*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 13 marca 2015

Popołogowo

Już 18 lutego minęło sześć tygodni od porodu, a więc zakończył się połóg. Jednak na wizytę kontrolną umówiona byłam dopiero 25 lutego, a z tą notką czekałam jeszcze na test obciążenia glukozą i wyniki, które dostałam niecały tydzień temu.
Pierwsza i najważniejsza chyba wiadomość - nie nabawiłam się cukrzycy typu drugiego :) Mogłam się tego co prawda spodziewać, bo kiedy wyrywkowo mierzyłam sobie cukier po posiłkach to wyniki miałam rewelacyjne, ale wiedziałam, że dopiero krzywa cukrowa rozwieje wszelkie wątpliwości. Tak się stało i teraz już naprawdę mogę całkowicie odetchnąć i skupić się na tym co dobrego ta cukrzyca ciążowa wniosła w moje życie - bo o tym, że wniosła wiele już pisałam, a o szczegółach pewnie jeszcze będzie (zwłaszcza na specjalne życzenie niektórych z Was :))

Muszę powiedzieć, że kiedyś - a właściwie wcale nie tak dawno temu, bo może jeszcze półtora roku temu, gdy o ciąży i dziecku myślałam czysto hipotetycznie - najbardziej bałam się spustoszenia, jakie w moim organizmie poczyni 9 miesięcy noszenia dziecka pod sercem a później poród i czas po nim. Oczywiście myślałam także o konsekwencjach powiększenia rodziny i o tym, jak bardzo zmieni się życie po pojawieniu się w niej nowego członka, ale w tej notce chciałabym się skupić na aspektach bardziej fizycznych. Wiele się nasłuchałam o tym, jak się kobieta sypie podczas i po ciąży i naprawdę się tego obawiałam - tego, że moje ciało zmieni się całkowicie i nie wróci już do stanu wcześniejszego, bałam się rozstępów, nadwagi, wiotkiej skóry, nadmiernego porozciągania tu i ówdzie, bałam się o kondycję paznokci, włosów, zębów, kręgosłupa i tego, że nie wrócę do formy. Wiem, to są oczywiście sprawy bardzo przyziemne, ale skłamałabym twierdząc, że w ogóle mi na wyglądzie nie zależy. Wręcz przeciwnie. Co prawda nie jestem na pewno osobą próżną, ale zdecydowanie zawsze starałam się wyglądać dobrze dla samej siebie. Nie miałam kompleksów, ale w dużej mierze to była zasługa tego, że o siebie dbałam i nie dopuszczałam do tego, żeby czuć się źle we własnym ciele. Rzecz jasna moje obawy nie były na tyle silne, żeby z ich powodu w ciążę nie zachodzić ;), ale kiedy to się już stało całkowicie się ich nie pozbyłam.

Jednak okazało się ku mojemu zadowoleniu, że martwiłam się zupełnie niepotrzebnie :) Jak wiecie, ciąża przebiegała u mnie spokojnie i prawie bezobjawowo, jeśli można tak powiedzieć :P Nie miałam zbyt wielu dolegliwości - nawet pod koniec, chyba tylko nocne sikanie i zgaga w ostatnich tygodniach od czasu do czasu mi dokuczały. Moja figura szczególnie nie ucierpiała, skóra, włosy i paznokcie także nie. Nie puchły mi nogi, nie bolały plecy, właściwie naprawdę nie odczułam odmienności mojego stanu i przyznam, że mogłabym w takiej ciąży chodzić jeszcze kolejny rok, tylko pewnie już bym się nie mogła tego dziecka doczekać :D
Ale spodziewałam się, że dopiero w połogu i później pojawią się prawdziwie niemiłe niespodzianki. Bardzo bałam się pierwszych dni po porodzie, zwłaszcza, że moja mama ma bardzo złe wspomnienia z tego czasu. Ze mną było zupełnie inaczej, w czwartek rano, a więc niecałe dwanaście godzin po porodzie wstałam bez problemu i umyłam się i uczesałam jak co dzień. Nie miałam też żadnych kłopotów z korzystaniem z toalety, a podobno to się zdarza po porodzie naturalnym. Krwawiłam, ale nie było to szczególnie uciążliwe - ot, nieco bardziej obfita miesiączka. Podczas karmienia odczuwałam lekki ból brzucha spowodowany obkurczającą się macicą, ale w porównaniu do bólu porodowego to był pikuś :P W czwartek w ogóle praktycznie nie czułam bólu, tylko lekki dyskomfort między nogami. Dopiero w piątek coś mnie bolało, chodziłam ostrożnie i pewnie lekko kaczkowato, ale nawet dziewczyna z mojej sali, która ledwo się ruszała zapytała mnie, jak to możliwe, że ja sobie przy śniadaniu siedzę w pozycji noga na nogę, wcinam jakby nigdy nic i w ogóle nie wyglądam, jakbym dopiero co urodziła. Poza tym wszystkim dziewczynom, z którymi rozmawiałam spuchły po porodzie nogi. A mnie nie dość, że nie spuchły, to jeszcze nie miałam żadnej pozostałości brzucha ciążowego, więc szpitalne znajome śmiały się, że chyba jestem podstawiona i wcale nie rodziłam :P
W kolejnych dniach musiałam po prostu uważać przy siadaniu, bo tylko wtedy czułam lekki ból. Kiedy Franek przyszedł do mnie w odwiedziny, cały czas powtarzał, że naprawdę dobrze wyglądam. Chyba był tym faktem lekko zdziwiony, bo nijak mu to nie pasowało do tego, co przeżyliśmy na porodówce, myślał pewnie, że po takiej masakrze będę dłużej do siebie dochodziła. Moi rodzice też potwierdzili, że jestem w dobrej kondycji, zwłaszcza mama była zaskoczona, bo sama po porodzie przez kilka dni ledwo chodziła.
W szpitalu przez kilka dni dostawałam jeszcze w żyłę antybiotyk, w brzuch lek przeciwko zakrzepicy i doustnie żelazo. Po wyjściu ze szpitala musiałam jeszcze przez miesiąc brać żelazo, bo miałam anemię, ale ostatnie wyniki badania krwi były już bardzo dobre.
Krwawienie utrzymywało się chyba mniej więcej do dwóch tygodni po porodzie (pod koniec to już było tylko plamienie). Ból krocza ustąpił szybko - potem już tylko czułam lekki dyskomfort spowodowany gojeniem się rany i rozpuszczaniem się szwów. Lekko mnie ciągnęło i swędziało. Dwa tygodnie po porodzie został mi już tylko jeden szew, ale chwilę później zniknął. Odważyłam się zajrzeć w wiadome miejsce i wszystko się ładnie zagoiło, po nacięciu śladu praktycznie nie ma - tylko dlatego, że wiem, że było, to coś widzę.
Jeśli chodzi o sprawy kosmetyczne - paznokcie nie zaczęły mi się łamać a włosy nie wypadają garściami, mimo, że chyba nawet hormony przestały mnie chronić :) Cera też mi się nie zmieniła, naprawdę nie zauważyłam, żeby cokolwiek się zmieniło - poza moją sylwetką. Ale to już wiecie. Pisałam Wam, że ważę 45,5 kg. Przeżyłam szok, kiedy zobaczyłam na wadze taką liczbę. Później piątka zaczęła się zmieniać w czwórkę i myślałam, że to jest już szczyt moich możliwości! Wydawało mi się niemożliwe, żeby chudnąć jeszcze bardziej. Ale się myliłam, bo na początku tego tygodnia ważyłam 43 kg (w dodatku waga się wahała, czy przypadkiem nie wskazać 42,8) - jeszcze pół kilo i będę miała wskaźnik BMI poniżej 17 (o zgrozo - wychudzenie!). Mama przyjechała z zamiarem utuczenia mnie i trochę jej się udało (pierogami, lasagne i drugim śniadaniem w postaci drożdżówek i rogalików na słodko), bo dzisiaj już jest na wadze prawie pół kilo więcej :) Lekarze stwierdzili, że to w zasadzie normalne, że chudnę mniej więcej dwa kilo na miesiąc - nienormalne po prostu było to, że w ciąży nie przybrałam 8-12kg. Ich jedyną radą jest po prostu to, żeby więcej jeść... A ja już więcej nie mogę! Jem już naprawdę duże porcje. Kiedy są rodzice to też jest inaczej, bo jedzenie robi się "samo" i mam je podstawione pod nos. 
A niektórzy stwierdzają, że po prostu taka moja uroda - odezwały się moje geny. Dopóki dostarczałam sobie kalorii w postaci piwa, słodyczy i fast foodów (nie jakichś ogromnych porcji, ale jednak) to waga mniej więcej utrzymywała się na równym poziomie. A jak zaczęłam jeść normalnie - ograniczając do minimum to, co nie ma zbyt wielu wartości odżywczych to schudłam.
Co ciekawe, tak bardzo przyzwyczaiłam się do mojego wyglądu, że już nie widzę tego, że jestem chuda. Owszem, z jednej strony widzę, że jestem zbyt koścista, mam za chude nogi i wszystkie ubrania na mnie wiszę, ale z drugiej potrafię się dopatrzeć zbędnego ciałka tu i ówdzie! Wiem, że to brzmi co najmniej głupio przy mojej niedowadze, ale tak jest! Muszę po prostu się zabrać za ćwiczenia, ujędrnić trochę ciało, na nowo wzmocnić mięśnie - zwłaszcza brzucha! Czas połogu się skończył, mogę więc powrócić do treningów. Na pewno nie będzie to tak, jak wcześniej - pięć razy w tygodniu, bo nie wystarczy mi na to czasu, ale tak ze dwa, trzy razy muszę! Zaczęłam od basenu. Wykorzystaliśmy obecność moich rodziców i byliśmy z Frankiem dwa razy popływać. W przyszłym tygodniu poćwiczę w domu i powoli się rozkręcę. Muszę uważać, żeby nie zrobić tego zbyt gwałtownie i nie zakwasić mięśni, bo Wikingowi się nie spodoba kwas mlekowy w jedzeniu. 

Podsumowując, jestem całkiem zadowolona z mojego pociążowego wydania i bardzo się cieszę, że doszłam do siebie w tempie ekspresowym i nie byłam szczególnie obolała po tak ciężkim porodzie. Mimo, że sam poród był naprawdę straszny i krótko po nim nie wyobrażałam sobie przeżywać tego po raz kolejny, (zastanawiałam się, jak to zrobić, żeby urodzić drugie dziecko bez porodu i bez cc :P) to teraz sobie myślę, że jeśli trudny i długi poród ma być ceną za sprawnie przebiegającą ciążę i szybką rekonwalescencję poporodową, to warto ją zapłacić. Naprawdę, uważam, że lepiej się już przemęczyć nawet prawie dobę, bo cóż to jest te dwadzieścia parę godzin w porównaniu do kilku miesięcy. Haha, ciekawe, czy będę o tym pamiętać, jeśli przyjdzie mi rodzić po raz drugi! :P Każda ciąża jest inna, ale mam nadzieję, że jeśli znowu mi się przytrafi, to będzie równie przyjemna jak tasiemcowa a gdy już będzie po, będę mogła napisać podobną notkę (choć na krótszy poród też bym się nie pogniewała :))
I dodam jeszcze, że wcale nie uważam, że to w moim wypadku wszystko poszło jakoś tak wyjątkowo dobrze, że moja ciąża i okres połogu były niezwykłe i lepiej przebiegały niż u innych kobiet :) Bo zupełnie nie o to mi chodzi, a o to, że strach ma wielkie oczy, bo tak bardzo się obawiałam tych kilkunastu miesięcy przed i po porodzie (pewnie myślałam o tym częściej i bardziej intensywnie niż większość kobiet), że teraz jestem po prostu bardzo pozytywnie zaskoczona :)
Aż mi trochę żal, że ciąża jest już za mną, że się już nie powtórzy (bo za drugim razem już będzie Wiking i ta druga ciąża już nie będzie czasem tylko dla mnie), a nawet, że jest już po połogu i teraz stałam się po prostu kobietą, która urodziła, ale już nikogo nie interesuje jak się czuję i jak było :P To zainteresowanie było całkiem przyjemne.