No to dzisiaj się tłumaczę z rzuconych ostatnio stwierdzeń na temat mojej osoby
1. Jestem niesamowicie roztrzepana!
(zawsze powtarzam, że jak jajecznica :P) Wiem, że to jest niemal nie do
pomyślenia w przypadku osoby tak bardzo poukładanej i zorganizowanej,
ale jednak…
Mam w pamięci prawie wszystkie ważne daty, pamiętam o
każdym spotkaniu, myślę często za siebie i za Franka jeśli chodzi o
załatwienie jakichś istotnych spraw. W pracy wszystko mam pod kontrolą… W
ogóle sprawy organizacyjne mam w jednym paluszku, nie znoszę chaosu i
nie lubię spontanów…
Ale ciągle czegoś zapominam (nie o czymś, a
czegoś właśnie:)) – to wyjdę z domu bez kluczy, to nie wezmę dokumentów.
Na aerobik wybiorę się bez butów sportowych albo lepiej – bez stroju
Zapomnę wyłączyć prostownicę (specjalnie mam taką, która sama się
wyłącza :)), przekręcę klucz w zamku dwa razy zamiast raz,
uniemożliwiając tym samym Frankowi wyjście do pracy. Nie wspominając już
o tym, że jak coś odłożę, to potem nie pamiętam gdzie (zwłaszcza, gdy coś chowam, żeby się nie zgubiło :P)
Z
matmy zawsze byłam świetna, a to, że nie miałam zawsze piątki na
semestr wynikało najczęściej z tego, że albo zgubiłam po drodze
przecinek, albo minusa zostawiłam w poprzedniej linijce, albo na
sprawdzianie źle przepisałam przykład z tablicy – na przykład górę
ułamka przepisałam z grupy „a”, natomiast dół z grupy „b” – przykład
rozwiązałam dobrze, a jakże! Nawet funkcję do tego rozrysowałam i
wszystko się zgadzało, ale punktów nie dostawałam
Kiedy
czytam, to też mi się zdarza czytać za szybko i zbyt nie uważnie i
potem wychodzą takie kwiatki jak… o, nie szukając daleko – przyszłam
dziś do pracy, leży ulotka. A na niej napisane „sukienki w miodzie”.
Długo myślałam, jakie to sukienki… Dopiero po chwili zobaczyłam, że nie o
miód, a o modę chodzi :))
Przykładów
naprawdę mogłabym mnożyć, muszę Wam kiedyś opisać, ile razy biedna
Dorota miała przeze mnie pobudkę albo jak to Franek musiał mi coś
dowozić
Kiedy opowiadam mojej mamie jakieś kolejne moje przygody – wynikające z
niczego innego jak z mojej nieuwagi, kwituje to jednym zdaniem – po kim
Ty taka roztrzepana jesteś?
No taka jakaś nietypowa jestem –
marzycielka ze mnie kiepska, twardo stąpam po ziemi, a jednocześnie
ciągle chodzę z głową w chmurach i myślę o czymś innym, niż powinnam. To
roztrzepanie chyba wynika z tego, że robię milion rzeczy na raz, często
za szybko, a do tego zwykle najpierw robię i mówię, a potem myślę.
Nie potrafię wytłumaczyć tego paradoksu, że mogę być jednocześnie zorganizowana i roztrzepana:)
2. Kiedy odwiedzają mnie koleżanki i mają ochotę na kawę, to muszą ją sobie… przynieść Oczywiście
w przypadku większej grupy gości staramy się z Frankiem zaopatrzyć w
jakąś kawę, ale generalnie jej w domu nie mamy, bo ja nie piję wcale, a
Franek tylko jak już zostanie po tych gościach Moje koleżanki z reguły i tak przychodzą na piwo albo wino, ale w razie czego wiedzą, że u mnie na kawę średnio mogą liczyć. Za to herbat mam całą półkę. Jeśli
ktoś z odwiedzających mnie osób ma ochotę na herbatę usłyszy z mojej
strony pytanie: zwykłą czy czerwoną? A może zieloną? Mam też owocowe i
smakowe- brzoskwiniową, truskawkowo-rabarbarową, karmelową, earl grey i
grzańca…?
3. Jestem sfiksowana na punkcie… brwi…
Bardzo często gapię się ludziom na brwi i oceniam, czy mają je ładnie
(według mnie :)) uregulowane, czy nie. A jak jakaś laska ma w moim
mniemaniu zrobione to idealnie, to nie mogę oderwać od oczu od brwi Swoich znaczy się oczu od jej brwi
Jeszcze bardziej jestem sfiksowana na punkcie moich brwi, bo one nie
do końca mają taki układ, który sprzyjałby uregulowaniu ich w taki
sposób jak bym chciała i ciągle je dopieszczam, ale muszę przyznać, że
od jakiegoś czasu nareszcie mi się udało osiągnąć zadowalający mnie
efekt
Ale swego czasu męczyłam się strasznie (mimo, że kiedy o moim
„problemie” wspominałam koleżankom, to się bardzo dziwiły, bo im się
wydawało, że kształt jest dobry :)), żeby nadać im taki kształt, jaki mi
się podoba.
4.Niestety przeklinam.
Jak coś mi nie wychodzi, ale tak bardzo nie wychodzi albo jak coś idzie
nie po mojej myśli to najczęściej wymsknie mi się „zajekurwabiście”, a
jak jestem poirytowana (delikatnie mówiąc :)) to najczęściej jest po
prostu „ja pierdolę”. Ale chciałabym podkreślić, że mam jakąś taką
wewnętrzną kontrolę i nie zdarza mi się nigdy przeklinać przy rodzinie –
mojej lub Franka (ba, nawet, dupy nie używam, a Franka za pieprzenie
strofuję :)) ani przy mniej bliskich znajomych.
Co ciekawe w ogóle
przekleństwa mnie w uszy i oczy kłują i jak jest gdzieś tego za dużo, to
mnie to bardzo drażni i dlatego tym bardziej denerwuje mnie ta
„przypadłość” u mnie. Generalnie staram się z tym walczyć, bo to po prostu nieładnie A już w ogóle nie rozumiem przeklinania ot tak – bez powodu. Nie w chwilach wzburzenia, ale podczas zwykłej rozmowy.
Na
szczęście zwykle jednak udaje mi się okiełznać swój język i moje
„przeklinanie” to najczęściej „kurka wodna”, i ewentualnie „cholera”
albo „fuck” (z tym to muszę uważać jak jestem za granicą :P).
Natomiast
przy tej okazji, uświadomiłam sobie, że wśród tych czterech rzeczy
wymienionych ostatnio, które mówię najczęściej, zdecydowanie powinno się
znaleźć „szlag by to!” - tak, to są słowa, które zdecydowanie
najczęściej wypowiadam w momencie poirytowania czy złości.
5. W siódmej klasie podstawówki wygrałam wybory do samorządu szkolnego i zostałam przewodniczącą szkoły.
Bardzo podobała mi się ta funkcja, bo czułam się dość ważna, wiedziałam
więcej niż inni uczniowie i ludzie mnie znali. Dzieciaki z klas
nauczania początkowego biegały za mną wołając „całość baczność” :)) Bo
nie wiem jak u Was w szkołach było, ale u mnie w podstawówce każdy apel
rozpoczynał się moimi słowami skierowanymi do uczniów i dyrektora:
„Całość baczność! Na wprost do raportu patrz! Panie dyrektorze,
przewodnicząca samorządu uczniowskiego Margolka zgłasza gotowość szkoły
do uroczystego apelu z okazji takiej a takiej” Naprawdę miło wspominam
tę fuchę
6. Nie znoszę, kiedy się mnie klepie po plecach! Mam wtedy bezwarunkowy odruch bicia
I włącza mi się agresor. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale niesamowicie
mnie to wkurza – nawet jak robi to moja mama czy Franek, zaczynam
warczeć. A nie daj Boże jakiś kolega – w liceum jeden oberwał ode mnie
za to łokciem w brzuch (naprawdę odruch był bezwarunkowy) i w pracy też
taki jeden, który mnie próbował poklepywać i w ogóle dotykać, szybko
tego pożałował
Tak więc pamiętajcie, nie dotykajcie moich pleców! Ani na górze ani na
dole, ani w żadnym innym miejscu ;)) Chyba, ze w ramach masażu
7. Nigdy nie napełniam kubków, czy szklanek po sam brzeg Jeśli
parzę np. herbatę dla siebie, to kubek zalewam wodą tak przynajmniej do
dwóch cm poniżej brzegu. Jak zalewam innym – staram się pamiętać, że to
nie jest normalne, ale i tak zdarza mi się usłyszeć „ale dlaczego nie
dolałaś wody do końca?” :)) Na rano mam specjalny kubeczek – taki na 100
czy 150 ml i tylko z niego piję herbatę – po pierwsze – przed pracą i
tak nie wypiję więcej, po drugie w większym kubku herbata nie zdąży mi
wystygnąć, a ja gorącej nie piję Jeśli chodzi o zimne napoje, to zawsze się denerwuję, kiedy Franek naleje mi całą szklankę – od razu odechciewa mi się pić Wolę sobie nalać pół i ewentualnie drugie tyle potem dolać niż żłopać całą szklanicę na raz
Bywają wyjątki – na przykład jak jestem w kawiarni i piję dla
towarzystwa, a nie dla samego picia. No i piwo – pół litrowy kufel
absolutnie mnie nie przeraża Chociaż przyznam, że szybciej idzie mi picie piwa na raty
***Tak naprawdę jak zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać, to znalazłam więcej takich „ciekawostek” na mój temat niż siedem Ale chyba każdy takimi się może pochwalić, więc się ich nie wstydzę
Mój blog i moje kredki. Margolka bez koloryzowania :)
*OGŁOSZENIE*
Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz