Intensywny
tydzień przede mną. Od razu więc proszę Was o cierpliwość i nie
gniewajcie się, jeśli nie będę odwiedzała Was tak często jak normalnie.
Nerwy mnie trochę jedzą, bo w pracy mam teraz gorący okres jak zwykle na
początku miesiąca a do tego martwię się czy wyrobię się z magisterką.
A tymczasem za mną bardzo przyjemny weekend. Imprezowy rzec by można, bo w sobotę byliśmy z rodziną Franka na festynie rodzinnym pod Poznaniem a w niedzielę na grillu – również rodzinnym. A poza tym w sobotę wieczorem byliśmy na parapetówie. Była to impreza, o którą kłóciliśmy się od tygodnia. Już nie ważne o co dokładnie, bo kilka było tych kwestii, ale ogólnie nie chciałam tam iść. A tu niespodzianka. Bawiłam się świetnie. Mimo, że znałam tylko parę osób. Okazało się, że właściwie wszyscy byli z mieszanych towarzystw, ale jakoś się tak wszyscy zintegrowali i balowaliśmy do rana I nagle się okazało, że mam drugie oblicze hehe. Na tej imprezie były dwie osoby z pracy Franka. Nie znałyśmy się dobrze – tylko tyle, że zamieniłyśmy ze sobą parę słów, kiedy do niego przychodziłam. Raz wyszłam z nimi do pubu. Cały czas trzymałyśmy dystans. W sobotę dość szybko znalazłyśmy z Karolą (ku mojemu zdziwieniu, a przypuszczam, że ona była równie zdziwiona jak ja:)) wspólny temat. A potem przyznała, że jest zaskoczona, że ze mnie taka rozrywkowa dziewczyna – jak to określiła Podobnie kolega – Mietek (Mietek, to taki pseudonim hehe, podobnie jak Franek zresztą -bo może o tym nie wiecie, że Franek to nie Franek :P), u którego byłyśmy na parapetówie – znaliśmy się dość długo, ale tak się złożyło głupio, że zawsze kiedy spotykaliśmy się na imprezie, Franek wywijał jakiś numer. Mietek nawet sam w szczerej rozmowie ze mną przyznał, że myślał, że nie przyjdę, bo pewnie źle mi się kojarzy spotkanie z nim i jego dziewczyną Michą. Cóż, miał rację, ale w końcu przyszłam. W każdym razie, tym razem Franek był grzeczny (zresztą od czasu Sylwestra już nie szaleje – odpukać :)) I nie musiałam się zajmować nim i pilnowaniem, żeby się z kimś nie pokłócił ani gdzieś nie uciekł. Mogłam się zająć dobrą zabawą. Mietek cały czas powtarzał, że wiedział, że jestem fajna, ale od tej strony mnie nie znał. A ja razem z Michą i Karolą po prostu szalałyśmy po pokoju – tańcząc, skacząc, przebierając się w jakieś łachy Oczywiście Franek oraz dwie inne osoby, które mnie dość dobrze znały, nie były zaskoczone – w końcu nie pierwszy raz mnie w akcji widziały. Ale niektórzy mieli mnie za osobę, bardzo poważną, która nawet wypić za bardzo nie lubi (a wszystko dlatego, ze jak byliśmy w pubie akurat nie mogłam wypić więcej niż jedno piwo ze względu na egzamin następnego dnia). No to się zdziwili
Ale to właściwie nic nowego. Już w podstawówce i liceum ludzie nadziwić się nie mogli, że w szkole ze mnie taka wzorowa uczennica, świadectwa z paskiem miałam, wzorowe zachowanie, nawet przewodniczącą szkoły swego czasu byłam – a jak przyszło co do czego i trafiła się imprezka, to szalałam jak mało kto. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku Niektórzy to mi nawet zazdrościli, że tak potrafię oddzielić jedno od drugiego. A ta umiejętność do dziś mi została – bo uważam, że zawsze trzeba się zachowywać adekwatnie do sytuacji – w pracy nie będę o imprezach opowiadać, bo by mnie ludzie przestali brać na poważnie. A na fajnej imprezie nie będę siedzieć przy stole, bo skakać „nie przystoi”
