*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 29 lipca 2012

Urlopowe opowieści

Napiszę wreszcie parę słów na temat samego urlopu i pobytu nad morzem, zanim się wszystko całkiem przedawni :)

Oczywiście najbardziej interesowała nas pogoda, ale prognozy nie były dla nas pomyślne, więc choć początkowo zakładaliśmy wyjazd w środę, zdecydowaliśmy się go przesunąć o jeden dzień. I na dobre nam to wyszło, bo przynajmniej kupiliśmy garnitur Frankowi :) W czwartek rano nareszcie wyszło słońce, chociaż w drodze różnie bywało. Wcześniej planowaliśmy noclegi pod namiotem, ale podobnie jak w ubiegłym roku, aura nam nie sprzyjała. Ostatecznie kilka dni przed wyjazdem zadzwoniłam do tego samego miejsca, w którym spaliśmy w zeszłym roku i zarezerwowałam nocleg. Do Grzybowa zajechaliśmy w południe. I od razu zostaliśmy mile zaskoczeni przyjęciem nas przez gospodynię. Rok temu była na początku jakaś gburowata, teraz przez telefon również (właśnie Iza, zapomniałam Cię o tym uprzedzić podczas naszej rozmowy telefonicznej) - a tym razem była bardzo miła i pamiętała nas. Kiedy dowiedziała się, że wkrótce bierzemy ślub pogratulowała nam i zaprosiła na przyszły rok obiecując dobę gratis :)

Ale wracając do samego urlopu - zdążyliśmy się rozpakować i wyszliśmy, żeby przywitać się z morzem, kiedy zaczęło padać :/ I tak padało przez jakiś czas, więc posiedzieliśmy w domku - ja czytałam, Franek spał. Ale po południu niebo sie rozpogodziło, więc wyszliśmy na obiad i spacer. Na wieczór nie mieliśmy żadnych specjalnych planów i ogólnie czuliśmy się trochę zmęczeni, więc poszliśmy szybciej spać, z nadzieją na to, że następny dzień będzie ciepły i słoneczny.
Niestety nie ziściło się - od rana było raczej pochmurno i zdecydowanie zanosiło się na deszcz, więc postanowiliśmy się przejść plażą do Kołobrzegu. To był całkiem dobry pomysł, zwłaszcza, że ostatecznie deszcz nie był bardzo uciążliwy. Wróciliśmy po kilku godzinach i znowu późnym popołudniem pogoda się poprawiła. Jak już wiecie, umożliwiło nam to spędzenie przyjemnego wieczoru na plaży :)

Wiecie również, że od soboty dostałam urodzinowy prezent w postaci słońca! Ponieważ mocno wiało, szybko pobiegliśmy kupić parawan i popędziliśmy na plażę. Spędziliśmy na niej kilka godzin. Popołudnie mieliśmy już zarezerwowane wcześniej, bo przyjechał kuzyn Franka z rodziną. Spędziliśmy razem przyjemny czas, a my ciociowaliśmy i wujkowaliśmy Kubie i Gabrysi :) Nie jest to najgorsza rola, zdecydowanie wolę dzieci, które już coś kumają z tego, co się do nich mówi - a ta dwójka już do tego dojrzała. Kuba nawet na tyle, że opowiadał mi pełnymi zdaniami o tym, jak to koziołek matołek wpadł do wulkanu i pokonał smoko... yyyy smokocoś tam, nie pamiętam :P
A najlepszy numer wywinął, kiedy w niedzielę bawił się z nami w "ciepło-zimno" zakopując moją bransoletkę w piasku. W którymś momencie chował ją dla wujka (Franka). Zakopał ją w jednym miejscu po czym mówi do mnie: "Ciocia to teraz mów wujkowi czy ciepło, czy zimno, a ja idę tam" I gdzieś pobiegł. Nie ma co, potrafi dziecko zorganizować zabawę dorosłym :D

Sobotni wieczór, jak również już wiecie spędziliśmy na plaży obserwując piękny zachód słońca :) A niedziela była pogodna od rana i delektowaliśmy się słońcem prawie do samego wyjazdu. Pozostało nam tylko trochę czasu na obiad i zakup "pamiątek" (ja żelki-smerfy a Franek wędzoną rybę :P). Wyruszyliśmy o 16:30, a po drodze wypatrywaliśmy kościoła, bo w Grzybowie nie zdążyliśmy pójść rano, a potem było nam szkoda rezygnować z ostatnich chwil na plaży. Niestety mieliśmy pecha i kiedy tylko wjeżdżaliśmy do jakiejś miejscowości, to okazywało się, że albo msza dopiero za godzinę, albo trwa już od jakiegoś czasu. Jednak wszystko nam sprzyjało i dojechaliśmy do Poznania na tyle szybko, że zdążyliśmy na ostatnią mszę w naszym kościele :) (śmiejemy się, że Panu Bogu zależało na tym, żebyśmy dojechali na czas, bo jeszcze nigdy podróż z nad morza, zwłaszcza w niedzielę, nie zajęła nam mniej niż 4h)

Cóż mogę napisać? Piękne jest nasze morze. Oczywiście pewnie wiecie, że o górach zawsze piszę to samo. Ale nie potrafiłabym wybrać, które miejsce jest piękniejsze, czy lepsze na spędzenie urlopu. Są to tak różne zakątki Polski, że nie potrafiłabym zdecydować. Po coś innego się jedzie nad morze, a po coś innego w góry :) Moim zdaniem są to nasze polskie cuda i mamy szczęście, że tak się nam trafiło w naszym kraju, że możemy się delektować jednym i drugim :)

Ps. Ha! I dobrze tak tym Włochom, którzy powiedzieli, że boją się tylko Rosji, bo Polacy są od nich słabsi. No to macie słabszą drużynę, która wygrywa seta z przewagą 11 pkt! :D