*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Tak o wszystkim :)

No to już chyba wszystkie osoby mające problem z nadążaniem za moją pisaniną nadrobiły zaległości. Ostatni raz taką długą przerwę to miałam w czerwcu :) Czas wrócić do rytmu - nazwijmy to - wakacyjnego :) O ile się uda, rzecz jasna.

Bo ostatnio też myślałam, że się uda, a jednak czasu zabrakło. W piątek z samego rana wybraliśmy się do Miasteczka. Spotkaliśmy się z managerem restauracji i aż dwie godziny trwało ustalanie różnych szczegółów. Później pojechaliśmy jeszcze do Opola, bo mieliśmy namiary na agencję, która zajmuje się wydrukiem i nie tylko różnych ślubnych gadżetów. Zamówiliśmy już upominki, które damy rodzicom i dziadkom w podziękowaniu, a teraz czekam na propozycję naklejek na ciasto, które zrobią nam w oparciu o projekt Juski - tak, żeby bylo podobnie jak na zaproszeniach i winietkach. Zrobiło się dość późno, więc niestety Franek musiał już wracać do Poznania - w sobotę rano pracował. A my z mamą poszłyśmy jeszcze do kwiaciarni, gdzie spędziłyśmy godzinę omawiając różne szczegóły dotyczące dekoracji. Ale wszystko już załatwione.
W sobotę obskoczyłyśmy jeszcze fotografa w celu potwierdzenia rezerwacji i omówienia drobnych szczegołów - tu poszło nam dużo szybciej. Zrobiłam też zakupy bieliźniane! Wszystko, co niezbędne już mam :) Łącznie z pończochami - i to tymi na pasie, bo nie chciałam samonośnych, choć zrobiłam sobie też z nich zapas. Jeszcze tylko zrobię rundkę po sklepach - ale to już w Poznaniu- i może kupię jakąś ładną bieliznę na noc poślubną ;) Wszak restauracja daje nam w gratisie pokój ;)

W sobotnie popołudnie skoczyłam do mojej bardzo dobrej koleżanki, która jest kosmetyczką. Cały dzień miała klientki, ale specjalnie dla mnie została dłużej i zrobiła mi oczyszczanie twarzy. Poleżałam sobie pod maseczkami, trochę się upiększyłam a przy okazji pogadałyśmy trochę. Jednak i tak było nam mało, bo umówiłyśmy się jeszcze na wieczór i przy drinkach (malibu z sokiem ananasowym) nadrabiałyśmy towarzyskie zaległości. W międzyczasie jednak zaliczyłam jeszcze obcowanie z naturą, a więc obiad w postaci grilla na naszej działce :) No i bardzo ważny telefon od Franka, który stwierdził, że mu mnie brakuje, że się już stęsknił (minęło raptem 25 godzin) i nie wie co robić, więc idzie spać :P

A w niedzielę przez chwilę "ciociowałam". Córka drugiej dobrej koleżanki (są tylko dwie w Miasteczku z którymi utrzymuję naprawdę regularny kontakt) miała roczek, który w Miasteczku często świętuje się na mszy z okazji rocznicy chrztu świętego. Dobrze, że się odszykowałam, bo chciałam sobie dyskretnie stanąć gdzieś na chórze, żeby mieć dobry widok na ołtarz, a koleżanka mnie zgarnęła i kazała siedzieć z chrzestnymi w pierwszej ławce. Przynajmniej się nie wyróżniałam :P No i sobie poćwiczyłam, bo w kolejną niedzielę szykują nam się chrzciny bratanicy Franka i on będzie chrzestnym. Ale kto się zatroszczył o świecę, telegram i prezent w postaci biblii dla dzieci (tak, wiem, że ona jeszcze nie umie czytac, ale to ma być pamiątka przecież:))?? No przecież, że nie chrzestny, tylko jego przyszła żona :P

