No to wypada, żebym dziś powróciła do tematu mojej nowej pracy i opowiedziała Wam jak to dalej było…
Pojechałam w tamten poniedziałek do firmy, spodziewając się kolejnej
oficjalnej rozmowy. A tymczasem czekało na mnie tylko dwoje pracowników
(dziś mogę już o nich powiedzieć Współpracownica i Współpracownik) –
pokazali mi biuro, magazyny, opowiedzieli o tym, co robią na co dzień i
jak wygląda praca. Chwilę później przyjechał jeden z dyrektorów (który
akurat nie jest moim przełożonym i nie z nim miałam rozmowę) i zapytał,
czy nadal jestem zainteresowana. Tak naprawdę to trochę się
rozczarowałam, bo myślałam, że jadę tam i dowiem się, czy mnie przyjęli.
A tymczasem oni nic nie wiedzieli, bo jak to określili, decydowała
„Warszawa”. Celem tego spotkania było to, żebym mogła poznać ludzi, z
którymi miałabym pracować i żeby oni mogli poznać mnie. Nie-mój-dyrektor
powiedział, że to nie jest tak, że tylko oni podejmują decyzję, ale
także potencjalny pracownik ma prawo do własnego zdania i ma prawo
stwierdzić, czy nadal jest zainteresowany. Przyznam, że to było całkiem
miłe, bo traktowali mnie nie z góry, a jako partnera, ale i tak
wyjechałam stamtąd z trochę mieszanymi uczuciami, bo nadal nic nie
wiedziałam. Poza tym, jak już napisałam ostatnio, czułam, że byłam
blisko, a w tym momencie, miałam wrażenie, jakby jeszcze nic nie było
przesądzone i jakby szansa na moją nową pracę oddalała się… Okazało się,
że niepotrzebnie. Po godzinie zadzwoniła do mnie „Warszawa”, a
konkretnie jeden z dyrektorów z rozmowy i powiedział, że przesyłają mi
na maila umowę, żebym się z nią zapoznała i dała im znać, czy wszystko
jest ok. Wiecie, że ja myślałam, że skoro chcieli, żebym na próbę
pojechała na miejsce pracy, to i umowę mi na próbę wysyłają Teraz już wiem, o co chodziło z tym całym zapraszaniem mnie na miejsce pracy. Po prostu warszawska dyrekcja się na mnie zdecydowała, ale ponieważ nie wiedzieli, czy ja na pewno jestem zainteresowana do końca, chcieli, żebym pojechała także do biura i zobaczyła co i jak. Chcieli uniknąć sytuacji, w której zostaliby na lodzie, gdyby odmówili innym, a ja bym zrezygnowała, bo na przykład stwierdziłabym, że mam za daleko do pracy
Przyznam, że podoba mi się ich podejście do mnie. Przywitali mnie życzliwie i po partnersku, dzięki temu szybko poczułam się członkiem zespołu. Na miejscu pracujemy we trójkę, a od czasu do czasu do biura wpada Nie-mój-dyrektor. Moim bezpośrednim przełożonym jest Finansowy i na co dzień urzęduje w Warszawie. Jest to dość duża korporacja, ale tak się składa, że zespół tutaj jest kameralny (bo największa część firmy znajduje się w Wielkiej Brytanii), co mi odpowiada, zwłaszcza, po moich dotychczasowych doświadczeniach zawodowych – nie pracowałam w środowisku bardzo oficjalnym, byłam dość niezależna, bo z R. też najczęściej współpracowałam na odległość. Pracuję tam już tydzień i na razie nie mam ochoty uciekać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz