Uspokoiło się. Właściwie już na drugi dzień, ale nie miałam czasu usiąść i o tym napisać
W środę, kiedy byłam w pracy, zadzwonił Franek. Odebrałam, bo nie mam w
zwyczaju nieodbierania telefonów, nawet po kłótni. Zapytał, czy mogę
wyjść na chwilę z biura. Poszłam po kurtkę i wyszłam. Miał stać przy
kiosku… Pod naszą restauracją są trzy, ale ok… Rozglądam się w jedną,
drugą stronę i nic. Już się wkurzyłam, a że nie wzięłam telefonu,
wróciłam do biura, żeby do niego zadzwonić i zapytać dlaczego sobie ze
mnie jaja robi… W tym momencie zadzwonił on i powiedział „No chodź,
chodź, bo już widziałem jak wracałaś, nie zdążyłem cię zawołać” No to
znowu idę. Patrzę – jest. Ale się jakoś podejrzanie chowa za tym
kioskiem. Cholera, no o co mu chodzi?? Podchodzę, a on z kwiatkiem stoi.
Daje mi tą różyczkę i mówi „Przepraszam za wczoraj…” A potem jeszcze
pudełko śniadaniowe (takie co to wiecie, w podstawówce się nosiło :)) a w
nim pączek i ciastko z kremem… Był po nocce, specjalnie wstał rano,
żeby przyjechać do mnie do roboty i mnie przeprosić. Cała kłótnia była o
totalną pierdołę. I można by było o tym od razu zapomnieć, ale on się
obraził na amen. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać i zobaczyłam, że się
nie da, wyszłam i resztę znacie. Nie odzywałam się do niego. Byłam
wściekła na tę jego zawziętość i wiedziałam, że to on pierwszy musi
wyciągnąć rękę, bo gdyby nie on, nie byłoby sprawy. Dlatego oczywiście
nie musiał mnie jakoś specjalnie długo przepraszać. Liczył się sam fakt.
No
i widzicie jaki z niego obrażalski człowiek. 26 lat na karku a
zachowuje się jak dzieciak czasami – obraża się na mnie, na rodziców, na
kolegów, na współpracowników. Byle g…. i on już wielki foch. Czy on z
tego kiedyś wyrośnie? Ale grunt, że zrozumiał swój błąd. Różyczka
śliczna. Pączek pychotka
A
jeśli chodzi o Kapusia, rozmawiałam z nim rano, bo musiałam mu parę
rzeczy przekazać. Cóż, przyjaciółmi to my na pewno nie będziemy, zresztą
nie lubię tego człowieka, ale lubię żyć w zgodzie z innymi i strasznie
się gryzłam, że ta rozmowa wtorkowa pogorszy relacje między nami. Ale
chyba nic się nie zmieniło.
A dzisiaj znowu jadę do domku hurra
Już złożyłam u mamy „zamówienie” na budyń śmietankowo-czekoladowy z
bananem i marmoladą i jajecznicę z cebulką na sobotnie śniadanko. No co,
jak robię sama to nigdy nie jest takie dobre
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz