*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 2 kwietnia 2014

Parapet Margolki

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moich podopiecznych. Oto i oni:



Codziennie rano odsłaniam zasłony, później zaglądam za firankę i ku uciesze Franka mówię "Dzień dobry Kwiatuszki!".
Tu taka mała dygresja. Pewnego dnia, a dokładnie 8 marca, kiedy to byłam po tym babskim świętowaniu, obudziłam się rano po jakichś dwóch godzinach snu niespecjalnie rześka. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się, co dalej ze sobą zrobić, gdy nagle usłyszałam, że Franek z kimś rozmawia. Jego telefon leżał przy łóżku, zaintrygowana poszłam więc do drugiego pokoju, a tu Franek za firanką gada z moimi kwiatkami! :D Oto jego sposób na zmobilizowanie mnie :)

Wiecie dobrze, że uwielbiam kwiaty, bo wielokrotnie o tym pisałam. Sama nie wiem dlaczego - być może dlatego, że są kolorowe? :) A może z jakiegoś innego powodu, którego nie do końca jestem świadoma. Ale lubię je bardzo, choć dotychczas wspominałam o tym przy okazji otrzymania jakiegoś kolorowego bukietu, zamieszczając zdjęcie.
A dzisiaj, chciałabym o tym moim lubieniu opowiedzieć w nieco innym kontekście, mianowicie w kontekście mojego parapetu :) Powyższe zdjęcie ukazuje jak się prezentowała "moja wystawka" pod koniec lutego. Już wtedy miałam o tym napisać, ale ciągle coś! (zresztą całe mnóstwo mam takich notek zaplanowanych i nieukończonych w swoich szkicach, ciekawe ile z nich faktycznie ujrzy światło dzienne :))
A od tamtego czasu dużo się zmieniło. 

No to od lewej:


Najpierw jest Echmea. W czasach swej świetności wyglądała tak:

Ale później kwiat zwiądł i z tego co wyczytałam, drugi raz już nie zakwitnie. Za to przy korzeniu wyrasta bardzo dużo młodych roślinek. Zobaczymy, co z nich wyrośnie.

Następna w kolejności jest Gloksynia. Dostałam ją od moich Bachorków na jakiś Dzień Nauczyciela czy inne zakończenie roku. Wygląda niepozornie prawda? A właściwie w ogóle nie wygląda. A to dlatego, że Gloksynia poszła w październiku spać. Nie zajmowałam się nią później w ogóle przez kilka miesięcy aż w lutym po prostu wyjęłam cebulkę, przesadziłam ją do innej doniczki i zaczęłam podlewać. Sprawdzałam codziennie, co u niej słychać. Nic się nie działo. Ale podlewałam nadal. Aż tu nagle, pewnego dnia:


Przypatrzcie się dobrze.Nic? 
A teraz?:

:)) Widać prawda? To się stało w jakiś tydzień! Ach, jak pięknie obserwuje się te zmiany! A jak dobrze pójdzie, to za jakiś czas moja Gloksynia będzie wyglądała tak (to zdjęcie z lipca):


Następne jest Kalanchoe. W lipcu wyglądało tak:


Było to krótko po tym, jak dostałam tę roślinkę od Bachorków (od nich zawsze dostawałam jakieś kwiaty:) To jest chyba jedyna wada naszego aktualnego trybu - już żadnego nie dostanę, chyba, że wirtualnego:))
Bujnie kwitła, ale gdy zaczęła przekwitać, nie spodziewałam się niczego wielkiego. Miałam już Kalanchoe ze dwa razy i nigdy nie zakwitło ponownie. A zazwyczaj ostatecznie marniało. Ale chyba nie tym razem, bo to zdjęcia sprzed tygodnia i z dzisiejszego poranka:


Nie jest może aż tak gęste, jak było, ale kwitnie ładnie i poszło do góry.

Następnie mamy Cyklamen, czy też Fiołka Alpejskiego. To już mój trzeci. Jeden mi usechł, drugi nie przeżył przeprowadzki, no i chyba go przelałam. Ten na razie ma się całkiem dobrze! I oby tak dalej. 
Ten to dopiero kapryśny jest! Ale przynajmniej szybko można się zorientować, że coś mu dolega. Jak leży, to znaczy, że chce mu się pić! Podam mu wody i dosłownie po godzinie już jest w górze!

 


Później jest Filek (tak sobie nazwaliśmy naszego Storczyka, którego dostaliśmy w prezencie ślubnym) Miał piękne, białe kwiaty (dokładnie takie miałam w bukiecie ślubnym), ale później przekwitł. Bałam się, jak na niego wpłynie przeprowadzka, ale okazało się, że ciągle wypuszczał nowe listki. Jedna Orchidea już mi kiedyś zmarniała i nie tylko nie zakwitła, ale nawet jednego listka nie puściła. Dlatego tak się cieszyłam na każde nowe zielone maleństwo, które pojawiało się przy stożku wzrostu. Filek raz oberwał z karnisza, który mi spadł w poprzednim mieszkaniu (pamiętacie?) i dwa liście się lekko uszkodziły (trochę to widać), ale w zasadzie nie miało to większych konsekwencji.
Kiedy zobaczyłam, że roślina wypuszcza nowy pęd oszalałam ze szczęścia. A jeszcze bardziej zwariowałam, gdy zobaczyłam pąki, a później kwiaty!!! Cóż to była za radość! Ale niestety :( Pewnego dnia, po kąpieli chciałam go wynieść z łazienki i trzymając doniczkę tak jakoś niefortunnie wstałam, że uderzyłam łodyżką w umywalkę. Kwiat się ułamał :( Prawie się popłakałam! Jaki żal! Pomyślicie sobie, że głupia jestem, ale mi naprawdę było przykro. 
Włożyłam kwiaty do wody i trochę jeszcze postały, ale jednak to nie to samo. Teraz nie wiem, ile będę musiała czekać na kolejny biały kwiat i czy w ogóle się doczekam :(


Na pocieszenie mam jeszcze Filka Drugiego. Ten to kwitnie jak szalony bez przerwy od lipca! Ciągle wypuszcza nowe kłącza. 



(A w tej małej czerwonej doniczce pomiędzy Filkiem Pierwszym a Drugim jest właśnie przesadzona Echmea)
Po prawej stronie parapetu stoi sobie Fiołek Afrykański. Strasznie kruchy a jednocześnie bardzo zdeterminowany! Kiepsko zniósł przeprowadzkę z Poznania do Podwarszawia. Musiałyśmy go z mamą przesadzić i podczas tej czynności stracił niemal wszystkie listki. Zostało z pięć. Nie sądziłam, że coś z niego wyrośnie. A on nie dość, że zaczął wypuszczać nowe, to jeszcze zakwitł we wrześniu! Ale wtedy musieliśmy się znowu przeprowadził i te kilka kwiatków szybko opadło. Jednak Afrykańczyk się nie poddawał! Przestawiłam go na inne okno a on pracował, pracował, gęstniał, aż nagle puścił kilka fioletowych oczek :)



Tak oto przedstawia się nasza mała rodzinka :) Pewnie sobie myślicie, że oszalałam, że gadam do tych kwiatków i robię im zdjęcia... Ale to jest naprawdę fascynujące tak patrzeć na nie codziennie i widzieć jak się zmieniają. Pokładać w nich nadzieję a później widzieć, że się spełnia! No bo nie wierzyłam, że moja Śpiąca Gloksynia się zazieleni! Ani, że Filek wypuści kwiaty... A tu proszę, zaskoczyli mnie :)

A w ogóle to jest jeszcze Stefanek! Ale o nim to już dokończę następnym razem!