Ale się lenię
Nic mi się nie chce, a w zasadzie mam parę książek do szkoły do
przeczytania. A zamiast tego nadrabiam zaległości serialowe i książkowe,
ale czytam książki, które na pewno mi sie w pisaniu pracy nie przydadzą
hihi. Nawet mama mi odpuściła, bo wiedziała, że miałam zwariowane
ostatnie dwa tygodnie i dostałam same znośne obowiązki. Za gotowaniem
nie przepadam (eee po co mi to, mam faceta kucharza w koncu nie? ;),
więc przyznaję, że jeśli już wchodziłam do kuchni to tylko żeby
pozmywać. Przydzielone zostały mi lazienki, ścieranie kurzu i
prasowanie. Prasować lubię, puściłam sobie maraton serialowy (rodzice
nagrywają mi czasem jakiś serial, jak ich o to proszę) i w trzy godziny
wyprasowałam garderobę wszystkich domowników. Święta zaczynają się u nas
w sobotę rano – jedziemy wtedy do dziadka i wujka i w szóstkę plus pies
spędzamy resztę świąt siedząc przy stole, chodząc na spacery i grając w
gry. Franek został w Poznaniu i spędza święta ze swoją rodziną.
Dobrze mi zrobi te parę dni rozleniwienia, chociaż niestety już jutro muszę wracać. Ale zawsze to coś. Ale jak na razie przede mną jeszcze pół dnia, więc idę się delektować wolnym czasem. Muszę przyznać, że święta wielkanocne w tym roku nadeszły jakoś tak słabo zauważone przeze mnie. W ogóle mam wrażenie, że z roku na rok coraz mniej je przeżywam. Jeszcze jakieś dziesięć, osiem lat temu podchodziłam do nich naprawdę refleksyjnie. Teraz mi tego trochę brakuje. Ale jakoś nie umiem do tego wrócić. Może żyję zbyt szybko, może inaczej podchodzę do tego co słyszę w kościele, bo mimo, że jestem wierząca i praktykująca to jest wiele rzeczy, z którymi nie potrafię się zgodzić. Męczy mnie to, bo chciałabym żyć zgodnie z nauką kościoła, ale jednak nie wiem jak ugryźć to, co czasem tam słyszę, jak to dopasować do codziennych sytuacji, których nawet nie znam z autopsji, ale na których temat mam jakieś tam zdanie. Ciężka sprawa jest to dla mnie, ale cóż, to chyba temat nie na dziś
A tymczasem życzę Wam spokojnych świąt spędzonych w miłej atmosferze. I może znalazłyście czas na tę refleksję, a teraz również na radość, nie tylko z powodu wolnego, ale z tego, że Chrystus zmartwychwstał…
Dobrze mi zrobi te parę dni rozleniwienia, chociaż niestety już jutro muszę wracać. Ale zawsze to coś. Ale jak na razie przede mną jeszcze pół dnia, więc idę się delektować wolnym czasem. Muszę przyznać, że święta wielkanocne w tym roku nadeszły jakoś tak słabo zauważone przeze mnie. W ogóle mam wrażenie, że z roku na rok coraz mniej je przeżywam. Jeszcze jakieś dziesięć, osiem lat temu podchodziłam do nich naprawdę refleksyjnie. Teraz mi tego trochę brakuje. Ale jakoś nie umiem do tego wrócić. Może żyję zbyt szybko, może inaczej podchodzę do tego co słyszę w kościele, bo mimo, że jestem wierząca i praktykująca to jest wiele rzeczy, z którymi nie potrafię się zgodzić. Męczy mnie to, bo chciałabym żyć zgodnie z nauką kościoła, ale jednak nie wiem jak ugryźć to, co czasem tam słyszę, jak to dopasować do codziennych sytuacji, których nawet nie znam z autopsji, ale na których temat mam jakieś tam zdanie. Ciężka sprawa jest to dla mnie, ale cóż, to chyba temat nie na dziś
A tymczasem życzę Wam spokojnych świąt spędzonych w miłej atmosferze. I może znalazłyście czas na tę refleksję, a teraz również na radość, nie tylko z powodu wolnego, ale z tego, że Chrystus zmartwychwstał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz