*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 20 lutego 2011

Kto nie czyta, ten trąba!

Kiedy kilka dni temu usłyszeliśmy informację o wynikach badań Biblioteki Narodowej, z których wynikało, że tylko 12 % Polaków można określić mianem „rzeczywistych czytelników”, ponieważ czytają przynajmniej sześć książek rocznie, Franek skwitował to jednym zdaniem: „no to nieźle im zawyżasz statystyki”…
Fakt, sześć książek to ja jestem w stanie przeczytać w ciągu miesiąca. Chociaż przyznaję, że nieczęsto mi się to zdarza ze względu na brak czasu spowodowany innymi obowiązkami. Ale średnio czterdzieści książek rocznie to moja norma.

W głowie mi się nie mieści, że tylko 44 % naszego społeczeństwa miało w ciągu ubiegłego roku chociaż jednorazowy KONTAKT z książką (czyli nie oznacza to, że ją przeczytali!). Chociaż jeszcze bardziej nie mieści mi się w głowie, że te 56 % nie wstydziło się przyznać do braku tego kontaktu…
Wiem, że obecnie wiele mamy pożeraczy naszego czasu, z komputerem i internetem na czele. Do tego telewizja, seriale, gry… Wszystko rozumiem, bo sama nie jeden raz wyrzucam sobie, że za dużo czasu spędzam przed ekranem komputera, tudzież telewizora. Zła jestem na siebie, kiedy wciąga mnie jakaś karciana gra albo losy, dajmy na to, Mostowiaków. Rozumiem też, że są osoby, które faktycznie nie mają czasu – praca, dzieci, dom, zakupy – te wszystkie obowiązki pochłaniają tyle czasu i energii, że człowiek pada jak kawka po przeczytaniu dwóch zdań.
Ale absolutnie nie rozumiem tego, że są osoby, które nawet nie próbują sięgnąć po książkę! Które deklarują, że czytać nie lubią, nie sprawdzając tego nawet, które w ogóle nie widzą czytania jako alternatywy spędzania wolnego czasu. 

Nie potrafię tego zrozumieć, bo sama kocham książki i nie wyobrażam sobie bez nich życia. Bibliotekę odwiedzam przynajmniej raz w miesiącu. I to nie jedną, ale od razu przynajmniej trzy. Wychodzę z nich ze stosikami książek, które aż mi się palą w rękach i nie mogę się doczekać, kiedy je wszystkie przeczytam. Zdarza mi się zasypiać rozmyślając o tym ile książek jeszcze mnie czeka i ta myśl powoduje moją ogromną ekscytację. Czasami gdy jestem w pracy myślę o wolnej chwili popołudniu, gdy zasiądę przy lekturze… 56 % Polaków w ciągu 365 dni nie ma jednorazowego kontaktu z książką… Ja należę do osób, dla których nie istnieje ani jeden dzień bez przeczytanych chociaż kilku zdań (i bynajmniej nie mam na myśli blogów, czy wiadomości w internecie :))

Ale o moich zwyczajach czytelniczych może innym razem. Teraz chciałabym się zastanowić nad jednym - gdzie leży przyczyna tak tragicznego stanu czytelnictwa w Polsce? Napisanych książek jest tyle, że nikt nie jest w stanie przeczytać wszystkiego, co istnieje. Ba, nawet wszystkiego, co go interesuje… A więc na pewno każda osoba mogłaby znaleźć coś dla siebie. A jednak dobrowolnie rezygnuje się z tej przyjemności całymi latami. To, o czym już wspomniałam – a więc telewizja, komputery i nadmiar obowiązków są tylko przyczynami pośrednimi. Natomiast sądzę, że tych bezpośrednich powodów należy szukać u źródeł. Moim zdaniem tym źródłem są rodzice i szkoła. 
Szkoła chyba jest zbyt pobłażliwa, coraz mniej wymaga, przymyka oko na to, że uczniom wystarczą bryki i streszczenia. Na temat samych lektur się nie wypowiadam. Zgodzę się, że być może lista powinna być trochę zmodyfikowana. Ale nieprawdą jest, że wszystkie lektury są nudne. Mnie zainteresowała większość. Pamiętam, że najbardziej męczyłam Kajtkowe przygody i Żeromskiego. Reszta była do przełknięcia, a znakomita część wręcz mnie fascynowała. Ale pomijając już lektury obowiązkowe, szkoła zwyczajnie nie propaguje czytania. Poloniści czy pracownicy biblioteki nie proponują książek, które mogłyby zainteresować dzieci i pomóc w rozwoju pasji czytania. Nie rozmawia się o książkach, a lektury omawia się schematycznie i bardziej pod kątem „dlaczego autor tak napisał?” niż „co w ogóle napisał?”…
Szkoła szkołą, a ja i tak uważam, że najważniejsi zawsze są rodzice. Czego się od nich nauczymy, co u nich podpatrzymy, zakoduje się nam choćby w podświadomości. Jeśli rodzice nie czytają, nie pokazują nam, że można to robić, że można z tego czerpać przyjemność, że to nie musi być tylko przykry obowiązek, to i my czytać nie będziemy, nawet nie spróbujemy…

To jest tylko moje zdanie. Badań nad przyczynami niechęci do czytania nie prowadziłam. Ale nasuwa mi się tylko jedna myśl: Nie zachęca się ludzi do czytania, a znakomita większość nie ma pojęcia jaka to może być przyjemność.
A ja tego zjawiska pewnie nigdy nie zrozumiem, bo jak osobie, która uwielbia lody waniliowe można wytłumaczyć, że są one niesmaczne? :D No właśnie… Tak i mnie chyba nikt nie wytłumaczy, że książki to nic fajnego… Ale może ktoś spróbuje? :) Chociaż lojalnie uprzedzam, będzie ciężko, bo moim zdaniem nieczytanie do obciach :)

Ps. Badanie wraz z komentarzem można znaleźć tutaj
Ps.2 A tutaj trochę się wytłumaczyłam :)