*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 18 lipca 2014

Razowy terrorysta z kminkiem

Powoli udaje mi się wreszcie uporządkować moje linki. Przy okazji - zajrzyjcie na zakładkę "Malują ze mną" i jeśli Was tam nie ma, a powinnyście być, to proszę od razu mi to zgłosić :) A poza tym zapytanie - kto ma dostęp do bloga Nikki? Kto ma, niech da znać w komentarzu, proszę.

***
No i znowu będzie o jedzeniu :P Słowo daję, to nie było planowane :) Franek postanowił jakiś czas temu, że będziemy jeść razowe pieczywo. Jak dla mnie razowe pieczywo zazwyczaj jest bleee (naprawdę trudno trafić na smaczne :( ), ale wiem, że zdrowe, więc się godzę z tym reżimem i wcinam tego razowca już drugi tydzień. I w tym tygodniu, słowo daję, zaczął mi ten chleb już rosnąć w gardle. Na samą myśl, że dzisiaj do pracy znowu sobie będę musiała zrobić kanapkę z tego zdrowego, ale charakterystycznego w smaku (ach ten zakwas :)) chleba zrobiło mi się niewyraźnie i postanowiłam, że sobie ten jeden raz pofolguję! I po drodze kupię jakąś dobrą bułeczkę z ziarnem. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Weszłam do piekarni i upewniwszy się, że bułka nie zawiera kminku (tego to już nie znoszę! jak dobrze, że nie mieszkam w Krakowie, moja siostra mówi, że tam bardzo trudno dostać dobry chleb bez kminku!), wzięłam sobie taką ze słonecznikiem. Kiedy już za nią zapłaciłam, stwierdziłam, że podejrzanie ciężka jest.
Zgadnijcie co? RAZOWA! Nosz myślałam, że się rozpłaczę :P A podobno wszędzie sprzedają tylko oszukane, pofarbowane karmelem bułki "z ziarnem". :) Na pocieszenie kupiłam sobie jogurt pityny z  brzoskwinią i marakują w innym sklepie. A bułkę i tak zjadłam. No zdrowa w końcu, nie.... ?
I będę dzisiaj na kolanach błagać Franusia, żeby na ten tydzień odpuścił i żebyśmy kupili jakiś biały chleb! Najlepiej Baltonowski. Franek to taki terrorysta jedzeniowy czasami jest, zwłaszcza, jak mu się włączy tryb zdrowego odżywiania. A już szczególnie-zwłaszcza gdy włączy mu się tryb zdrowego odżywiania ciężarnej żony!  Ale może się nade mną ten raz zlituje :)

A propos kminku, przypomniała mi się taka sytuacja, gdy jechałam kiedyś za czasów licealnych pociągiem na kurs przygotowawczy do egazminów wstępnych na studia do Wrocławia. Za towarzystwo miałam jakichś znajomych ze szkoły - niespecjalnie bliskich, raczej takich "na cześć". Ale że się znaliśmy, to głupio było usiąść z kimś obcym obok. Chłopak częstował jakimiś ciastkami. Rano byłam, więc głodna chętnie skorzystałam. I okazało się, że to nie ciastka tylko takie suchary wojskowe! Takie właśnie obsypane kminkiem na każdym milimetrze. Ugryzłam i stanęło mi w gardle. Ale z grzeczności nie chciałam nic dać po sobie poznać. Tylko zaczęłam myśleć - co ja zrobię z tym sucharem! Przecież go nie zjem! A już na pewno nie wyrzucę na ich oczach! A tu jeszcze jakieś 70 km wspólnej podróży... Trzy pary oczu mnie "pilnowały", więc łatwo nie było, ale wreszcie skorzystałam z jakiegoś chwilowego rozkojarzenia towarzyszy podróży i schowałam suchara do kieszonki sweterka (jak dobrze, że miał kieszonki!). Uff, udało się :)

Pamiętacie, że uwielbiam słonecznik? Niniejszym ogłaszam, że w tym tygodniu otworzyłam sezon i zdziobałam już dwa :) Biedne moje paznokcie. I biedny Franek, który będzie się denerwował, że znowu naśmieciłam :P Ale w sumie na własne życzenie, bo taki niby terrorysta, ale wie, że tak lubię słoneczniki i przywiózł mi dzisiaj dwa ogromne :P

***
A tymczasem znowu weekend! :) Właśnie jedziemy na dworzec po moją siostrę, która przyjeżdża z Polskim Busem z Krakowa. A jutro z samego rana przyjeżdżają moi rodzice. Się cieszymy, bo lubimy, jak ktoś nas odwiedza :)
Miłego weekendu!