*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Chcę im pokazać!

Weekend był taki se, bo ze względu na to, że Franek był w pracy, ja bawiłam się w kurę domową (za to kolejny będzie już duuzo lepszy, bo Franek ma wolne a do tego przyjeżdżają moi rodzice i siostra na świętowanie moich urodzin :)). Nawet za bardzo nigdzie nie wychodziłam, bo sobota i tak była paskudna i cały dzień padało, a w niedzielę posiedziałam dwie godziny na balkonie a potem przeszliśmy się do kościoła. 
Ale i tak jestem zadowolona, bo w takie dni trenuję zazwyczaj swoją umiejętność dobrej organizacji :)

W sobotę nawet się wyspałam! Obudziłam się co prawda, kiedy Franek szedł do pracy o 3 i przez godzinę nie mogłam zasnąć, ale w końcu mi się udało. Otworzyłam jeszcze jedno oko przed siódmą, ale nakazałam sobie "śpij" i o dziwo podziałało! Spałam do 8:30! Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to udało! Franek wrócił z pracy o 14:30. W ciągu tych sześciu godzin: zrobiłam pranie, pograłam w karty przez internet, pościerałam kurze, umyłam częściowo łazienkę (bez podłogi, to działka Franka :P), odbyłam trzy długie rozmowy telefoniczne z mamą, szwagierką i teściową o łącznym czasie trwania około godziny, posprzątałam kuchnię, poczytałam książkę. Równo o14:30 postawiłam na stole przed Frankiem talerz ze świeżo ugotowanym rosołem. Na drugie danie kopytka. Rzecz jasna również je zrobiłam własnymi ręcami w tych sześciu godzinach. Da się? Da się :) Potem jeszcze pozmywałam i do końca dnia miałam labę, którą spożytkowałam na czytanie książki.
W niedzielę to już w ogóle miałam luz, bo i rosół z soboty został i kopytka, no to jeszcze tylko dorobiłam jakiegoś mięsa w sosie, żeby było widać, że to niedziela ;)
Lubię takie momenty, jak sobotnie przedpołudnie, kiedy widzę, że wszystko mam pod kontrolą, kiedy planuję, którą czynność wykonam wcześniej, a które dwie mogę robić jednocześnie. A później ta satysfakcja, że nie dość, że się ze wszystkim wyrobiłam, to jeszcze obiad na stole a wokół czysto :)

Zawsze potrafiłam zmieścić wiele czynności w ciągu jednego dnia. Kompletnie nie rozumiałam kiedy ktoś zbliżony do mnie wiekiem i ogólnie żyjący w podobny sposób za coś mnie i Franka podziwiał - że na przykład codziennie jemy dwudaniowy obiad, że mamy czas na sprzątanie, pranie i prasowanie podczas gdy oboje pracujemy, że poza tym spotykamy się ze znajomymi, wyjeżdżamy w weekendy a do tego ja jeszcze biegam na aerobik, udzielam korepetycji i robię na szydełku. Przecież nie robiłam niczego nadzwyczajnego - nawet spałam po osiem godzin na dobę. Myślę, że sekret tkwi po prostu w tym, że po pierwsze mi się chce, a po drugie umiem sobie wszystko zorganizować.

Moja mama przez cztery lata wychowywała sama dwójkę dzieci, bo mój tato najpierw był w wojsku a później pracował w innym mieście. Owszem, popołudniami miała pomoc ze strony swoich rodziców, którzy wracali z pracy, ale jednak oprócz tego, że się zajmowała nami, sprzątała i gotowała. Później, kiedy moi rodzice zamieszkali już sami i nie mieli nikogo do pomocy, oboje pracowali a mimo to w domu zawsze było czysto, mama była zadbana, dwudaniowy obiad stał na stole i jeszcze był czas, żeby się z nami pobawić. 
Brat Franka i jego żona też mają dwójkę dzieci, ale oboje nie pracują (cały czas są na jakichś urlopach rodzicielskich) i kurczę nie potrafię zrozumieć tego, że zawsze są nieogarnięci, że na nic nie mają czasu i ciągle się wszędzie spóźniają (kiedy mieli tylko jedno dziecko było tak samo, co ja gadam, jak nie mieli dzieci, to też zawsze musieliśmy na nich czekać, ale wtedy nie mieli usprawiedliwienia). I tak naprawdę nic mi do tego, uważam, że mogą sobie żyć jak chcą - potrafię zrozumieć to, że ktoś jest słabo zorganizowany (moja siostra na przykład jest mistrzynią chaosu i robienia wszystkiego na ostatnią chwilę) albo, że nie ma żadnych planów, bo decyzje podejmuje głównie spontanicznie (tu też moja siostra, ale także Dorota). Ale wkurza mnie strasznie, że szwagier usiłuje nam teraz wmówić, że i u nas na pewno tak będzie i w ogóle nie ma innej opcji. Jako ten bardziej doświadczony (pech polega na tym, że zawsze tak będzie, bo on zawsze będzie starszy od Franka, a jego dzieci zawsze będą starsze od naszych dzieci), wie lepiej, jak będzie wyglądało nasze życie za pół roku i w kolejnych miesiącach :)

