*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 19 grudnia 2009

Wkrętarka.

Wiecie co, ja to jednak gUpia jakaś jestem.  Jestem po prostu mistrzynią w nakręcaniu się i we wkręcaniu sobie najbardziej niemożliwych scenariuszy. A jeśli chodzi o Franka, to najbardziej negatywnych… No po prostu możecie mi mówić wkrętarka ;)
Tylko, że to wcale nie jest takie śmieszne, jakby się wydawało, bo ja na tym naprawdę sporo nerwów tracę. Wszystko jest dobrze, dopóki nie zacznę myśleć. Bo jak nie myślę, to się w ogóle nie przejmuję i zajmuję się się sobą. A jak zacznę myśleć, to mam w głowie milion scenariuszy -najlepiej tych złych. Zdarza mi się tak sobie powkręcać, że się sama do płaczu doprowadzę. Czasami rozmyślam w sprawach koleżanek, czasami w sprawach rodzinnych, ale najlepiej idzie mi nakręcanie się rzecz jasnawe wszystkim co się wiąże z Frankiem.
I tak na przykład wczoraj. Pracowałam wczoraj aż do wieczora, a Franek poszedł na popołudnie do pracy i wiadomo było, że się nie zobaczymy.Czułam się nadal kiepsko, więc marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu i wleźć pod kołdrę, także niespecjalnie się tym przejęłam. Franek raz do mnie zadzwonił, a potem nie miał czasu, a ja też się zajęłam swoimi sprawami. I dopiero po 22 przypomniałam sobie, że on powinien już skończyć pracę. Zadzwoniłam raz, drugi, trzeci. Ale nie odbierał. Ależ się wkurzyłam!!! No i już zaczęłam sobie wyobrażać nie wiadomo co. Że na pewno polazł gdzieś z jakimiś kolegami. Albo sam. Że się na mnie obraził. Że to, że tamto. No różne różniste opcje miałam już obmyślone.Wysłałam mu kilka smsów z hmmm, groźbami, to może za dużo powiedziane,ale niezbyt uprzejmymi ;) No i położyłam się spać. Taaa, tylko myślicie, że wkręcona Margolka może spać? W życiu. Oczy mi się kleiły,ale jakoś nie mogłam tak na dobre zasnąć. W nocy wszystkie problemy wydają mi się zawsze dużo poważniejsze niż są w rzeczywistości, więc nie pomagały żadne dialogi wewnętrzne, które prowadziłam sama ze sobą.Gdzieś tam kołatała mi się w głowie myśl, że może położył się spać (w domu u niego było zupełnie ciemno), albo że zapomniał telefonu z pracy. Ale myślicie, że pozwoliłam tym myślom dojść do głosu? Wolałam się nakręcać :)
W końcu zasnęłam, obudziłam się po szóstej, poleżałam,jeszcze trochę podrzemałam a potem byłam już umówiona z Dorotą, więc trochę się wyluzowałam. No i zadzwonił o jedenastej z telefonu służbowego. Wczoraj był wyjątkowo na zastępstwie w innej knajpie,do której nie ma klucza. Zapomniał telefonu a kiedy sobie o nim przypomniał było za późno, bo nie miał jak otworzyć. A ja już mu takie awantury przez całą noc w myślach robiłam…
I żeby to był pierwszy raz…

Jemu już parę razy zdarzyło się zostawić telefon w pracy. Zawsze robiłam taką samą aferę :) Ostatni zdarzyło się tak, że rozmawialiśmy przez telefon, po czym on powiedział do mnie „no to kładź się, bo już późno”. Pożegnaliśmy się, ale za chwilę mi się coś przypomniało i chciałam zadzwonić. Nie odbierał. Przez okno widziałam,że u niego już ciemno, więc dalej smsy wściekłe wysyłam gdzie polazł,dlaczego nie odbiera, co się dzieje, żeby napisał mi jak już przyjdzie do domu, że muszę mu coś powiedzieć i takie tam. Poszłam spać. Rano siedzę w pracy i po dziesiątej dzwoni Franek i zdziwiony mówi: „Cześć słońce,a co to za alarm???”… Jak się rozłączyliśmy wieczorem, on ściszył telefon i poszedł spać. Ot cała teoria spiskowa.

Potrafię być naprawdę nieznośna. Nawet kiedy próbuję sobie racjonalnie wytłumaczyć, że na pewno wszystko jest ok, to wyobrażam sobie niestworzone rzeczy – od Frankowego wyjścia z kolegami na popijawę, po napad z bronią w ręku dokonany na nim. A pół biedy jak nie jedzie samochodem. Bo jak jest w pracy samochodem to ja już sobie wyobrażam, że na pewno gdzieś go porysował albo ma stłuczkę i teraz boi się do mnie zadzwonić i się przyznać. Autentycznie… I wcale mi nie jest z tym dobrze, bo tak naprawdę na tym wszystkim to ja wychodzę najgorzej - Franek przeważnie dawno smacznie śpi i niczego nie podejrzewa a ja już prawie się ubieram, żeby go po nocy szukać. Ehhh, czy ktoś sobie potrafi wyobrazić co będzie, jak ja będę miała dzieci? Bo ja absolutnie nie.
DOPISEK..
Takie małe sprostowanie – żeby nie było, że to tylko na Franka się tak nakręcam (chociaż oczywiście na niego najbardziej :))
Kiedy wyjechaliśmy na wakacje do Zakopanego -ja, Franek i wujek, zadzwoniłam do dziadka. A on nie odbierał. Dzwoniłam w południe, po południu, wieczorem a on ciągle nie odbierał. Oczywiście już bym nie zasnęła. Zadzwoniłam więc do mamy… Już prawie kazałam im jechać do dziadka do domu późnym wieczorem. Ale mama się wreszcie do niego dodzwoniła. I co się okazało? Ja tu najczarniejsze scenariusze, a dziadziu korzystając z wolnej chaty (na co dzień mieszka z wujkiem) i samochodu urządził sobie spotkania ze znajomymi, pogaduchy z sąsiadami i wycieczki za miasto. A ja się martwiłam, że on zostaje sam ;P