W każdym tygodniu ciąży zapisuję sobie moje spostrzeżenia i uwagi na ten temat. Czasami jest to raptem kilka zdań, czasami trochę dłuższe refleksje. Porównuję moje samopoczucie z tym, co napisane jest w książkach lub w internecie. Wszystko mam na blogu, choć tylko naszkicowane, ale kto wie, być może opublikuję te moje zapiski jakoś hurtowo :)
Tym razem piszę "na żywo", bo oto właśnie znajduję się na półmetku. W tym tygodniu skończyliśmy z Tasiemcem 20. tydzień ciąży.
Cóż mogę napisać w tym temacie? Przede wszystkim to, że wcale się nie czuję, jakbym była w ciąży :P (chociaż niby porównania nie mam ;)) I tak było od samego początku. Wszelkie dolegliwości właściwie całkowicie mnie ominęły, a jeśli nawet nie, to zrzuciłam je na karb stresu, zepsutego jedzenia, gorszego dnia, pełni księżyca itd... :) Po prostu nie potrafię przypisać żadnej przypadłości do mojego odmiennego stanu. No, może poza tym, że często sikam i gorzej śpię (co zazwyczaj idzie ze sobą w parze :)) Generalnie w moim wypadku po prostu nastawienie psychiczne naprawdę zdziałało cuda.
Generalnie, gdyby nie to, że nie można pić alkoholu, to mogłabym być w ciąży zawsze, bo to całkiem fajny stan. Zwłaszcza dla moich włosów! Pamiętacie, że zawsze pisałam, że nie lubię myć głowy? A musiałam to robić regularnie co trzeci a czasami nawet co drugi dzień, bo włosy szybko mi się przetłuszczały. Teraz jest bosko! W ogóle się nie przetłuszczają i cały czas wyglądają świeżo! Czasami po pięciu dniach dopiero przypominam sobie, że dawno włosów nie myłam :)
Jak widziałyście przy okazji zdjęć sprzed dwóch tygodni, brzucha za
bardzo mi nie widać. Od tamtej pory niewiele się zmieniło i nadal ludzie
nie wiedzą, że jestem w ciąży. Chwilami mnie to nawet
irytuje - na przykład kiedy czekam na pobranie krwi przed drzwiami z
napisem "kobiety ciężarne bez kolejki" pośród babek z widocznym brzuchem
- mimo, że są w ciąży o 4-5 tygodni mniej zaawansowanej ode mnie
(zapuściłam żurawia w kartę ciąży). No bo niby z jakiej racji mam je
przepuszczać? :) Albo kiedy lekarka, u której byłam przedwczoraj
dowiedziawszy się o półmetku mojej ciąży krzyczy "Jezu nic nie widać!".
No więc dziwnie jest.
Niemniej jednak centymetr pokazuje, że
trochę ten brzuszek jednak mi wyrósł, bo mam około 6 cm więcej w
obwodzie niż miałam w maju (tak mniej więcej 6, bo nigdy nie jestem
pewna, czy mierzę w dobrym miejscu :P). No ale okazuje się, że to
jeszcze za mało, żeby ludzie posądzali mnie o ciążę oraz na to, żeby
wymieniać garderobę - bo cały czas chodzę w tych samych spodniach i
spódnicach a bluzki i kamizelki dopinają mi się do ostatniego guziczka,
czego nie omieszkała skomentować ostatnio moja szefowa (która jak
twierdzi, w szóstym miesiącu ciąży wyglądała, jak by była w
piętnastym:)) Ale to mnie akurat cieszy, lubię swoje ubrania :P
Jednak gdy się w lustrze przyglądam to widzę, że ten brzuch
jest większy - tylko jak się ubiorę to zazwyczaj znika :) No i nie jest
taki typowo ciążowy. Cóż, muszę się pogodzić z tym, że nie będę
"dziewczyną z piłką" :) Ale zamelduję Wam, kiedy wreszcie zacznie się
dziać coś konkretnego - no bo chyba wreszcie musi prawda? W przeciwnym
wypadku ludzie będą się w styczniu dziwili, skąd ja wzięłam tego
noworodka ;)
A tak jako ciekawostkę dodam, że wyczytałam (a moja
lekarka na wizycie mi to potwierdziła), że mały brzuch w ciąży może
oznaczać, że kobieta ma po prostu bardzo silne mięśnie brzucha i
stawiają one opór powiększającej się macicy, a poza tym dziecko układa
się wtedy prawie na płasko i nawet w szóstym lub siódmym miesiącu da się ciążę
zamaskować. I to by się zgadzało, bo ja przecież od dawna regularnie
ćwiczę a tak się złożyło, że przed samą ciążą przez ponad miesiąc
codziennie ćwiczyłam a6W.
