Do
ostatniej chwili zastanawialiśmy się, czy jechać… Mieliśmy wyjeżdżać
nad ranem, ale kiedy się obudziliśmy o 4 było ciemno, zimno i padało
Do tego położyliśmy się późno spać, więc co tu dużo mówić – zwyczajnie
nie chciało nam się wstawać. Kazałam Frankowi podjąć decyzję, a on
powiedział tylko – co my będziemy robić nad morzem, skoro tak pada?…
Postanowiliśmy, że wstaniemy o siódmej i gdzieś pojedziemy. Ostatecznie
wstaliśmy o ósmej i nie mogliśmy się zdecydować, dokąd jechać. Cały czas
padało, żadne miejsce jakoś do nas nie przemawiało – tak się
nastawiliśmy na to morze. Aż w końcu Franek stwierdził – jedziemy! Od
razu mi się humor poprawił, bo tak naprawdę wszystko jedno mi było jaka
będzie pogoda, chciałam po prostu pojechać nad morze i już…
Wyjechaliśmy
więc z pięciogodzinnym poślizgiem, ale w zasadzie dobrze zrobiliśmy –
całą drogę padało. Z opcji namiotowej niestety zrezygnowaliśmy, było po
prostu za zimno i za mokro… Postanowiliśmy też trochę zmienić kierunek i
ostatecznie pojechaliśmy do miejscowości, w której przebywał kuzyn
Franka z rodziną, przy okazji mogliśmy się z nimi spotkać. Zajechaliśmy
po piętnastej, zdążyliśmy znaleźć odpowiadający nam nocleg, przeszliśmy
się po okolicy i niebo się rozjaśniło
Zniknął więc żal, że wyjechaliśmy za późno i straciliśmy czas, bo nie
dość, że przynajmniej byliśmy bardziej wyspani, to jeszcze nie
spędziliśmy tych pięciu godzin łażąc w deszczu
Spotkaliśmy
się z rodzinką, pospacerowaliśmy, a wieczór był dla nas. Chcieliśmy iść
do jakiejś przytulnej knajpki, ale akurat nie było niczego takiego.
Poza tym wszystko było czynne tylko do 22, a chcieliśmy posiedzieć
trochę dłużej. Jednak pogoda nas uratowała, bo zrobiło się całkiem
przyjemnie, nie było wiatru, nie padało. Ubraliśmy się więc ciepło,
wzięliśmy koc, wino i poszliśmy na plażę. Pięknie było. Wspominałabym
ten wieczór, jako jeden z najwspanialszych w moim życiu, niezależnie od
tego, co się później wydarzyło. Było po prostu miło, kiedy siedzieliśmy
tak obok siebie na plaży popijając z plastikowych kubeczków (mam
nadzieję, że moi szefowie tego nie czytają:P) wino schowane w plecaku,
rozmawiając, obserwując innych ludzi, morze, fale i kolorowe niebo,
które było piękne, pomimo tego, że zachodu słońca nie było za bardzo
widać. I znowu się poczułam tak zwyczajnie beztroska i szczęśliwa.
Spytałam Franka, co mu się stało, że ostatnio jest taki romantyczny. A on zapytał, czy uważam, że teraz, jak tak siedzimy, jest romantycznie. Kiedy potwierdziłam, kazał mi zamknąć oczy, czego za żadne skarby nie chciałam zrobić. W końcu jednak dałam się przekonać, a gdy po chwili kazał mi je znowu otworzyć, trzymał w ręku pudełeczko z pierścionkiem i zapytał, czy za niego wyjdę (za Franka, nie za pierścionek :))
Cóż, wygląda na to, że naprawdę jesteśmy na siebie skazani…
Spytałam Franka, co mu się stało, że ostatnio jest taki romantyczny. A on zapytał, czy uważam, że teraz, jak tak siedzimy, jest romantycznie. Kiedy potwierdziłam, kazał mi zamknąć oczy, czego za żadne skarby nie chciałam zrobić. W końcu jednak dałam się przekonać, a gdy po chwili kazał mi je znowu otworzyć, trzymał w ręku pudełeczko z pierścionkiem i zapytał, czy za niego wyjdę (za Franka, nie za pierścionek :))
Cóż, wygląda na to, że naprawdę jesteśmy na siebie skazani…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz