*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 6 marca 2014

Pan tu nie stał :)

Myślę, że większość z Was, blogujących już od kilku lat, zgodzi się ze mną, że wraz z upływem czasu blogowanie się zmienia. Nie chodzi o to, czy są to zmiany na lepsze, czy gorsze. Po prostu pisze się inaczej. Zmianie ulega forma, tematyka a najczęściej emocje, jakie we wpisach przekazujemy - z prostej przyczyny - zmieniamy się my, więc nasze pisanie również.
Jeśli o mnie chodzi, myślę też, że moje pisanie zmieniło się także dlatego, że wyszłam z wprawy :P Czasami chciałabym o czymś napisać, ale rezygnuję ze względu na złożoność tematu. Innym razem pisanie o mojej codzienności wydaje mi się mało interesujące dla Was. A jeszcze kiedy indziej chcę napisać o jakiejś błahostce, o jakimś wydarzeniu - i tego nie robię, bo wydaje mi się to po prostu bez sensu. 
A przecież kiedyś takich notek bez sensu produkowałam całkiem sporo :P Opisywałam jakieś mało znaczące wydarzenia i sytuacje, które wywołały we mnie jakieś emocje albo przemyślenia. Albo nawet niczego nie wywołały, ale miałam ochotę o nich napisać :)

Więc dziś, w ramach próby powrotu na dawne tory blogowania opis sytuacji, której byłam uczestniczką :)
Z racji tego, że wczoraj popołudniu miałam korepetycje, wybrałam się do kościoła na posypanie popiołem o siódmej rano. Zgodnie z moimi przewidywaniami kościół był wypełniony ledwo w połowie, a zdecydowaną większość uczestników mszy stanowiły osoby starsze - tak na oko powiedziałabym, że już grubo po siedemdziesiątce. Ale nie zastanawiałam się nad tym specjalnie, wszak szłam na mszę dla modlitwy a nie dla obserwowania otoczenia.
Ławki w pobliskim kościele są bardzo długie. Normalnie wejdzie tam około 10 osób. Tym razem była w połowie pusta. Ja siedziałam na środku. Po mojej lewej stronie (w pewnej odległości) siedziała jedna pani, a po prawej trzy starsze kobiety, które (jak zauważyłam po wyjściu z kościoła) przyszły razem. Kiedy nadszedł moment komunii, wyszłam z ławki prawą stroną - za tymi trzema paniami, ale rozdzieliło nas jeszcze kilka osób. Kiedy wróciłam do ławki, panie już klęczały. Stanęłam więc obok i mówię grzecznie i z uśmiechem do kobiety z brzegu: "przepraszam, mogę wejść?". A ona spojrzała na mnie i mówi: "to nie tu!" W pierwszym momencie zgłupiałam, ale po chwili zrozumiałam, co pani miała na myśli i nadal uśmiechając się, odpowiadam, że owszem, tu! A ona nadal swoje - klęcząc zagradza mi drogę i mówi, że nie tu, że się pomyliłam! Już mi uśmiech trochę zrzedł, ale chyba z tego zdumienia nie zszedł mi z twarzy zupełnie; odpowiadam stanowczo, że nie pomyliłam się i przez całą mszę siedziałam tam - wskazałam miejsce na środku tejże ławki. Jeszcze przez chwilę staruszka blokowała mi przejście, po czym westchnęła i mnie przepuściła.
A ja zamiast skupić się na modlitwie, przez chwilę nie mogłam otrząsnąć się ze zdumienia: kobieta nie chciała mnie wpuścić do ławki! Jeszcze nigdy czegoś takiego w kościele nie widziałam :) Być może w innych okolicznościach sama bym w tej sytuacji zwątpiła, czy to moje miejsce, ale po pierwsze: ławki w tym kościele są ponumerowane - mają z boku malutkie numerki :) A po drugie dokładnie zapamiętałam, kto siedział przede mną a także właśnie te trzy panie z mojej prawej strony. Wiedziałam, więc dokładnie, że siedziałam NA PEWNO tam, ale pani wiedziała lepiej :))
Ale wiecie, co jeszcze mnie zastanowiło? Nawet gdybym się faktycznie pomyliła: to co?? Przecież miejsca było dużo, co jej szkodziło mnie wpuścić? A jeśli było jej niewygodnie, przecież mogła po prostu się przesunąć... 
Ogólnie rzecz biorąc cała sytuacja była dość zabawna, choć lekko zirytowały mnie pewność i zawziętość tej kobiety. Ale jednak przede wszystkim, to było dla mnie po prostu dziwne! :)

"To nie tu"... chyba długo nie zapomnę spojrzenia tej pani. Takiej mieszkanki politowania z... hmm to chyba jednak była szczypta pogardy, dla tej, co to nawet nie potrafi zapamiętać, gdzie siedziała :D




53 komentarze:

  1. Rozwalają mnie takie osoby, na zewnątrz gorliwi katolicy, a w środy tyle nieuzasadnionej zaciętości. Ale wiesz, że nie piszę o wszystkich, po prostu zdarzają się takie przypadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pewnie, ze wiem :)
      Przyznam, że pisząc tę notkę, czy nawet w ogóle myśląc o tej sytuacji nie zastanawiałam się nad tym od tej strony (może to nadal ten szok? :P) - ale masz rację, tak właśnie jest i całe mnóstwo jest takich osób. Nie znam tych ludzi tutaj bądź w Poznaniu. Ale Miasteczko jest małe i zna się niektórych ludzi.
      Znam małżeństwo, które jest w kościele w każdą niedzielę, każde święto itp. A właśnej córki na ulicy nie poznają, bo nie potrafią jej wybaczyć tego, że wyszła za mąż za faceta, który im się nie podoba. To moja koleżanka, więc historia nie jest plotką.

      Usuń
    2. Każdy zna chociaż jedna taką osobę, dlatego nie mam problemu, żeby Ci uwierzyć. Ja mam w dalszej rodzinie dwie kuzynki, gorliwe katoliczki i "kościelne działaczki", w których tyle jest jadu i zawiści, że aż wierzyć się nie chce.

      Usuń
    3. Na szczęście w bliskim otoczeniu nie mam takich osób, ale niestety wiem, że w ogóle są. I psują opinię zwykłym ludziom, którzy są praktykującymi katolikami, bo już nie raz spotkałam się z tym, że przeciwnicy kościoła wrzucali wszystkich do jednego wora.

      Usuń
  2. niezla baba, dobrze, ze nie poprosila o rezerwacje:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niektórym chyba tak się wydaje, że miejsca są im zarezerwowane :D

      Usuń
  3. Właśnie mnie też cholera drażni takie zachowanie "moherów". W kościele klepią różańce a w życiu kawał chama..;/ Fajnie że nie wzięłaś tego do siebie ale mnie by zagotowało, bo nawet gdybyś się pomyliła to przecież nie wpieprzałaś się na czyjeś miejsce tylko na wolną ławkę... wr..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nie zwróciłam uwagę, na nakrycie głowy :P, więc nie chciałabym generalizować :) ale wiem co masz na myśli :) Niestety rzeczywiście takich ludzi jest bardzo dużo.

      No nie, aż tak do siebie tego nie wzięłam, ale przyznam, ze mnie to zirytowało, bo nie znoszę, kiedy ktoś kto nie ma racji, jest przekonany, że ją ma.

      Usuń
    2. Ja jestem cięta na takie rzeczy przez to że miałam (wątpliwą) przyjemność przebywać przez dłuższy okres czasu z Panią, która była tak "święta" że fundowała witraże w okach kościoła, przewodniczyła różańcowi itd. a w domu synową od kurew wyzywała a wnuki od chorych pojebów -,-

      Usuń
    3. No niestety wiem, że zdarzają się takie osoby :/

      Usuń
  4. Samo życie, Margolciu! Ja nie cierpię tych pań, które ze świętym oburzeniem patrzą w kościele na małe dzieci troszkę znudzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, niestety, bo takich ludzi jest wiele. Mnie w ogóle denerwują tacy, co mają oburzenie wiecznie na twarzy wymalowane :)
      Racja, sądząc po minach niektórych osób dwuletnie dziecko powinno siedzieć jak trusia, wpatrywać się w księdza jak w obrazek, grzecznie odmawiać całe wyznanie wiary i w ogóle rozumieć absolutnie wszystko i się nie nudzić :)
      Ale też muszę być sprawiedliwa, więc przyznaję, że i rodzice niektórych dzieci przesadzają pozwalając im robić co chcą - na przykład kopać głośno i z całej siły w ławkę przed sobą - to mnie zawsze baaardzo wkurza i sama wtedy jestem oburzona :))

      Usuń
  5. hehehhe no jak miałaś czelność wejść do tej ławki ?;p
    U nas jest tak kobieta (koło 50-ki) która ma swoje miejsce w kościele i jak ktoś jej młody zajmie to go wyrzuca ;p Bo ona zawsze tam siedzi. A jak siedzą tam starsze osoby to stoi obok i nie siądzie z przodu chociażby cała ławka była wolna. Nie sądzę, by sobie opłaciła ta miejscówkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem :P

      Jak się okazuje (sądząc po komentarzach poniżej) całkiem sporo jest takich osób, które myślą, że miejsce na nich zawsze czeka :) Też się kiedyś z tym spotkałam.

      Usuń
    2. Tak mi się przypomniało, że kiedyś gdzieś czytałam o tym, że czasami w niektórych kościołach są "ławki zasłużonych parafian" i tam opłacają miesięczne miejsce parafianie.

      Usuń
    3. Ooo masakra!! :)) No to mnie dopiero zszokowało! :)

      Usuń
  6. Niestety zdarzają się takie sytuacje. Mnie rozbawiło kiedyś w Kościele jak dwie Panie sobie krzesła pomyliły ( siedziały na takich dodatkowo rozkładanych) i jedna drugiej mówiła, że Ona tu siedziała - z boku patrząc żadna różnica kto gdzie siedział bo krzesła były obok siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Jak wynika z komentarzy, wiele osób ma podobne historie w zanadrzu, mnie się to w głowie nie mieści, że można się w taki sposób zachowywać :)

      Usuń
  7. czytam Cię na bieżąco i przy tej notce aż się zaśmiałam na głos :) jak ja doskonale znam te starsze panie :) u nas też są takie długie ławki, ale u nas wsiądzie ok 15 osób i wszyscy chcą siedzieć od początku ławki i kiedyś ja chciałam wejść do środka, a pani do mnie, że "zajęte dla rodziny", uśmiechnęłam się, odczekałam swoje, a gdy msza się zaczęła, a nikt nie przyszedł, postanowiłam tam usiąść, a ona rzuciła mi to samo hasło, więc ja już mocno poirytowana powiedziałam, że zająć miejsce, to może sobie na cmentarzu, po wcześniejszym złożeniu opłaty, ale w kościele nie ma takiej możliwości i bezczelnie razem z innymi usiadłam w ławce. Całą mszę patrzyła na mnie jak na zbrodniarza, a ja wychodząc z ławki po zakończeniu mszy zaproponowałam jej, żeby została na kolejnej, bo sądząc po jadowitym wzroku na mojej osobie i całkowitym braku skupienia, z tej nic nie wyniesie dla ciała i ducha i życzyłam miłego dnia :) druga sytuacja była, gdy msza notabene dla dzieci, siedziałam z córką z boku nawy i Mała się po jakimś czasie zaczęła denerwować. Wyciągnęłam ją z wózka i chodziła sobie pod ołtarz i z powrotem, zresztą tak jak inne dzieci, z tym, że ona nie wrzeszczała. Nagle podchodzi do mnie starsza pani (ok 70-80 lat) i mi mówi, że mam wyprowadzić cytuję "tego bachora" z kościoła, bo jej nie pozwala się skupić na mszy. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam, że o ile mi wiadomo, ta msza jest dla dzieci i nie rozumiem jej obecności na niej, bo dzieckiem od dawna nie jest i skoro księdzu nie przeszkadzają dzieci, to jej też nie powinny, a poza tym skoro jest gorliwą katoliczką powinna znać cytat z Biblii "pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie" i nie powinna tego negować. Panią zatkało, wróciła do ławki, a ja spokojnie doczekałam końca mszy. Wiem, bywam bezczelna, ale czasami się nie da. Pyskata od zawsze byłam po tatusiu i tak mi zostało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że regularnie zaglądasz, mimo, że moja regularność ostatnio kuleje :)

      Nie chciałam generalizować, ale niestety prawda jest taka, że jeśli dzieją się takie sytuacje to właśnie z udziałem tych starszych osób. Nie wiem, z czego to może wynikać...
      Mnie w ogóle denerwuje, jak sobei ludzie miejsce w kościele rezerwują - rozumiem, że czasami ktoś pójdzie do spowiedzi, ale mimo wszystko uważam, ze w takim razie, albo niech idzie, jak msza się już zacznie, albo niech liczy się z tym, że na jego miejscu ktoś usiądzie.
      Natomiast sytuacja, którą Ty opisujesz jest dla mnie w ogóle niezrozumiala - to znaczy zachowanie tej babki jest niezrozumiałe :) Kompletnie tego nie rozumiem, ale też dzięki temu przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja! Co prawda może nie jakoś bardzo zbieżna, ale coś spowodowało, że sobie to przypomniałam :) Napiszę przy następnej okazji :)