Dzisiaj ważę dokładnie 0,5 kg więcej niż ważyłam przed ciążą, choć
waga dość mocno mi się waha - jeszcze tydzień temu było 0,5 kg mniej za
to przedwczoraj więcej o 1 kilogram. No ale w najbliższych tygodniach
powinnam chyba przytyć trochę więcej, bo jak wyczytałam, Dzieciak
zaczyna obrastać tłuszczem :P Może więc na wadze coś mi przybędzie. Byle
tylko to był tłuszcz Tasiemca a nie mój :D Zazwyczaj jadam normalnie a czasami nawet trochę mniej niż zwykle, bo po prostu nie mam apetytu - co stoi całkowicie w opozycji z tym, co piszą różne mądre artykuły :) Na początku było inaczej - zresztą wspominałam Wam o tym, że miałam ataki okropnego głodu, który natychmiast musiałam zaspokoić (choćby suchym chlebem w środku nocy), bo nie pozwalał mi on normalnie funkcjonować. Ale to się skończyło już dość dawno temu i teraz wcale nie jestem głodna częściej niż bywałam przed ciążą a czasami nawet mam wrażenie, że wcale nie chce mi się jeść. W dodatku mam uczucie, jakbym cały czas była najedzona! Moim zdaniem jest to efekt tego, że mój brzuch zamiast na zewnątrz rośnie do wewnątrz i tym samym Tasiemiec miażdży mi pęcherz moczowy i żołądek, do którego mieści się dużo mniej niż wcześniej :P
W każdym razie Tasiemiec ma się raczej dobrze, bo ostatnio słyszałam bicie jego serca, no i rośnie - bo urósł już na tyle, żeby wierzgać. Ruchy Dzieciora czuję mniej więcej od trzech tygodni, choć oczywiście na początku nie byłam pewna, czy to to. I na pewno nie porównałabym tego ani do bulgotania ani do łaskotek :) Raczej mam wrażenie, jakby na brzuchu chwytał mnie taki krótki, bezbolesny skurcz. Macie czasami tak, że mimowolnie drga Wam powieka? No to ja właśnie mam identyczne odczucie, tyle, że w brzuchu, kiedy Tasiemiec się rusza. Podobno w tym tygodniu cykl snu i czuwania dziecka staje się coraz bardziej regularny. No i coś w tym chyba jest, bo zaobserwowałam, że nasze budzi się najczęściej po godzinie 10 i po 18 a najbardziej aktywne jest po 21 - na tyle, że nawet Franek już te ruchy wyczuł i oficjalnie został skopany. Nie wiem jak to jest w nocy, bo wtedy śpię. Ale budzę się czasami po czwartej i wtedy nieraz czuję, że się Tasiemiec rusza. A jak się nie rusza, a ja nie mogę zasnąć z powrotem i zaczynam się nudzić to go budzę stukając w brzuch i wkrótce odpowiada mi puknięciem :)
Nie mam żadnych zachcianek - a przynajmniej nie bardziej niż zwykle :) Bo zachcianki to ja miewałam od zawsze! Nie czuję się w ogóle senna ani zmęczona - wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że potrzebuję mniej snu niż zwykle, co mnie irytuje, bo przecież wszędzie trąbią, że mam się wyspać na zapas! Nie mam problemów z trawieniem ani z żołądkiem. Zaliczyłam co prawda trzy poranne wizyty w toalecie nad kibelkiem, ale nie były poprzedzone nudnościami. Ot po prostu już wiem, że Tasiemcowi nie posmakowały: arbuz (chyba mógł być już lekko nadpsuty), lekko czerstwy chleb (jak on śmierdział! to znaczy moim zdaniem, bo Franek czuł zapach zwykłego chleba) i śledzie w sosie śmietanowym (ale widzę, że Franek znowu je kupił, jutro przetestuję:P)
Nadal ćwiczę i mam się po tych ćwiczeniach bardzo dobrze. Wyniki badań moczu i krwi mam tylko lekko poniżej normy (limfocyty) a ciśnienie nieco bardziej (65/100, 60/110 a nawet 60/90) ale to akurat jest moja norma, choć pielęgniarki patrzą na mnie, jakbym się zaraz miała przewrócić :P
Podsumowując - mamy się w tej ciąży całkiem dobrze. Myślę, że duża tego zasługa jest też w tym, że po prostu nie traktuję siebie w tym stanie jako okazu pod ochroną* i funkcjonuję normalnie (oczywiście zachowując wszelkie granice zdrowego rozsądku - nie pcham się tam, gdzie coś może ciężarnej zaszkodzić), a to powoduje, że moja psychika jest w dobrej kondycji (pomijam tu obecne problemy) a więc wysyła też pozytywne sygnały do mojego ciała. Tak to sobie właśnie wyobrażam - jako sprzężenie zwrotne, wszak wiadomo, że w zdrowym ciele zdrowy duch - i na odwrót :)
*rzecz jasna piszę o normalnej, zdrowej ciąży; wiem, że są różne przypadki i czasami po prostu zdarzają się poważne problemy zdrowotne, absolutnie nie o tym tutaj piszę; jak trzeba leżeć to trzeba! ale jak nie trzeba, to się nie kładźmy, nie? :)