*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 25 lipca 2009

Dzień po.

Już nie mieszkam z magistrem od fikołków. Mieszkam z przyszłym doktorem od fikołków :P Dorotka dostała się na studia doktoranckie:) Niestety z tym doktorem długo nie pomieszkam, bo nadszedł ten smutny dzień naszego rozstania:( W przyszłym tygodniu wyprowadza się. Znalazła wreszcie mieszkanie. Plus jest taki, że będzie teraz mieszkać  dwa bloki dalej:) Drugi plus – będę miała więcej miejsca na półkach, reszta to minusy :( No ale trzeba szukać pozytywów w sytuacjach, na które i tak nic nie poradzimy.
Ale wczoraj miałyśmy wielki dzień. A właściwie wielki wieczór. Zaczęło się od obcowania z Panem Sobieskim :) Zasiedział się u nas trochę i na imprezę wyszłyśmy w iście hiszpańskim stylu – dopiero o pierwszej. Ale czas został przez nas dobrze wykorzystany. Zebrało nam się na zwierzenia. I wyznałyśmy sobie przyjaźń. Pewnie pamiętacie mój post na ten temat, kiedy pisałam, że nie wierzę w przyjaźń. I może nadal nie wierzę, ale gdybym miała uwierzyć, to Dorota jest osobą, którą mogłabym uznać za przyjaciółkę. Nie wiem, może niedobrze wyszło, bo nadal twierdzę, że jak się czasami coś powie na głos, to czar pryska. I boję się, że tak będzie w tym przypadku, ale z drugiej strony chyba potrzebowałyśmy takiej rozmowy. Ostatnio kiedy poszłyśmy razem na imprezę, Franek nie spał całą noc i czekał aż wrócimy. Tym razem też nie spał. Tyle, że postanowił mieć mnie na oku… Zabrał kolegę i poszli z nami. Nie powiem, nie byłam do końca zadowolona z tego obrotu sprawy, bo bałam się, że za bardzo będzie mnie kontrolował. Ale potem pomyślałam sobie, że nie robię przecież nic złego, więc niech i nawet kontroluje. A przynajmniej mogłyśmy bez obaw zostawić swoje żakiety, bo kiedy szalałyśmy na parkiecie chłopaki ich pilnowali ;) Bawiłam się świetnie. Rzadko chodzę na imprezy, ale jak już idę to bawię się na całego. Nawet pasowało mi, że Franek pojawiał się znikąd w każdym momencie, kiedy jakiś facet za bardzo starał się do mnie zbliżyć, bo poszłam potańczyć a nie na polowanie:) A tak przynajmniej wszyscy się szybko zorientowali, że „te panie są z ochroną” :) Wyobraźcie sobie, że nawet się pytali, czy mogą z nami zatańczyć:) Dla Franka byłam dość okrutna. Szedł dzisiaj do pracy na 10 i koło czwartej zaczął się denerwować, że nie chcemy wracać. Nawet chciał mnie zaszantażować:) „Albo wracamy albo wracam sam” Powiedziałam, żeby wracał… Wiem, może trochę przesadziłam, ale ja naprawdę poszłam się pobawić i miałam zamiar korzystać z chwili. Nie kazałam mu przychodzić, więc nie kazałam też zostać. Ale i tak został. Ostatecznie do łóżka kładłam się o 5:48.
Tego potrzebowałam :) Co prawda dzisiaj nie czuję się najlepiej, ale było warto. Lubię jak mi od czasu do czasu alkohol zaszumi w głowie. A zaszumiał wczoraj porządnie:) Nawet nie pamiętałam, że obudziłam się przed ósmą i wysłałam do Franka serię smsów:
„Kocham Cię Franuś”
„Jak mnie nie kochasz, to mi napisz”
„A jak mnie nie kochasz to też mi napisz”
„Nranuus:)” (to chyba miał być Franuś hehe)
No to już wiecie, Margolka czasem lubi się zabawić ;)
Ps. Wybaczcie nieskładną relację, ale pisanie na kacu mi nie służy ;)