*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 24 września 2014

Nie dla wrażliwych*

* Franek nie pozwolił mi publikować tej notki, bo powiedział, że zaraz posypią się na nas gromy, że się tak nieładnie wyrażamy i że będziemy strasznymi rodzicami... Uspokoiłam go, że macie poczucie humoru i potraficie wychwycić moment, kiedy mrugam do Was okiem, więc nie zawiedźcie mnie :P Ale jeśli rzeczywiście ktoś nie ma dystansu do ciąży, macierzyństwa i jest przewrażliwiony na punkcie pieszczotliwych określeń dzieci (narodzonych i nie) to lepiej niech nie czyta :))

Na początek wyjaśnienie: Franek ma kilka takich swoich powiedzonek. Wielu z nich nawet teraz nie umiem przytoczyć, ale w jeśli nadarza się konkretna sytuacja, jestem w stanie przewidzieć kiedy powie na przykład "jasny piernik"!" Kiedy coś go niecierpliwi albo powtarza się wielokrotnie, to zawsze mówi, że np. nie będzie tego robił sto pięćdziesiąt razy! Nie sto, nie dwieście, nie dziesięć, zawsze jest sto pięćdziesiąt. A kiedy mówi o czymś malutkim, to stosuje zwrot "małe gówienko". Walczę z tym, bo nie przepadam za żadnymi pozornie łagodnymi gówienkami, dupami i pieprzeniem w codziennym języku, ale małego gówienka jeszcze nie udało mi się zlikwidować.

Siedzimy sobie ostatnio przed telewizorem. Leci jakiś przypadkowy program, matka trzyma na rękach niemowlę. Mówię do Franka:
M: Niedługo my też takie będziemy mieli, wyobrażasz sobie?
F: Noooo...
M: A tak serio, myślisz czasami o tym?
F: Jasne, ze myślę, Często się nad tym zastanawiam.
M: I co sobie myślisz?
F: No tak się martwię trochę, jak ja będę to podnosił (tutaj następuje gest chwytania noworodka na ręce). Takie to małe gówienko... - do mojego brzucha - oj, sorry, bez urazy, wiem, że ty wszystko już słyszysz...

Jakiś czas temu mówię do Franka:
M: A jak będzie dziecko to już przestaniesz mnie pewnie kochać i nie będę już dla Ciebie najważniejsza na świecie.
F: Będziesz, będziesz. Dziecko będzie też najważniejsze, ale moja żonka zawsze będzie dla mnie najważniejsza na świecie.
M: A dlaczego?
F: Bo tak!
M: Ja ci powiem dlaczego! Bo dziecko będzie, będzie, a potem dorośnie i pójdzie sobie w świat, a żonka zostanie!
F: Oooo, a nie da się na odwrót?? :P
M: /wzrok Bazyliszka/