*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 4 lipca 2015

Odgrzewane kotlety / Dorota

Przy okazji tego przenoszenia archiwum oraz całego tego zamieszania z notką o wakacyjnych planach, pomyślałam, że w zasadzie to nie jest taki głupi pomysł z przypominaniem niektórych wpisów. Ja sama lubię czasami zajrzeć na Wasze blogi i tak na chybił trafił przeczytać jakąś notkę sprzed lat. Pomyślałam więc, że może od czasu do czasu zamieszczę jakiegoś starego posta z aktualizującym dopiskiem - w końcu nie wszystkie z Was czytają mnie od początku. Pomyślałam sobie, że dzięki temu może uzupełnicie sobie dane dotyczące mojej osoby (czasem pytacie o rzeczy, o których pisałam dawno temu), przypomnicie sobie jaka byłam kiedyś, jakie Wy byłyście. Być może będziecie miały okazję zweryfikować swoje poglądy na dany temat - a i ja chętnie to zrobię, bo już wiele razy się zdarzyło, że czytam coś, co napisałam kilka lat temu i konfrontuję to z tym, co się zdarzyło, co przeżyłam i co myślę dziś. Podobnie jest, gdy wspominam jakieś Wasze wpisy.

Może sobie pomyślicie, że już nie mam o czym pisać, że tak kotlety będę odgrzewać ;P Spokojnie, to mi nie grozi - już prędzej mi czasu zabraknie, żeby zrealizować wszystkie moje pomysły. Ale ja po prostu lubię wracać do przeszłości i lubię ją zestawiać z teraźniejszością. W ogóle powracanie do tych notek wywołało we mnie masę wspomnień a także sporo refleksji na temat mojego pisania w ogóle. Te jednak zostawię na inny czas, jak sobie jeszcze trochę więcej ich nazbieram :) Dzisiaj natomiast, na okoliczność tego, że wczoraj przyjechała do nas Dorota, pomyślałam sobie, że przypomnę wpis, dzięki któremu może niektóre z Was wreszcie się dowiedzą, skąd Dorota się w ogóle wzięła ;) Na temat naszej relacji było więcej wpisów, ale dziś poprzestanę na tym jednym:

***

 23 lipca 2008
Dorota była pierwszą osobą, którą poznałam w liceum. Stałam pierwszego września pod klasą i się strasznie głupio czułam, bo nikogo nie znałam.Ona czuła się tak samo i dlatego podeszła do mnie i się przedstawiła (podobno wydałam jej się sympatyczna:). Pierwszą lekcją był angielski i już do końca liceum nie było innej opcji, żebyśmy nie siedziały na tej lekcji razem. Pamiętam jak mi łokcie pchała na moją połowę ławki, albo jak mnie tymi właśnie łokciami szturchała, kiedy mi się przysnęło:)Przez pierwsze dwa lata byłyśmy bardzo dobrymi koleżankami. Później nadal się kolegowałyśmy, ale nasze drogi trochę się rozeszły.  Kiedy liceum się skończyło, ponad połowa ludzi z mojej klasy złożyła papiery na studia do Wrocławia. Ja zdecydowałam się na Poznań, mimo, że było to dwa razy dalej. Kiedy dowiedziałam się, że dostałam się na studia, musiałam zastanowić się nad mieszkaniem i nie miałam na to żadnego pomysłu. I wtedy dowiedziałam się, że Dorota też będzie studiować w Poznaniu. Zadzwoniłam do niej i za dwa dni pojechałyśmy szukać mieszkania. Zdecydowałyśmy się już na trzecie, które widziałyśmy i w którym mieszkamy do dzisiaj. Jest dwupokojowe, ale my mieszkamy w jednym pokoju. Ten drugi jest taki trochę przechodni – co dwa lata zmienia się lokatorka, teraz mamy już trzecią. A my nadal we wspólnym pokoju, łóżko przy łóżku, komputer przy komputerze. Jakoś nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej :) Ani ona. Mamy szczęście, ze akurat na siebie trafiłyśmy, bo nie z każdym można tyle czasu wytrzymać. Oczywiście, że wkurzają mnie u niej niektóre rzeczy, tak jak ją u mnie,ale widocznie nie są one zbyt istotne skoro ze sobą wytrzymujemy.Jeszcze pewnie nie raz będę na nią psioczyć, ale to chyba normalne.Rodzina też nas wkurza nie? :) Każda z nas ma swoje życie, swoich znajomych, swoje sprawy, a jednak przeplatają się nasze losy w tym naszym małym mieszkanku. Nie powiem, że jesteśmy przyjaciółkami, ale jak było źle to mogłam na nią liczyć. Jak siedziałam w Hiszpanii i usychałam z tęsknoty, ona zawsze potrafiła powiedzieć mi coś takiego,co mnie pokrzepiło. Jak się z Frankiem pokłócę – jest na miejscu. Nawet kiedy nie jesteśmy obie w Poznaniu zawsze jak się u mnie lub u niej zdarzy coś godnego uwagi – dobrego, czy złego, wysyłamy sobie smsy. Dobrze nam się żyje. Kiedyś nawet rozmawiałyśmy, że to jest w ogóle niemożliwe, żebyśmy nie miały mieszkać razem do końca życia i wymyśliłyśmy, że jak już będziemy miały mężów to my w jednym a oni w drugim pokoju będą mieszkać :) Doroty studia są od moich krótsze i za pół roku będzie się bronić. Zaniepokoiłam się, co dalej. Ale niedawno przy piwku ustaliłyśmy, że jak na razie to ona się z Poznania nie zamierza wynosić. Trzeba będzie znaleźć coś,oprócz mieszkania i mnie rzecz jasna :) , co ją tu zatrzyma :) Biedna ostatnio mi się żaliła, że boi się, że starą panną zostanie. No właśnie ja tego nie rozumiem! Tyle fajnych dziewczyn jest dookoła, mam takie ładne i sympatyczne koleżanki, a gdzie Ci faceci? No normalnie nie mają dziewczyny na kim oka zawiesić. Dorota to w ogóle miała jakiegoś pecha z facetami, na samych bałwanów trafiała.
No i ostatnio (po tym długim wstępie przechodzę do sedna sprawy:) jak byłam na urlopie napisała mi sms, że szykuje się na randkę… Trzymałam kciuki i randka się udała. Jedna,potem druga i wszystko było ok. A w niedzielę zadzwoniła, że ma doła, bo ten cały Tomek ma jakąś niedokończoną sprawę ze swoją niedoszłą narzeczoną… Echh,ale się zmartwiłam. Tak mi szkoda jej było. Ale dzisiaj dobra wiadomość:)Zadzwoniła, że Tomek powiedział jej, że zakończył na dobre sprawę ze swoją byłą. Dorota strasznie się ucieszyła, ale z drugiej strony tak do końca boi się w to uwierzyć i zaufać. Jutro przyjedzie do Poznania a w piątek jadą razem z innymi znajomymi pod namiot. Trzymam kciuki za nich. I Was też proszę, żebyście trzymały :) Niech będzie szczęśliwa ta moja współlokatorka. No bo w końcu jak męża nie będzie miała, to z kim mój Franek będzie mieszkał w tym drugim pokoju? :) 

***
 
Hmm, jednak okazało się, że możliwe jest, że nie mieszkamy razem. Jakoś to rozstanie przeżyłyśmy ;) Ba! Przeżyłyśmy nawet moją przeprowadzkę do innego miasta. Jednak te przemieszkane wspólnie lata sprawiły, że chyba naprawdę znamy się jak łyse konie i powodują, że kiedy Dorota do nas przyjeżdża, nie jest typowym gościem. Na przykład to nie ja pytam, czy pije kawę z mlekiem, czy bez, a ona pyta, czy mam mleko. Na co ja odpowiadam, że w lodówce ;) 
Nie udało się też zrobić tak, żebyśmy mieszkały w jednym pokoju a nasi mężowie w drugim. Dorota nie ma męża i niestety o kandydata na takowego cały czas jest trudno (z tamtym chłopakiem nie wypaliło). Pojawiały się oczywiście jeszcze różne inne pomysły - na przykład, że my z Frankiem kupimy trzypokojowe mieszkanie i jeden z nich będzie Doroty. W zamian za to będzie się opiekować Wikingiem :P Nie udało się, bo na razie nas na mieszkanie nie stać, a Dorota nie zdobyła granta o którego się starała w Warszawie. Ale kto wie, może wreszcie za parę lat w końcu znowu zamieszkamy razem :D A nawet jeśli nie, to jak widać, niczemu to nie przeszkadza, a już na pewno nie naszym relacjom!
We wrześniu minie 15 lat odkąd się znamy. Połowa naszego życia!

15 komentarzy:

  1. Fajnie się czyta takie odgrzewane kotlety :) (dobrze, że chodzi o wpis, bo myślałam, że faktycznie zebrało Ci się na pisanie o jedzeniu ;). I ta Wasza przyjaźń, która trwa tyle lat- jest niesamowita :)
    Ja mam koleżanki, z którymi mocno trzymałam się w liceum, ale choć teraz sporadycznie się spotykamy- te więzi nie przetrwały próby czasu.. Każda żyje swoim życiem rodzinnym i zawodowym.
    Miłego wspólnego czasu Wam życzę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze masz takie wrażenie ;) Mnie się też fajnie czyta takie notki i często zastanawiałam się, co dzisiaj byście na dany temat poweidziały (choć dotyczy to innego rodzaju notek niż tej w tym poście). stąd w ogóle pomysł.
      Też mam koleżanki, z którymi kontakt umarł śmiercią naturalną. Chyba po prostu z niektórych znajomości się wyrasta, nawet jeśli były one bardzo zażyłe. Nie wiem od czego innego mogłoby to zależeć, bo z kolei jest wiele osób, z którymi mam stały bliski kontakt, choć dzielą nas setki lub tysiące kilometrów nawet.
      Dziekujemy!

      Ps. Przerażające jest to, że pewnie i o jedzeniu i prawdziwym kotlecie odgrzewanym byłabym w stanie napisać notkę :O

      Usuń
  2. Ja też baardzo lubię czytać swoje stare notki i konfrontować przeszłość z teraźniejszością i Twoje stare też czasem czytam, jak chcę sobie coś przypomnieć lub powspominać ;p

    15 lat, ale to kawał czasu.... Fajnie, że takie znajomości przetrzymują ;) wtedy taki ktoś jest już dla nas właśnie jak rodzina ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale mnie to nie dziwi, bo jesteś tak samo sentymentalna, jak ja ;) Też bardzo lubię tak wspominać i myśleć sobie, że to nie do wiary, jak wiele się zmieniło...
      Oj zdecydowanie Dorota jest dla nas jak rodzina :) Nie pomyslalabym te siedem lat temu, że faktycznie tak to będzie wyglądało, lepiej sobie tego wymyślić nie mogłam (no może tylko to wspólne mieszkanie z mężami byłoby równie fajne :P...)

      Usuń
  3. Piękna przyjaźń, warta pielęgnowania. Ja właśnie wróciłam ze spotkania z przyjaciółmi, których mamy od lat ponad czterdziestu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie mamy zamiaru tego pielęgnowania odpuszczać!
      Oo, to nam jeszcze sporo do takiego stażu brakuje! Ale mam nadzieję, ze dotrwamy...

      Usuń
  4. Jestem jak najbardziej za odgrzewanymi kotletami!;)
    Czytaczem jestem bardzo dlugo,ale niektore fakty uciekaja z pamieci...a to bardzo fajne odświeżenie;)
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to miło, cieszę się :) Fakt, nawet ja nie pamiętam niektórych wpisów, emocji, zdarzeń... :) Dlatego sobie pomyslałam, ze to może być fajnie tak sobie poprzypominać - ale z Wami jest to jeszcze fajniejsze.
      Pozdrawiam również
      Ps. A Ty teraz gdzieś piszesz?

      Usuń
  5. Też miałam taką Dorotę :-) Aż żal, że niestety taka znajomość już za nami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i sprawdź maila ;)

      Usuń
    2. Ja się bardzo cieszę, że u nas się wszystko poukładało nawet lepiej, niż sobie myślałam, bo bałam się, ze nasze drogi się rozejdą - najpierw po tym, jak przestalyśmy razem mieszkać, potem kiedy wyjechałam. Ale teraz mam wrażenie, że już nam raczej nic nie może zaszkodzić.

      Już odpisałam ;)

      Usuń
  6. To jest coś niesamowitego. Niby wiesz, że kogoś długo znasz, ale dopiero przy takich okazjach jak ta, uświadamiasz sobie, że znacie się połowę życia.
    Jak pierwszy raz zdałam sobie sprawę, że z niektórymi moimi przyjaciółmi znam się większość życia, nabrałam większego szacunku do nich i do naszej relacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, znam dokładnie te uczucia, o których wspominasz! :) Rzeczywiście jest tak, ze czasami dopeiro gdy uświadomimy sobie, jak długo się znamy, robi to na nas prawdziwe wrażenie :) Jest ten szacunek i jeszcze większa chęć aby to kontynuować!

      Usuń
  7. Też sobie niedawno uświadomiłam, że jest w moim życiu kilka osób, które są mi bliskie połowę życia. Bardzo krzepiąca świadomość :)
    Trzymam kciuki za Dorotę, żeby jej się wiodło we wszystkich dziedzinach życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, bardzo krzepiąca! I piękna :)
      Dziękuję Ci bardzo! To bardzo miłe z Twojej strony.

      Usuń