, nie mogłam mu tego odmówić :) Tak się cieszył! A i dla mnie to była radość, że mogłam go takim drobiazgiem uszczęśliwić. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Cieszy mnie też, że można z Wikusiem wyjść na calutki dzień z domu i on nie tylko dobrze to znosi, ale jest wręcz zadowolony z takiego stanu rzeczy :) Grzecznie siedzi w wózku i obserwuje wszystko wokół albo spaceruje na własnych nóżkach. Spokojnie można iść z nim do restauracji i jest w stanie tam wysiedzieć ponad godzinę, jeśli tylko dostanie coś do jedzenia :) A jak jeszcze jest tam jakiś kącik dla dzieci, to już w ogóle świetnie. Pozwala sobie zmienić bez problemu pieluchę (w domu różnie bywa, czasami trzeba się z tym trochę namęczyć) nawet jeśli nie ma przewijaka i odbywa się to na stojąco na zamkniętej muszli klozetowej. A do nowego miejsca (na przykład mieszkania Karoliny) wchodzi jak do siebie, zwiedza wszystko, po czym znajduje sobie zajęcie w postaci przerzucania cukierków z jednej miseczki do drugiej albo przerzucaniu kolorowych gazet należących do współlokatorki Karoliny i wcale nie przeszkadza mu, że mama urządziła sobie długie pogaduchy z ciocią. Tak długie, że się zagapiła i zapomniała, że synek być może zgłodniał... Ale to żaden problem, bo tenże synek po prostu wyciągnął z torby słoiczek z jedzeniem i przyniósł go rodzicielce. Trudno o bardziej czytelny sygnał. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #b45f06; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Kochany jest ten nasz Wiking, choć oczywiście ma swoje za uszami i już teraz widać, że prawdopodobnie będzie dzieckiem, które będzie potrafiło położyć się na podłodze w supermarkecie bo "ja to chcęęęęę". Dzisiaj na przykład prawie się kładł na ziemi przy Grobie Nieznanego Żołnierza, bo nie pozwoliłam mu podejść zbyt blisko :) Cóż, jest obciążony genetycznie, wszak oboje rodziców to ludzie z charakterem... Póki co biorę go po prostu pod pachę i ignoruję protesty, jak będę sobie z tym radzić za jakiś czas, to się dopiero okaże, jeszcze nie opracowałam strategii :) Poza tym nie obyło się bez małego wypadku przy pracy, bo Wiking zbił cioci Karolinie miseczkę. Ale tak ogólnie, to jednak nasz synek jest w większości dzieckiem bezproblemowym. Nie grymasi przy jedzeniu, przesypia noce, jest pogodny, nie boi się ludzi, nie trzyma się kurczowo rodziców... Ale trochę się już rozpędziłam, więc po prostu odpukuję w niemalowane, żeby tak już zostało i wrócę do tematu innym razem. A tymczasem kończę, bo jutro dzień jak co dzień, rano trzeba wstać i iść do pracy :) Echh, każdy dzień, nawet tak przyjemny jak dzisiejszy musi dobiec końca... :)</span></div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-7531341311745370688.post-60493518791070092912016-04-28T16:53:00.000+02:002016-04-28T16:53:11.658+02:00Wracając do obiegu...<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Siedzę sobie wieczorem przy komputerze i odpowiadam na Wasze komentarze. Franek siedzi niedaleko mnie na fotelu, spogląda na mnie i nagle mówi: "dawno nie widziałem tego Twojego uśmieszku". "Jakiego" pytam się, a on mi na to, że takiego i próbuje mi go jakoś pokazać... Po chwili rezygnuje i stwierdza: "no, blogowego takiego..." :)</span></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie raz Franek narzekał na to moje pisanie - że komputer zajmuję, że go nie słucham, że za dużo czasu spędzam na pisaniu i tak dalej, i tak dalej. Ale w gruncie rzeczy wcale mu to moje blogowanie nie przeszkadzało. Dziwił się nawet, kiedy przestałam pisać, a zacytowany tekst tylko świadczy o tym, że chyba też się w pewnym sensie ucieszył, że jeszcze nie zamykam bloga (bo zwierzyłam mu się z takiego pomysłu).</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dziękuję za komentarze pod poprzednią notką. Cieszę się, że znowu odezwały się również te z Was, które na co dzień są tylko cichymi czytelniczkami. Dobrze wiedzieć, że jeszcze Was tyle zostało, mimo, że nie spodziewałam się wcale dużego odzewu po tak długiej przerwie.</span></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Dzisiaj pędzę do domu, żeby się jak najszybciej spakować. Plan jest taki, że Franek kończy jutro około 12, przyjeżdża do domu i korzystając z obecności niani, pakuje wszystkie rzeczy do samochodu. Potem pakuje do niego Wikinga i siebie i jadą gdzieś w moim kierunku, żeby mnie zgarnąć. Ja z kolei chciałabym wyjść wcześniej z pracy (nie wiem, czy mi się uda, bo uzależniona jestem trochę od kolegi, który jedzie do kontrahenta po protokół odbioru, bez którego nie będę mogła wystawić faktury na koniec miesiąca) i jedziemy do Poznania. Nie na cały długi weekend, bo we wtorek Franek pracuje, ale i tak fajnie, że uda się na trzy dni. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Zresztą dopiero co mieliśmy przedłużony weekend, bo w połowie kwietnia wzięliśmy sobie trzy dni wolnego i pojechaliśmy do Miasteczka. Ale jak wiadomo, wolnych dni nigdy za wiele :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple; font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Nie mam niestety więcej czasu, żeby pisać coś więcej i bardziej konkretnie na ten moment, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć, żeby f</span>aktycznie z tej wprawy nie wyjść tak na amen i nie zniknąć znowu na parę tygodni :D</div>
</div>
</div>
margolkahttp://www.blogger.com/profile/05827301332075883068noreply@blogger.com24