Chyba trochę zwalniam. A jeszcze wczoraj wydawało mi się to niemożliwe! Od prawie miesiąca piszę Wam ciągle o tym, jak to grudzień u mnie zabiegany. Ano piszę, bo tak właśnie jest :) Ciągle coś robię, próbuję coś dogonić, zajmuję się jedną sprawą, a w głowie już mam kilka innych, które czekają na załatwienie. Bo już taka jestem, że wraz z końcem roku lubię sobie pozamykać wszystko, co się da. Sama siebie potrafię zmobilizować i konsekwentnie dążę do celu. To bywa trochę denerwujące, bo nie odpuszczam, ale w gruncie rzeczy lubię w sobie tę cechę, zwłaszcza, kiedy widzę efekty.
Wczoraj rano myślałam, że jestem ostatnio w wiecznym niedoczasie i że na ten świąteczny czas powinnam trochę zwolnić, zatrzymać się i odsapnąć, a ja nie potrafię! Bo jak tu siedzieć spokojnie, kiedy tyle rzeczy do zrobienia (i bynajmniej nie miałam na myśli spraw typowo związanych ze świętowaniem)? Ale wyszłam na spacer, włączyłam tryb intensywnego myślenia i planowania w głowie, i chyba mi się udało. Wieczorem część spraw sobie nadrobiłam, resztę uporządkowałam i kładłam się już z poczuciem kontroli nad swoim czasem. Zostało mi to do dziś.Od razu mi lepiej. Bo jednak czas świąteczny nie powinien wiązać się z wieczną gonitwą i nadrabianiem tego, na co wcześniej czasu ciągle nie było. Owszem, postanowiłam sobie, że do końca tego roku uporam się z kilkoma drobiazgami, ale nie może się to odbywać kosztem świątecznej atmosfery.
Być może znowu Wam się wyda, że piszę enigmatycznie i unikami, ale wierzcie mi, że żadna tajemnica się za tym nie kryje :) Po prostu nie chce mi się wchodzić w szczegóły tego wszystkiego, czym ostatnio się zajmuję :) Chodzi o drobiazgi i o to, że robię porządki w życiu i w swojej głowie - na tyle, na ile się da. Lubię po prostu wraz z końcem roku pokusić się o taki mały remanent. Pewnie gdybym zaczęła szczegółowo wymieniać, na co mi tak ciągle czasu brakuje, to byście mnie wyśmiały, że się w ogóle tym zajmuję :P Ale właśnie o to chodzi, że zazwyczaj jeśli chodzi o sprawy fundamentalne to sobie z nimi radzę, czasu brakuje mi na zajęcie się wszystkimi wypełniaczami, którymi bym chciała - ale może jeśli uda mi się zrealizować większą część zamierzeń, to się z Wami podzielę tą radością.
Wiecie, że kiedy teraz czytam jakieś notki sprzed paru lat to przecieram oczy ze zdumienia - bo na przykład czytam, że wróciłam z pracy i mam labę - kładę się na kanapie z książką i czytam. Albo zakopuję się pod kocem z czasopismami językowymi i uczę się słówek. Albo siedzę przed komputerem i oglądam jakiś serial, szydełkując. I że cały weekend spędziłam na robieniu tego, co sprawia mi przyjemność. Niby to wszystko teraz też robię, ale w głowie mi się nie mieści, że ja kiedyś mogłam na to poświęcić niemal tyle czasu, ile chciałam! :) Jednak życie po dziecku się zmienia (na szczęście nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej :P bo musiałabym teraz odszczekiwać) i jednak przy dziecku człowiek uczy się jeszcze lepiej gospodarować czasem. Aż się sobie dziwię, że kiedyś wydawało mi się, że to działa u mnie bez zarzutu :D Niemniej jednak żal trochę tego, co było. Kiedy czytam te wspomniane wcześniej wpisy, to czuję czasami ukłucie tęsknoty za tym, co było- takie to było oczywiste dla mnie, że jesteśmy tylko we dwoje i swobodnie dysponujemy swoim czasem. Trudno mi w to teraz uwierzyć, bo prawie nie pamiętam tamtego życia :P Nie umiem sobie teraz wyobrazić innego funkcjonowania - tego wplatania przyjemności między jeden a drugi obowiązek, godzenia wszystkich czynności ze sobą. Bez Wikinga byłoby dziwnie, nie chciałabym już tego, może nawet nie umiałaby... Chociaż pewnie nie pogniewałabym się, gdybym tak dostała jeden taki dzień do swojej dyspozycji - rzecz jasna z adnotacją, że to tylko chwilowe ;)
Ale nie narzekam, ja i tak jestem zadowolona z siebie i swoich działań. Myślę, że całkiem nieźle idzie mi łączenie przyjemnego z pożytecznym. Jasne, że nie na wszystko mi wystarcza czasu, ale zawsze tak było. Taka to już przypadłość osób, które się nie potrafią nudzić, myślę, że większość z Was wie, co mam na myśli :)
I tym sposobem popłynęłam sobie dygresją o tym, jak to czasy się zmieniają i jak się człowiek do nich doskonale dostosowuje. I tylko natura świata ciągle niezmienna, i znowu mamy święta, i znowu koniec roku a nowy za pasem.
Właściwie to nie wiem, czy to już czas na życzenia świąteczne? Może tu jeszcze wrócę jutro chociaż na chwilę, żeby się podzielić z Wami wirtualnym opłatkiem w tę pierwszą Wigilię, która w naszym domu będzie już czteropokoleniowa... Ale gdyby mi się to nie udało:
Życzę Wam zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Brzmi banalnie, ale pomyślcie, jak źle byłoby, gdyby zabrakło tego zdrowia, spokoju i radości. Więc niech sobie będzie banalnie, grunt, że ze szczerego serca Wam tego życzę. Niech te dni będą spędzone w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Życzę Wam, abyście umiały właśnie zwolnić i skupić się na tym czasie, który teraz został nam dany.