Już prawie miałam rezygnować z robienia podsumowania
Ale jakoś mam takie wrażenie, że jeśli tego nie zrobię, to nie zamknę
rozdziału pod tytułem „2009″, a bardzo chcę, żeby się zamknął…
W
sylwestrową noc pobieżnie przeczytałam notki z minionego roku. Jak
zwykle, wiele się wydarzyło, choć, tak jak przypuszczałam, żadnego
przełomu nie było. Było dużo więcej notek wesołych niż smutnych i kiedy
tak patrzę na pojedyncze wydarzenia, sporo było miłych chwil. Ja w ogóle
staram się doceniać te pojedyncze wydarzenia i utrwalać je tutaj, ale
całościowo rok 2009 wydaje mi się niezbyt udany – przynajmniej w
kontekście innych, jakie było dane mi przeżyć.
Jedną
z najważniejszych i najbardziej pozytywnych zmian w moim życiu była
rewolucja w pracy – chociaż jeszcze w lutym zanosiło się na to,że
wszystko padnie i zostanę bezrobotna, pod koniec marca wszystko się zmieniło
i to na dużo lepsze. R. przejął dodatkowe lokale, zaproponował mi
„wyłączność”i umowę o pracę. Mogłam odejść od J., u którego musiałam użerać się z Kapusiem i wreszcie przestałam płakać powodu pracy.
Teraz czuję się świetnie w tym robię! Zdecydowanie cała historia z moją
pracą zasługuje na miano „wydarzenia roku” i chociaż nie wiem co będzie
dalej – bo „góra” ma coś pozmieniać a i ja po obronie pewnie będę się
rozglądać za czymś nowym, na razie jest dobrze, jak jest
Do sukcesów tegorocznych na pewno muszę zaliczyć napisanie pracy magisterskiej. Co prawda jeszcze nie jest wychuchana, ale to już cały czas tylko poprawki.
Do pozytywnych wydarzeń
tego roku można na pewno zaliczyć naszą wycieczkę do Londynu, a także
wakacje – najpierw nad morzem, a potem w górach. W niektórych związkach
jest tak, że jak się para na co dzień nie kłóci, to jakoś nie potrafią
ze sobą wytrzymać na urlopie. U nas jest na odwrót. Kiedy jesteśmy na
wakacjach – pełna sielanka Bo nawet jak się pokłócimy, to są to raczej sprzeczki o drobiazgi i zwykłe przekomarzanie się.
Jestem
zadowolona, że udało mi się zrealizować zeszłoroczne postanowienie
dotyczące wagi i zdrowego trybu życia. Odkąd w 2008 zrzuciłam ponad 10
kg postanowiłam nie przekraczać wagi 50 kg. I to mi się udało. Choć waga
się czasami waha, w porywach dochodzę tylko do 49 kg
Sportu może nie uprawiam super regularnie (wszystko przez tą
magisterkę, która pożarła od września większość mojego wolnego czasu),
ale nie jest źle.
Przeczytałam
również więcej książek niż w roku 2008, bo prawie 50. Cieszę się z
tego, bo to oznacza realizację kolejnego postanowienia;)
Przestałam również przesiadywać tyle w Internecie grając w karty Chociaż nie wiem, czy czasowo zyskałam, bo za to o wiele więcej czasu spędzam na blogach
No
właśnie – blog. To, że nadal go prowadzę, również mogę zaliczyć do
sukcesów. W dodatku moja „działalność blogowa” się dość rozwinęła i
poznałam sporo nowych, ciekawych i sympatycznych osób, z czego bardzo
się cieszę Teraz to już chyba naprawdę bez tego wirtualnego świata nie mogę żyć;)
Na
pewno wiele nowych rzeczy się w tym roku nauczyłam.Poznałam mnóstwo
nowych osób (nie tylko wirtualnie), zaliczyłam kilka imprez do rana I nawet małą przygodę z DJem Zdecydowanie można powiedzieć, że było wesoło i ciekawie.
Ale żeby nie było za kolorowo, wspomnieć należy o kilku mniej pozytywnych sprawach.
W tej kategorii tych niefajnych rzeczy, zdecydowanie wydarzeniem roku była wyprowadzka Doroty
(na szczęście tylko o jakieś dwieście kroków;)). Ale z drugiej strony w
nieskończoność mieszkać razem nie mogłyśmy.Nie ma jednak tego złego, co
by na dobre nie wyszło. Relacje między nami się nie zmieniły, a nawet
można powiedzieć, że pogłębiły się i bardziej doceniłyśmy naszą
znajomość, nawet kiedyś użyłyśmy w stosunku do siebie słowa na PE
Moją
porażką roku na pewno był ten nieszczęsny egzamin DELE. Do tej pory nie
wiem dlaczego go nie zdałam, skoro Hiszpan obecny na ustnym twierdzi,
że mi go zaliczył. Odwołanie czeka na rozpatrzenie już od trzech
miesięcy, ale jak wiadomo Hiszpanom się nie spieszy, więc odpowiedź
pewnie dostanę gdzieś w lutym…
Nie
udało mi się też wytrwać w postanowieniu, że zacznę od razu odpowiadać
na maile i smsy. No nie umiem i już. Albo nie mam czasu,albo weny. O
czym mogły się przekonać niektóre z Was
Jak widać, więcej było tego dobrego niż złego w 2009,
ale myślę, że na ostatecznej ocenie zaważyły nasze stosunki z Frankiem.
Kłótnie, kłótniami, tacy już jesteśmy, że musi być u nas burzliwie. Ale
te kryzysy z ostatnich kilku miesięcy kładą się cieniem na całym roku.
Rok zaczął się kryzysem i niestety prawie nim skończył…Co prawda w
ostatnim miesiącu między nami było w porządku, ale listopadowe
wydarzenia wydają mi się bardzo świeże…
W styczniu 2009 powiedziałam, że daję mu rok na zmianę zachowania. I
rzeczywiście się zmienił, nie powtórzył tamtych błędów. Tyle, że jak
wiecie pojawił się kolejny problem. I znowu dostał szansę, mam nadzieję,
że i tej nie zmarnuje, bo niestety tym razem sprawa jest zbyt poważna.
Podsumowując,
gdyby nie ta nerwówka w związku, może nie byłoby tak źle. Ale jak tak
patrzę na rok 2009 ze styczniowej perspektywy, wydaje mi się, że
wszystko było dobrze do połowy sierpnia… Trochę wcześniej wyprowadziła
się Dorota, 19go dowiedziałam się o egzaminie, tydzień później mieliśmy z
Frankiem kłótnię, od której mam wrażenie wszystko się zaczęło. Sypać
się zaczęło… Cztery ostatnie miesiące roku były dla mnie bardzo trudne. I
właśnie tak, to przez nie wydaje mi się, że rok 2009 był nieudany.