Przyszła żona wróciła w ramiona stęsknionego przyszłego męża w niedzielny wieczór. A w poniedziałek wróciła i do pracy, choć może już nie w roli przyszlej żony :) I o dziwo, trochę zaległości się zrobiło w ten jeden dzień. Miałam ręce pełne roboty przez całe osiem godzin, a potem pośpiesznie wracałam do domu, gdyż... mieliśmy wczoraj swoją pierwszą lekcję tańca :D Przyszła do nas Daga i zaczęliśmy od walczyka. Po pierwszych pięciu minutach myślałam, że będzie masakra i Franek w życiu nie załapie, o co w tym chodzi... O ja niewierna :) Po kolejnych pięciu Franek nagle..: raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy i wszedł idealnie w muzykę. A obroty to idą mu lepiej niż mnie :P Dzisiaj będziemy ćwiczyć, a jutro Daga znowu przyjdzie i zobaczymy, co fajnego wymyśli :) Naszym głównym celem jest trochę się rozruszać. No i żeby Franek się nauczył kroków podstawowych tańców :) Chyba będzie dobrze.

No więc, jak same widzicie - nic ciekawego się przez te cztery dni nie działo ;)

53 komentarze:

  1. jak miło być pierwszą:) No troszkę się działo bo jednak miałam kilka rzeczy do załatwienia:) zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Walc wiedeński jest często grany no i prosty :D Ale takie podstawy są przydatne, bo pewnie jeszcze nie jedna impreza przed Wami :)

    "Przyszła żona/przyszły mąż"... faaajnie to brzmi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat tańczyliśmy angielskiego :))
      Ale masz na myśli, ze często grany na weselach? Bo prawdę mówiąc ja tylko z jednym weselem się spotkałam, na którym więcej niż raz grali walczyka:) Tak czy inaczej, krok warto znać :))

      Fajnie, ale już za dużo czasu mi nie zostało na używanie tych zwrotów :P

      Usuń
    2. Angielski też piękny, ale trudniejszy trochę :)
      Tak, jak byłam teraz na 3 weselach, to kilka razy orkiestra grała.

      To korzystaj póki możesz :)

      Ty sobie chodzisz na oczyszczanie, a ja latam na regulację brwi. Bo lubię, bo mnie to relaksuje :) A jak mi potem jeszcze kosmetyczka robi masaż twarzy, to w ogóle odpływam :)

      Usuń
    3. Hmm, prawdę mówiąc, ja uważam, że wiedeński jest trudniejszy i podobnego zdania jest Daga - dlatego zaczęła od angielskiego. Ja tam akurat wolę wiedeńskiego, ale dla Franka strasznie trudne jest dreptanie w miejscu. Wczoraj go próbowałam samby nauczyć - niby załapał, ale bez dreptania...

      Ja sobie brwi reguluję sama, bo kosmetyczka nigdy nie zrobi tego tak, jak ja chcę :)
      A masaż twarzy to swietna sprawa :) I masaż głowy też! Moja fryzjerka zawsze go robi :)

      Usuń
  3. praktyka czyni mistrza, wiec na swoim weselu to pewnie będziecie tanecznymi wirtuozami, czego Wam życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) A może nie powinniśmy? :P
      W każdym razie - najważniejsze, żebyśmy potrafili złapać krok tańcząc z naszymi gośćmi :) No i żeby podczas pierwszego tańca się nie skompromitować ;)

      Usuń
  4. Godzina zero nadchodzi wielkimi krokami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście-zupełnie nic się nie działo ;) Praktycznie wszystko już macie pzałatwiane do wielkiego dnia :)

    O co chodzi z tym oczyszczaniem twarzy? Zauważyłam, że panny młode robią sobie ten zabieg tuż przed ślubem. A, ja się zawsze zastanawiam jaki to sens skoro nigdy wcześniej się tego nie robiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, większość spraw już mamy załatwione.

      Hmm, nie rozumiem Twojego pytania :) Po pierwsze - skąd wniosek, ze nigdy tego nie robiłam? Na zabieg oczyszczania twarzy chodzę w miarę regularnie, w tym roku robiłam go już cztery razy. Albo robię mikrodermabrazję, albo peeling kawitacyjny, albo po prostu mam oczyszczanie mechanicznie.
      Po drugie - pierwsze słyszę, że to zabieg typowo przedślubny. Wydawało mi się, że to jeden z podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych jeśli ktoś się decyduje na wizytę u kosmetyczki.

      Usuń
    2. Aha, no to zwracam honor :)

      Napisałam tak, bo wiem, że dużo panien młodych decyduje się na zabieg tuż przed ślubem. Nie robiły tego nigdy wcześniej, ani nie robią tego później.

      Ja do kosmetyczki nie chodzę, jedynie od wielkiego dzwonu zrobić "frencza" na imprezę/wesele, więc w ogóle nie jestem w temacie.

      Usuń
    3. Ja naprawdę nie słyszałam o tym, zeby dziewczyny tuż przed ślubem się na ten zabieg nagle wyrywaly - nie mówię, że tak nie jest, po prostu się akurat z tym nie spotkałam.
      Dla mnie to jest podstawowy zabieg pielęgnacyjny twarzy- staram się przynajmniej raz na trzy miesiące (choć powinno być częściej) zrobić oczyszczanie twarzy, a że ostatnio na mikrodermabrazji byłam w maju, to akurat idealnie wypadło mi tuż przed ślubem.
      Generalnie kosmetyczka dla mnie jest trochę jak fryzjer - od czasu do czasu trzeba się wybrać, dla własnego komfortu.

      Usuń
  6. właśnie, na czym polega to oczyszczanie i jaki daje efekt?

    ale tego zalatwiania, masakra!!!!! ale kto jak kot ale ty ogarniesz wszystko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź się z tym kotem :P

      No to zależy od cery. Ja regularnie chodzę na mikrodermabrazję albo peeling (mikrodermabrazja nie jest dobra latem). Mam cerę dość suchą, a więc mam dużo "kaszaków" (od razu zaznaczam,że chodzi o takie małe, nie o te wielkie, które wyskakuja w necie:)) i głównie z tego względu chodzę na oczyszczanie. Przy okazji oczyszczam skórę z wągrów. No i nawilżam i odżywiam tymi wszystkimi maseczkami,którymi mnie raczy kosmetyczka :)
      Po takim zabiegu mam bardzo gładką cerę (choć na co dzień też nie mogę szczególnie narzekać), zamykają mi się pory, skóra ma dużo ładniejszy kolor...

      Usuń
  7. Pan Młody ruszający się jak niedźwiedź przy zwinnej Pannie to rzeczywiście widok dość przykry. Dwa razy mi się taki obrazek trafił. Więc warto potrenować... A walc angielski jest piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc trenujemy! Rzeczywiście, nie wygląda to najlepiej, gdy młoda para niezgrabna w tańcu, staramy się :)

      Usuń
  8. Niech się Franek pilnie uczy, facet powinien tańczyć lepiej, bo jak umie dobrze poprowadzić, to reszta sama idzie :)
    Na oczyszczanie twarzy wybrałam się chyba ze dwa razy, bo nie ufam obcym kosmetyczkom, a nie mam swojej, no i w ogóle nie przepadam. Do fryzjera chodzę z musu jak najrzadziej i cieszę się, że przycięcie trwa 15 minut - a będzie trzeba zacząć farbować, bo coraz bardziej siwieję :/
    Za to malibu z kokosem to pyszna rzecz, aż nabrałam ochoty :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale zazwyczaj to jednak kobiety tańczą lepiej :) Ale Frankowi prowadzenie nawet idzie, więc chyba dany radę.

      Ja chodziłam do różnych kosmetyczek, metodą prób i błędów znalazłam salony, które najbardziej mi odpowiadały pod różnymi względami.
      Do fryzjera chodzę średnio co 3-4 miesiące. Teraz częściej, choć paradoksalnie od roku wlosy zapuszczam :) Ale chodzę cały czas do tej fryzjerki, która będzie mnie czesać do ślubu, więc ona wszystko robiła pod tym kątem.

      No tak, ale ja jeszcze z sokiem ananasowym piję, bo tak mi najbardziej smakuje :)

      Usuń
  9. Łeee, na noc poślubną to nawet nie musisz nic mieć, gdyż realnie rzecz biorąc jest dosyć mało prawdopodobne że będziecie mieli siłę na seks po całej nocy tańczenia;-))) Trochę przereklamowana sprawa;)) Ale za to potem na pewno się przyda jakiś fajny strój:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tym bardziej dobrze mieć na sobie coś ładnego do spania w noc poślubną, jeśli nie będę musiała tego zdejmować :)Trudno mi powiedziec, może i przereklamowana, ale tak długo czekamy to poczekamy najwyżej jeszcze chwilę:) Najwyżej będzie noc popoślubna :P

      Usuń
    2. Hihi, a faktycznie że masz rację :-)

      Usuń
  10. R. do dzis nie zalapal walczyka i chyba tak zostanie po wieki ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiście, istnieje ryzyko, że już nie załapie :)
      Franek w pierwszej chwili nie rokował, ale nagle zaskoczył i wczoraj już było pięknie :)

      Usuń
  11. Eeee no w cale, nic a nic ;-) Fajnie, że nic nie wyskakuje teraz, skoro ślub zbliża się nieubłaganie. A co do bielizny na noc poślubną, to ja mojej nie "użyłam" bo byliśmy tak padnięci, że od razu zasnęliśmy w pokoju hotelowym ;-) Ale może akurat Wam się uda ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oby nie wyskoczyło :)
      Wiesz, generalnie bieliznę na ten dzień to już kupiłam, a mam na myśli jeszcze coś w rodzaju jakiejś ladnej koszulki nocnej albo coś takiego, więc jak najbardziej się przyda niezależnie od wszystkiego :)

      Usuń
  12. Nie zawsze noc poślubna jest przereklamowana;)- przynajmniej my nie czuliśmy na tyle ogromnego zmęczenia po weselu o 5 rano, aby nie paść sobie w ramiona, gdy tylko zostaliśmy sami w pokoju hotelowym:))) I jak nigdy 3 godziny snu nam wystarczyły;) Taka dawka pozytywnych emocji i uczuć potrafi zrobić swoje:)

    Czarna już po ślubie, niedługo Wasz.. Ależ ten czas szybko leci!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zobaczymy, jak to będzie u nas :) Może wyrobię sobie własną opinię na ten temat :) Tak czy inaczej - małe zakupy bieliźniane na pewno nie zaszkodzą. Nie zmarnuje się. A i nastroj sobie poprawię pewnie :P

      Oj leci, leci!

      Usuń
  13. Fajna sprawa takie ustalanie wszystkich szczegółów tuż przed ślubem, oby tylko goście cześć z nich dostrzegli, bo ja przyznam się że aż tak bardzo nie zwróciłam uwagi na te detale podczas niedawnego wesela, ale własne wesele to co innego niz perspektywa gościa :) no a druga sprawa, że pewna przykra wiadomość po mszy w kościele do mnie dotarła, więc byłam czasem nieobecna duchem, ale ogólnie wesele zaliczam do udanych.
    Dostaliśmy od Młodych na pamiątkę aniołka z gipsu wraz z podziękowaniami na małej karteczce dołączonymi do aniołka, rodzice flaszeczkę, mój brat równiez, a dla mnie winko i dziewczyny brata i chyba najlepiej ze wszystkich na tym skorzystaliśmy hehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, to jeszcze zależy, o których szczegółach mowa :) Bo na przykład z managerem ustalaliśmy menu - wydaje mi się, że na te detale goście zwrócą uwagę :P
      A jeśli chodzi o kwiaty i dekoracje - bardziej chodziło o to, żeby kwiaciarka wiedziała, co robić. Ja prawdę mówiąc i tak jej mówiłam, że zdaję się na nią, ale ona dopytywała - i wcale się nie dziwię, bo też nie chciałabym samych ogólników, gdybym miała coś robić.

      W każdym razie ja tez nie zwracam uwagi na różne sczegóły a więc i przy okazji swojego ślubu niektóre rzeczy mało mnie obchodzą, ale ustalić je trzeba, nie mogę powiedzieć - a róbcie co chcecie :D

      My będziemy rozdawać ciasto i wódkę.

      Ojej, a co to za przykre wieści? :(

      Usuń
    2. No fakt, na jedzenie zwraca się uwagę :D ja byłam rozczarowana brakiem krokietów... niby były paszteciki do barszczu, ale to nie to samo :) ogólnie jedzenie ok, nawet powiedziałabym że dużo, spory wybór galaretek i ryb. I niedobra herbata i kawa :P
      Ciacho dostali moi rodzice dla pani Krysia, która pdoczas naszej nieobecności zajmowała się babcią ;)
      A te przykre wieści pośrednio dotyczą mnie, chodzi o brata i jego sprawy osobiste, więc nie przejmować się trudno, a światełka w tunelu brak.

      Usuń
    3. No u nas będą krokiety! Choć rzeczywiście często podaje się paszteciki. W Poznaniu w ogóle chyba krokietów nie jadają :/ Przynajmniej nie w rodzinie Franka.

      Rozumiem, mam nadzieję, że jednak wszystko się ułoży..

      Usuń
    4. Ja krokiety uwielbiam! Chyba muszę się umówić z mamą na masowe smażenie naleśników i sobie zabiorę wałówkę do swojej zamrażarki :D
      A zapomniałam napisać wcześniej o kwiaciarce :) z jej perspektywy pewnie sporo jest szczegółów i pytań, a jak się jest po innej stronie to człowiek nie ma o tym wszystkim pojęcia hehe :)
      Ja czekam aż nieco chłodniej się zrobi, bo teraz żal mi nie korzystać z leżaka na działce jeśli jest ładna pogoda, więc kosmetyczka poczeka na któryś wrześniowy dzień, a wybór zabiegu chyba zostawię kosmetyczce, niech sama oceni co by odpowiadało mojej twarzy, w sensie oczyszczanie (na samą myśl mnie boli ;) czy też peeling kawitacyjny.
      Właśnie nie wiem czy się jeszcze ułoży, skoro mowa o przeciwieństwie Twojego zamążpójścia :(

      Usuń
    5. Ja też lubię, choć może nie uwielbiam :)

      No właśnie, dlatgo sie nie dziwię, że tyle pytań zadawała ta kwiaciarka. i rozumiem, że się nas boi :P - ale nie wie jeszcze,że my naprawdę nie przywiązujemy takiej wagi do sczegółów, i nie musi być wszystko idealnie :)

      Własnie dlatego zdecydowałam się na peeling. Jest pod względem opalania bezpieczniejszy po prostu.

      Oj, to przykre, rzeczywiście :( I trudno cokolwiek powiedzieć, bo cóż poradzić, na takie sprawy :(

      Usuń
  14. Hehehe no faktycznie nic się nie działo :))) Pewnie umierałaś z nudów ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Noo w porównaniu do tego co się za te 20-kilka dni dziać będzie, to faktycznie nic ciekawego;P
    A noce poślubne wcale a wcale nie są przereklamowane (na dobrą sprawę każda po ślubie jest poślubna nawet po tych prawie pięciu latach;p)i z tej okazji trzeba mieć w co się ubrać, chociażby po to aby mieć się z czego rozebrać, o!;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! :)
      Zdecydowanie nie sądzę, żeby miało się zmarnować. Sama dla siebie i swojego dobrego samopoczucia chciałabym coś kupić.
      No i oczywiście masz rację z tymi nocami :)

