Szlag
mnie trafia na to wszystko i tyle. Zresztą już sama nie wiem, czy
bardziej mnie szlag trafia, czy bardziej chce mi się ryczeć. Wszystko
mnie normalnie dobija. Na początek niestabilna sytuacja naszej firmy. Bo
jakieś dwie grube ryby na samej górze się pożarły i nie potrafią się
dogadać. A płacą za to małe spółki, które przynoszą ogromne zyski i
karmią nimi te grube ryby. Ale jak się na górze nie dogadają, to spółki
ucierpią. W tym nasza. I doopa. Ale tym martwiłam się w zeszłym
tygodniu. Na razie trochę mi przeszło i przestałam się martwić, że za
parę miesięcy może nie będzie mnie stać na jedzenie.
Za to miałam dzisiaj starcie z Kapusiem. Nie była to jakaś wielka awantura ani nawet kłótnia. Po prostu wymiana zdań. Przekonałam się tylko, że koleś jest naprawdę bezczelny. Mnie zależy na dobrej atmosferze i pozytywnej współpracy. Jemu może i też na tym zależy, ale tego nie okazuje. Traktuje mnie po prostu lekceważąco. Nie umiem się z nim dogadać. Rozmowa zdołowała mnie totalnie.
A potem jeszcze pokłóciłam się z Frankiem. Nie odzywamy się do siebie. Wkurzył mnie, ale mimo to, próbowałam się z nim dogadać. Nie chciał, więc totalnie się wkurzyłam i po prostu wyszłam. Nie mam zamiaru się do niego odzywać pierwsza. Na pewno nie. I już nie wiem, co bardziej mnie zdołowało z tego wszystkiego. Co za beznadzieja!
Użalałabym się nad sobą jeszcze bardziej, gdyby nie to, że jak przyszłam do domu, Dorota zapytała co się stało. Jak jej wszystko wykrzyczałam i wypłakałam, to trochę lepiej mi się zrobiło. Poza tym ona już trochę słyszała o tym Kapusiu i pocieszyła mnie, że takim doopkiem nie ma co się przejmować, bo to jakiś prymityw skubany. W każdym razie już mi się tak nie chce ryczeć. O Kapusiu na razie nie myślę, pewnie pomyślę jutro w robocie… Jakie to szczęście, że kontaktujemy się z reguły tylko telefonicznie… Natomiast Franka też mam głęboko… Niech spada na drzewo banany prostować jak jest taki!
i jeszcze na koniec. Ku…., ja pie….ę!!!!!!!!
No. Sorry.
Za to miałam dzisiaj starcie z Kapusiem. Nie była to jakaś wielka awantura ani nawet kłótnia. Po prostu wymiana zdań. Przekonałam się tylko, że koleś jest naprawdę bezczelny. Mnie zależy na dobrej atmosferze i pozytywnej współpracy. Jemu może i też na tym zależy, ale tego nie okazuje. Traktuje mnie po prostu lekceważąco. Nie umiem się z nim dogadać. Rozmowa zdołowała mnie totalnie.
A potem jeszcze pokłóciłam się z Frankiem. Nie odzywamy się do siebie. Wkurzył mnie, ale mimo to, próbowałam się z nim dogadać. Nie chciał, więc totalnie się wkurzyłam i po prostu wyszłam. Nie mam zamiaru się do niego odzywać pierwsza. Na pewno nie. I już nie wiem, co bardziej mnie zdołowało z tego wszystkiego. Co za beznadzieja!
Użalałabym się nad sobą jeszcze bardziej, gdyby nie to, że jak przyszłam do domu, Dorota zapytała co się stało. Jak jej wszystko wykrzyczałam i wypłakałam, to trochę lepiej mi się zrobiło. Poza tym ona już trochę słyszała o tym Kapusiu i pocieszyła mnie, że takim doopkiem nie ma co się przejmować, bo to jakiś prymityw skubany. W każdym razie już mi się tak nie chce ryczeć. O Kapusiu na razie nie myślę, pewnie pomyślę jutro w robocie… Jakie to szczęście, że kontaktujemy się z reguły tylko telefonicznie… Natomiast Franka też mam głęboko… Niech spada na drzewo banany prostować jak jest taki!
i jeszcze na koniec. Ku…., ja pie….ę!!!!!!!!
No. Sorry.