*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 22 czerwca 2014

Osłodzony dzień w pracy.

W piątek o 9tej westchnęłam głęboko i wyszłam z domu pełnić służbę :) Jako jedyna z całej firmy. Cóż, pomyślałam, że ktoś tę pańszczyznę odrobić musi :) Ale wielokrotnie to ja właśnie w takie dni miałam wolne, więc jakoś to przełknęłam. Zwłaszcza, że już godzinę później okazało się, że wcale takie trudne do przełknięcia to nie będzie :)

Przede wszystkim musiałam być w pracy, bo kilku klientów zapowiedziało odbiór swoich zakupów właśnie w piątek. Myślałam, że pierwszy przyszedł już po 10tej, ale okazało się, że to klient bardzo znajomy, bo w osobie męża mojego własnego :) Franek co prawda zapowiadał, że do mnie przyjdzie, ale myślałam, że jednak mu się nie będzie chciało. A tymczasem on spakował w plecak swój komputer, wałówkę na cały dzień i przyszedł dyżurować razem ze mną :)
To było bardzo przyjemne osiem (no, siedem) godzin! Ale fajnie było siedzieć w pracy razem z Frankiem! Jeszcze nie miałam takiej okazji :) Owszem, spędzałam czas w jego pracy, jeżdżąc z nim autobusem, ale na odwrót jeszcze się nie zdarzyło. 
Franek stwierdził, że skoro ma wolne, to zamiast siedzieć samemu w domu, woli spędzić ten czas razem ze mną, skoro siedzę sama - choćby w mojej pracy. W firmie dzień był naprawdę bardzo spokojny, było tylko parę maili, na które musiałam odpowiedzieć i klientów, których trzeba było obsłużyć. Ze wszystkim radziłam sobie na bieżąco, a sporo chwil wolnych poświęcałam na rozmowę z Frankiem, a później nawet puściliśmy sobie film, bo naprawdę było nuuudno. Ale cały czas byłam w gotowości i gdy tylko słyszeliśmy, że przychodzi mail, przerywaliśmy oglądanie, bo nie zapomnieliśmy ani przez chwilę, gdzie się znajdujemy. Razem zjedliśmy obiad przyniesiony w pudełku przez Franka i odgrzany w mikrofalówce, a o 17:30 zamknęliśmy i spacerkiem wróciliśmy do domu.

Frankowa wizyta bardzo osłodziła mi ten dzień i dzięki temu właściwie nie czułam, że jestem w pracy! To znaczy czułam, ale to był bardzo wyjątkowy dzień :) W pewnym momencie wstałam zza swojego biurka i podeszłam do miejsca na przeciwko, gdzie normalnie siedzi Asystent, a następnie cmoknęłam Franka w policzek. Ten był bardzo zaskoczony tym przypływem czułości, bo mnie się to zdarza bardzo rzadko :P Ale wytłumaczyłam się, że przecież muszę wykorzystać taką sytuację, bo normalnie takich rzeczy w przerwie między jednym a drugim mailem nie robię :)

Kiedy prowadziłam wstępne rozmowy z szefową na temat naszej przeprowadzki, przez chwilę miała ona pomysł, żeby Franka zatrudnić właśnie na stanowisku Asystenta. Ale pomysł upadł dość szybko - i dobrze, bo my też nie bylibyśmy zwolennikami takiego rozwiązania - nie jest dobrze, gdy oboje małżonków pracuje w jednym miejscu (chodzi o bezpieczeństwo zatrudnienia, bo w razie problemów, oboje tracą pracę) poza tym, to praca nie dla Franka, męczyłby się, no i głupio byłoby, żebym była poniekąd jego przełożoną. Zresztą, całe dnie razem - pewnie mogłoby nam to w końcu wyjść uszami, bo przecież musimy się czasami za sobą stęsknić. Nie mówiąc już o tym, że o wspólnych urlopach musielibyśmy zapomnieć (pewnie to byłby czas na tę tęsknotę :P ale chyba podziękuję).
W każdym razie mogliśmy sobie przez jeden dzień wyobrazić, że pracujemy razem... Było fajnie - ale przede wszystkim dlatego, że wyjątkowo.

Bardzo się cieszę, że w ten piątek musiałam iść do pracy :) To był bardzo przyjemny dzień. I dzięki temu właściwie czuję, że ten weekend jednak był przedłużony.

26 komentarzy:

  1. Świetny pomysł :-) Ja z Kubą nie miałam okazji nigdy być ani u Niego, ani u mnie w pracy, natomiast Twoja notka przypomniała mi o świętach Bożego Narodzenia kiedyś, gdy mój Tata musiał być w pracy. Wtedy też z Mamą zapakowałyśmy karpia, sernik i inne pyszności i pojechałyśmy do Niego. Do wigilijnej wieczerzy popijaliśmy wówczas gorącą czekoladę z automatu :-))) i myślę, że takie wspieranie kogoś bliskiego w ciężkim dniu pracy, podczas gdy inni mają wolne, jest bardzo miłe i świadczy o silnych więzach łączących ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy taką fajną sytuację, że możemy się w pracy odwiedzać :) Ja do Franka mogłam zawsze przychodzić - czy to jak pracował jako kucharz, czy jako kierowca. Do mnie może przychodzić dopiero teraz, bo wcześniej to byłoby trochę niezręczne.

      To na pewno była bardzo przyjemna Wigilia i będziecie ją zawsze pamiętać :) Fajnie :) Tak, też myślę, że chodzi po prostu o to, zeby spędzić ze sobą ten czas, nawet gdy trzeba pracować.

      Usuń
  2. Pracowałam z małżeństwami nauczycielskimi. To nie było zdrowe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajnie :) Do mnie do poprzedniej pracy przychodził dość często były chłopak, ale ponieważ pracowałam w obsłudze klienta, zwykle akurat wtedy zwalało mi się na głowę mnóstwo ludzi ;) To jakieś prawo dżungli normalnie, jak ludzi nie ma, to nie ma, a gdy tylko jedna osoba się pojawi i - zwłaszcza - bardzo się chce, by inne się nie pojawiły, to zawsze przyjdą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie :) Podobało mi się to - do mnie wcześniej nie bardzo Franek mógł przychodzić, bo to byloby trochę niezręczne, ale ja do niego przychodziłam często - szczególnie za czasów kiedy pracował jako kucharz w bistro i wtedy rzeczywiście często było tak, jak opisujesz :) Jak mnie nie było to nic się nie działo, a jak przyszłam, to nie mogliśmy w spokoju porozmawiać, bo ciągle jakiś klient się zjawiał :)

      Usuń
  4. Znam małżeństwo, które pracuje ze sobą, na dodatek siedzą w jednym pokoju. Nie wiem, czy to dobre, bo wiem, że się kłócą w pracy o sprawy domowe i odwrotnie. Chyba im ciężko tak 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie wszystko zależy od sytuacji i od ludzi. Ja nie wykluczałabym tego tak zupełnie, ale po prostu zdrowy rozsądek podpowiadałby mi, że to nie byłoby dobre rozwiązanie - z różnych powodów.

      Usuń
  5. Tą notką przypomniałaś mi czas, kiedy jeszcze nie znałam M. i bardzo mocno związana byłam z moją przyjaciółką, którą studiując pracowała na recepcji w hotelu. Kiedy miałam mniej zajęć czy zwyczajnie się nudziłam, przesiadywałam u niej na tej recepcji. Wspominam to bardzo miło :)
    A co do pracy razem, to moja jest na tyle specyficzna, że nie jest to nawet możliwe. Ale szczerze chciałabym, by M. przeżył choć jeden dzień obserwując na czym tak naprawdę moja praca polega.
    Znam też małżeństwa, które od wielu lat pracują ze sobą, w jednym miejscu. Cóż, to że mi to by nie odpowiadało nie znaczy, że jest to złe. Nie zauważyłam, by wspólna praca negatywnie się na nich obijała. Moi rodzice wykonują ten sam zawód, ale nie pracują w tym samym miejscu, za to rozmów o pracy w domu zawsze było i zawsze jest dużo :) A że mam ten sam zawód, to często wymieniamy swoje doświadczenia, co z kolei nieco zniechęca moją Siostrę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze do Franka do pracy mogłam przychodzić, on do mnie dopiero teraz, bo wcześniej nie było co prawda zakazu, ale to byłaby trochę dziwna sytuacja. Teraz siedzę tylko z jednym kolegą albo sama, więc nie ma problemu, zwłaszcza, że biuro jest od ulicy.

      Ja nie myślę, ze wspólna praca to coś złego tak w ogóle. Pewnie wiele zależy od sytuacji i konkretnych ludzi. Nie wykluczałabym tego tak zupełnie, ale z różnych powodów wolałabym tego unikać -nie tyle nawet ze względu na to, że cały czas spędzalibyśmy razem, tylko właśnei ze względu na urlop czy też bezpieczeństwo. Myślę, że zdecydowanie jest lepiej tak, jak jest :)

      Usuń
  6. no to faktycznie oplacalo sie isc do pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. My z P. w obecnej chwili pracujemy w takich samych zawodach i oboje moglibysmy razem pracowac ale nei ma mowy. Ja nawet nei chcialam skladac CV do firmy w ktorej On kiedys pracowal ;p
    Teraz pracujemy po "sasiedzku" ale nei ma mowy o odwiedzinach w godzinach pracy;p Bez specjalnej przepustki ani ja ani on meni nei odwiedzi, bo po pierwsze ochrona go nei rpzepusci, a po drugie bez przepustki zadnych drzwi nei otworzy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nie ma tego problemu, więc możemy się bez przeszkód od czasu do czasu odwiedzić - w moich wcześniejszych miejscach pracy Franek tego nie robił, ale nie dlatego, ze to było niemożliwe, tylko po prostu dużo ludzi się koło mnie kręciło i to byłoby niezręczne :)

      Ja myślę, ze jednak bezpieczniej jest, gdy małżonkowie/pary pracują osobno.

      Usuń
  8. Fajnie tak, sympatycznie :)
    Ale na co dzień rzeczywiście nie za bardzo. Nawet nie myślałam nigdy o względzie ekonomicznym, ale tak po prostu myślę, że lepiej pracować osobno. Chociaż pomyślałam też, że jak się dużo wyjeżdża, to gdyby pracować razem, nie byłoby problemu z rozstaniami - inna sprawa, że wtedy jest więcej konfliktowych sytuacji i dochodzą kłótnie o sprawy zawodowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też myślę, ze sympatycznie :)

      Pewnie wiele zależy od danej sytuacji i ludzi, ale ja właśnie na co dzień bym jednak tak nie chciała. Co do tych konfliktów - to pewnie zależy od specyfiki pracy bo u mnei raczej nie byłoby kłótni na tym polu ze względu na to, ze również z wspołpracownikami nie mam powodów do kłótni. Ale jednak lepiej jest gdy się codziennie na te 8 godzin rozstajemy :)

      W tego rodzaju pracy nie byłoby mowy o częstych wyjazdach :)

      Usuń
  9. Ja chyba też nie mogłabym pracować ze swoim chłopakiem/mężem/narzeczonym w jednym miejscu, w dodatku tuż obok siebie, pełniąc podobne obowiązki. Trochę wydaje mi się to niezdrowe dla związku. No i tak jak Ty, chciałabym mieć w ciągu dnia czas, żeby zatęsknić :) I ogólnie wydaje mi się, że wtedy byłoby dużo trudniej nie przenosić pracy do domu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, z tym przenoszeniem pracy do domu to pewnie zalezy od ludzi - mnie by to jakoś specjalnie nie przeszkadzało - to znaczy pewnie jeszcze wiele zależy od tego, co się przez to pojecie rozumie, ale jeśli rozmawianie o pracy, to nam się zdarza o pracy rozmawiac i nie jest to dla nas problemem. Wręcz przeciwnie - czasami po prostu muszę się wygadać osobie postronnej, albo jestem ciekawa, co słychać u Franka w pracy, a on dopytuje co sie działo u mnie. W naszym wypadku to przynoszenie pracy do domu działa całkiem w porządku :)

      Ale właśnie ze względu na inne kwestie nie uważam, żeby to był dobry pomysł na dłuższą metę - najbardziej jednak doskwierałyby mi kwestie urlopowe, niepokój, ze jak coś pójdzie nie tak, to oboje zostajemy bez pracy no i to, ze byłabym Franka przełożoną :) I właśnie jednak warto się tak na parę godzin dziennie rozstać.

      Usuń
  10. też uważam, że wspólna praca małżonków czy par na dłuższa metę nie jest najlepsza dla ich relacji, przynajmniej z mojego punktu widzenia, aczkolwiek niektóre pary latami pracują razem i dobrze im z tym.
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja myślę, że tak ogólnie to nie jest negatywne i wiele zależy od sytuacji i ludzi. Po prostu uważam, ze jesli jest inna opcja, to lepiej ją wybrać :)

      Usuń
  11. Wspólna praca małżonków niszczy związek- mam teraz do czynienia z parą, która prowadzi razem biznes i .. cóż, są rok po ślubie a krzyczą na siebie i warczą tylko.
    Lepiej nie łączyć miłości z pracą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie powiedziałabym, że niszczy - bo to pewnie przede wszystkim zależy od danej pary, ale ja też uważam, że lepiej te dwie sprawy oddzielać.
      Jeśli związek jest mocny i dwoje ludzi potrafi się ze sobą dogadać, to pewnie nawet wspólna praca jakoś bardzo tego nie zepsuje, ale myślę, ze jeśli jest taka możliwosć, to lepiej pozwalać sobie na te ośmiogodzinne codzienne rozstania :)

      Usuń
  12. Fajnie:-) Tez bym np.chetnie tak raz podyzurowala majac w dyzurce meza do towarzystwa;-) Ale stale pracowac razem rowniez bym nie chciala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ja myślę, że to naprawdę fajnie się tak podzielić swoją codziennością z drugą połówką :) Szkoda, ze nie wszyscy mają taką możliwość.
      Ale właśnie na stałe to już trochę inna historia. Uważam, że jeśli jest inna opcja, to lepiej się na nią zdecydowac :)

      Usuń
  13. Jak miła odmiana, co? Ale fakt faktem, że codzienna praca w jednym biurze, to dla mnie coś nie do wyobrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miła :)
      Ja właściwie nawet trochę sobie wyobrażam - to mogłoby być nawet fajne, ale jednak na pewno brakowałoby mi takiej naszej "rozdzielności" :)

      Usuń