*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Udany egzemplarz

Nie mówcie tego Frankowi (choć pewnie sobie prędzej, czy później sam przeczyta :P), ale powiem Wam, że mam wspaniałego męża. Niby już wcześniej o tym wiedziałam, ale ostatnio przekonuję się o tym każdego dnia.
Pisałam wiele razy, że zawsze mogę na niego liczyć jeśli chodzi o domowe sprawy - wyręczał mnie w wielu domowych pracach, których nie znosiłam, kiedy pracowałam, zawsze wracałam do domu a na stole już czekał na mnie obiad. Do tego doskonale rozumiał, jakie potrzeby ma kobieta - sam proponował mi ubraniowe zakupy od czasu do czasu, doradzał, namawiał do kupna kolejnej kurtki, w której wyglądałam ładnie. Wiele razy słyszałam od niego zdania typu: "jesteś kobietą, musisz mieć dużo butów" :) Potrafił docenić, kiedy się dla niego (albo i nie :P) wystroiłam, często komentuje pozytywnie mój wygląd, nie zapomina o komplementach.
Ale w ostatnim czasie jest dla mnie jeszcze większym oparciem. Nie dość, że był przy mnie, kiedy musiałam być w szpitalu to jeszcze doskonale spisał się przy porodzie - będę o tym pewnie jeszcze pisać, ale naprawdę, bez niego chyba nie dałabym rady... Dał mi ogromne wsparcie, był przy mnie w jednym z tych najważniejszych momentów w życiu i chyba nigdy mu tego nie zapomnę - ani tego, jak się wtedy zachowywał (mimo, że wcześniej mnie wkurzył! :P) Ale odkąd jesteśmy w domu, niemal w każdym momencie Franek uświadamia mi swoim zachowaniem, że nie mogłam trafić lepiej. Zajmuje się właściwie wszystkimi domowymi sprawami - nawet kiedy chcę pozmywać albo pozamiatać, to mówi, że on się tym zajmie. Gotuje, w dodatku robi mi śniadania, obiady i kolacje. Kiedy karmię małego, on zajmuje się resztą - w dodatku ze względu na to, że ruchowo jestem trochę ograniczona, przynosi mi wszystko, czego potrzebuję. Pomaga mi też przy Wikingu. Niby to oczywiste, ale przecież różnie bywa. A tymczasem on kąpie go razem ze mną, przewija go, zajmuje się nim, gdy ten płacze.
Staram się zawsze umyć zanim będziemy kąpać Wikinga, bo potem muszę go nakarmić i położyć spać, więc sama chcę już być ogarnięta. Normalnie wieczorna toaleta przebiega u mnie w tempie ekspresowym - (zawsze wystarczał blok reklamowy przy "Na wspólnej" :)), ale dzisiaj byłam w łazience aż 20 minut. W tym czasie Franek zabawiał Dzieciaka. Wyszłam i mówię: "Przepraszam, że tak długo, dzisiaj trochę mi zeszło, bo jeszcze goliłam nogi a potem smarowałam się tym i tamtym..." Na co Franek odpowiedział po prostu: "Nic nie szkodzi, dobrze, że zajmujesz się sobą i o siebie dbasz". A najważniejsze dla mnie było to, że w jego ustach naprawdę zabrzmiało to jako coś tak oczywistego, że absolutnie nie mam żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że zajmowałam się sobą zamiast dzieckiem albo mężem :)