*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 3 czerwca 2015

Dzień Jak Co Dzień z tych bardziej Idealnych :)

Wczoraj o godzinie 8:30 miałam już pozmywane naczynia z dnia poprzedniego, wyprane i powieszone pranie oraz "przeleciany" internet ;) Wiking właśnie zażywał pierwszej drzemki na balkonie, zabezpieczony moskitierą, żeby żadne robactwo po nim nie łaziło. Dzień rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, bo już o 5:30. Ani mnie, ani Wikingowi nie chciało się już spać, więc wstaliśmy. Ja nie czułam potrzeby odespania wczesnej pobudki, ale mały jak widać tak.

Korzystałam jeszcze przez jakiś czas z tej chwili dla siebie a później, kiedy Wikuś się obudził, położyłam go na macie, gdzie zajął się swoimi zabawkami i gimnastyką a ja prasowałam. Potem przełożyłam go do łóżeczka, gdzie rozmontował karuzelę :) A kiedy się znudził, pobawiłam się trochę z nim, poczytałam mu, po czym udaliśmy się do kuchni, gdzie tłumaczyłam mu, jak się robi zupę koperkową z ryżem. Mały leżał w wózku (na poduszce, bo denerwuje się, że nic nie widzi, a siedzieć jeszcze nie potrafi) i obserwował jak obierałam warzywa, wrzucałam ryż itp. Uważnie słuchał instrukcji i powiedział, że następnym razem już będzie umiał ugotować ją sam - o ile dobrze zinterpretowałam jego gaworzenie w odpowiedzi na moje pytanie: "No to co, już wiesz, jak się robi tę zupę?" :)) Później poszliśmy nastawić drugie pranie, ale to już było zbyt męczące, czy też nudne dla synka, bo udał się na drugą, króciutką drzemkę.

Trzecią, nieco dłuższą zaliczył popołudniu na spacerze. A później, aż do wieczora zabawiał się na macie. Ja miałam kolejną porcję prasowania, więc Franek położył się obok niego, żeby się z nim pobawić, ale szybko okazało się, że tym razem synek za nic miał towarzystwo. Tatuś więc udał się do kuchni zmywać po obiedzie, później zajął się kilkoma pracami zleconymi przez mamusię a na koniec skorzystał z okazji, że Wiking nadal był zajęty sobą i wszedł pod prysznic oraz się ogolił. Przez cały ten czas (łącznie prawie dwie godziny) Wikuś przewracał się z brzuszka na plecy i odwrotnie, wymachiwał swoimi zabawkami, ciągnął za te powieszone na macie i czołgał się do tych, które umieszczone były nieco dalej. Ja, zajęta prasowaniem, zerkałam na niego kątem oka i tylko od czasu do czasu podchodziłam, żeby coś zagadać, uśmiechnąć się, podać coś do rączki. Wygląda na to, że nasz mały synek pobił kolejny rekord "samozajmowania się".
Potem go wykąpaliśmy i położyliśmy do łóżeczka. Zasnął w ciągu dziesięciu minut. 

Wczoraj zrobiłam tak dużo rzeczy w domu, że wieczorem byłam już naprawdę zmęczona fizycznie! Chyba odwykłam :D Zazwyczaj rozkładałam to sobie na więcej dni, ale ostatnio szkoda mi czasu.
Franek zrobił mi masaż pleców i poszedł spać, a ja poczytałam jeszcze trochę przed snem i przed 22 zgasiłam światło. Obudziłam się dopiero po ponad sześciu godzinach (nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam tyle czasu nieprzerwanie! chyba przed ciążą, bo w ciąży latałam na siku regularnie około 1-2 w nocy :)). Spojrzeliśmy ze zdziwieniem na siebie z Frankiem (który wstawał do pracy), bo była czwarta, a Wiking dopiero zaczął się budzić na jedzenie, a przecież zasnął już przed 20! 
Położyłam Wikusia obok i zaczęłam karmić zastanawiając się nad tym, jak dziwnie się czuję, że całą noc przespałam bez tego malutkiego ciałka obok siebie :) Karmiąc i myśląc o tym, że po tych ośmiu godzinach snu będzie miał już dość i dzisiaj dzień rozpoczniemy jeszcze wcześniej, powoli zapadałam w sen. Obudziłam się w pełni wypoczęta o 6:30. Nie wiem kiedy zasnął synek (zazwyczaj jest tak, że on sobie je a ja śpię :)), ale ostatecznie spał jeszcze godzinę dłużej ode mnie.
Zaczęliśmy więc kolejny dzień... Mamy 11:00. Wiking już ma za sobą przewracanki na macie i godzinną drzemkę. Ja sprzątanie i dłuugą notkę :) Teraz lecę do synka a za godzinę jedziemy do Warszawy na zajęcia dla maluchów.

Nie obiecuję, że jutro notki znowu nie będzie, bo ta dzisiejsza jest właściwie wstępem do innej, a nawet do całego "cyklu dla zainteresowanych" (wyjaśnię później :)). Ale nic nie poradzę na to, że ostatnio ciągle mi się chce pisać i ciągle mam o czym (i to wcale nie tylko o Wikingu myślę, choć siłą rzeczy jego jest najwięcej :)).  A myślałam, że jak się Dzieciak pojawi, to mnie tu będzie mniej :)