Już
kilka razy pisałam o tym jak bardzo mnie wkurza u Franka to, że
strasznie jest obrażalski. Czasem wręcz mam wrażenie, że jego hobby to
kłótnie ze mną o jakieś totalne pierdoły. W niedzielę wieczorem miałam
pokaz jego możliwości jeśli chodzi o szybkość obrażania się. Zadzwonił do
mnie wieczorem, nie rozmawialiśmy nawet trzy minuty, kiedy on się wielce
obraził (już sama nie wiem, czy chodziło mu o to, co powiedziałam, jak
powiedziałam, kiedy, o kim, o czym itd. mniejsza o to, bo on pewnie sam
tego już teraz nie potrafi wytłumaczyć) i rozłączył się. Mało tego,
wyłączył telefon. Na to ja się wkurzyłam strasznie, napisałam mu
smsa, żeby się zastanowił czego chce, bo jak mu się taki związek z
ciągłymi kłótniami podoba, to niech sobie szuka kogoś innego, bo ja mam
dość jego fochów. Poszłam spać około 23 z twardym postanowieniem, że jak
tylko dostanę raport doręczenia i będę wiedziała, że włączył telefon, ja
wyłączę swój. A niech widzi jak to jest. A tymczasem wyłączyłam tylko
głos. Spałam jak zabita, kiedy się obudziłam nie spojrzałam jak zwykle na
telefon tylko na zegarek, który mam w pokoju, była 7:10. Poleżałam
dziesięć minut, po czym przypomniałam sobie całą akcję z poprzedniego
wieczora i wzięłam w łapę telefon, żeby go wyłączyć. A tam surprise,
surprise, osiem połączeń nieodebranych. Wiadomo od kogo. Ale zdziwiłam
się strasznie, kiedy zobaczyłam, że dzwonił do mnie od 6:53. O tej porze
on nigdy nie jest na nogach. Już sobie pomyślałam, że może chce
się odnieść do mojego smsa powie mi, że poszuka sobie kogoś bardziej
cierpliwego, kiedy zadzwonił znowu. Odbieram a on jakby nigdy nic: „Dzień
dobry kochanie”. Zbiło mnie to trochę z tropu, ale zła byłam nadal,
burknęłam tylko „noooo” A on na to: „Wyjrzyj przez okno”
Co??
Po cholerę mam wyglądać przez okno?, pomyślałam sobie. Ale wyjrzałam. A
tam Franek z bananem na gębie i telefonem przy uchu stoi. Postanowił
zrobić mi niespodziankę i o 2:56 złapał pośpiech z Kołobrzegu. No i
dojechał. Miał szczęście, że wcześnie wstaję, bo czekał pod moim oknem
tylko 20 minut