*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Na weekend pojechałam do Miasteczka. Franek musiał zostać w Poznaniu, coby Poznaniacy mogli się przemieszczać z jednego końca miasta na drugi za pomocą środków komunikacji miejskiej. Tak się złożyło, że w tamtą stronę zabrałam się z kimś samochodem, wracałam już pociągiem. Franuś miał po mnie przyjechać na dworzec, ale pomagał w czymś tacie i zadzwonił, że nie wie czy się wyrobi, ale, że jeśli trzeba to przyjedzie i potem wróci z powrotem do rodziców. Powiedziałam, że nie ma problemu, sama dojadę. Kiedy weszłam do domu zadzwonił:
- Co tak ciężko oddychasz?
- Bo dopiero do domu weszłam.
- Aż tak się zmęczyłaś?
- No, bo ciężką walizkę miałam.
- Pytałem przecież, czy masz ciężki bagaż, przyjechałbym!
- Nie, pytałeś, czy mam dużo bagażu. A nie miałam – była tylko jedna walizka. Ale ciężka :)

Dalej podczas rozmowy Franek stwierdził, że musimy się w tym tygodniu wybrać na zakupy, bo lodówka pusta:
- Nic nie ma, nawet zupę całą zjadłem.
- Ooo, to coś nowego, zawsze jak Ci na weekend zostawię coś do zjedzenia to i tak zostaje.
- Ale bardzo dobra była ta zupa, więc zjadłem.
- Taaak? Czyli inne moje zupy nie są dobre?
- Inne są nawet lepsze.
- Jak to lepsze, a co z tą było nie tak?? *
- Ta była jeszcze lepsza od tych lepszych.
- Czyli z tamtymi coś jest nie tak!
- Nie, ta zupa jest lepsza, a tamte jeszcze lepsze a ta jest najlepsza od tych najlepszych, które są najlepsze, a lepsza…
- Dobra, dobra, wybrnąłeś… Kończę, bo muszę się rozpakować.
- Ok, to pa. Aha! Ryba, to piwko, które przede mną schowałaś w szufladzie wyciągnąłem i włożyłem do lodówki, żebyś miała schłodzone…**

***

* Spokojnie, to była podpucha ;) Muszę przecież czasami być stereotypową zołzą ;)
**Już dwa razy Franek wypił mi piwko, które sobie zachomikowałam w lodówce, więc teraz chomikuję gdzieś indziej :) Zdaje się, że muszę zmienić dziuplę…