*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 6 grudnia 2015

Relacja z weekendu.

Nie wiem kiedy minął ten weekend :) Czas dosłownie śmignął! Wczoraj z samego rana przyjechali moi rodzice. Franek niestety pracował, w dodatku się znowu trochę rozchorował, więc bez niego pojechaliśmy do jednego centrum handlowego, bo miałam tam do odebrania przesyłkę. A konkretnie był to prezent pod choinkę dla Wikinga :) Skoro już tam byliśmy, to przy okazji przeszliśmy się jeszcze do dwóch sklepów, kupiliśmy pościel na zmianę do łóżeczka i jakieś drobiazgi dla Wikinga. Poszliśmy też na "lunch" (bo nie na pizzę :)) do Pizzy Hut. Wiking był zachwycony! Po pierwsze podobało mu się krzesełko bez blatu przystawiane bezpośrednio do stołu, po drugie zabawki, które miał do dyspozycji. A po trzecie smakowało mu jedzenie. Wiking jest nadal drobny, ale jak to moja mama go określiła - to jest dziecko, które ciągle je! :) Rzeczywiście, trochę tak jest. Piersią co prawda karmię go już zazwyczaj tylko dwa, trzy razy dziennie, ale dostaje trzy posiłki "zwykłe"plus jakieś drobne przekąski w postaci kawałka papryki (zajada się papryką!), ogórka albo piętki od chleba. Wikuś jest oburzony, kiedy my coś jemy a on nie - myślę, że to jest pozytywny skutek uboczny tego, że od dawna siedzi z nami przy stole podczas posiłków. Zawsze musi dostać do rączki jakąś część naszego obiadu. A jako że wczoraj zamówiłam sobie bar sałatkowy i grzanki z mozzarellą i pomidorami, Wiking miał wolność wyboru. Właściwie jedliśmy z jednego talerza, bo podkradł mi z niego kawałek pieczywa i brokuły :) To smakowało mu najbardziej. Nie pogardził też grillowanym kurczakiem, oczywiście papryką i makaronem. Za to fasolka szparagowa nie podeszła mu zupełnie, ale wcale mu się nie dziwę, bo mi też akurat nie smakowała :) Fakt, że normalnie przyprawiamy mu jedzenie ziołami i pieprzem, ale nie solimy, a wczoraj jadł to samo co my, ale w końcu raz nie zawsze.

Parę razy już się zdarzyło, że Wiking był razem z nami w galerii handlowej i zawsze wyglądał na zadowolonego - a w każdym razie nigdy nie zdradzał objawów "przebodźcowania" po takiej wizycie, ale teraz podobało mu się szczególnie, bo po pierwsze wszędzie było pełno kolorowych świątecznych światełek, a po drugie, oglądał świat z zupełnie nowej perspektywy - z perspektywy istoty dwunożnej a nie czterokółkowej ;) A więc debiut ma już za sobą, dotychczas chodził tylko po mieszkaniu.

Popołudnie spędziliśmy już w domu w komplecie, choć nie jestem pewna, co takiego robiliśmy :) Trochę rozmawialiśmy, Wiking bawił się prezentami, które dostał dzień wcześniej od Mikołaja, ja odrobiłam wreszcie prasowanie... :) Ani się obejrzeliśmy, trzeba było iść spać a potem zaraz wstawać, bo już się zrobiło rano :) Poszliśmy do kościoła, potem rodzice zabrali Wikinga na spacer, a ja miałam chwilę na zajęcie się swoimi sprawami. Dzisiejszy obiad znowu jedliśmy poza domem - moja mama miała zaległe bony podarunkowe, których ważność jej się kończyła, więc przyjechała z zamiarem wydania ich na jedzenie w knajpach :) 
Później jeszcze przysiadłam razem z moim tatą do komputera i przeszłam przyspieszone szkolenie z korzystania z niektórych bardziej zaawansowanych opcji excela :) Dawno już się chciałam tego nauczyć i wreszcie się zmobilizowaliśmy. Ale to i tak tylko wywołało u mnie zwiększenie apetytu i mam ochotę na więcej, może w czasie świąt będzie następna lekcja.
Po 18:00 rodzice pojechali i właśnie dostałam informację, że dotarli do domu. Przyznam, że póki co nie mam syndromu przedszkolaka i nie zanosi się, żeby miał się pojawić, bo w ogóle o tym nie myślę. Przed nami bardzo intensywny tydzień, mamy w planie kilka spotkań, w czwartek przyjedzie Dorota - też w biegu zaliczając tę wizytę u nas - więc pewnie ani się obejrzymy i będzie kolejny weekend.  A potem jeszcze tylko tydzień i święta. Czas zapiernicza jak Wiking kiedy zobaczy otwarte drzwi od sypialni! (bo to oznacza, że może wleźć na łóżko i tarzać się po pościeli)

Właśnie sobie uświadomiłam, że chyba bardzo dawno nie pisałam notki, której tematem byłoby to, co robiłam w minionym czasie :P