No
i nie wytrwałam w moim postanowieniu. Już nie mam focha na lubego.
Kiedy wracałam wczoraj z pracy zadzwonił do mnie i powiedział, żebyśmy
się spotkali na mieście. Tak też zrobiliśmy i poszliśmy na zakupy. Na
zakupy ubraniowe dodam. Dla mnie. Ja bardzo lubię chodzić na zakupy z
Franusiem, bo jak nietypowa kobieta nie lubię kupować ciuchów. To znaczy
może i kupować lubię, ale nie lubię łazić po sklepach, szukać,
wybierać, przebierać,przymierzać, decydować itd. A z Frankiem to jest
tak, wchodzimy do sklepu,przelecimy, jak mu nic w oko nie wpadnie to
wychodzimy a jak coś mu się spodoba to mi tylko podaje i albo mi się
podoba, albo nie. Ale przeważnie mi się podoba. Widać mamy podobny
gust:) Ja wlazłam do kabiny a on mi tylko przynosił.Chciałam kupić sobie
spódniczkę, znalazłam dwie fajne, nie mogłam się zdecydować i Franek
kazał mi kupić obie. No a przecież facetowi się nie odmawia:P
Ale
jeszcze lepsze miało dopiero nastąpić –marudzę mu, że przynajmniej raz w
tygodniu mamy iść na dłuuuugi spacer. Mój Franek to leń pełną gębą i
bardzo ze mną walczy w tej kwestii. A wczoraj po zakupach powiedział, że
teraz spacer. Długi, bo na drugi koniec miasta –mieliśmy odwiedzić jego
babcię. Szliśmy dwie godziny. Ja byłam prosto z pracy,w bucikach
pozostawiających wiele do życzenia w kwestii nadawania się na takie
wyprawy:) Ale już nie chciałam Franka zniechęcać swoim marudzeniem,
skoro raz sam wyszedł z inicjatywą
Dotarliśmy na 20:00 a tam cały zjazd rodzinny –rodzice Franka, babcia,
ciocia, kuzynka. Fajnie było, pogaduchy, żarciki,wspominki…i tak prawie
do 23. Ja już prawie pod stołem leżałam, bo z reguły o22 jestem już
umyta a o 23 gaszę światło, no ale jakoś przetrzymałam. A nagrodą za
wytrwałość miało być to, że z powrotem już nie na piechotkę, ale
samochodem.