Ja wiem, że jak pojawi się dziecko, to pożre ogromne ilości naszego wolnego czasu. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo wszystko denerwuje mnie, kiedy ktoś usiłuje mi wmówić, że na pewno nie będę miała czasu, żeby się ubrać, uczesać, a o zupie i drugim daniu to mogę w ogóle zapomnieć. Mam ochotę wtedy powiedzieć: "ja wam jeszcze pokażę" :P Jeśli oni się odnajdują w takim sposobie na życie, to w porządku - to ich świat i ważne, żeby to im było w nim wygodnie i by czuli się szczęśliwi. Ale my z Frankiem naprawdę jesteśmy inni i ważne są dla nas inne sprawy. My czujemy się dobrze, gdy mamy wszystko choć mniej więcej rozplanowane, kiedy mamy stałe punkty dnia, lubimy nasze małe rytuały, które dają nam choć namiastkę poczucia stabilizacji. Oczywiście, że nie zawsze i nie ze wszystkim udaje nam się wyrobić, ale też nie spinamy się, gdy łazienka jest brudna o dwa dni dłużej, niż powinna. Jasne, że niektóre plany czasami trzeba nieco zmodyfikować. Nie wątpię, że dziecko wywróci nasz świat do góry nogami i wielu rzeczy będziemy musieli się uczyć od nowa, wiele spraw organizować na nowo i od początku szukać punktów, na których zaczepimy nasz nowy rytm dnia. Ale czy naprawdę musi być tak, żeby tego rytmu w ogóle nie było??  Trudno mi w to uwierzyć, zwłaszcza, przy moim charakterze... A i obserwowani przeze mnie inni rodzice są przykładem na to, że jednak można...

Pewnie, że boję się, jak to będzie i boję się tej początkowej dezorganizacji, ale wiele razy już w swoim życiu musiałam sobie wszystko przestawiać i uczyć się funkcjonować w nowym porządku dnia, więc wydaje mi się, że jeśli tylko będzie nam na tym zależało, to jakoś uda nam się znaleźć na wszystko, co ważne, czas. Wiem, że nigdy go już nie będzie tyle, ile teraz i być może nie uda mi się wszystkiego robić perfekcyjnie, ale akurat na tym mi aż tak nie zależy. Potrafię czasami odpuścić. 

Niemniej jednak mam wrażenie, że teraz jeszcze całkiem sporo wolnego czasu mimo wszystko marnotrawimy - i dobrze, w razie czego będzie skąd czerpać :)) Mam nadzieję, że jednak uda mi się "im pokazać", mimo, że nie mam złudzeń, że nic już nie będzie takie jak teraz, że niejeden trudny dzień przede mną i że łzy też się pewnie poleją...

I dodam jeszcze, że wcale nie chcę pokazywać, że można żyć lepiej - bo to zależy dla kogo lepiej. Ani, że to mój sposób na życie jest jedynym słusznym. Raczej, że można inaczej i że nie wszyscy muszą mieć zawsze tak samo...


40 komentarzy:

  1. ja pierdzielę !!!!!!!!!!!!!!!!! jestem na bieżąco no może nie zawsze zostawię komentarz ale wyjadę tylko na 2 tygodnie urlopu i co ??????????? i ciąża :))))

    Gratuluję !!!!!!!!!!! ale mnie ominęło wpisów ja Cię sunę. Na szczęście mam L-4 i nadrobię zanim będziesz w kolejnej :)

    Uffffffff ......... no to dawaj suwak i odliczamy !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :)) A wiesz, że nawet tak sobie pomyślałam, kiedy zobaczyłam, że na długi urlop wyjeżdżasz, że możesz być nieco zaskoczona po powrocie ;) No, ale jakbym czekała na koniec sezony urlopowego, to bym musiała się przyznać dopiero po porodzie :D

      Dzięki ;) No, w ogóle ostatnimi czasy się rozpisałam - tak jak pisałam w marcu chyba, to pewnie był po prostu zimowy letarg :) Ale spoko, w razie czego archiwum zawsze jest u mnie dostępne a nawet jakby Cię język świeżbił przy którymś wpisie, to mam powiadomienia o komentarzach pod starymi notkami :))

      Noo, suwak to chyba nie w moim stylu :) Jakoś nie jestem do niego przekonana i raczej sobie odpuszczę, ale będę Wam na pewno ułatwiała odliczenie, pisząc ile już za mną a ile przede mną :)

      Usuń
  2. Nie rozumiem, naprawdę, sensu tych wszystkich opowieści bardziej "doświadczonych", których człowiek nasłuchać się musi przed niemal każdą poważniejszą zmianą w życiu. Tak jakby wszyscy bez względu na wszystko musieli doświadczać dokładnie tego samego. Snucie takich opowieści bardziej przypomina mi usprawiedliwianie się przed samym sobą niż faktyczne dzielenie się radą w dobrej wierze.

    PS. Jak to możliwe, mieć 2 dzieci i ani jednej pracy? To się da tak żyć w tym kraju?;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja też tego nie rozumiem.. Niestety brat Franka taki ma właśnie charakter - nie raz się śmieję, że Franek miał z nim całe zycie przechlapane, bo on zawsze wiedział lepiej i zawsze traktował go (i niestety tak mu zostało) jak młodszego, glupiutkiego braciszka. Ja - jako ta starsza siostra - kompletnie się w tym nie umiem odnaleźć i nie raz niepotrzebnie się odezwę, zamiast ugryźć się w język, ale bardzo mnie to drażni. Zwłaszcza, że jakoś nigdy nie czułam potrzeby, żeby moją siostrę nawracać - nie zawsze podoba mi się to jak i co robi, ale siedzę cicho, bo to jej sprawa i jej życie. Czasami też mi się tak wydaje, że to usprawiedliwianie się.. Choć z drugiej strony brat Franka jest chyba na to zbyt pewny swojej racji :)))

      Ps. Powinnam uściślić, bo oni po prostu od urodzin pierwszego dziecka są ciągle na jakichś urlopach. Niemniej jednak my też się często nad tym zastanawiamy, jak to możliwe, że tak długo funkcjonują w ten sposób! Szwagierka ma stałą posadę, (choć nie wydaje nam się, żeby zarabiała tam kokosy). Natomiast ze szwagrem sprawa jest bardzo dziwna - kiedyś sam rzucił pracę, potem wszyscy próbowali mu pomóc w załatwieniu nowej (ja również), ale nie korzystał. Ostatecznie gdzieś się zaczepił i zaraz potem poszedł na tacierzyński, później chyba mu się umowa skończyła, ale nie wiem, czy sobie jakoś tego nie zorganizował tak, że wziął sobie jakiś inny urlop. Trudno mi powiedzieć, bo to jest jakaś tajemnicza sprawa :) W każdym razie pierwsze co powiedział do mnie szwagier, gdy dowiedział się o ciąży to bylo: "jesteś na zwolnieniu, prawda? teraz wakacje to trzeba korzystać" - myślę, że to wiele mowi o jego podejściu do pracy... My z Frankiem kompletnie inaczej myślimy o pracy i dlatego trudno nam zrozumieć taką postawę.

      Usuń
    2. Mam dokładnie ten sam problem z rodzeństwem MW. Jako najstarsza nie jestem w stanie przyzwyczaić się do traktowania nas jak pary gówniarzy, zwłaszcza, że w naszym wieku to jest aż śmieszne.
      Faktycznie ich podejście do pracy jest wręcz kosmiczne i aż nie chce się wierzyć, że tak się w ogóle da;)

      Usuń
    3. Dla mnie też jest dziwne, że rodzice Franka czasami się zwracają do nas "dzieci" :P- ok, ja rozumiem, że Franek dla nich zawsze będzie dzieckiem i ja również, ale ja dla moich rodziców też, a oni już do mnie tak od baardzo dawna nie mówią :)) Ale i tak u teściów mnie to aż tak nie irytuje, jak właśnie to podejście szwagra.

      Zwłaszcza, że Bajeczna poniżej napisała, że urlop wychowawczy nie jest platny... To już w ogóle dla mnie abstrakcja, jak oni tak żyją - choć i tak się zastanawiałam, jak to możliwe, że są w tym samym czasie na tym urlopie rodzicielskim. No ale może brat po prostu nie pracuje jednak. Nas przede wszystkim dziwi, że oni się nie martwią o przyszlość - ja rozumiem carpe diem i w ogóle, ale nie odwazyłabym się na takie coś, wszak nie młodniejemy i potem o pracę będzie jeszcze trudniej :)

      Usuń
  3. Nie piszę tego absolutnie złośliwie, więc tego tak nie odbieraj :))) Ale tak sobie pomyślałam, że trzeba zapamiętać tę notkę, żeby za kilka miesięcy móc porównać rzeczywistość z tekstem pisanym ;))) Strasznie bym chciała, żeby było tak jak piszesz i mocno trzymię za to kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już pisząc tę notkę myślałam o tym, że za rok napiszę jej kontynuację... :)
      Tak, jak napisałam - ja się absolutnie spodziewam tego, że wiele rzeczy się przewróci do góry nogami, że z wielu rzeczy będę musiała zrezygnować. Ale po prostu nie wierzę w to, że będę musiała zrezygnować z samej siebie oraz z tego, co dla mnie ważne (jak na przykład te głupie obiady - dla mnie to jest po prostu coś, co jednoznacznie kojarzy się z ogniskiem domowym i rodziną, jak mogłabym odmówić tego własnemu dziecku?). Uważam, a właściwie wiem to, że niektóre rzeczy można sobie dokładnie zaplanować - nawet podporządkowując się dziecku. Myślę, że teraz naprawdę jest wiele rzeczy, na które tracę czas, więc w ich miejsce po prostu wskoczą inne.
      I naprawdę się boję, czy będzie tak, jakbym chciała i czy będę sobie potrafiła wszystko zorganizować. Ale w tej kwestii właściwie moge powiedzieć, że wierzę w sobie i jakoś tak będzie - jak się nie uda od tej strony, to sie uda od innej
      . Poza tym kiedyś ciągle słyszałam, że zobaczę, jak zajdę w ciążę, to od razu pójdę na zwolnienie i nie będę chciała chodzić do pracy. Też sobie myślałam, że im pokażę i pokazuję :) Liczę na to, że z tą kwestią będzie podobnie - bo ja nie twierdzę, że będę idealnie zorganizowana i wszystko będę miała pod kontrolą, chodzi mi tylko o to, żeby nie żyć przez kilka pierszych lat w całkowitym chaosie, bo to chyba wpędziłoby mnie w depresję :)

      Usuń
    2. Będziesz potrafiła Margolka. Jesteś zorganizowana teraz, to będziesz i później. Wszystko zalezy od osobowosci człowieka. Poza tym często dziecko to taki pretekst dla wielu, by pewnych rzeczy nie robić. Tak naprawde komuś się nie chce ugotować tego obiadu czy zrobić makijażu, ale przecież się nie przyzna, tylko zwali na dziecko:D

      Jak urodziłam Patryka to przez pierwsze 2 tyg do południa chodziłam w piżamie, potrzebowałam dwóch tygodni, by się zorganizować rozplanować jak wszystko poukładać. Potem to nie miałam z niczym problemu. Miałam czas i na studia i dla koleżanek i nawet na seks:P Tylko trzeba chcieć:)

      Usuń
    3. Dzięki, że we mnie wierzysz :))
      Zgadzam się z tym, co napisałaś - tez myślę, że wiele zależy od charakteru i że dla niektórych pojawienie się dziecka to dobra wymówka.

      Wyobrażam sobie, że na początku też nie będe umiała się ogarnąć i odnaleźć w nowej rzeczywistości, ale to chyba nie będzie trwało wiecznie i później wszystko jakoś się ułoży.

      Usuń
  4. Bzdura totalna ;) Widocznie bratu Franka pasuje takie życie i taka dezorganizacja.
    Moja siostra od kiedy przyszła na świat Oliwia, to nie pracowała u kogoś na stałe, a np. sprzątała, czy obsługiwała wesela (robi to do dziś). Nigdy nie było tak, że przyjeżdżam do niej i zastaję syf w domu. Jak urodził się Błażej, to po pół roku otworzyła swój biznes, w weekendy pracuje, a w domu ma czysto, rzadko się spóźnia, ma czas żeby wyskoczyć z mężem do kina i generalnie jakoś życie po urodzeniu dziecka nie zrewolucjonizowało się (kwestia też tego, że oboje byli od małego uczeni zasypiania samemu, do teraz oni zwyczajnie idą do swoich łóżek i śpią) jakoś bardzo. Jasne, widziałam, po pojawieniu się B., że siostra ciut nie ogarnia, ale nie trwało to dłużej niż miesiąc. Kończąc: jesteś zorganizowana, Franek nie należy do ludzi nieogarniętych, więc trudno mi wyobrazić sobie jakiś wielki chaos na początku przyszłego roku.

    Zresztą, po co gdybać i prorokować komuś? Pożyjecie, zobaczycie jak to będzie ;) Każdy ma swój związek, swoje życie, które organizuje w taki sposób, jaki chce. Takie podejście, jak ma brat Franka, czyli "dziecko każdemu przewraca życie, ja wiem,przeżyłem to, słuchajcie mnie, bo mam doświadczenie" jest strasznie generalizujące. Wydaje mi się, że jeszcze będzie zdziwiony Waszą organizacją za rok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dziękuję za "danie świadectwa" :P z bliskiego otoczenia! Też mi się wydaje, że spokojnie można wszystko ogarnąć, bo przecież w przeciwnym wypadku ludzie w ogóle żyliby w jakimś totalnym chaosie, w końcu jednak sporo osób ma dzieci :)
      Również wyobrażam sobie, że na początku łatwo nie będzie i przez jakiś czas będzie mi ciężko, może będę sfrustrowana i na pewno organizacji za bardzo nie będzie, bo się przecież będę musiała wszystkiego nauczyć, ale tak na dłuższą metę nie wyobrażam sobie życia w chaosie.

      Też myślę, że szwagrom to po prostu pasuje. Tylko wkurza mnie, że mierzą nas swoją miarą. Niestety tak jest z wieloma sprawami. Po części jesteśmy czarnymi owcami w tej rodzinie, bo wyjechaliśmy i to w dodatku za pracą! :)Bardzo bym chciała za ten rok udowodnić, że miałam rację, choć obawiam się, że brata Franka i tak to nie zdziwi, bo on wie swoje :P

      Usuń
  5. Ze strony brata Franka to brzmi trochę jak tłumaczenie. Oni sobie nie radzą, więc pewnie nikt sobie nie poradzi. Dziecko to kompletnie nowe wyzwanie, ale jakoś dziwnie jestem o Was spokojna. Przede wszystkim, jesteś moim organizacyjnym guru. A po drugie, mnóstwo ludzi ma dzieci i żyją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi to tak trochę brzmi, choć z drugiej strony wydaje mi się, że on jest tak pewny swego, że trudno uwierzyć, że faktycznie dostrzegałby jakąś swoją słabość :))
      Pewnie, że to zupełna nowość i jak najbardziej obawy, że będzie mi trudno a pierwsze tygodnie na pewno będą chaotycznie. Ale na dłuższą metę myślę, że jakoś się w końcu ogarnę :))
      Właśnie! Też sobie myślę, że gdyby to było takie skomplikowane to niewiele ludzi by sobie radziło!

      Usuń
  6. Denerwuje mnie takie gadanie. Sama zobaczysz, jak będzie i nie chce mi się wierzyć, że tak jak u Frankowego brata. Dziecko na pewno zajmuje mnóstwo czasu, ale w dużej mierze to, na co masz czas, a na co nie, wynika z własnego wyboru.
    Sama jestem mało zorganizowana i podziwiam ludzi, którzy w ciągu dnia mieszczą dużo zajęć i mają na wszystko energię, mnie się tak nie chce :) Ale jednocześnie lubię mieć taki dzień kury domowej i poczuć, że w nie tak długim czasie udało mi się coś sprzątnąć, poprasować i jeszcze mam obiadek gotowy. I wiem, że to w dużej mierze kwestia decyzji. Miałam porównanie z niektórymi współlokatorami. Dziwiło mnie, a wręcz denerwowało, kiedy jeden z chłopaków wiecznie mi zazdrościł, że sobie własnoręcznie gotuję codziennie (albo raz na dwa dni) obiad i robię sobie coś apetycznego na wynos do pracy, sałatkę, kaszę z rybą i warzywami itp. W sytuacji, gdy pracowaliśmy w tym samym miejscu, tyle samo czasu, mieliśmy identyczny dojazd, identyczne zobowiązania w domu (a raczej ich brak), nie dało się znaleźć żadnego wytłumaczenia, że ja mogę, a on nie. W innej sytuacji pewnie znalazłby się miliard powodów, dlaczego on nie ma czasu.
    Mam jedną znajomą, która zawsze miała czas na milion aktywności i zastanawiałam się, jak to będzie u niej przy dziecku, ale nie wyobrażałam sobie, żeby zupełnie zrezygnowała ze swojego stylu życia, a z domowych obiadków przy dziecku to już absolutnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mnie też bardzo denerwuje i niestety często robię się opryskliwa w takich sytuacjach i jeszcze wszystko obraca się przeciwko mnie :) A ja po prostu nie znoszę, gdy ktoś usiłuje być najmądrzejszy i jeszcze mierzy mnie swoją miarą!
      Jasne, że dziecko to ogrone zmiany, ale całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś, że wiele zależy od Twoich świadomych wyborów - na co masz czas, a na co nie!

      Sytuacja z Twoim znajomym jest bardzo dobrym przykładem. I ja rozumiem, że mogło mu się nie chcieć, ale to zdziwienie, że Ty dajesz radę to jest już moim zdaniem przesadą :) Właśnie często spotykałam się z podobnym zdziwieniem, a zawsze uważałam, ze gdyby ta zdziwiona osoba chciała, to też by czas znalazła.

      No ja sobie też nie wyobrażam rezygnacji z domowych obiadów :) To dla mnie podstawa domowego ogniska więc nie mogłabym tego pozbawić mojego dziecka :)

      Usuń
  7. Zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy kto wie lepiej i udziela ,,złotych" rad :) Dziecko na pewno w dużym stopniu wywala świat do góry nogami ale skoro jesteście oboje tak dobrze zorganizowani to później też dacie rade :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, zdarząją się takie osoby, a ja mam na takie rady uczulenie i źle reaguję :)
      Nawet się nie łudzę, że dziecko na nasze życie nie będzie miało większego wpływu :) Jasne, że je przewróci, ale jakoś nie sądzę, żebyśmy byli całkowicie bezradni wobec tego.

      Usuń
  8. Jako matka 3,5 miesięcznego Korniszona oznajmiła że da się dwudaniowy obiad ugotowac posprzątać pranie zrobić a nawet jest czas na bloga Po prostu. Trzeba potrafię organizować sobie czas :p jedyny problem to latanie z wózkiem po schodach:p
    A w jakim wieku są dzieci? Macierzyński jest płatny ale wychowawczy nie :p a ja żałuję że tylko do 8 miesiąca chodziłam do pracy bo później w domu się nudzilam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i Tobie też dziękuję za taką opinię z własnego doświadczenia :) Jesteś tylko żywym dowodem na moją tezę, którą przyjdzie mi dopiero sprawdzić. Właśnie nie wyobrażam sobie, że faktycznie może być tak, że odkąd pojawiają się dzieci to już nigdy na nic nie masz czasu - na pewno jest go mniej, ale chyba wszystko da się jakoś przemyśleć i zorganizować.
      Jedno ma dwa lata z kawałkiem, drugie pół roku. A to nie wiedziałam, że urlop wychowawczy jest bezpłatny. To już zupełnie nie wiem, jak oni sobie radzą.. Ale jakoś na pewno. Ja też bym się nudziła dlatego póki co chodzę do pracy i mam zamiar chodzić jak najdłużej :) Wbrew temu, co uwazają niektórzy :)

      Usuń
  9. Zgodze się, że jak się chce to mozna :) Również moi rodzice pracowali kiedy ja i brat byliśmy mali i w domu zawsze był obiad (chyba, że do restauracji jechaliśmy), czysto było. mama nawet w ciązy pracowała do 9 miesiąca. A teraz...kobieta w ciazy już bierze L4 mimo że z ciązą wszystko w porządku, a potem taka ma pretensje, ze zostaje zwolniona...Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama na początku nie pracowała, bo pierwszą pracę dopiero zdobyła, kiedy ja miałam cztery lata, ale na początku była bez taty i radziła sobie z nami dwiema a później też wszystko jakoś było dobrze zorganizowane - podobnie jak w Twoim domu, więc wszystko da się zrobić. Moja teściowa też przez obie ciąże chodziła do pracy do 9 miesiąca i nic się wielkiego nie stało, a teraz kazdy się dziwi, że ja nie chcę iść na zwolnienie, skoro nie muszę :/ Kompletnie nie rozumiem tej mentalności, że takie zwolnienie się ciężarnej należy bez niczego. Najgorsze, że to się odbija na uczciwych osobach, które jednak moją mieć problemy ze zdrowiem w ciąży.

      Usuń
  10. Zgadzam się z tobą w 100% jak się chce to się wszystko da. Dobra organizacja i fajny podział obowiązków to chyba podstawa żeby mieć wszystko zrobione w domu i jeszcze czas na swoje przyjemności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myslę, że najwazniejsze jest podejście i dobre zorganizowanie. Oczywiście ogarnięty partner, który nie stroni od prac domowych też jest bardzo ważny, ale na szczęście nie muszę się tu niczego obawiać, teściowie dobrze wychowali obu swoich synów :)

      Usuń
  11. Uważam, że jeśli ktoś z natury jest dobrze zorganizowany, systematyczny w wykonywaniu obowiązków i wie, jak sobie wszystko poukładać, by znaleźć w życiu czas i na pracę, i na odpoczynek, to dziecko tego nie jest w stanie w 100% zlikwidować. Na pewno przyjdzie moment, gdy trzeba będzie chwilę powalczyć z chaosem i wypracować nowy system, ale z obserwacji mojego otoczenia wiem, że jest to możliwe. Małe dziecko ma swoje godziny jedzenia i snu, ma swój rytm dnia i uważam, że można do niego dopasować całą resztę tak, żeby wszystko grało i buczało :D

    Jeśli o nas chodzi to jesteśmy z samoorganizacją tak gdzieś pośrodku: trochę zbyt leniwi na sprzątanie, więc jak już się nam nagromadzi prac domowych, to później zabiera nam to strasznie dużo czasu, ale z drugiej strony dajemy radę z wieloma innymi rzeczami i myślę, że jak w naszej rodzinie pojawi się dziecko, to po prostu będziemy spędzać troszkę mniej czasu przed komputerami i damy radę ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że jak ktoś ma taki charakter, to aż niemożliwe jest, żeby nagle wszystko na stałe przewróciło się do góry nogami i miało trwać w chaosie. Po prostu nie umiem sobie tego wyobrazić, bo ja na przykład w takich warunkach zwyczajnie nie potrafiłabym normalnie funkcjonować i wydaje mi się, że byłoby to zbyt męczące, żeby nic z tym nie zrobić.
      Tak, ja też jestem pewna, że będzie taki moment, kiedy będę miała problem z ogarnięciem nowej rzeczywistości i pewnie będę musiała wielu nowych rzeczy się nauczyć, ale to chyba nie będzie trwało wiecznie... Właśnie wszędzie słyszę/czytam, że dla dziecka rutyna i stałe godziny są bardzo ważne, więc wydaje mi się, że pod tym względem się dobierzemy i jakoś sobie poradzimy :)

      Z nami też tak bywa, że jesteśmy leniwi :) Staramy się za długo nie odkładać pewnych rzeczy, ale nei jest tak, ze zawsze wszystko mamy zrobione na już i potrafimy odpuścić :) No i włanie też myślę, że sporo czasu spędzamy na rzeczach, z których będzie można w razie czego zrezygnować lub je ograniczyć bez większej szkody dla naszego samopoczucia.
      Ale mam nadzieję, że będziesz spędzać mniej czasu przed komputerem w ogóle, ale nie przed blogiem :P

      Usuń
  12. Oczywiście, że im pokażecie;-)

    Wszystko zależy od ludzi, ja też od zawsze jestem systematyczna i zorganizowana, a odkąd mam dziecko, teraz już dzieci- mogę powiedzieć, że te cechy jeszcze się u mnie wyostrzyły;-) Udaje mi się wszystko pogodzić, na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, kiedy się gdzieś spóźniliśmy, albo w naszym domu panował chaos;-) I też śmieszą mnie zdziwienia innych młodych rodziców pt. 'jak Wy macie tu czysto!', 'kiedy Ty to zrobiłaś??' czy stwierdzenia 'wiesz, przy moich dzieciach to ja nie mam kiedy posprzątać, ostatnio sprzątałam miesiąc temu!'.. (chyba bym umarła;-) Albo opowieści mojej bratowej, która mając jedno kilkuletnie dziecko wraca do domu po pracy i ma posprzątane, wyprane, wyprasowane i ugotowane w tym czasie przez dochodzącą mamusię- bo ona nie ma kiedy tego robić.. Trudno mi to zrozumieć;-)
    Wszystko zależy od ludzi, ich przyzwyczajeń, pracowitości i organizacji czasu jak i podziału obowiązków. Da się;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Meg, że we mnie wierzysz :)))

      Moja szefowa, jak dowiedziała się, że jestem w ciąży powiedziała, że nie ma lepiej zorganizowanych pracowników niż właśnie matki :) To potwierdzałoby to, co napisałaś - że w takiej sytuacji po prostu człowiek jeszcze lepiej się organizuje, bo po prostu nie ma innego wyjścia. Spodziewam się, że zdarzają się sytuacje, kiedy jest jakiś poślizg albo coś nie idzie, ale żeby tak na stałe i jeszcze w dodatku traktować to jak normę? Nie potrafię sobei tego wyobrazić - podobnie jak tego wiecznego bałaganu albo jedzenia z doskoku byle czego :)
      Też myślę, że się da i fajnie, że swoim doświadczeniem to potwierdzasz :)

      Usuń
  13. Myślę, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji.

    Jak napisałam w komentarzu w jednym z poprzednich postów osobiście nie wyobrażam sobie iść na rok urlopu rodzicielskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę.
      I ja tez powtórzę to, co wtedy napisałam, że na razie myślę, że jest zdecydowanie za wcześnie, żeby coś stwierdzać kategorycznie, bo wydaje mi się, że są sytuacje, kiedy człowiek po prostu nie wie, czy pod wpływem różnych czynników nie zmieni zdania.

      Usuń
  14. My naczęściej słyszymy " no to teraz Wam się zacznie" po czym następują podobne złote myśli...
    Jest to wkurzające, bo raz każdy jest inny i wiem, że na pewno nie będę super zorganizowana zawsze ale zrzucanie wszystkiego na posiadanie dzieci to przesada.
    Dużo cierpliwości :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to strasznie wkurza - właśnie przede wszystkim chyba to założenie, że wszyscy mają tak samo i pewność, że my również będziemy mieli takie same problemy.
      Ja też nie wątpię w to, że problemy i poślizgi sie pojawią, ale nie zamierzam uczynić z tego reguły.
      I wzajemnie ;)

      Usuń
  15. No nie, nie mogę. Muszę to napisać. Ja też mam dziecko i na codzień jestem sama, bo mój mąż pracuje za granicą. I niektórych razi w oczy, ze pracuję, gotuję sprzątam, chodzę na siłownię, a młodego wożę do przedszkola, na piłkę, basen, a teraz codziennie na plażę. I najczęstszy tekst mojego kolegi- zobaczysz jak będziesz miała drugie dziecko, to na nic nie będziesz miała czasu, bo oni przecież mają 2 i co ja mogę wiedzieć o macierzyństwie jako matka jedynaka.:( wrrrrrrrr Nie nawidzę tego, niektórzy wogóle uwarzają, ze za bycie rodzicom powinno im się wystawić pomnik. A dla mnie bycie mamą to wielka frajda i najpiękniejsze uczucie na ziemii. Także to kto i jak zorganizuje swój czas to jest kwestia osobowości i charakteru. Nie daj się Margolka takim głupim tekstom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podniesienie na duchu (swoją drogą, kto podnosi? :)) - cóz, jesteś tylko kolejnym żywym dowodem na to, że moja teoria jednak sprawdza się także w praktyce. Nie rozumiem, dlaczego są osoby, które usiłują wmówić innym, że sobie nie będą radzić organizacyjnie, tak, jak i oni sobie nie radzą..
      I podobnie jak Ty nie znoszę tego podejścia, ze rodzice są męczennikami i świętymi, którym coś się za to rodzicielstwo nalezy.
      Dzięki :)

      Usuń
    2. Przepraszam, ale ze złości zapomniałam podpisać się:p Justyna z Ełku (Mazury) ;-) pozdrawiam

      Usuń
    3. Nie szkodzi :) Zapytałam, bo lepiej mi się "rozmawia", gdy znam chociaż czyjeś imię ;)) Pozdrawiam również i jeszcze raz dziękuję za podnoszące na duchu (na przyszłość) słowa :)

      Usuń
  16. no to jako ta "doświadczona" powiem Ci, że to co Ci szwagier chce wmówić to guzik prawda. Jak ktoś jest zorganizowany, to taki pozostanie bez względu na posiadanie dziecka czy też jego brak. Z własnego przykładu powiem tak - Junior skończyl już 9 miesięcy i to prawda, że przez pierwszy miesiąc ciężko było cokolwiek zaplanować, bo nie mieliśmy jeszcze ustalonego rytmu dnia, ale jak już się to jako tako ustabilizowało i nauczyliśmy się siebie nawzajem (trwało to jakieś 4 tyg i nie raz pojawiła się bezsilność z mojej strony) to teraz możemy wszystko robić z palcem w ... nosie :) Tak jak mówisz - kwestia dobrej organizacji czasu. Też zawsze mamy obiad, zrobione zakupy, a jak nam się nie chce to jedziemy wieczorem z Mężem i robimy takie większe na kilka dni. I pranie jest zrobione, uprasowane nawet, i dziecko wywietrzone na spacerze i czas na kawke nawet się znajdzie, a jak już Mężu wraca do domu i przejmuje Juniora, żeby się Nim nacieszyć to już w ogóle plaża. Małe dziecko to żadna przeszkoda do dobrej organizacji czasu. Fakt, czasem plany trzeba na bieżąco przewracać do góry nogami, ale zazwyczaj wszystko ogarniamy. No i niedawno do naszej gromadki dołączyl pies, więc kolejna persona do ogarniania. A jak czasem nam sie czegoś nie chce to co z tego? Bywa i tak. A najbardziej rozwala mnie tłumaczenie niektórych mamusiek, że nie mają czasu umyć włosów czy zrobić lekkiego makijażu "bo dziecko". Sorry, ale w to to ja nie uwierze. Jak się chce to wszystko się da i już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pewnie działa to w drugą stronę - że jak ktoś jest niezorganizowany, to taki pozostanie i to by się zgadzało, bo brat i bratowa Franka zawsze się spóźniali, nawet gdy nie mieli jeszcze dzieci.
      Wyobrażam sobie, że na początku przez pierwsze tygodnie chaos musi po prostu być, bo się trzeba wszystkiego nauczyć. I też wiem, że pewnie będę miałą wiele trudnych chwil, bo wykańcza mnie taki brak zorganizowania, ale pewnie na początku będzie to nieuniknione. Ale nie pojmuję, że można tak funkcjonować na stałe. Zwłaszcza, że przecież dzieci jednak bardzo dobrze znoszą rutynę a wręcz jej potrzebują.
      Też mi się wydaje, że jak się chce, to wiele można.

      Usuń
    2. dokladnie tak
      u nas oprocz posiadania malego dziecka do niedawna krolowalo wykanczanie domu, zakupy budownale, przeprowadzka, a teraz pies. Junior w wieku 5 tyg jezdzil z nami kupowac plytki do lazienki i dal rade :P I co...? Mozna? Mozna. Jak tylko sie chce.

      Usuń
    3. Nic dodać, nic ująć :)

      Usuń