Ze
względu na to, że wiele z Was pyta mnie o to samo i kilka razy musiałam
już to samo odpisywać w komentarzu, postanowiłam raz a dobrze wszystko
wyjaśnić
Mam nadzieję, że chociaż przez chwilę zaspokoję Waszą ciekawość i
będziecie na tyle cierpliwe, żeby czekać na rozwój sytuacji razem ze mną
Pytanie pierwsze: Czy pokażę Wam pierścionek?
Na początku tego nie planowałam, ale ponieważ wiele z Was naprawdę chce go zobaczyć, nie widzę przeszkód Poza jedną – chwilowo go nie mam
Franuś kupował pierścionek trochę na czuja – przymierzył co prawda
jeden z tych, które noszę na co dzień, zorientował się więc mniej więcej
czego ma szukać. Tylko, że rzeczony pierścionek noszę na palcu
środkowym, a więc tak o jeden numer większym niż palec serdeczny
A do tego Franek – upatrzył sobie już wcześniej model, który chce
kupić i żaden inny mu sie nie podobał. Niestety, ten pierścionek był
tylko w rozmiarze, który wydawał się Frankowi za duży, ale kiedy mu
ekspedientka powiedziała, że można będzie wymienić – zaryzykował.
Pierścionek
rzeczywiście był za duży – mogłam go nosić tylko na środkowym palcu a i
tak był dość luźny, więc oddaliśmy go i czekamy na telefon, kiedy
będzie do odbioru. Jak już go dostanę, wrzucę zdjęcie
Pytanie drugie: Kiedy ślub?
Nie
wiemy. A ponieważ chcemy jak najszybciej, prawdopodobnie będzie tak, że
to nie my będziemy wybierać termin, a dostosujemy się do takiego, który
będzie wolny. Ale żeby się w tym zorientować, przede wszystkim musimy
się przejechać do Miasteczka, trochę się rozejrzeć, popytać… A to nie
taka prosta sprawa. Nie wiem, czy damy radę to zrobić przed urlopem – a
ten dopiero we wrześniu. Wtedy już na pewno ruszymy, ale póki co, musimy
się uzbroić w cierpliwość.
Poza
tym, zanim w ogóle zaczniemy coś ustalać, musimy spotkać się z naszymi
rodzicami i uzgodnić najważniejsze kwestie. A to naprawdę nie jest
prosta sprawa, żeby sześć osób się zgrało… Na początku myśleliśmy, że my
wraz z rodzicami Franka pojedziemy do Miasteczka, ale jedyny weekend,
który wszyscy mamy wolny to 13-14. A w ten weekend akurat mamy wesele we
frankowej rodzinie
I nic z tego. Na szczęście moi rodzice potem mają urlop, więc przyjadą
do Poznania. Cóż, szkoda, że tak długo to wszystko musi trwać, bo tak
naprawdę to od razu po zaręczynach myśleliśmy, że do konca lipca
będziemy mieli już datę ustaloną, no ale jak widać nie jest to proste i
musimy być cierpliwi.
I
ostatnia kwestia, żeby uniknąć dalszego tłumaczenia – nie, w Poznaniu,
ślubu nie chcemy, chociaż byłoby zapewne łatwiej… Ale ja sobie tego
jakoś nie wyobrażam. Już parę lat temu uzgodniliśmy, że w razie czego
nasz ślub będzie w Miasteczku. Hołduję tradycji, że ślub ma być tam,
skąd pochodzi panna młoda i że to ona opuszcza swoich rodziców i swój
dom rodzinny, aby rozpocząć nowe życie u boku męża. U nas tak właśnie
jest – co prawda do Poznania przeniosłam się już wczesniej, na
studia, ale jakby nie było, zakładam rodzinę w miejscu, skąd pochodzi
pan młody. Dopóki nie miałam tu rodziny, mogłam w każdej chwili
wrócić, bo pracę mogłabym znaleźć wszędzie. Kiedy wyjdę za mąż, wyjechać
z Poznania moglibyśmy najwyżej razem. A ze względu na Frankową pracę,
której już w Miasteczku wykonywać by nie mógł, raczej nie ma na to
szans.
Potrzebuję
chyba tego symbolicznego pożegnania z domem rodzinnym. Przyznam,
szczerze, że gdyby mój ślub miał się odbyć w Poznaniu, czułabym się,
jakby to nie był mój własny ślub, zwłaszcza, że cała rodzina Franka
pochodzi stąd. Czułabym się nie na miejscu i obco, a trochę głupio czuć
się gościem a nie gospodarzem na własnym ślubie W ogóle sobie tego nie umiem wyobrazić i mam nadzieję, że nie będę musiała…
Tak więc chwilowo temat ślubny uważam za zamknięty A raczej – chwilowo odroczony. Gdy będą już pierwsze konkretne ustalenia, na pewno dam Wam znać Ale póki co, proszę mnie o datę nie pytać
Ps. Nie chodzi mi absolutnie o to, że nie można komentować tej sprawy albo pytać w ogóle Tylko, żebyście nie zadawały mi pytań, na które na razie sama jeszcze nie znam odpowiedzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz