*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 23 września 2009

Chemia...cz.II

Tak się złożyło, że nie miałam wczoraj okazji niczego napisać. Ale może to dobrze, bo miałam kolejny dzień na to, żeby trochę się zdystansować do tego, co się wydarzyło. Miałam też okazję przeczytać wiele Waszych komentarzy, dzięki którym spojrzałam na całą historię z różnych punktów widzenia… W głowie jeszcze nadal  myśli się kłębią, ale to już nie taki mętlik jaki miałam w weekend i w poniedziałek. Wtedy nie myślałam w zasadzie o niczym innym…
Ciągu dalszego historii nie było. Zakończyło się tak, jak to opisałam. Natomiast sam fakt, że tyle o tym myślę, świadczy o tym, że to jeszcze nie koniec. Czuję, że jest jeszcze wiele w tym temacie do powiedzenia.
Myślę, że wiele z Was miało rację, że chodziło o tę fascynację, jakiej nie będzie już między mną a Frankiem. Ta miłość, która przychodzi po czasie, która pojawia się dopiero, kiedy już znamy tak dobrze potrafi być piękna, ale czasami powoduje, że tęsknimy za czymś nowym, za motylami w brzuchu. Niektóre z Was wiedzą o tym doskonale :) Nie oszukujmy się, motyle w brzuchu już nie wrócą, niewiele nowego dowiemy się o partnerze ani my jego niczym nie zaskoczymy. Tu kusiła możliwość flirtu i nowych doświadczeń. Poza tym każdy jest trochę próżny. Ja też. Widziałam, że podobam się DJowi i że patrzy na mnie jak na kogoś niezwykłego. Podobało mi się, że imponowałam mu trochę. Podziwiał mnie za moją niezależność, otwartość, pozytywne podejście. Chciałam go uświadomić, że jestem zołzą i beksą, ale nie uwierzył. Wyidealizował sobie mnie i to było fajne. Fajne było też to, że to ja panowałam nad sytuacją. To ja postawiłam warunki. Ja zdecydowałam o tym, czy i jak długo będziemy rozmawiać. Ja zdecydowałam o tym, gdzie postawię granicę.
Pytacie czy będę mogła o nim zapomnieć.  To chyba łatwiejsze, niż zapomnieć o ponad trzech latach spędzonych z Frankiem. Nie mogłabym zrewolucjonizować swojego życia i rzucić kochanej osoby tylko dlatego, że przez przypadek kogoś poznałam, nawet jeśli to spotkanie wydaje się magiczne. Ale przecież między mną i Frankiem też kiedyś zaiskrzyło, też nie znaliśmy się wcześniej… To też była kwestia chwili. A tym razem… Nie zapominajmy, że poza tą chemią nie wiem, czy cokolwiek by nas łączyło. Rozmawialiśmy, ale takich rozmów w życiu wiele przeprowadziłam. Franek był pierwszy i to on ma do mnie większe prawa – jakkolwiek to nie zabrzmi. A już na pewno ma prawo wymagać ode mnie lojalności i odpowiedzialności za nasz związek. Uważam, że z tego się wywiązałam. Nie bardzo mogłam odpowiadać za to co poczułam, ani za wszystkie myśli, które kłębiły mi się pod kopułą, bo to było trochę mimowolne. Natomiast mogłam odpowiadać za to, co z tym zrobię…
Nie wymieniliśmy się numerem telefonu, nie umówiliśmy się, niczego sobie nie obiecywaliśmy. Kiedy odchodziłam, powiedziałam, że nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy… Ten wieczór był pełen magii. Z każdym kolejnym dniem dystansuję się do tego coraz bardziej i wszystko wydaje mi się snem. I zastanawiam się, czemu to miało służyć? Nie umiem wytłumaczyć tego, co tam zaszło. Nagle poczuliśmy, że jesteśmy z tej samej bajki. Oboje czuliśmy, że gdybyśmy się spotkali w innym czasie, mogłoby być inaczej. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Być może świat się pomylił. A może Bóg miał po prostu taki plan. To była taka iskra. Czasami wystarczy iskra, by rozpalić wielki płomień… Czasami …. psst… iskierka gaśnie. Nie wykluczam, że to była tylko kwestia magii tej jednej nocy, że ta iskierka już zgasła i nigdy więcej przy spotkaniu z nim nie rozpaliłaby się na nowo. Pewnie nigdy się tego  nie dowiem.
I to nadal jeszcze nie koniec… W końcu skoro było już rozpoznanie sytuacji i jej analiza, czas na wnioski :)
c.d.n…