Mniej więcej rok temu napisałam notkę, której nie opublikowałam. Najpierw było za wcześnie, potem się nie złożyło, potem o niej zapomniałam. Ale stwierdziłam, że przyszedł na nią czas. Dzisiaj tamte emocje już nie straszą :)
***
Pisząc pierwsze zdanie tej notki, wiem doskonale, że jej nie opublikuję.
To znaczy – nie opublikuję jej na razie, ale na pewno zrobię to za
jakiś czas.
A napisać muszę, bo jakoś muszę poradzić sobie z tymi
dziwnymi emocjami, których jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam. Cóż,
ale to chyba zrozumiałe, w końcu jeszcze nigdy nie byłam w ciąży. Nie
wiem, czy śmiać się, czy płakać, choć po prawdzie, cały czas płaczę.
Jestem zaskoczona, podekscytowana i przerażona. Czy się cieszę? Na pewno
się nie martwię. Łzy nie są łzami smutku, ale to też nie jest jakaś
ogromna radość – to są łzy zdenerwowania.
Dopiero od dwóch godzin o tym wiem. To spadło na mnie tak nagle... Ot tak, krótki spacer, który skończył się zakupem testu ciążowego. Zakupem trochę dla jaj, bo przecież nie brałam na serio takiej ewentualności pod uwagę. A jednak. Przecież gdybym wierzyła, że coś ten test może wykazać, to nie proponowałabym, że zrobię go jutro rano, bo nie chciałabym tego robić sama. Ale Franek powiedział, że mam go zrobić teraz, bo przecież on też chce wiedzieć.. Całe szczęście, że to powiedział! Nie wyobrażam sobie siedzieć z tą wiedzą samej w domu! I jeszcze iść do pracy!
Nie wierzę w te dwie kreski. Cały czas chodzę sprawdzić, czy to tak na serio?? Szok, po prostu szok.
Usiadłam obok Franka, zapłakana, cała się trzęsłam. Franek mnie pocieszał - to znaczy, może to nie jest dobre słowo, bo przecież nie stało się nic złego. Ale mówił, że będzie dobrze i że się poukłada. Zapytałam, czy mam zadzwonić do mamy. Przecież zawsze ze wszystkim dzwonię najpierw do mamy. Ale nie miałam odwagi. Nie minęło pięć minut, kiedy to mama zadzwoniła do mnie. Nie odebrałam.
Zadzwoniłam do Doroty. Chyba musiałam zrobić próbę generalną... Powiedziałam jej, że nie pójdę już z nią na imprezę :( Nie wiedziała o co mi chodzi, dopóki znowu z płaczem nie oznajmiłam jej, że jestem w ciąży i nie będę mogła pić. Ucieszyła się! Bardzo. A jeszcze wczoraj wysłała mi smsa, że nie może się doczekać, aż będę miała dzieci, bo do kina wchodzi "Pat i Kot" i "Czarnoksiężnik z krainy Oz: Powrót Dorotki" i nie ma z kim iść.
Odetchnęłam i zadzwoniłam do mamy. Pogadałyśmy chwilę o innych sprawach, a potem powiedziałam, że muszę jej coś powiedzieć.. I że chyba jestem w ciąży..
A mama na to: "no to co?"* I wtedy zrobiło mi się lepiej. Potem powiedziała jeszcze, że to już najwyższy czas. I że pewnie, ze się cieszy.
Uff, trochę mi ulżyło, że ktoś już wie. Ktoś oprócz mnie i Franka. Ale jestem totalnie skołowana. Oszołomiona. Rozwalona od środka. Przerażona. Podekscytowana. Nie wiem co czuję. Jest w tym coś pozytywnego, ale nie umiem tego określić. Na pewno nie jest to zła wiadomość, ale nie jestem pewna, czy jestem na to wszystko gotowa... Z drugiej strony nie wiem, czy kiedykolwiek bym była.
Pewnie jeszcze przyjdzie czas na takie refleksje, na razie jestem zbyt przepełniona tym emocjonalnym miksem, żeby trzeźwo myśleć. Taki zwykły dzień, a taki niezwykły. Na pewno zapamiętam go już do końca życia.
***
*:)) Pewnie sobie myślicie, że to straszne, że to beznadziejna reakcja, że co to za mama, czy też przyszła babcia... A ja Wam powiem - najlepsza :) Bo właśnie takiej reakcji potrzebowałam. Oczywiście wiedziałam, że nie będzie zła, ale bałam się, że może podzieli wszystkie moje obawy, że będzie mówiła, że to niedobry czas. Wiedziałam też, że nie wpadnie w dziką radość z tego powodu, ale miałam myśli, ze może jednak, a ja nie byłam na taką radość gotowa, bo mój stan ducha by jej nie podzielił. Ale mama była po prostu sobą i jak zwykle swoim stoickim spokojem spowodowała, że i mnie się on udzielił. A tym zwyczajnym "no to co" sprawiła, że faktycznie uwierzyłam, że no to co? Że przecież to nic takiego, że to normalne, że niezależnie od tego, jak się życie potoczy, niezależnie od wszystkich niepokojów, jakoś się ułoży.Większość z Was zna mnie na tyle dobrze, że wiecie, że bardzo sobie cenię stoicyzm i powściągliwość w pewnych sytuacjach. Dlatego też ta reakcja była dla mnie idealna. W przeciwieństwie do reakcji mojej teściowej, która się popłakała ze wzruszenia, czym mnie nieco zirytowała, bo nie czułam się komfortowo, a potem jeszcze zrobiła z tego wielkie halo i tym mnie zirytowała jeszcze bardziej do społu ze szwagrem :) Po prostu nie lubię takiej wylewności i chociaż wiecie, że wszelkie niedopowiedzenia i niejasności pragnę wyjaśniać do znudzenia, to w sferze emocjonalnej uważam, że lepiej coś zostawić właśnie niedopowiedziane. Bo lepiej po prostu wiedzieć, niż o tym mówić. Są rzeczy, które dla mnie są prawdziwsze, gdy niewypowiedziane :) Odbiegłam od tematu, ale kiedy dzisiaj czytałam tę notkę sprzed roku, uderzyło mnie jeszcze mocniej, jak ważna była dla mnie wtedy ta reakcja mojej mamy i jak ważne było to, że zareagowała właśnie tak. A pewnie są córki, które byłby taką reakcją mamy zawiedzione.
W ogóle niezwykłe jest czytać tego rodzaju notkę, jednocześnie mając przy piersi to dziecko, które wtedy, tamtego konkretnego dnia tak naprawdę było raptem drugą kreską na teście... Niesamowite, co fajnego z takiej kreski może wyrosnąć :):)
A na Noc Muzeów faktycznie nie poszliśmy... :) Ech, jakoś to przeżyłam ;)
Ostatnio jak tak trąbili o tej "Nocy Muzeów" w radio, to właśnie przypomniało mi się to Twoje zdanie, które powiedziałaś do Franka jak się dowiedzieliście...
OdpowiedzUsuńI wiesz... Mi też by chyba pasowała taka reakcja ze strony mojej mamy, bo by to wskazywało, że jest to coś zupełnie normalnego, że wielkie mi rzeczy i w ogóle... To byłaby najlepsza z opcji, bo nie chciałabym żeby mówiła mi "O matko, super, to cudownie" i zaczęła rozgłaśniać to po całej rodzinie a jeszcze bardziej nie chciałabym żeby mnie za to skrytykowała (chociaż to już teraz znając moją mamę raczej nie wchodziłoby w grę, bo sama zaszła ze mną w ciążę jak miała 17 lat ;p ), więc taka reakcja rzeczywiście zdecydowanie poprawiłaby mi nastrój.
I powiem Ci, że mogę się jedynie tak pokrótce wczuć w te Twoje tamtejsze emocje, bo sama kiedyś takowe miałam przez 2 sekundy, które wtedy wydały mi się wiecznością a przez myśl przeleciały mi przez tą chwilkę tysiące opcji "co ja teraz zrobię i komu powiem najpierw?", Robiłam kiedyś test, kupiłam inny niż robiłam wcześniej i gdy czekałam na wynik pojawiła się pierwsza różowa kreska przy "T", która zazwyczaj wlasnie pojawia się jak jest się w ciąży i zanim pojawiła się ta druga przy "C" to ta pierwsza zdążyła zniknąć, ale zanim to się stało czyli przez te 2 sekundy to miałam już panikę w oczach i w myślach ;) chociaż nic by się takiego aż nie stało, gdybym była ;P
No i miałam rację :) Żal mi trochę, mimo tego, że wiedziałam o tym od samego początku. Ale nasz pobyt w Miasteczku ten żal trochę mi osłodził. No i pocieszam się, że jeszcze sobie pójdziemy na tę noc- może za rok, a jak nie to chociaż za dwa...
UsuńWiedziałam, że taka radość i rozgłaszanie to nie w stylu mojej mamy, więc raczej się tego nie obawiałam. Wiedziałam też, że przecież nie jestem nastolatką, a prawie trzydziestolatką dwa lata po ślubie, więc to coś zupełnie normalnego, ale bałam się, że może mama powie coś w stylu, że nie wiadomo co z moją pracą, że jesteśmy w trudnej sytuacji itp. To tylko potwierdziłoby wszystko o czym myślałam ja sama i zdołowałoby mnie. A okazało się, że mama potraktowała to jako coś zupełnie normalnego - a to najlepszy dowód na to, że uważała, że dobrze się stało.
Ja wcześniej nie miałam takich doświadczeń, to był pierwszy raz i szczerze mowiąc myślałam - byłam wręcz przekonana, że właśnie skończy się na takich krótkich rozmyślaniach, jak u Ciebie :)
Franka mamy mi przypomina moją teściową. Myślę że tak samo by zareagowała:)
OdpowiedzUsuń:) Moja teściowa to naprawdę fajna kobieta, ale jej tendencja do wzruszania się naprawdę mnie dobija!
Usuńnie ma wątpliwości, że Twoja Mama po prostu wiedziała jakich słów w takim momencie potrzebujesz:)
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Myślę, że nawet się nad tym nie zastanawiała, po prostu była sobą :) A ja zawsze potrzebuję mojej mamy i jej słów, więc wszystko było jak zwykle :P
UsuńNikt Cię tak nie zna, jak Twoi najbliżsi, w tym właśnie mama, więc wie, co na Ciebie najlepiej działa ;-))
OdpowiedzUsuńale i Twoja reakcja była naturalna. Myślę, że właśnie większość kobiet tak reaguje ;-))
i zobacz co z dwóch kresek (hmm..a nie osób?? :D ) fajnego powstało ;))
Moja mama na pewno zna mnie najlepiej - tak jak Franek i Dorota. Ale na pewno nie powiedziała tego, bo wiedziała, że tak trzeba albo tego oczekuję, tylko po prostu taka jest. A właśnie dlatego, że taka jest, tak dobrze się dogadujemy :))
UsuńMożliwe, chociaż raczej częściej spotykam się z czym w rodzaju euforii :) Albo zrozumienia - ale to chyba sa przypadki, kiedy para raczej planuje dzieci i na nie świadomie czeka. U nas wszystko było trochę na zasadzie "zobaczymy"
Dla mnie to jakoś cały czas te dwie kreski są przede wszytskim symbolem :)
No takich chwil się nie zapomina, fajnie, że opublikowałaś ten post:)
OdpowiedzUsuńRakcja mamy spooko, w koncu dwie córki urodziła to co to za zaskoczenie, że jestes w ciazy:D tym bardziej wlasnie, że ty już męzatką wtedy bylas:)
Jak czasami przeglądam swoje szkice to znajduję tam cuda :P Ale cieszę się, że wtedy to napisałam, fajnie się do tego wraca :)
UsuńDokladnie ;) Dlatego też trudno było mi tak całkowicie zaakceptować reakcję teściowej, dla której nawet kolejne wnuczę to nie nowość :)
Cześć Margolko...
OdpowiedzUsuńCzytam regularnie twojego bloga, ale się nie odzywam.
Jednak tą notatką dotknęłaś czułej strony mega serca (ah, jakże to emocjonalnie brzmi:P).
A pisząc poważnie, to też gdzieś ''TEN'' dylemat zaczyna mnie dopadać. Z jednej strony milion rzeczy na nie (bo jeszcze nie mam tytułu magistra, bo jak to będzie z pracą itp). Natomiast z drugiej strony czuję ''oddech czasu''. W rozmowie z mężem śmieję się,że chciałabym wyrobić się przed 30 stką albo delikatnie po (czyli jeszcze mam +/- 2 lata), ale im więcej myśli o byciu mamą, tym większe mam wątpliwości.
Mam jednak nadzieję, że przyjdzie czas, gdy wątpliwości staną się maleńki przy argumentach ''za''.
Pozdrawiam!
Cześć :)
UsuńKiedyś też myślałam o tym, że chciałabym się wyrobić przed trzydziestką, ale później właściwie o tym założeniu zapomniałam :) (Choć można powiedzieć, że mi się udało) Jak wiesz, my właściwie do samego końca nie doszliśmy do ładu z tą decyzją i nie czułam się na siłach, zeby jasno stwierdzić, że jestem gotowa i że to dobry czas. Wręcz przeciwnie, wiedziałam tylko jedno - że pewnie żaden czas nie będzie dobry, więc po prostu stwierdziłam, "niech się dzieje wola nieba". Ostatecznie jakoś się samo poukładało. Pewnie i u Ciebie tak wyjdzie :) Może nawet nie będziesz musiała wyszukiwać argumentów, tylko po prostu uda Ci się na chwilę wyłączyć myślenie :) Na swoim przykładzie widzę, że czasami to najlepsze wyjście.
Już kiedyś pewnie pisałam ( tak mi się wydaje) że ja zrobiłam test przed wyjściem do pracy... no cóż nie doszłam na czas ;) ale moja reakcja była taka sama !! Moze Margolki tak mają ;) :)
OdpowiedzUsuńTak, pisałaś.Naprawdę podziwiam, że w ogóle dotarłaś i byłaś w stanie pracować :)
UsuńMoże :)
Fajna notka, dzięki, że się z nami podzieliłaś tak intymnym momentem. Bardzo miło się to czyta.
OdpowiedzUsuńReakcja Twojej mamy rozłożyła mnie na łopatki, w swoim stoicyzmie jesteś do niej bardzo podobna :)
Dzięki ;)
UsuńMoja mama w tym względzie jest dla mnie niedoścignionym wzorem :) Fakt, że jestem do niej podobna nie tylko fizycznie, ale i jeśli chodzi o charakter lub zachowanie, jednak daleko mi do takiego stoickiego spokoju w każdej sytuacji :) Przy tym moja mama nie jest osobą chłodną albo zupełnie nie okazującą emocji, bo tak mogłoby się wydawać.
Cieszę się, że podzieliłaś się z nami tamtymi emocjami :) podejrzewam, że moja reakcja byłaby bardzo podobna.Przynajmniej w tym momencie, bo jak będzie za jakiś czas, to nie wiem :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dla Ciebie reakcja Twojej mamy była najwłaściwsza i taka, jakiej wówczas potrzebowałaś :) to, jak to może wyglądać z boku, to nieistotne (swoją drogą pod gwiazdką doskonale to wyjaśniłaś), ważne, że Wy się rozumiecie :)
Ja też się cieszę, że się ta notka zachowała :) Ciekawie się to czytało. Wcześniej nawet nie miałam okazji się zastanowić nad ewentualną reakcją, tak bardzo nie brałam tego pod uwagę :)) Oczywiście nie znaczyło to, że dzieci nie chciałam, bo wręcz przeciwnie, wiedziałam, że będę je miała. Ale to było takie nierealne... :)
UsuńMasz rację, najważniejsze jest to, że my się rozumiemy i nasze zachowania są adekwatne w danych sytuacjach, w których obie uczestniczymy. Ktoś mógłby własnie oczekiwać takiej reakcji jak ta mojej tesciowej, tymczasem mnie to wkurzyło, bo nie lubię takich szopek (jak to nazywam - chociaż doskonale wiem, ze dla większości to nie jest szopka i absolutnie to szanuję, to nawet jest piękne, pod warunkiem, że mnie nie dotyczy :)) Jednak po przeczytaniu tej notki stwierdziłam, ze uzupełnienie w postaci gwiazdki jest niezbędne. W przeciwnym razie obraz mojej mamy z tej notki byłby zupełnie zniekształcony bo wyszłaby na osobę nieczułą, zupełnie niezainteresowaną moim losem i pozbawioną emocji - a to po prostu nieprawda, jest wręcz przeciwnie. Myślę, że moja mama wie o moim życiu więcej niż przeciętna matka o swojej córce , tylko, że u nas to wszystko jest jakieś takie... proste, bezpośrednie i bez ozdobników... ;) Nie wiem nawet jak to opisać ;)
Ciekawe jakie emocje będą mnie towarzyszyć przy takim wydarzeniu:) a Twoja notka bardzo mnie wzruszyła:)
OdpowiedzUsuńCiekawe :))
UsuńO to miłe :)) I co ciekawe w takiej sytuacji wzruszenie jakoś mi wcale nie przeszkadza :P
O, mnie też podobałaby się taka reakcja jak Twojej mamy, lubię stonowane wyrażanie emocji i pewnie by mnie to uspokoiło. Zbytni entuzjazm mnie przytłacza, a w przypadku ciąży na samym początku wcale nie jest pewne, jak wszystko się potoczy, więc tym bardziej.
OdpowiedzUsuńFajnie sobie przypomnieć takie odczucia po czasie :)
Dokładnie, mnie często też reakcje zbyt emocjonalne za bardzo przytłaczają i wręcz krępują. Oczywiście nie lubię też drugiej skrajności, gdy ktoś w ogóle nie okazuje żadnych emocji i nigdy się nie cieszy i jest zimny jak lód, ale akurat o mojej mamie, pomimo jej stoicyzmu, nie można czegoś takiego powiedzieć :)
UsuńBardzo fajnie!
Tą notką przypomniałaś jak wyglądała ta chwila u nas. Też było we mnie dużo emocji, których chyba wtedy nie do końca rozumiałam. Ale z perspektywy uważam, że była to piękna chwila.
OdpowiedzUsuńDla mnie to na pewno był jeden z niezapomnianych dni ;)
Usuń