*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 8 listopada 2011

Statycznie.

Wpadły mi w ręce ostatnio moje pamiętniki z okresu, gdy byłam nastolatką. Kiedyś sporo się działo w moim życiu, wręcz nie nadążałam z opisywaniem tego, co się działo. Nigdy nie byłam w stanie przewidzieć, co się wydarzy, każdy kolejny dzień był zagadką. Wychodziłam z moimi znajomymi i nigdy nie wiedziałam, kogo spotkam, jak to spotkanie się skończy, ani jakie będą jego skutki. Byłam wzorową uczennicą i nigdy nie zaniedbywałam swoich szkolnych, czy domowych obowiązków, ale jednocześnie prowadziłam bujne życie towarzyskie. I na pewno się powtarzam, ale piwo nigdy już nie smakowało tak, jak pite zimą w parku, kiedy miałam szesnaście lat ;) Myślę, że całkiem sporo osób mogłabym obdzielić moimi doświadczeniami – tymi dobrymi oraz tymi bardziej przykrymi. Ale do tego wrócę przy innej okazji.
Gdy poszłam na studia, nadal dużo się działo, ale na pewno było mniej dramatycznie. Musiałam spędzać więcej czasu na nauce, ale za to poznałam nowych ludzi, zamieszkałam w nowym mieście. Jednak niespodzianki nie były już codziennością. Najwyżej raz na jakiś czas zdarzało się coś, co mnie zaskakiwało. Później wszystko zaczynało się stopniowo stabilizować.
Co tu dużo mówić – od pewnego czasu moje życie wcale nie obfituje w wydarzenia – codziennie to samo – dom, praca, aerobik, bachorki. Każdy mój tydzień wygląda niemal identycznie, bo tak sobie zorganizowałam czas, że wszystkie moje zajęcia są dość regularne. Ale ja prawdę mówiąc bardzo sobie cenię tę rutynę :) .
Fakt, że moje blogowanie chyba na tym cierpi :)) Jeszcze na początku zdarzało mi się opisywać jakieś wydarzenia z mojego życia. Posty były krótsze, ale bardziej dynamiczne. A teraz poszłam bardziej chyba w kierunku przemyśleń i czasami dziwnie się czuję, pisząc o tym, jak spędziłam dzień, chociaż czasami tego mi brakuje :) Nawet jak się z Frankiem pokłócę to nie ma o czym pisać, bo albo szybko się godzimy, albo jest to na tyle nieistotne, że nie ma sensu w ogóle o tym wspominać :P A kiedyś przecież był to jeden z głównych wątków :)
Tak to już chyba jest, że z biegiem lat życie staje się bardziej statyczne i mniej obfitujące w wydarzenia. Teraz jestem na takim etapie, w którym żyję nadal bardzo intensywnie, ale zdecydowanie nie jest tak, że każdy kolejny dzień przynosi coś nowego. Za to kiedy już się coś ma wydarzyć, to zazwyczaj jest to jakiś przełom – jak zmiana pracy, czy ślub :) Nie narzekam, wszystko ma swój czas, ja widocznie musiałam się wyszaleć a potem trochę jeszcze pomiotać, żeby „na starość” ;) powoli zmierzać ku stabilizacji. Mimo wszystko sądzę, że rutyna nie musi być nudna, a stabilizacja to świetna sprawa w odpowiednim czasie. Ważne tylko, żeby tak totalnie nie zastygnąć :) Raczej mi to jednak nie grozi.