      Usuń
  16. Widzę, że Franek taki pojętny, że jak odtańczycie walczyka, wszyscy zaniemówią z zachwytu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) no może nie aż tak, ale ważne, że nam to idzie całkiem nieźle

      Usuń
  17. Czyli przedślubny galimatias :) Jakby się nie było zorganizowanym to i tak na koniec zostaje najwięcej załatwiania i bieganiny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee no ja bym tego absolutnie nie nazwała galimatiasem. Moim zdaniem nadal wszystko jest bardzo zorganizowane, zaplanowane i idzie sprawnie. To, że jest więcej rzeczy do załatawienia, wiadomo było od samego początku, ale wszystko jest pod kontrolą :)

      Usuń
  18. A jakieś podnoszenia w tańcu, skomplikowane figury itd. będą? Bo na ostatnim weselu, na którym byłam w sobotę, para naprawdę się wysiliła i taki właśnie ciekawy układ zaprezentowali, coś pięknego :)
    Bielizna to zawsze dobry plan :) Chociaż pewnie dostaniesz jakąś fikuśną na panieńskim ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tańcu napiszę jeszcze całą notkę :) No coś tam nam Daga wykombinowała, ale nie wiem jeszcze, co wykorzystamy. Na początku w ogóle nie chciałam układu :)

      Pewnie, ze zawsze dobry plan. A co do fikuśnej - no właśnie takiej nie lubię. Mam chyba ze trzy pary stringów, które dostałam w prezencie a w życiu ich nie zalożyłam, bo nie mam w zwyczaju nosić sznurówek w tyłku :P

      Usuń
  19. Cieszę się, że przygotowania idą pełną parą ... Miło czytać pamiętnik przyszłej żony. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę :)
      No i miło mi, że Tobie miło się czyta :D
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  20. Myślę, że Franek nauczy się wszystkich tańców i mu nie wylecą kroki z głowy XD

    OdpowiedzUsuń
  21. No ja znowu musiałam kilka postów nadrobić ;) Ale mnie mniej u wszystkich, u siebie też, bo intensywnie jestem gdzie indziej :)
    Z rozbawieniem wspominam pierwszy taniec mojego Chrześniaka ze swoją dopiero co poślubioną żoną. Uczyli się fokstrota, oj pękaliśmy ze śmiechu, ale takiego radosnego, bo taniec niełatwy, kroków nie pomylili, ale Młody Żonkoś stawiał je tak specyficznie, że boki zrywać :)
    Dacie radę, najważniejsze to spontaniczność, luz...:)
    Moje dzieciaki ( zięć nie dał się namówić przez brak czasu) nie ćwiczyły, a tańczyć w parze tak jakoś nie bardzo im wychodzi ;) ale na weselu z wielką przyjemnością się na nich patrzyło, dali radę, miłość i szczęście najlepszym wspomagaczem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zauważyłam od jakiegoś czasu...
      Będę za chwilę całą notkę pisać na temat tego naszego tańczenia :) No własnie mam nadzieję, że i nam się uda zatańczyć na luzie, bez spięcia i nadęcia - z radością :) I spontanicznie - nawet jeśli kroki będą ułożone wcześniej..

      Usuń
  22. Aż mi się zatęskniło do tych przygotowań przedślubnych he:P Choć wtedy pamiętam, że byłam zmęczona i miałam dość:)

    Bardzo lubię jak dzieci na chrzest dostają Biblię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, to ja nie jestem zmęczona ani trochę :) MI się to bardzo podoba :P

      Lubisz? :) A tak z ciekawości - dlaczego? :)

      Usuń