      Ja też jestem pyskata, więc doskonale Cię rozumiem :) Sama nie siedziałabym cicho. Mnie co prawda denerwuje, kiedy dzieci na mszy zachowują się bardzo głośno i biegają (ale naprawdę biegają, nie że spacerują) albo wchodzą na ołtarz a ich rodzice w ogóle nie reagują - ale nie jestem nastawiona negatywnie do dzieci w ogóle. Uważam, ze dzieci (w rodzinach katolickich) od małego trzeba do kościoła prowadzić, nawet kiedy jeszcze niczego nie rozumieją. Niech się zajmują sobą, bo przecież oczywiste jest, że się nudzą (chyba, ze msza dla dzieci naprawdę fajnie jest prowadzona), ale niech będą po prostu grzeczne i to odnosi się nie tylko do kościoła. Ale oczekiwać od dziecka, że będzie stało bez ruchu ze złożonymi rączkami to grube przegięcie.
      Pozdarwiam równeiż :)

      Usuń
  8. Do "mojego" kościoła przychodzi kobieta, właśnie typu moherowy beret, która zawsze siada w tym samym miejscu, w tzw. senatorskiej ławce. Jak przychodzi bardzo wcześnie i sobie je zajmuje, to ok, jej prawo, ale zdażyło mi się widzieć jak przyszła tuż przed rozpoczęciem mszy i zgoniła siedzącą w tymże miejscu kobietę. Kobieta trochę się zdziwiła, ale widać nie chciała robić awantury więc ustąpiła. Kilka tygodni później w tym miejscu usiadłam ja, niecelowo zresztą, tylko do tej ławki weszła moja mama a ja po prostu usiadłam przy niej, no i msza się zaczęła, weszła spóźniona tamta kobieta, już z daleka widzę w jej oczach złość, padła na kolana, machnęła ręką wokół głowy co chyba miało być przeżegnaniem się i do mnie z tekstem: proszę zejść, to jest moje miejsce. Najgrzeczniej jak umiałam odpowiedziałam, że nie, bo to jest kościół a nie teatr i tu się loży nie wykupuje, jest miejsce w ławkach z przodu, więc niech podejdzie i usiądzie tam. Minę miała straszną, ale że jestem dużą kobietą i argumenty siłowe nie wchodza w grę, więc mamrocząc coś o beszczelności i chamstwie poszła do przodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      I bardzo dobrze jej powiedziałaś, nic dodać, nic ująć! Niektorzy powiedzieliby, że to brak szacunku dla starszych, a ja powiem, że mnie wkurza, że muszę szanować głupich i źle wychowanych ludzi tylko dlatego, że są starsi. Na szacunek też trzeba sobie zasłużyć i tyle :)

      Usuń
    2. Ja też byłam wychowywana w szacunku dla osób starszych, ale z wiekiem zaczęłam wyznawać zasadę, że jeśli chcesz się doczekać szacunku od innych, to najpierw sama innym go okaż, wiek nie ma znaczenia. I wracając do wspomnianej sytuacji, to obca osoba siedząca za mną pochwaliła mnie za postępek a i reszta nie wyglądała na zgorszoną, czyli razi nas takie postępowanie a mimo to nie reagujemy właściwie. I nie chodzi o to żeby się kłócić a po prostu grzecznie i spokojnie bronić swojego. I wiesz co, opiszę ci jeszcze jedną moją historię bo spodobało mi sie tu u ciebie i ciekawa jestem co ty na takie coś. Pojechałam w święta do kościoła ze skręconą stopą. Skręconą poważnie, żeby nie było że paluszek i główka... itd. Byłam bardzo wcześnie, bo raż że wogóle nie lubię się spóźniać, to wtedy przeczłapanie kilku kroków zajmowało mi sporo czasu, więc chciałam mieć go zapas, bo z parkingiem też bywa różnie. Usiadłam na kraju ławki, bo tak mi było wygodniej, kulę upchnęłam pod klęcznik, żeby nie przeszkadzała, bardzo szybko kościół się zapełnił i zrobiło się ciasno. Tuż po rozpoczęciu mszy weszła dość wiekowa pani, zlustrowała zajęte go granic możliwości ławki i przywarowała obok mnie, bo w towarzystwie byłam jedną z młodszych osób a na kraju chyba najmłodszą. Z racji kontuzji nie przyszło mi przez myśl ustępować miejsca, bo ja nie bocian, żeby na jednej nodze stać godzinami, więc kiedy zaczęły się czytania, po prostu usiadłam. I wtedy siedząca za mną kobieta, wiek ok. 70 szarpnęła mnie za ramię i huknęła, żebym zrobiła miejsce tej starszej pani co stoi obok mnie i na koniec dodając, że ta dzisiejsza młodzież taka niewychowana. No cóż, do młodzieży to ja samej siebie nie zaliczam od kilku lat, kobieta widocznie miała coś ze wzrokiem, odwróciłam się do tyłu i równie głośno powiedziałam, że gdybym mogła stać to bym nie siedziała, nie życzę sobie żeby mnie szarpać i pouczać a jeśli jednak uważa że osoba stojąca obok, mimo spóźnienia nie powinna stać, to zawsze może sama jej miejsca ustąpić. Kobieta zbaraniała, widać nie spodziewałą się takiego obrotu sprawy, nie odezwała się juz słowem, a jak wracałam od komunii, wspierając się na kuli, to myślałam że jej krew z twarzy tryśnie. I co ty na to?

      Usuń
    3. Milo mi, że Ci się u mnie spodobało :) Oczywiście zapraszam częściej do zaglądania i komentowania, bo widzę, że możesz mieć ciekawe historie w zanadrzu :):)

      Jak najbardziej się z Tobą zgadzam jeśli chodzi o ten szacunek!
      I masz rację, sama byłam często w sytuacji, gdy zareagowałam i dopiero później okazywało się, że są osoby, które uważają tak, jak ja, tylko się nie chciały odezwać.

      Co do sytuacji, którą opisujesz - wyobrażam sobei, ze mina tej kobiety za Tobą była bezcenna :)) I bardzo dobrze! Normalnie uwielbiam, kiedy ktoś taki, jak ta kobieta dostaje po nosie. To, ze miałaś chorą nogę to w ogóle sytuacja, kiedy nawet nie ma o czym mówić! Należało się Tobie to miejsce siedzące i tyle. Byłaś chwilowo niepełnosprawna i to Tobie powinni ustępować miejsca - nawet starsze osoby.
      Ale generalnie jestem zdania, ze są miejsca, kiedy liczy się kto pierwszy ten lepszy i tyle! Ja rozumiem ustępowanie starszym w środkach komunikacji miejskiej na przykład itp. Ale kościół to trochę inna kwestia. To jest takie miejsce, które zazwyczaj zapełnia się na pięć minut przed mszą. Wystarczy więc być tylko trochę wcześniej, żeby mieć zapewnione miejsce siedzące. Mnie zależy, zeby siedzieć, więc zawsze wychodzę wcześniej, żeby nie wciskać się nigdzie na siłę, tylko spokojnie usiąść. I bardzo mnie denerwują osoby (cóż znowu o starszych tu mowa, bo inne raczej tego nie wymagają) z roszczeniową postawą, które przychodzą na ostatnią chwilę albo spóźnione i wymagają, aby ustąpić im miejsca. Są oczywiście sytuacje wyjątkowe, kiedy ktoś stoi i ewidentnie wygląda słabo - wtedy raczej ustąpisz, tyle, że to raczej nie dotyczy tych najbardziej bezczelnych :):)
      Swoją drogą pisałam kiedyś na temat starszych osób notkę na poprzednim blogu, więc jakby Cię to zainteresowało, to możesz zajrzeć to: http://kredkimargaretki.blog.onet.pl/2010/06/21/o-szacunku-i-ustepowaniu-czesc-i/

      Usuń
  9. Czyli nic się nie zmieniło od czasów dinozaurów, czyli mojej podstawówki ;))) Te same sytuacje i to samo oburzenie widzę, normalnie jakbym cofnęła się w czasie. W kościele, do którego chodziłam, staruszki okupowały tylne ławki i kiedy się do takiej raz zapędziłam, usłyszałam, że lepiej mi będzie z przodu. Innym razem jakimś cudem udało mi się chwilę posiedzieć, to nasłuchałam się za wszystkie czasy historyjek typu, że Jolka kupiła sobie nowy płaszcz i skąd ona na to ma, a Kryśka to jeździ gdzieś tam po coś tam, no i właśnie po co? Tak gorliwie uczestniczyły w tej mszy panie z tyłu ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dla nie to jednak nie jest standard i może dlatego właśnie tak bardzo się zdziwiłam :) To znaczy oczywiście, że znam mnóstwo takich przykładów i sama uczestniczyłam w niektórych z nich (Wasze komentarze przypomniały mi jeszcze jedną sytuację, o której napiszę następnym razem), ale to jednak - na szczęście - jakiś margines.
      Nie chciałabym generalizować, ale niestety nie spotkałam się, zeby coś takiego zdarzyło się z udziałem osoby młodszej. Więc to jednak domena staruszek. I masz rację, niestety wiele z nich (bo nie wszystkie!) przychodzi sobie do kościoła w celach towarzyskich.

      Usuń
  10. Mnie zdziwiło, że w ogóle się uparłaś, by tam jednak usiąść. Wszak było mnóstwo miejsca. Poszłabym na pewno dalej, nie zapytałabym nawet, czy mogę wejść. Masz charrrakterek;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja przyznam, że mnie dziwi, że Ciebie to dziwi :) Przy niczym się nie upierałam tylko po prostu dla mnie to normalne, że wracam na swoje miejsce, a przecież nie raz miejsce na brzegu jest zajęte i ktoś albo się przesuwa, albo mnie przepuszcza. Postąpiłam więc normalnie - a nie mogłam wiedzieć, że kobieta mnie nie przepuści, więc własciwie dlaczego mialabym siadać gdzieś indziej?

      Ale faktem jest, że później to już bym usiadła tam choćby nie wiem co, bo nie mam zamiaru ustępować komuś, kto nie ma racji i zachowuje się w taki sposób. Gdybym odpuściła, wyszłoby na to, ze racja leży po stronie baby a tego bym nie zdzierżyła więc pod tym względem jak najbardziej mam charakterek i nigdy się go nei wypieram :)

      Usuń
    2. Po prostu jestem zdania, że takie kobiety już się nie zmienią i szkoda moich nerwów na jakiekolwiek dyskusje. Poza tym, w ogóle staram się unikać wymiany zdań ze starszymi ludźmi w miejscach publicznych, bo jedyne, co mogę osiągnąć to zwykle pyskówka, po której wyjdzie na moje, okażę się tą mądrzejszą, ale później pluję sobie w brodę, że to przecież starsza pani, że zrobiłam jej przykrość, że to czyjaś babcia, że może miała gorszy dzień itd. Za mientka jestem chyba;)

      Usuń
    3. Wydaje mi się, ze trochę wyolbrzymiłaś całą tę sytuację, bo ani się nie zdążyłam zdenerwować ani nawiązać dyskusji :). Cała wymiana zdań trwała może 10 sekund - ale dla mnie moment kiedy po raz pierwszy babka powiedziała mi, ze "to nie tu" nie oznaczał, ze mam się na pięcie odwrócić i szukać wolnego miejsca - bo z jakiej racji?Podeszłam do ławki - tak jak zawsze to robię, nie spodziewając się przecież, że w ogóle wyniknie z tego jakiś problem, bo nigdy nie wynikał.

      Usuń
    4. Nie o Twojej sytuacji właściwie wyżej napisałam, zauważyłaś?
      Ogólnie nie nawiązuję rozmowy ze starszymi ludźmi w publicznych miejscach. Dla własnego zdrowia i spokoju;)

      Usuń
    5. Wręcz przeciwnie :) Wydawało mi się, ze cały czas mówimy o tym samym :)

      A jesli chodzi ogólnie o wymiany zdań, które przechodzą w pyskówki, to ja mam takie odczucia niezależnie od wieku osoby, z którą taką dyskusję nawiążę. Też często tego żałuję, ale jednocześnie nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać i nie będę siedzieć jak trusia. Przy czym akurat ze starszymi osobami bardzo rzadko mam taką sytuację.

      Usuń
  11. Nie doświadczam tego typu zachowań, bo zawsze stoję, a nie siadam do ławki. Cerkiew nie jest duża, i jak nawet są wolne miejsca to już chyba z przyzwyczajenia stoję. Ale pewnie gdybym nie musiała- w przypadku innych wolnych miejsc- to nie wracałabym na swoje miejsce, gdyby ktoś musiał mnie przepuścić, w momencie gdy klęczy i się modli. Pomyślałabym, że nie będę temu komuś przerywać. No chyba, że w tej ławce dalej siedziałby ktoś z kim przyszłam. Ale, to byłby mój wybór, a nie wymuszenie zmiany miejsca przez inną osobę. Starsza pani wykazała się niespotykaną zaciętością. Czasem mam wrażenie, że ta zaciętość wzmaga się wraz z wiekiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja stać nie lubię, bo po pierwsze zaczyna mnie wtedy boleć kręgosłup, a po drugie może to dziwne, ale jakoś trudno mi się wtedy skupić na modlitwie, bo zastanawiam się nad tym, że mi niewygodnie, albo, że nie widzę ołtarza, albo, że kogoś muszę przepuścić itp. Dlatego zawsze wychodzę wcześniej żeby było jeszcze wolne miejsce.

      Powrót na swoje miejsce jest dla mnie czymś tak naturalnym w tych okolicznościach, ze nawet nie zastanawiałam się nad tym, tylko po prostu odruchowo zrobiłam to, co zawsze. Zazwyczaj jest tak, że z brzegu ktoś siedzi i się modli. Ja sama też często jestem w takiej sytuacji i nie mam żadnego problemu z tym, żeby kogoś przepuścić - czasami nawet czekam (zauwazyłam, ze nie tylko ja tak robię), aż wróci, ktoś kto obok mnie siedzi.
      Tym razem zresztą gdziekolwiek bym nie poszła, komuś bym w tej modlitwie przeszkodziła, bo chociaż kościół był pusty do dokładnie wszystkie miejsca z brzegu po mojej stronie były zajęte - są zawsze najbardziej oblegane :)
      A poza tym - zawsze istniałoby ryzyko, że gdybym zmieniła miejsce, to trafiłabym na taką samą zaciętą panią, którą oburzyloby, że zajęłam jej miejsce :)

      Coś w tym chyba jest. Zawsze boję się mówić coś na temat starszych osób, ale prawda jest taka, ze one bardzo często zachowują się nie w porządku.

      Usuń
  12. ojej, ja zaśmiałabym się w głos. Czasem mam takie głupawki, nawet w tak poważnym miejscu mnie łapnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Ja chyba nawet na to byłam zbyt zaskoczona :)) Ale może i dobrze, dopiero by się oburzyła :P

      Usuń
  13. heh, baba jakaś ślepa była, albo już leciwa? :) demencja starcza się załączyła, nie rozglądała się kto z nią siedzi :D
    p.s wyświetliło mi się, że jest nowa notka "z ostatniej chwili" a jej nie widzę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Ale że jeszcze taka pewna swego była, skoro się nie rozglądała - to mnie najbardziej dziwi :)

      Bo to była notka archiwalna, tylko zapomniałam ustawić datę.

      Usuń
  14. Nawet jeśli to pomyłka, to chyba miejsce nie jest przydzielone do osoby i można wybrać sobie którekolwiek... Dziwna sytuacja, nie spotkałam się z czymś takim w kościele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, ze nawet gdybym się rzeczywiscie pomylila, to co tej kobiecie przeszkadzało się przesunąć? Zresztą ewidentnie problemem nie było to, że musi mnie przepuścić tylko, że "to nie tu" :)

      Usuń
  15. Bardzo dziwne, a nawet wkurzające. W zasadzie dla mnie nie byłoby problemu, żeby iść gdzie indziej albo postać do końca, ale dla zasady pasowało wejść właśnie do tej ławki. Jakie to ma znaczenie, czy tu byłaś wcześniej, czy nie, skoro jest miejsce... a poza tym przecież byłaś :)
    Mnie czasami nawet ktoś kiwnął, że to ta ławka, gdy widział, że idę, a nie widzę gdzie mam trafić (bo specjalnie spostrzegawcza nie jestem, zapamiętuję zwykle kilka szczegółów i jak się zmieni konfiguracja ludzi albo ktoś mi zasłoni to już bywa problem) :)
    Za to wkurzają mnie ludzie, którzy siadają na samym brzegu i się nie przesuną, bo nie - takich częściej spotykam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też nie byłoby problemu w innych okolicznościach, ale ze jestem przekorna, to po takiej "odmowie" nie było opcji, żebym sobie poszła gdzieś indziej :)
      Tak, mnie też denerwuje, gdy ktoś z brzegu nie chce się przesunąć - niby trochę rozumiem, bo ja też lubię siadać z brzegu, ale nie jeśli jest pusta ławka

      Usuń
  16. Ja nigdy nie siadam do tych dużych ławek, tylko na zwykłe ławeczki, po pierwsze-wygodniej mi, po drugie-nie cierpię mieć przed nosem kolejnej osoby. I zawsze siedzę na kraju, ale przy tych ławeczkach nie ma problemu z wchodzeniem. Natomiast jak są większe święta, typu Triduum, pasterka, cokolwiek, celowo przychodzę wcześniej żeby usiąść (szczególnie jak mam obcasy :)) i kompletnie nie rozumiem tego wzroku bab, które patrzą na mnie z wyrzutem, mogły przyjść wcześniej. Nie mówię o schorowanych staruszkach, bo wtedy oczywiście ustąpię miejsca, ale o kobietach nie starych, sprawnych. No małpy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz o takich ławeczkach bez oparcia? To ja właśnie ich nie lubię, bo potem mnie bolą plecy - chyba, ze masz na myśli inne :)
      Ja właściwie nie zastanawiam się, gdzie usiąść, zazwyczaj idziemy tam, gdzie nie jest za ciasno, ale też lubimy na brzegu i jeśli jest ławka prawie juz wypełniona tylko z brzegu jest wolne, to zwykle tam siadamy.

      Tak, ja właśnie też nie rozumiem, dlaczego miałabym ustąpić miejsca komuś, kto przychodzi na ostatnią chwilę, skoro ja przyszłam np. pół godziny wcześniej specjalnie, zeby usiąść.

      Usuń
  17. Dlatego uważam, że nie można oceniać wiary człowieka przez pryzmat tego, czy chodzi do kościoła, czy nie. Kiedyś będąc na pierwszym piątku z chrześniakiem idąc do komunii zarejestrowaliśmy kłótnię dwóch staruszek. Przepychały się między sobą w kolejce, aż jedna do drugiej mów: "Gdzie ty się kur*wo...pchasz!" Zbladłam. Jak mam wytłumaczyć 8-latkowi zachowanie tych dwóch kobiet?

    Podobną sytuację mieliśmy pod krzyżem w Warszawie. Ludzie mieli różańce w rękach, ale nie przeszkadzało im to w wyzywaniu drugich od najgorszych.

    Moim zdaniem chodzenie do kościoła, wcale nie świadczy o tym, czy ktoś jest dobrym człowiekiem, czy nie. Moje myślenie nieco opiera się na zasadzie: "Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to działa również w drugą stronę i jeśli ktoś chodzi do kościoła, to nie należy od razu wrzucać go do worka z tymi obłudnymi, ani twierdzić, ze to jego uczestnictwo we mszy jest zapewne bezwartościowe.

      Usuń
    2. Masz rację. Ale w życiu spotkałam się niestety z tymi obłudnymi :/

      Usuń
    3. A ja wręcz przeciwnie.
      W każdym razie uważam, ze nie należy mierzyć wszystkich tą samą miarą.

      Usuń
  18. jeszcze się milion razy zdziwisz irracjonalnym zachowaniem starszych ludzi, z wiekiem stan umysłu się zmienia a pewne cechy charakteru stają się bardziej widoczne. Ktoś łagodnieje a ktoś inny pluje jadem.
    Mój Boże, spotkałaś moherowego hejtera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarka, genialna puenta :)
      To jest kwestia przyzwyczajeń, starsi ludzie często kurczowo trzymają się pewnych nawyków (choćby ławki w kościele, którą zaczynają traktować jak swoją własną), jak nastąpi jakaś zmiana, od razu się irytują. Ale - aby nie kończyć pesymistycznie - są też takie przypadki: w dość mocno wypełnionym kościele starsza pani wyłowiła z tłumu młodą kobietę w zaawansowanej ciąży i ustąpiła jej miejsca. To był piękny widok :)

      Usuń
    2. Klarko, pewnie masz rację, ale nie zmienia to faktu, że zawsze gdy się z czymś takim spotykam, jestem zdumiona :)

      Motyl - tu nawet nie była kwestia jej przywiązania do danego miejsca, bo ja wcale nie chciałam jej go zajmować. Po prostu była przekonana, że wie lepiej ode mnie.
      oczywiście, ze zdarzają się również takie sytuacje, jak opisujesz :)

      Usuń