*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 12 listopada 2010

Znowu pięknie jest.

Aby wczuć się w mój nastrój, proszę o kliknięcie TU.
Cóż, notka nieco spóźniona, bo miałam ogromną ochotę napisać coś w środę, ale jakoś się nie złożyło :) Wróciłam z pracy, zrobiłam obiad, posprzątałam (uwaga, uwaga, tym razem nie było prasowania :P wyrobiłam się z nim już w poniedziałek),pobiegłam na aerobik. Po powrocie wzięłam ciepłą kąpiel i rozpoczęłam relaks. Bo jakże relaksująca jest myśl, że jutro nie muszę wcześnie wstać, że jutro mam wolne. Ba, mało tego, myśl, że przede mną długi weekend, dodawała mi skrzydeł :) Albowiem tak się wycwaniłam, że wzięłam sobie wolne na dziś.

Siedziałam więc w tę środę, popijałam herbatkę truskawkowo-rabarbarową, trochę poprzeglądałam Wasze blogi, rzuciłam okiem na film, delektowałam się możliwością położenia się spać później niż zwykle. Cóż, nie wytrzymałam dłużej niż 23 :) Odpłynęłam i nie obudziłam się nawet, kiedy Franuś wrócił z pracy. Obudziłam się za to o piątej, kiedy to Franek zrzucił mnie z łóżka :)
Łóżko mamy na szczęście dość niskie.
Jest też bardzo szerokie, ale Franek po prostu się do mnie tak przytulał, że znaleźliśmy się na samym brzegu i kiedy chciałam się przewrócić na drugi bok, wylądowałam na podłodze :) Mogę więc mu wybaczyć, bo chciał dobrze :) Poza tym fajnie tak się pośmiać w środku nocy.

Rano wstałam podekscytowana, bo czekaliśmy na gości. Przyjechali moi rodzice :) Ależ się cieszyłam! Kiedy weszli do domu, Franek stwierdził, że gdybym miała ogonek, to na pewno bym nim merdała z radości :) Zrobiłam obiad, wypiliśmy winko (oprócz Franka, bo on wychodził niestety do pracy) a potem ruszyliśmy szlifować bruki poznańskie. Jak co roku, powtórzę się – w Poznaniu 11 listopada obchodzony jest zupełnie inaczej, bo oprócz Dnia Niepodległości są to imieniny ważnej ulicy poznańskiej -  ul. Św. Marcin. Poszliśmy więc kupić Rogale Świętomarcińskie, a potem spacerowaliśmy ulicami miasta. Kiedy zmarzliśmy, wstąpiliśmy do mojej ulubionej kawiarni na herbatę. A na 21:00 wróciliśmy na pokaz sztucznych ogni. Po raz pierwszy nie byłam z Frankiem niestety :( To był zawsze taki nasz wieczór, szliśmy zawsze razem, tylko we dwójkę… Ale niestety, służba nie drużba, Franuś musiał pracować, żeby inni Poznaniacy mogli dotrzeć na imprezę w centrum. Tym bardziej cieszyłam się, że mogłam tam pójść z moimi rodzicami.
Dzisiejsze przedpołudnie minęło nam błyskawicznie, niestety. Było bardzo przyjemnie, ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. Godzinę temu rodzice pojechali do domu. Strasznie mi żal, że tak szybko minął ten czas. Tak lubię spędzać czas z moją rodziną…

Na szczęście syndrom przedszkolaka mnie jak na razie nie dopadł. Nawet pomimo tego, że siedzę sama. Być może otuchy dodaje mi świadomość, że Franuś ma wolny cały weekend i o ile mi wiadomo, spędzimy go razem :)  Prawdę mówiąc jak na razie humorek mam znakomity. Pierwszą połowę weekendu spędziłam wspaniale, a teraz mam świadomość, że przede mną jeszcze dwa dni wolnego.
Żyć nie umierać :)