Mam już serdecznie dość tych kpin, jakie sobie los z nas urządza. Czy naprawdę za każdym razem musi mi udowadniać, że się mylę? Zawsze musi być na przekór?
Napisałam wczoraj najgłupszą rzecz, jaką mogłam:nadchodzący weekend będzie bardzo przewidywalny i raczej nudny (co nie znaczy, że niefajny)
Wszystko się zmieniło. Wczoraj wieczorem umarła Franka babcia. On bardzo to przeżywa. Siłą rzeczy, ja również. Nie pójdzie dzisiaj ani jutro do pracy, bo jest zbyt roztrzęsiony, żeby w pełnej koncentracji przez ponad osiem godzin prowadzić autobus. Rozumiem to, choć oczywiście jak zwykle już się boję, czy nie będzie z tego jakichś konsekwencji (mimo, że to umowa zlecenie, a Franek dzwonił do dyspozytora od razu, jak się o wszystkim dowiedział, a więc ponad 12 godzin przed godziną rozpoczęcia pracy)
Boję się nadchodzących dni, bo Franek kiepsko sobie radzi z takimi sytuacjami, a ja wtedy też kiepsko sobie radzę z nim :(