*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 21 listopada 2009

Nie wiem co robić :(

Strasznie jest mi przykro, że w takich okolicznościach przyszło mi opisywać początki naszego związku :( Ale mimo wszystko chciałam to zrobić. Może dlatego, że boję się, że już nigdy nie będę miała okazji opisać tej historii, a chyba była tego warta. A może chciałam się uciec przed teraźniejszością do wspomnień. A może po prostu nie dociera do mnie to co się dzieje.
Czuję się fatalnie :( Nie wiem co robić. Nie wiem co myśleć. Zawsze wydawało mi się, że miłość jest najważniejsza. No i poniekąd tak jest, bo bez niej nie da się niczego zbudować. Ale okazuje się, że czasami uczucie nie wystarczy. Że czasami miłość to nie wszystko. Jestem pewna mojego uczucia. Kocham Franka i moim marzeniem jest to, żeby z nim być. I jestem właściwie pewna, że on też mnie kocha, nie mam powodu, żeby myśleć inaczej. Nie zdarzyło się nic, co mogłoby wpłynąć bezpośrednio na nasze uczucia. Ale zawiodłam się na nim bardzo. Dopiero co pisałam, że nie kłamczuchem. A za chwilę dowiedziałam się, że mnie oszukał. W sprawie, która może zaważyć na naszej przyszłości, przynajmniej tej najbliższej. Oszukał mnie i swoich rodziców. Nie wiem jak długo to trwało i dlaczego to zrobił, bo nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że on miał jakiś problem i nikogo do niego nie dopuścił. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby te wszystkie nasze nieporozumienia w ostatnim czasie wynikały z tego, że on żył w jakimś napięciu, bo widział, że coś nie idzie zgodnie z planem, a mimo to wolał udawać, że nic się nie stało i dusić wszystko w sobie. Jego rodzice też widzieli, że coś się dzieje a jednak nie dało się z nim rozmawiać. Zupełnie zamknął się w sobie. Wolał nas oszukiwać. Jest mi strasznie przykro, że tak mnie wykluczył. Jak on wyobraża sobie wspólne życie bez dzielenia się także problemami i smutkami? :(
Nie wiem co mam robić. Wszystkie bliskie osoby, z którymi rozmawiałam przede wszystkim mówią mi, że po pierwsze muszę myśleć o sobie i że moje dobro jest najważniejsze. I że on musi zrozumieć, że tak dłużej być nie może. Że mam czekać aż on pokaże, że naprawdę mu zależy i że potrafi być odpowiedzialny.
On i jego rodzice próbują odkręcić sprawę. Ja się postanowiłam nie mieszać. Skoro nie chciał pomocy z mojej strony, to ja nie mogę żyć jego problemami. To on podzielił te problemy na jego i moje. Tylko łatwo mi mówić :( Bo i tak się przejmuję. W piątek dzwonił do mnie kilka razy. Nie odbierałam. Siedziałam w pracy i ryczałam, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawiał się „Franek :)”. W końcu on zadzwonił do mnie do pracy na telefon stacjonarny. Nie przewidziałam tego. Przeprosił. Chwilę rozmawialiśmy. Nie tak jakbym chciała, ale wiedziałam, że nie mogę inaczej. Serce mówiło jedno, rozum co innego.
Wyjechałam do Miasteczka. On nie dzwonił więcej. Nie wiem co robić. Nie wiem co on myśli, nie wiem co będzie z nami. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego. Ale nie mogę pozwolić sobie na takie traktowanie. Strasznie boli to, że się nie odezwał już od trzydziestu dwóch godzin :(