*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 7 maja 2014

Déjà vu

Na szczęście wczoraj sytuacja została trochę załagodzona. Franek osobiście, z własnej inicjatywy pojechał wyjaśnić oko w oko, bo wiadomo, że tak lepiej, niż telefonicznie i wygląda na to, że wszystko będzie w porządku.
Ja tam uważam, że czasami warto przeprosić "na zapas" - nawet jeśli wina leży nie do końca lub nie tylko po naszej stronie, a jak wiadomo, nieporozumienia polegają na wzajemnym niezrozumieniu, więc trudno powiedzieć, kto kogo nie zrozumiał pierwszy. Dlatego też Franek na wszelki wypadek to "przepraszam" powiedział  i poszedł wyjaśnić swój punkt widzenia, nawet pomimo tego, że go nikt nie wzywał i przynajmniej wyszedł na osobę, która jest w porządku i której zależy. Nie chodzi oczywiście o to, żeby robić z siebie ofiarę losu i chłopca do bicia, ale uważam, że lepiej wygląda, gdy ktoś potrafi się przyznać, że coś poszło nie tak jak powinno i zareagować z wyprzedzeniem. Sam Franek stwierdził, że cieszy się, że poszedł (muszę się pochwalić, że mam w tym swój duży udział, bo go do tego namawiałam - ale że Franka nie da się za żadne skarby namówić na coś, na co nie ma ochoty, to jest to tylko udział a nie wpływ :P), bo przynajmniej jest spokojny, gdy widzi, że nic takiego się nie stało. No i dzisiaj już normalnie w pracy był.
Niewiadoma niewiadomą nadal pozostaje, ale jakoś łatwiej jest czekać, gdy inne sprawy są wględnie wyprostowane. Może jutro czegoś się dowiemy? Ale może nie...

***

A tymczasem chciałam wspomnieć jeszcze o małym, malutkim, symbolicznym wręcz, ale jednak powrocie do dnia naszego ślubu :)
2 maja, z racji pierwszego piątku miesiąca wybrałam się do kościoła na mszę. W Miasteczku jest tylko jedna parafia, ale za to dwa kościoły - Duży i Mały. Niedzielne msze i ważniejsze uroczystości odprawiane są zawsze w Dużym, ale nabożeństwa w tygodniu oraz śluby w Małym (który jest moim zdaniem zresztą dużo ładniejszy). W piątki bywa różnie. Ale akurat w ten piątek msza była w kościele Małym. Franek nie chodzi ze mną co miesiąc na pierwszopiątkową mszę, ale tym razem postanowił to zrobić, a juz szczególnego entuzjazmu nabrał gdy usłyszał, gdzie będzie odprawiana. Chętnie szliśmy do tego miejsca, w którym po raz ostatni byliśmy właśnie 15 września 2012 roku :) Kiedy msza się rozpoczęła, aż się z wrażenia szturchnęliśmy, bo okazało się, że jest koncelebrowana i jednym z księży jest właśnie ten, który udzielał nam ślubu :)
No i mało tego! Okazało się, że msza jest w intencji pewnego małżeństwa, które obchodziło swoją 65 tą (!) rocznicę ślubu, więc nawet krótkie kazanie było w kontekście miłości małżeńskiej i sakramentu małżeństwa. 
Przyjemnie było się pomodlić (oczywiście między innymi o tę sześćdziesiątą piątą rocznicę dla nas, ale to chyba mało realne :P), przypominając sobie tamten ważny dzień. Siedzieliśmy co prawda trochę dalej niż przy samym ołtarzu, ale i tak wspomnienia nas otuliły. Serce rosło :) A kiedy ksiądz już udzielił wiernym błogosławieństwa i skończyła się pieśń na wyjście, organista zagrał Marsz Mendelsona! Wychodziliśmy więc przy jego dźwiękach dokładnie tak, jak wtedy, w dzień naszego ślubu! :) 
Tylko nikt nas nie obsypał grosikami :P No i jedna rzecz mi doskwierała - bo od razu jak weszliśmy do kościoła coś mi wpadło do oka i przeszkadzało mi to aż do samego wieczora. Niemniej jednak i tak wczułam się w magię chwili...
Zwykły zbieg okoliczności, ale miło myśleć, że to jakiś znak. Jeszcze nie wiem czego, ale może czas pokaże :)

34 komentarze:

  1. ;)
    Zawsze gdy jesteśmy w kościele, w którym braliśmy ślub, mimo woli moje myśli krążą wokół tamtych chwil i naszego małżeństwa i tak mi już chyba zostanie;)
    Fajnie, że chociaż jeden supełek się wygładził, może to zapoczątkuje serię dalszych rozwiązań;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mi chyba też tak zostanie :) Pomyślałam sobie nawet, że dobrze się stało, że braliśmy ślub kościele, do którego nie chodzimy co niedzielę, bo to powoduje, że jest on w jakiś sposób niezwykły - nie spowszedniał nam. Na pewno ludzie którzy brali ślub w swoim "coniedzielnym" kościele też mają do niego sentyment, ale wydaje mi się, że skojarzenia silą rzeczy nie są aż tak jednoznaczne.
      Tak, też się cieszę, że chociaż to jedno chwilowo mamy z głowy i taka seria dobrego naprawdę byłaby wskazana.

      Usuń
  2. :-) uśmiechnę się tylko do tych wspomnień, my od ślubu nie mieliśmy jeszcze okazji razem być w kościele, w którym go braliśmy. Może na rocznicę się uda ;-)

    Dopiero przeczytałam o tym tajemniczym nieporozumieniu w poprzedniej notce, a tu już informacja, że sprawa jest na dobrej drodze. Trzymam kciuki za rozpierzchnięcie się stada ciem i za same dobre wiadomości :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na rocznice byliśmy w Maisteczku, ale wypadała w niedzielę (jak to pierwsza rocznica w roku nieprzestępnym :)) no i msza była w drugim kościele, wiec dopiero teraz nam się udało tak trafić.

      Już wtedy miałam nadzieję na to, ze choć trochę sprawa się wyjaśni następnego dnia i na szczęście tak się stało. Nie kończy to niczego, ale po prostu mamy o to jedno niespodziewane zmartwienie mniej.
      Dziękuję, przydadzą się, naprawdę!

      Usuń
  3. To musiało być dla Was niesamowite przeżycie, taki powrót do wspomnień :) Ten sam kościół i ksiądz, kazanie o małżeństwie i Marsz Mendelsona na koniec... Czy trzeba być sentymentalnym, żeby zobaczyć niezwykły urok tych chwil? ;)

    Faktycznie warto z własnej inicjatywy zrobić ten krok ku wyjaśnieniu nieporozumienia. Troszkę odetchnęliście wraz z załagodzoną sprawą, cieszę się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było niesamowite :) A ten Marsze Mendelsona to po prostu była taka wisieńka na torcie :) Ale samo w sobie to wszystko było po prostu niesamowite - ten zbieg okoliczności był wręcz powalający :)

      Tak, ja zawsze staram się wszystko wyjaśnić i cieszę się, że Franek się nie upierał, że poczeka na rozwój wydarzeń i sam nie będzie się podkładał - sam stwierdził, że to było dobre posunięcie. Po prostu teraz jesteśmy trochę spokojniejsi.

      Usuń
  4. Zazdroszczę Wam tych pięknych chwil :) Macie teraz co wspominać.
    A jeśli chodzi o telefoniczne wyjaśnianie spraw - wtedy nie widzi się człowieka, z którym się rozmawia, jego reakcji ... Niczego. Więc dobrze, że poszedł załatwić to osobiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie będziesz miała swoje :)
      Warto mieć takie wspomnienia..

      Tak, zdecydowanie lepiej takie rzeczy załatwiać osobiście,

      Usuń
  5. Normalnie mi się micha zaczęła uśmiechać, jak przeczytałam o tym kościele, ślubie i rocznicy... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam się ta micha uśmiechała w kościele :)) Zbieg okoliczności był naprawdę niesamowity :) Ale wywołał same dobre wspomnienia..

      Usuń
  6. Coś w tej magii jest, bo nic nie dzieje się bez przyczyny. Miło, że chwila zastała Was w kościele
    Pozdrawiam serdecznie
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie pogniewałabym się, gdyby to był jakiś dobry znak :) Tak, kościół - zwłaszcza ten - to dla nas miejsce szczególnie.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  7. To w kościele rzeczywiście wygląda jak znak, albo chociaż miłe wydarzenie dla otuchy, na które musieliście razem trafić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wszystko zawsze mozna rozpatrywać w kategoriach przypadku oraz przeznaczenia :) Ja zdecydowanie jestem za tym pierwszym, ale nie wykluczam faktu, że pewne rzeczy dzieją się "po coś", że mają za zadanie nam coś przekazać (choćby to było tylko przez to, że sami sobie coś wmawiamy i doszukujemy sie ukrytego znaczenia:)) I lubię składać sobie wszystkie przypadki i tworzyć z tego jakąś historię, która być może jest pewnym planem dla nas.
      Wiem, popłynęłam :P Ale jakos tak mi te przemyślenia przyszły do głowy, gdy przeczytałam Twój komentarz.

      Usuń
  8. Wzruszyłam się:) a 65 lat razem to dopiero coś:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że udało się tę sprawę wyprostować i oby reszta również pozytywnie się ułożyła, tak byście mogli odetchnąć :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby.. Naprawdę chciałoby się, żeby to był początek wreszcie jakiejś dobrej serii.

