*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 23 września 2012

Obdarowani!

Z Miasteczka przyjechaliśmy we wtorek późnym wieczorem. Rzuciliśmy wszystkie nasze bagaże i tak sobie stały do wczoraj. Nie mieliśmy czasu, żeby prędzej jakoś okiełznać ten chaos, ale w sobotę wzięliśmy się za gruntowne porządki. Wypucowaliśmy cały dom, a przede wszystkim, zrobiliśmy miejsce na nasze nowe nabytki, które dostaliśmy w prezencie ślubnym :)

Ponad trzy lata temu, gdy jeszcze nawet nie myślałam o swoim ślubie, popełniłam notkę na temat prezentów. I przyznać muszę, że po tym czasie, mimo, że bogatsza w doświadczenia z własnego ślubu i wesela zdania nie zmieniłam :) Mogę się nadal podpisywać pod tamtym tekstem.

Nie stawialiśmy gościom żadnych wymagań jeśli chodzi o podarunki. Wyszliśmy z założenia, że każdy powinien sam o tym zdecydować. Nie jestem przekonana do wierszyków z prośbą o pieniądze, rozumiem co prawda intencję, ale wydaje mi się to mimo wszystko nieeleganckie. Kiedyś byliśmy w sytuacji, kiedy para zażyczyła sobie pieniądze, a my nie bardzo mogliśmy sobie na to pozwolić - zwłaszcza, gdy zrobiliśmy wywiad, ile inni zaproszeni znajomi włożą do koperty. To była dla nas dość niekomfortowa sytuacja. 
Po prostu sądzę, że niczego nie można wymuszać i goście powinni sami zdecydować w jakiej formie chcą obdarować parę młodą. A jeśli mają wątpliwości lub wszystko im jedno - zawsze mogą po prostu spytać. My odpowiadaliśmy, że pieniądze zawsze się przydadzą, a prezenty zawsze nas ucieszą. Ale jeśli ktoś ma kupować coś na siłę i bez pomysłu, to wolimy pieniądze. Niby nie rozwiązywało to ewentualnego dylematu, ale przynajmniej jasno określiliśmy nasze stanowisko. Kiedy my gościliśmy na innych weselach różnie bywało - w zależności od tego, jak dobrze znaliśmy parę młodą lub od naszej kondycji finansowej, dawaliśmy prezent lub pieniądze, ale bardzo ceniliśmy sobie możliwość wyboru.

Podobnie nie mieliśmy żadnych wymagań jeśli chodzi o kwiaty - powiedzieliśmy, że kwiaty cięte lubimy i na pewno nas ucieszą, ale jeśli ktoś nie chce ich kupować to może nam podarować kwiatka w doniczce, książkę, słodycze lub kupon totolotka :) Jak widać, do wyboru - do koloru. Nam naprawdę było wszystko jedno! A dzięki takiemu postawieniu sprawy mieliśmy niespodziankę :)

Prezenty rozpakowywaliśmy dopiero w poniedziałek wieczorem. Muszę przyznać, że mimo iż uwielbiam dostawać prezenty, to tym razem w ogóle o tym nie myślałam! Kiedy goście składali nam życzenia, kompletnie nie zwracałam uwagi na to kto, co daje - od kogo kwiaty, od kogo książka. Kto dał wielkie pudło, a kto małą kopertę? :) I później musieliśmy zdjęcia pooglądać, bo niektórzy mówili, żebyśmy dali znać, co sądzimy o prezencie, a my w ogóle nie pamiętaliśmy co, od kogo :) Zresztą, ja też jak dawałam parom młodym prezenty to raczej chciałam, żeby wiedzieli, że ta konkretna rzecz jest ode mnie.

Oglądanie kartek z życzeniami, liczenie pieniędzy i rozpakowywanie prezentów sprawiło nam ogromną frajdę. W ogóle to nie wiem, czy naprawdę są osoby, które aż tak bardzo zwracają uwagę na to, ile od kogo dostali albo takie, które są bardzo niezadowolone ze swoich prezentów (swoją drogą wydaje mi się, że to nie najlepiej o nich świadczy)? Podobno są... Ale my do nich nie należymy. Nas cieszył każdy grosz i każdy prezent.
Dostaliśmy trochę (choć niedużo, bo jednak goście z drogi, a cięte kwiaty niezbyt dobrze znoszą podróż) kwiatów, które cieszyły oko i zachwycały zapachem. Sporo osób dało nam kupony totolotka (buuu, nawet trójki nie było! nie opyla się grać w totka, słowo daję!:)) Pojawiły się też czekoladki oraz cztery książki (w tym Perfekcyjna Pani Domu - zdecydowanie dla Franka :P). No i piękny storczyk! 
Zawartość kopert nas pozytywnie zaskoczyła (choć to może dlatego, że wcześniej w ogóle nie zastanawialiśmy się nad tym, o kwocie jakiego rzędu można mówić) i więcej na ten temat nie będę pisać :) Wiadomo - nie zmarnuje się! :)
A teraz to, co tygryski lubią najbardziej, czyli pięknie opakowane prezenty :) Dostaliśmy:
- odkurzacz
- żelazko
- blender
- ręczniki (dotychczas mieliśmy tylko te od naszych mam, teraz mamy już swoje :P)
- pościel
- piękną lampę (to od kuzyna i jego żony, których odwiedziliśmy w maju, byłam zachwycona wystrojem ich mieszkania i stwierdziłam, że mamy z żoną podobny gust, teraz to się potwierdziło :))
- kilka garnków i patelni
- zestaw obiadowy - 6 dużych talerzy, 6 małych, dwa półmiski, miseczki, wszystko białej porcelany
- filiżanki
- zestaw do kawy (choć my będziemy używać go do herbaty i osoby, które nam to podarowały, chyba o tym wiedziały, bo do dzbanka włożyły zaparzacz do sypanej herbaty :))
- i parę innych drobiazgów, które trudno opisać.

Żelazko wypróbowałam pierwszego dnia po powrocie do Poznania (bez porównania ze starym - prawie dwudziestopięcioletnim! mimo, że miałam do niego sentyment.. ale teraz to prawdziwy luksus:) Odkurzaczem cieszyliśmy się wczoraj (ze starego cały czas wypadała rura, to się Franek naprzeklinał!). No i nie możemy się nacieszyć dzbankiem do herbaty! Dotychczas parzyliśmy herbatę w kubkach, a to nie to samo, co dolewać sobie z porcelanowego dzbanka, który w dodatku trzyma ciepło :) Filiżanek na razie jeszcze nie przywieźliśmy - to dopiero będzie degustacja :)
Może to głupie, że się tak ekscytuję, ale naprawdę bardzo się cieszymy z tych prezentów, bo nic nie jest zbędne. Nawet jeśli teraz garnki nam niepotrzebne, bo na wyposażeniu mieszkania były, to przecież wiecznie tu mieszkać nie będziemy i fajnie, że będziemy mieć coś swojego. 

Teraz to już tylko musimy sobie mieszkanie pod te sprzęty sprawić :P