*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 9 sierpnia 2009

Do trzech razy sztuka?

No to ja tak na chwilę, zanim wyruszymy w dalszą podróż. Bo na razie mamy przystanek w Miasteczku. Na weselu bawiliśmy się dobrze, chociaż tak szczerze powiem, że już chyba wszyscy mają dość tych ślubów… Ja również. I cieszę się, że nie ma w planach następnego. Chyba mamy spokój przynajmniej na dwa lata. A wracając do tego wesela. Czy ktoś się zdziwi, jeśli napiszę, że złapałam welon? Do trzech razy sztuka się mówi… Tym razem Franek złapał też krawat. Ale tak naprawdę wszystko było trochę oszukane:) Bo po pierwsze wodzirej zasygnalizował, że zaraz Panna Młoda będzie rzucać ten welon, więc nie było zaskoczenia. Welon nie leciał co prawda tak po linii prostej w moją stronę, ale podskoczyłam sobie w prawo i innej pannie sprzątnęłam go sprzed nosa. Wiem, nieładnie. Ale jakoś się nikt nie palił do tego, żeby go złapać. Szczerze mówiąc ja na początku też nie. I nie miałam już ochoty na te oczepiny. Ale jak już byłam w tym kółeczku to mi się włączyła taka chęć rywalizacji. A po drugie, Pan Młody rzucił krawat za daleko i został on złapany przez Franka wujka. Żonatego od jakichś trzydziestu lat. No ale kawalerka się nie kwapiła do tego, żeby przejąć zdobycz, jedynie Franek się pokusił o złapanie odrzuconego krawata. Tym sposobem w końcu się skoordynowaliśmy. Same widzicie, trochę naciągane, ale jest:) Może to oznacza, że będziemy musieli trochę powalczyć o swoje? :) (A jak wrócę, to wrzucę zdjęcie) Ogólnie bawiliśmy się fajnie. Jedzenie było dobre. Kaca nie było. To znaczy mówię za siebie, bo Franek trochę umierał. A ja kładłam się zupełnie trzeźwa, więc dziwne byłoby gdybym się obudziła pijana ;)
A jutro z samego rana wyruszamy do Zakopanego. Nie będzie mnie parę dni. Jak wrócę to mam nadzieję, zostawię jakąś fajną relację :)