      Usuń
  10. Fajnie, że mieliście takie fantastyczne przeżycie :) Mnie śluby kościelne w ogóle nie rajcują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla nas to było bardzo ważne, choć jednocześnie dość zabawne :)
      Mnie też ślub kościelny nie rajcuje - jest dla mnie ważnym duchowym przezyciem i przypieczętowaniem związku na całe życie, więc słowo "rajcować" jest zupełnie nie na miejscu. Ale jeśli ktoś tego nie czuje, to zdecydowanie lepiej, żeby nie brał w tym udziału.

      Usuń
    2. Kilka razy brałam udział, jako uczestnik-gość na ślubie (i weselu). Nie podobają mi się kazania, gdzie ksiądz, zamiast o ważnym dniu dla młodej pary, nawija o związkach partnerskich w Anglii, czy Holandii, albo gada od rzeczy :/ Wtedy całkowicie się wyłączam i czekam, aż kazanie się skończy i rozglądam się po kościele podziwiając witraże i figurki.

      Usuń
    3. Cóż, nie wiem właściwie co Ci odpowiedzieć - ja byłam w ciągu ostatnich ośmiu lat na 10 ślubach (łącznie z moim - chyba, że o któryms zapomniałam - każdy w innym kościele i z innym księdzem) i nie spotkałam się z taką sytuacją o jakiej piszesz. (musisz mieć chyba wyjątkowego pecha w życiu do ludzi i okoliczności).
      Niemniej jednak ja ślubu do tego nie sprowadzam (bo teoretycznie różnie można trafić jeśli chodzi o księdza, choć moje otoczenie nie miało z tym problemu), dla mnie najważniejsze jest jego znaczenie i jeśli o mnie chodzi ślub kościelny jest jedynym, który sie dla mnie liczy.

      Usuń
    4. Rzeczywiście chyba mam pecha.

      Dla mnie nie ma różnicy, czy ślub jest cywilny, czy kościelny. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że tylko ślub kościelny jest ślubem prawdziwym. Nie popieram konkubinatów i mieszkania bez ślubu. Ślub to ślub, nieważne jaki, ale musi być zawarty :)

      Usuń
    5. Albo, tak jak już Ci kiedyś pisałam, zwracasz uwagę nie na to, na co potrzeba i źle się nastawiasz.

      Nie napisałam, że jest jedynym prawdziwym, ale podtrzymuję, że dla mnie tylko kościelny się liczy. Ślub nie jest dla mnie tylko zawartą umową, tylko czymś o wiele, wiele wazniejszym i poważniejszym. Gdybym wzięła ślub cywilny, to tak, jakbym go w ogóle nie wzięła, więc dla mnie różnica jest. I nie mam problemu z tym, że ktoś mieszka z kimś bez ślubu, skoro go nie chce - jeśli tylko to jest zgodne z jego sumieniem, bo najgorsze co może być to obłuda.

      Usuń
    6. Dla Ciebie różnica jest, dla mnie nie ma. Moim zdaniem ślub to nie papier, nie umowa, a odpowiedzialność za drugą osobę, tworzenie nowej komórki społecznej, jaką jest rodzina. A czy w urzędzie, czy pod ołtarzem to już nie ma znaczenia.

      Usuń
    7. To, jaki ślub kto bierze nie jest moją sprawą, nie oceniam innych związków i nie uwazam, że są gorsze lub lepsze, bo ważne jest tylko to, żeby postępowali zgodnie ze swoim sumieniem i intuicją.
      Cały czas piszę ze swojego punktu widzenia a po prostu dla mnie ślub cywilny byłby tylko umową.
      Znowu powtórzę to, co napisałam w pierwszym komentarzu: jeśli ktoś tego nie czuje, to zdecydowanie lepiej, żeby nie brał w tym udziału

      Usuń
  11. Pięknie potraficie "łapać" magiczne chwile...Niech to będzie dobry znak!
    A i odwagi nie brakuje by sprawy wziąć swoje ręce. Uważam, że warto rozmawiać ( choć czasem to niemożliwe), bo to ułatwia, oczyszcza, i najczęściej rozwiązuje wiele spraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się w każdym razie :)... Niech będzie!
      I te odwagę też się staramy w sobie znajdować. Tak, ja też myślę, że warto, bo to po prostu wiele wyjaśnia.

      Usuń
  12. Dobrze, że Franek poszedł wyjaśnić swoje sprawy, przynajmniej ma jaśniejszą i spokojniejszą sytuację.
    Urocza ta sytuacja w kościele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślę, że to dobrze. Co prawda dziś okazuje się, że nie było to aż tak potrzebne, ale przynajmniej zyskaliśmy dwa dni spokoju, bo se nie denerwowaliśmy chociaż tym.

      Też tak myślę :)

      Usuń