*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 1 lipca 2008

Nowa kartka w kalendarzu

Coś mi nie idzie to pisanie ostatnio. To znaczy mam dużo pomysłów, ale jakoś ich nie umiem ubrać w słowa. Chyba wena mnie opuściła po prostu. A więc wybaczcie mi ten brak lekkości pióra.
A dzisiaj nie tylko przesuwam czerwony kwadracik w kalendarzu na kolejny dzień, ale wyrywam kartkę. Bo oto mamy nowy miesiąc. Ostatni z moich ulubionych. Bo do moich trzech ulubionych miesięcy należą maj, czerwiec i lipiec.
W lipcu zawsze się u mnie dużo działo. Wiadomo – wakacje, wyjazdy, nowi ludzie. Nowe pomysły, błogie lenistwo. Od paru lat już nie jest tak leniwie,ale i tak mam powody, żeby lubić ten miesiąc. W lipcu poznaliśmy się z Franusiem. I w lipcu się urodziłam. A to już chyba wystarczający powód do świętowania co? :)
Jak na razie 1 lipca oznacza dla mnie jedno – dzisiaj w pracy jestem uziemiona, bo inwentaryzację trzeba zrobić :/ Ale tak poza tym, rozpoczynam wielkie odliczanie. Już za 10 dni urlop :D Z racji ostatniego dużego zakupu jestem spłukana. Postanowiliśmy więc z Frankiem,  że na wakacje jedziemy…do mnie do domu :) Zawsze jeżdżę tylko na dwa dni, a teraz posiedzę tam cały tydzień. Już się nie mogę doczekać.
Siedemnastego nasza rocznica. Już się boję. Bo Franuś do romantycznych nie należy, a ja się zawsze łudzę, że może tym razem wymyśli coś miłego :) Proszę mnie źle nie zrozumieć, on się bardzo stara. Zawsze chce dobrze i chce uczcić ten dzień, tylko po prostu mamy inną wizję :) A dziewiętnastego idziemy na wesele do jego kuzyna. Kieckę już mam, bo została mi z tamtego roku. Ale we wrześniu jeszcze dwa wesela i na te okazje muszę sobie nową kreację zorganizować. I tak a propos tej sukienki. Wczoraj w pracy wyjątkowe urwanie głowy było. Wszyscy nagle czegoś z biura zapragnęli. Dobrze, że wróciła Ania z urlopu , bo sama bym nie dała rady ze wszystkim. I przyjechali jeszcze nowi restauratorzy na szkolenie, więc musiałyśmy im wszystko pokazać co i jak się w biurze odbywa. I w tym momencie Franek strasznie chciał ze mną rozmawiać. Nie odebrałam i ściszyłam telefon. Jak już było po szkoleniu, miałam osiem połączeń nie odebranych. No to zadzwoniłam i pytam co to za pilna sprawa była. A on mi na to: „Wiesz tak sobie pomyślałem, przyjedź do mnie jak skończę pracę to pójdziemy na miasto poszukać sukienki dla Ciebie.” No, o zakup ciuchów to my się kłócić nie będziemy :)