*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 15 listopada 2013

W domu... tylko którym? :)

Czekam teraz na kolejnych kilka dni wolnego. Czyli na święta czekam, bo do tego czasu to już żadnych długich weekendów nie będzie. Dwa takie mamy za sobą - naprawdę bardzo udane.
O tym pierwszym, w okolicach Wszystkich Świętych już pisałam, o rodzinnej atmosferze, o wspomnieniach. O gołąbkach. I paru innych rzeczach :)
Ostatnio Franek zapytał - kiedy jedziemy do Miasteczka? Mówię więc, że za tydzień nie, bo przydałoby się wreszcie na tyłku po siedzieć, za dwa tygodnie nie, bo w sobotę ma umówionego lekarza - wychodzi, że za trzy... Na co Franek: "eee, szkoda..." Okazało się, że bardzo lubi jeździć na weekendy do Miasteczka. Oczywiście bardzo się z tego cieszę, bo nigdy nie ma między nami kłótni o to, że ja chcę jechać, a jemu się nie chce. Ale właściwie to nie wiem dlaczego tak jest :) On też nie potrafi tego wytłumaczyć, po prostu fajnie spędza mu się czas w moim domu rodzinnym.
Ja do Poznania oczywiście też bardzo lubię jeździć, choć z trochę innych powodów - w takim sensie, że Franek zanim mnie poznał nie był w ogóle z Miasteczkiem związanym, więc dla niego to tylko rodzinne miasto żony. Natomiast Poznań dla mnie to moja własna skarbnica wspomnień.
Faktem jest, że nieco inaczej nasze odwiedziny przebiegają w moim i w jego rodzinnym domu. U nas jest trochę tak, że przyjeżdżamy nie w gości, a po prostu to siebie - każdy może zająć się czym chce i chociaż często siedzimy całą rodziną w pokoju, rozmawiamy, pijemy herbatę, oglądamy coś, to tak naprawdę w każdym momencie można odejść i zająć się swoimi sprawami. "Obowiązkowo" wspólne są tylko śniadania i obiady.
U teściów jest nieco inaczej - bo chociaż oczywiście możemy się czuć jak u siebie, mamy do dyspozycji dawny pokój Franka, nową pościel zakupioną specjalnie dla nas i nawet kilka półek w szafce, to trochę mamy poczucie, że przyjeżdżamy w odwiedziny, a nie do domu. Franek ze swojego pokoju został eksmitowany :) zaraz po tym, jak zamieszkaliśmy razem. Wszystko oczywiście na pewno ma związek z tym, że mieszkanie teściów jest naprawdę małe (trudno, żeby zajmowali jeden pokój, skoro na co dzień żaden syn z nimi nie mieszka), niemniej jednak atmosfera jest nieco bardziej, powiedzmy, wizytowa :) I tak jest dużo lepiej, niż się spodziewałam - bo na początku myślałam, że jak będziemy tam przyjeżdżać, to nie będziemy w ogóle mogli poświęcić się swoim sprawom - ale jednak trochę jest tak, że kiedy np. Franek wychodzi, bo się umówił, a mi się nie chce. To teściowie zaraz wołają mnie do pokoju, żebym nie siedziała sama. Oczywiście to jest bardzo miłe, bo lubię z nimi spędzać czas - zwłaszcza z teściową uwielbiam rozmawiać na różne tematy (z teściem jest niestety gorzej, choć wiem, że jest mi bardzo życzliwy, to nie nadajemy na tych samych falach i czasami mnie denerwuje, a ponieważ u mnie co w sercu, to na języku, to się z nim nie raz sprzeczam), ale czasami mam ochotę sobie posiedzieć sama przy komputerze na przykład - a obawiam się, że sobie pomyślą, że na przykład sie obraziłam :) Właściwie trochę trudno mi to wytłumaczyć, bo doskonale wiem, że to wszystko z życzliwości i gdybyśmy chcieli zdecydowanie sami spędzać więcej czasu, to byśmy mogli - zresztą często wychodzimy, a wieczorami sami oglądamy np. tv, ale chodzi generalnie o atmosferę :) Po prostu czujemy się bardziej jak goście - co w moim przypadku jest zrozumiałe, bo to nie był mój dom, ale Franek w Miasteczku jest bardziej zadomowiony.
Paradoksalnie może to wynikać z tego, że rodzice Franka mają... więcej wolnego czasu :) Moi rodzice ciągle się czymś zajmują - ciągle mają jakieś swoje sprawy do załatwienia, kręcą się po domu i robią to, na co nie mieli czasu w weekend i chociaż spędzamy wspólnie naprawdę sporo czasu, to w Miasteczku jest większe wrażenie, że każdy żyje swoimi sprawami. W Poznaniu rodzice Franka sporo tego wolnego czasu spędzają z nami przy stole, grając, oglądając coś itp (poza letnią porą - wtedy w weekendy uciekają na działkę) - można powiedzieć, że jesteśmy dla nich taką atrakcją :P To pewnie dlatego, że moi rodzice już dawno się przyzwyczaili do "weekendowych" dzieci, u Franka w rodzinie takich wypadków nie było :)

Dwa różne sposoby spędzania weekendów, dwa różne miejsca. A jednak jedno i drugie jest dla nas domem :) Każdy weekend spędzony na wyjeździe - czy to w Miasteczku, czy w Poznaniu bardzo dobrze na nas wpływa, relaksuje nas i poprawia nam humor - choć z innego sposobu. Ta różnorodność jest dodatkową atrakcją. Cieszy nas więc zawsze perspektywa wyjazdu. Ale w tym trzecim domu posiedzieć tez lubimy - spędzić czas tylko we dwoje, zająć się domowymi sprawami. I na to własnie jest czas w ten weekend, który niniejszym rozpoczynam ;)

32 komentarze:

  1. Fajny temat poruszyłaś :) My bardzo rzadko zostajemy w rodzinnych domach na noc bo mamy blisko więc przeważnie jedziemy tam a kilka godzin. U M. ja nigdy chyba nie poczuje się tak zupełnie swobodnie a u siebie teraz właściwie też czuję się jak gość bo mimo, że to mój dom rodzinny to nie lubię tam spędzać np kilka dni bo dziwnie się czuje :) co wynika chyba z tego, że za bardzo nie mam co tam robić :/ Oczywiście lubię tam posiedzieć i pogadać z mamą ale po kilku godzinach ,ciągnie" już mnie do nas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przypadł Ci do gustu ;)
      No tak, jak macie blisko, to zrozumiałe. Jak my mieszkaliśmy w Poznaniu, to też nie zostawaliśmy u teściów na noc. Ale teraz jak tam zostajemy, to czuję się całkiem swobodnie - myslę, że to dlatego, że często kiedy teściowie wyjeżdzali na wakacje, my przenosiliśmy się do nich i mieszkaliśmy przez parę dni. Tak więc nie tyle o skrępowanie mi chodziło, co o samą atmosferę :) Natomiast w moim domu rodzinnym czuję się całkowicie tak, jak zawsze się czułam :)

      Usuń
  2. Ważne żeby czuć się dobrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) Na szczęście wszędzie, choc inaczej, jest dobrze :)

      Usuń
  3. U rodziny Małża nocowałam dokładnie 2 (słownie dwa) razy! Dziwnie się tam zawsze czułam, nie żeby źle, ale nie-swojsko. Odwiedzaliśmy Teściów dość rzadko, średnio raz na kwartał, może i dlatego, że tak dużo rodzeństwa Małż ma i zawsze ktoś ,,dyżurny'' wpadał... Nie ma to jednak, jak u siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nie ma jak u siebie :) My choć wszędzie czujemy się naprawdę dobrze, to chyba u tesciów jest najmniej u siebie - ale to pewnie ze względu na metraż, nie mamy swojego kąta i stąd to odczucie.

      Usuń
  4. U nas jest tak, że w obu domach czujemy się jak u siebie. W obu domach jesteśmy traktowani jak mieszkańcy i właściwie zarówno teściowa, jak i moi rodzice traktują naszą obecność weekendową tak jakbyśmy przed chwilą stamtąd wyszli, jakbyśmy tak nadal mieszkali. Rzadnych specjalnych wystawnych obiadów, siedzenia w pokoju 'stołowym', bo goście są, itp. Każdy robi to na co ma ochotę. A że wszyscy najlepiej czujemy się w swoim towarzystwie to zazwyczaj siedzimy razem. Ale kiedy mamy na to ochotę to 'zmywamy się' na górę, do naszego pokoju i możemy być sami i nie jest to w żaden sposób źle odbierane. O, na przykład tak jak teraz - Mama ogląda film, a ja siedzę na kompie (bo mój tata z M są na meczu naszej reprezentacji;))
    jednak u teściowej, choć podobnie, to jest trochę inaczej. Głównie dlatego, że też został M. odebrny jego pokój. I choć mają bardzo duże mieszkanie, to nie mamy tam swojej przestrzeni. Poza tym u nich jest jeszcze 5-letnia siostra M, więc to też zmienia postać rzeczy. Ale generalnie swobodnie czujemy się w obu miejscach. Lecz jeśli miałabym wskazać miejsce gdzie bardziej i w którym spędzamy więcej czasu i (może głupio zabrzmi) które wolimy, to byłby to mój dom rodzinny.
    Rozpisałam się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to właściwie dokładnie tak samo, jak u nas.
      My też w obu domach czujemy się jak u siebie, ja u teściów nie czuję skrępowania. Ale atmosfera jest nieco bardziej "gościnna" niż u mnie w domu, trudno było mi opisać z czego to wynika, ale właśnie możliwe, że z tego, że nie mamy własnego kąta. W kazdym momencie właściwie możemy zająć się sobą, ale gdy jestem sama z teściami, wołają mnie czesto to siebie - przypuszczam, że z życzliwości, bo myslą, że ja nie chcę siedziec sama a może wstydzę się sama przyjść :) U mnie w domu rodzinnym bardziej widoczne jest to zajmowanie się swoimi sprawami. W każdym razie, choć wszędzie jest inaczej, to najważniejsze, że po domowemu :) A ża każdy dom jest zawsze inny, to i odczucia się trochę różnią.

      Usuń
  5. Fajnie, że tak dobrze czujecie się w Waszych rodzinnych domach będąc tam co jakiś czas jako małżeństwo. Ja jak w domu czuję się już tylko w naszych czterech kątach;-) Rodziny mamy blisko więc wpadamy tam na krótko, ale często- i teraz już zawsze czuję, że jestem tam tylko w odwiedzinach;-) Może nie jak gość- bo sama się 'obsługuję', czuję się swobodnie zarówno u moich rodziców jak i w domu męża- i drażni mnie jak teściowa np. zabrania umyć mi po sobie talerz czy kubek:-D, ale na pewno daleko mi by czuć się tam jak u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak by było, gdybyśmy i my mieli blisko - być może też "tylko" wpadalibyśmy w odwiedziny. To znaczy - w przypadku teściów na pewno by tak było, bo gdy mieszkaliśmy w Poznaniu, to nie nocowaliśmy u nich nigdy. nie wiem, jak było by z moim rodzinnym domem. Tam cały czas mam swój pokój i generalnie oboje się tam czujemy naprawdę swojsko. Moja mama swój dom rodzinny przestała traktować jako prawdziwy dom dopiero jakieś dziesięć lat temu, więc może mam to w genach :)

      W każdym razie obecnie w obu miejscach czuję się swobodnie - że w Miasteczku, to zrozumiałe :) Ale u teściów też - nie mam problemu, żeby wejść do kuchni i wyjąć sobie coś z lodówki nawet gdy tesciowa akurat gotuje ;) Myślę, że to dlatego, że często się tym mieszkaniem opiekowaliśmy pod nieobecność teściów mieszkając tam.

      Usuń
  6. Widocznie Twoja rodzina jest tak życzliwa i otwarta, że Franek czuje się w niej jak "u siebie". Tylko się cieszyć z tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że chyba nie opisałabym mojej rodziny jako szczególnie otwartej :) Ale za to mają w sobie coś takiego, że przyjęli już dawno Franka jako "coś" oczywistego. W takim sensie, że dość naturalnie został zasymilowany z naszą rodziną i przypuszczam, że stąd jego odczucia :)

      Usuń
  7. Gdyby nie to, że mieszkam u u męża, czułabym się tak samo. W moim rodzinnym każdy robi co chce, a tutaj zazwyczaj trzeba siedzieć z rodziną prz stole, np w święta na przykład, pić piwo, albo wóde, obżerać się i oglądać westerny. A i przy tym siedzieć cicho, bo rozmowa nie jest wskazana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) To przyznam, że u teściów jest pod tym względem inaczej, bo choć telewizor prawie zawsze jest włączony, to rozmawia się caly czas i wręcz czasami mnie to denerwuje, gdy akurat zacznę coś oglądać i mi wszyscy zagłuszają ;) Wolałabym już albo telewizję, albo rozmowę :)

      Usuń
  8. To ja jestem z tych osób, które jak w domu czują się jednak tylko we własnym domu. W tym przypadku mam na myśli wynajmowane mieszkanie ;))) ale w każdym razie wiadomo, że chodzi o to miejsce, gdzie mieszkam. Masło maślane takie trochę z tego wyszło, heh :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym razie ja zrozumiałam :)
      Zastanawiam się z czego może wynikać to, że własciwie z reguły właśnie wiele osób ma tak jak Ty i domy rodzinne przestają być dla nich tymi, w których czują się jak u siebie:)

      Usuń
  9. ja zas czuje sie w domu tylko w naszym osobistym mieszkaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że nie jesteś wyjątkiem :)
      Chyba raczej ja nim jestem :P

      Usuń
  10. Od przybytku głowa nie boli :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja czuje się jak w domu w moim rodzinnym domku:D Ale ostatnio atmosfera jest zła przez mojego brata i najlepiej czuje sie u nas, w naszym wynajmowanym mieszkaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przykre. Ale fakt, że gdy w atmosferze coś nie gra, to raczej przyjemność przebywania w danym miejscu jest zdecydowanie mniejsza..

      Usuń
  12. Wiesz, ja sie z domu wyprowadzilam ponad 3 lata temu, niedawno spalam u rodzicow z Patrykiem i kurde, poczulam sie znow jak dziecko, ale bylo fajnie:)

    Ale wracajac do Twojego posta, musisz miec wspanialych rodziców, ze Franek tam tak chętnie jeździ:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja mam właśnie tak fajnie za każdym razem, gdy jadę do Miasteczka :)Możesz sobie to wyobrazić ;)

      Trudno powiedzieć - mnie się wydają całkiem normalni :P

      Usuń
  13. Fajnie, że zarówno w jednym, jak i w drugim domu czujecie się swobodnie. Najważniejsze, żebyście się czuli, jak u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. U mnie w domu to w ogóle jest tak jakby R. był tam od zawsze :P U R. z kolei póki co mieszkamy więc również raczej nikt na mnie szczególnej uwagi nie zwraca :P mamy miedzy domami całe 3 km a i tak czasem zostajemy u mnie na noc jak nam się wracać nie chce lubię te weekendy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, bo taka swoboda jest bardzo ważna :)

      Usuń
  15. Nie wazne gdzie wazne ze razem :))))) ale jak to sie mowi w domu najlepiej i u siebie tesciow i rodzicow :) buzka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - razem w domu, nieważne którym :) To najważniejsze.

      Usuń
  16. Fajnie jest mieć taką różnorodność :). I życie jest ciekawsze. :D

    OdpowiedzUsuń