Co roku przechodzę przez ten sam stres i co roku mam ten
sam problem – jak wykpić się od Wigilii pracowniczej? Zresztą
przypuszczam, że wiele jest osób, które usiłują się jakoś wykręcić od
tej przymusowej integracji.
Najczęściej ludzie po prostu nie mają ochoty udawać. Wiadomo – Wigilia, czas kiedy ludzie mówią ludzkim głosem, wypada się ze wszystkimi kochać, nawet z tą zołzą z biura zza ściany… I z tym przy…pupasem szefa i jeszcze życzenia trzeba by złożyć – szefowi właśnie, chociaż jak tu powiedzieć, że życzymy mu wszystkiego co najgorsze? To są najczęstsze argumenty, z którymi się spotykam, kiedy ktoś tłumaczy, dlaczego nie lubi świątecznych spotkań integracyjnych w pracy… Po prostu nikt nie ma ochoty wysłuchiwać uprzejmych życzeń od osób, o których wie, że na co dzień obrabiają mu tyłek i sami też nie chcą być fałszywi.
Ja też nie lubię tych corocznych spotkań. Ale zupełnie z innego
powodu. Wiecie, że bardzo lubię swoją pracę. Uważam, że mam świetnego
szefa i bardzo dobrze dogaduję się z większością pracowników. Tyle, że
to nie jest moje towarzystwo. Owszem, mam w pracy może pięciu kolegów, z
którymi rozmawiam także o sprawach prywatnych i świetnie się
dogadujemy, ale mimo wszystko- to tylko praca… Siłą rzeczy na takiej
imprezie faceci trzymają się razem a ja nie chcę się wcinać między wódkę
a zakąskę (czasami dosłownie :)), bo nie ukrywajmy, dla wielu jestem po
prostu Kochaną Panią Gosią Z Biura, ale żeby zaraz kumpelą?
Raz się wybrałam, jeszcze za czasów, kiedy zatrudnialiśmy tylko
dwadzieścia osób, więc było bardziej kameralnie, ale i tak czułam się
dość skrępowana, nie bardzo miałam z kim i o czym gadać… Tradycją jest,
że pracownicza Wigilia jest zawsze w ostatnią niedzielę przed 24
grudnia, więc najbardziej byłam zadowolona, kiedy Wigilia wypadała na
przykład we wtorek, bo jechałam do domu już w piątek i miałam pretekst
do nieobecności. W zeszłym roku po prostu nie poszłam… Ale głupio mi
było przed szefem, bo pytał, dlaczego mnie nie było… Najczęściej ludzie po prostu nie mają ochoty udawać. Wiadomo – Wigilia, czas kiedy ludzie mówią ludzkim głosem, wypada się ze wszystkimi kochać, nawet z tą zołzą z biura zza ściany… I z tym przy…pupasem szefa i jeszcze życzenia trzeba by złożyć – szefowi właśnie, chociaż jak tu powiedzieć, że życzymy mu wszystkiego co najgorsze? To są najczęstsze argumenty, z którymi się spotykam, kiedy ktoś tłumaczy, dlaczego nie lubi świątecznych spotkań integracyjnych w pracy… Po prostu nikt nie ma ochoty wysłuchiwać uprzejmych życzeń od osób, o których wie, że na co dzień obrabiają mu tyłek i sami też nie chcą być fałszywi.
W tym roku długo szukałam pretekstu i niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Głupio mi było przed szefem, bo wiedziałam, że jakby nie było, on te spotkania robi dla nas – pracowników. Tak naprawdę stresowałam się tą niedzielą już kilka dni wcześniej i męczyła mnie świadomość, że muszę iść – zwłaszcza, że R. zwykle organizuje ją z moim byłym szefem J. a nie miałam ochoty spotykać ani jego, ani pracowników tamtej spółki…
Ostatecznie pojechałam… Chciałam być tylko godzinę – odbębnić i wrócić ostatnim dziennym autobusem do domu. Rację jednak miała mama Franka, która powiedziała, że jak mi się tak bardzo nie chce iść, to na pewno będzie fajnie Przede wszystkim była Ala – dziewczyna R., a moja koleżanka. Na mój widok mało nie podskoczyła z radości, bo ona się czuła tam chyba jeszcze bardziej skrępowana niż ja, a na pewno znała o wiele mniej osób. Usiadłam więc z nimi przy stoliku „Vip-ów”, szef przyniósł mi piwo i nie było możliwości, żeby uciekać po godzinie Zresztą nawet nie miałam ochoty, bo ploteczki babskie mnie wciągnęły. Potem impreza się przeniosła na kręgielnię i przyznam, że bawiłam się świetnie – już nie tylko z Alą, ale z większością naszych pracowników i oczywiście z szefem, z którym dzieliłam się kuflem Acha, no i bardzo ważna sprawa – nie było ani J. ani jego pracowników, co podobało się chyba wszystkim… Już wiecie, że skończyło się na tym, że do domu dotarłam o trzeciej i rano do pracy dotarłam z małym poślizgiem
Było naprawdę fajnie i myślę, że w przyszłym roku będę szła już na tę Wigilię z mniejszymi oporami… Ale mimo to, zdania nie zmieniłam. Nadal uważam, że to nie jest najlepszy pomysł z tymi spotkaniami… Po prostu nie lubię kiedy ktoś mi organizuje mój wolny czas i kiedy ktoś decyduje z kim będę spędzać wieczór. A tak to trochę odbieram – jako przymus. Pracuję ze świetnymi ludźmi, ale nie są to osoby, z którymi się spotykam także poza pracą i z którymi łączą mnie sprawy inne niż księgowość i gospodarka magazynowa. Może, gdyby było więcej kobitek, inaczej bym na to patrzyła. Podsumowując: cieszę się bardzo, że poszłam na spotkanie tegoroczne, bawiłam się świetnie. Ale nie chciałabym, aby co roku ktoś organizował mi ostatni przedwigilijny niedzielny wieczór
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz