*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 28 września 2015

Dobra decyzja

Być może zdziwi Was nieco tematyka tej notki, bo jest trochę przeterminowana :P Ale prawda jest taka, że do dzisiaj bardzo się cieszę z pewnej decyzji, którą podjęliśmy podczas przygotowań do ślubu i wiele razy na ten temat już myślałam, choć nigdy się tymi przemyśleniami nie podzieliłam tutaj a myślę, że warto.

Nie wiem, czy pamiętacie, moje notki przedślubne, w których poruszałam różne tematy dotyczące przygotowań do ślubu i wesela. Wspominałam parę razy o tym, że na pewno chcemy fotografa, ale co do kamerzysty nie byłam przekonana. Prawda jest taka, że zwyczajnie go nie chciałam - twierdziłam, że nie będę się czuła swobodnie ze świadomością, że jakiś facet z kamerą łazi za mną jak cień i że to niepotrzebny wydatek, bo później i tak się nie będzie chciało wcale takiego filmu oglądać. Jednak to nie był tylko mój ślub, ale również Franka a on także miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Ponieważ zdecydowanie chciał mieć film z wesela, ustąpiłam bez specjalnego upierania się.
I wiecie co? To była naprawdę mądra decyzja! Dość szybko się  przekonałam, że bardzo żałowałabym, gdybym nie zgodziła się na filmowanie tamtego dnia! Zacznę od tego, że wbrew moim obawom nie czułam żadnego skrępowania, mimo, że grałam główną rolę w tym filmie. Naprawdę czułam się bardzo swobodnie nawet pomimo tego, że kamera rzeczywiście chodziła za nami krok w krok. Przyznać muszę, że tę swobodę nawet widać na filmie i wyszłam na nim dużo lepiej niż się spodziewałam, bo byłam naturalna i radosna.

Perspektywa otrzymania filmu z wesela cieszyła mnie bardzo już parę dni po ślubie. Nie myślałam o tym wcześniej, a kiedy było już po okazało się, że odczuwam przemożną potrzebę, żeby przeżyć to jeszcze raz - choćby nawet na ekranie. Wtedy po raz pierwszy doceniłam to, że Franek mnie przekonał do tej inwestycji. Nie mogłam się doczekać aż film będzie zmontowany i go otrzymamy. Wreszcie nadszedł ten dzień i później w ciągu roku od jego otrzymania oglądaliśmy go przynajmniej z dziesięć razy! Nie przesadzam. Oglądaliśmy sami i w towarzystwie - okazało się zresztą, że kiedy oglądamy z kimś, to za każdym razem na coś innego zwracaliśmy uwagę i zauważaliśmy kolejny nowy szczegół. Nie sprawdziły się więc zupełnie moje przepowiednie, że taki film obejrzymy w najlepszym wypadku pięć razy przez całe życie i że będzie nudny jak flaki z olejem. Oglądaliśmy za każdym razem z taką samą fascynacją i zainteresowaniem. Jeszcze raz przeżywaliśmy tamte emocje, wspominaliśmy i delektowaliśmy się każdą chwilą.
Oczywiście dla nas ten film był wyjątkowo interesujący - choć wcześniej wydawało mi się, że fakt, iż będziemy jego głównymi bohaterami nie będzie miał większego znaczenia. Myliłam się :) Nie bez znaczenia było też to, że film był naprawdę profesjonalnie i oryginalnie zrobiony. Obawiałam się, że będzie to po prostu taniec za tańcem i oglądanie śmiesznych min naszych oraz naszych gości. A tymczasem są przerywniki w postaci "wywiadów" z gośćmi, są żartobliwe wstawki, niektóre momenty są przyspieszone, inne mniej ciekawe fragmenty wycięte. Tak naprawdę ciągle coś się na tym filmie dzieje i to powoduje, że naprawdę da się go oglądać.

Dzięki tej płycie mogliśmy dopatrzeć się kilku interesujących szczegółów, które umknęły nam podczas ślubu i wesela. Możemy przeżyć to wszystko w jakiś sposób jeszcze raz. A ja stwierdziłam, że jestem bardziej fotogeniczna niż myślałam, że moje gesty, które nieświadomie wykonuję, do złudzenia przypominają gesty mojej mamy oraz że mam naprawdę zgrabne plecy :D
Teraz cieszę się z tego filmu z jeszcze jednego powodu - za jakiś czas będziemy mogli pokazać tamto wydarzenie Wikingowi ;)

W tym roku na rocznicę ślubu co prawda nie puściliśmy sobie płyty wzorem lat poprzednich, bo trochę nam nie starczyło czasu. Ale dobrze mieć świadomość, że w każdej chwili możemy sobie ją włączyć. To prawda, że już troszkę straciła mimo wszystko swój urok i nie jesteśmy aż tak podekscytowani oglądając ten film, jak to było jeszcze dwa lata temu, ale i tak cieszy. I na pewno jeszcze nie raz sobie ten film obejrzymy.
Naprawdę ogromnie się cieszę, że Franek mnie przekonał do tego, żeby zdecydować się na wynajem kamerzysty. To była bardzo dobra decyzja. Oczywiście nie twierdzę, że każdy obowiązkowo powinien mieć płytę z wesela, bo jak mało kto rozumiem obiekcje. Ale gdyby ktoś mnie teraz zapytał o zdanie, powiedziałabym, żeby się jeszcze raz zastanowił i opowiedziałabym o wszystkich wymienionych wyżej korzyściach.