A tymczasem za mną bardzo przyjemny weekend. Imprezowy rzec by można, bo w sobotę byliśmy z rodziną Franka na festynie rodzinnym pod Poznaniem a w niedzielę na grillu – również rodzinnym. A poza tym w sobotę wieczorem byliśmy na parapetówie. Była to impreza, o którą kłóciliśmy się od tygodnia. Już nie ważne o co dokładnie, bo kilka było tych kwestii, ale ogólnie nie chciałam tam iść. A tu niespodzianka. Bawiłam się świetnie. Mimo, że znałam tylko parę osób. Okazało się, że właściwie wszyscy byli z mieszanych towarzystw, ale jakoś się tak wszyscy zintegrowali i balowaliśmy do rana I nagle się okazało, że mam drugie oblicze hehe. Na tej imprezie były dwie osoby z pracy Franka. Nie znałyśmy się dobrze – tylko tyle, że zamieniłyśmy ze sobą parę słów, kiedy do niego przychodziłam. Raz wyszłam z nimi do pubu. Cały czas trzymałyśmy dystans. W sobotę dość szybko znalazłyśmy z Karolą (ku mojemu zdziwieniu, a przypuszczam, że ona była równie zdziwiona jak ja:)) wspólny temat. A potem przyznała, że jest zaskoczona, że ze mnie taka rozrywkowa dziewczyna – jak to określiła Podobnie kolega – Mietek (Mietek, to taki pseudonim hehe, podobnie jak Franek zresztą -bo może o tym nie wiecie, że Franek to nie Franek :P), u którego byłyśmy na parapetówie – znaliśmy się dość długo, ale tak się złożyło głupio, że zawsze kiedy spotykaliśmy się na imprezie, Franek wywijał jakiś numer. Mietek nawet sam w szczerej rozmowie ze mną przyznał, że myślał, że nie przyjdę, bo pewnie źle mi się kojarzy spotkanie z nim i jego dziewczyną Michą. Cóż, miał rację, ale w końcu przyszłam. W każdym razie, tym razem Franek był grzeczny (zresztą od czasu Sylwestra już nie szaleje – odpukać :)) I nie musiałam się zajmować nim i pilnowaniem, żeby się z kimś nie pokłócił ani gdzieś nie uciekł. Mogłam się zająć dobrą zabawą. Mietek cały czas powtarzał, że wiedział, że jestem fajna, ale od tej strony mnie nie znał. A ja razem z Michą i Karolą po prostu szalałyśmy po pokoju – tańcząc, skacząc, przebierając się w jakieś łachy Oczywiście Franek oraz dwie inne osoby, które mnie dość dobrze znały, nie były zaskoczone – w końcu nie pierwszy raz mnie w akcji widziały. Ale niektórzy mieli mnie za osobę, bardzo poważną, która nawet wypić za bardzo nie lubi (a wszystko dlatego, ze jak byliśmy w pubie akurat nie mogłam wypić więcej niż jedno piwo ze względu na egzamin następnego dnia). No to się zdziwili
Ale to właściwie nic nowego. Już w podstawówce i liceum ludzie nadziwić się nie mogli, że w szkole ze mnie taka wzorowa uczennica, świadectwa z paskiem miałam, wzorowe zachowanie, nawet przewodniczącą szkoły swego czasu byłam – a jak przyszło co do czego i trafiła się imprezka, to szalałam jak mało kto. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku Niektórzy to mi nawet zazdrościli, że tak potrafię oddzielić jedno od drugiego. A ta umiejętność do dziś mi została – bo uważam, że zawsze trzeba się zachowywać adekwatnie do sytuacji – w pracy nie będę o imprezach opowiadać, bo by mnie ludzie przestali brać na poważnie. A na fajnej imprezie nie będę siedzieć przy stole, bo skakać „nie przystoi”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz