Cały czas z mozołem przenoszę archiwum z bloga onetowskiego. Trochę to trwa, bo nie zawsze mam na to czas, a każdą notkę, przed skopiowaniem czytam. Czytam i się dziwię :) Jak bardzo się zmieniłam od tamtego czasu. Kończę teraz przenosić notki z roku 2009. I właściwie to nic dziwnego przecież, że się zmieniłam, wszak to już sześć/siedem lat minęło. Szmat czasu. Nienormalne byłoby, gdybym nadal pozostała tamtą dwudziestoparolatką z odrobiną siana w głowie :) W tym czasie przecież skończyłam dwa kierunki studiów, zaliczyłam cztery miejsca pracy, cztery mieszkania, wyszłam za mąż, urodziłam dziecko. A ile jeszcze innych rzeczy się po drodze wydarzyło! O tym wszystkim można wyczytać z moich notkach lub między ich wierszami ;)
Dzisiaj natomiast chciałam o czymś innym - mianowicie o tym, że uderzyło mnie nie tylko to, że ja się zmieniłam, bo to żadnym szokiem dla mnie nie było :), ale to, że bardzo zmieniło się moje pisanie! Tak, ja wiem, że jedno wynika z drugiego, ale mimo wszystko. Czytam sobie tamte notki i widzę, jaką trzpiotką byłam ;) To słowo idealnie opisuje mnie z tamtych lat. I trochę żałuję, że nadal nią nie jestem... Być może jeszcze czasami wychyla się na chwilę tamta margolka, ale rzadko i nie dla wszystkich. Pewnie nie ma do tego powrotu, tak, jak nie ma powrotu do tamtego życia. I wcale nie twierdzę, że chciałabym wrócić, w końcu w życiu chodzi o to, żeby iść na przód.
Byłam trochę mniej refleksyjna (na blogu, bo jeśli chodzi o charakter, to w tym wypadku nic się nie zmieniło), więcej się u mnie działo drobiazgów, które były mniej istotne, ale za to stanowiły wdzięczniejszy temat do pisania. Moje pisanie było też trochę bardziej radośniejsze. Nie znaczy to, że teraz radość z życia całkowicie straciłam. Tylko chyba trochę z wiekiem dojrzałam, uspokoiłam się, jestem po prostu bardziej stonowana.
Jednak to, co mnie najbardziej szokuje, to fakt, że przez te siedem lat prowadzenia bloga zatraciłam umiejętność pisania krótko i zwięźle! O tak, to jest chyba podstawowa wada moich notek, z którą nie umiem się uporać :) A kiedyś pisałam dużo krócej, dłuższe wywody zdarzały się od święta. A i tak nie były aż takie długie. Na pewno wpływ ma na to specyfika poruszanych tematów. Kiedyś więcej pisałam o codzienności, więc notki były krótkie, jak opisywany epizod. Teraz częściej piszę o emocjach, dzielę się spostrzeżeniami bądź poglądami, a to wymaga dłuższych wywodów. Ale prawda jest taka, że nawet o wydarzeniach nie potrafię już pisać zwięźle.
Myślę, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że kiedyś pisałam dość nieprecyzyjnie i dopiero w komentarzach okazywało się, że coś jest niejasne i musiałam dopowiadać. Z czasem nauczyłam się trochę przewidywać Wasze reakcje oraz pytania (tak, tak, dobrze rozumiecie, to również Wasza wina, że piszę tak rozwlekle :P) i starałam się jak najbardziej wyczerpywać temat, nawet z wątkami pobocznymi, żeby nie było zbyt wielu wątpliwości.
Można też powiedzieć, że doszłam do wprawy z pisaniem i idzie mi to szybciej i sprawniej - użycie większej ilości słów dość łatwo mi przychodzi:P Choć oczywiście można to odwrócić i stwierdzić, że wyszłam z wprawy i już nie potrafię pisać konkretnie i zwięźle. Trochę nad tym ubolewam. Naprawdę. Często próbuję napisać krótką notkę i zwyczajnie mi to nie wychodzi. Bywa, że jestem wręcz przerażona długością wywodu...
Ostatnio zdarza mi się siadać z komputerem w sypialni, podczas gdy Wiking śpi w łóżeczku. Tylko, że tam nie mam internetu, więc często piszę sobie notkę w wordzie. A że to nie jest taka typowa notka, to po prostu sobie piszę na temat, który akurat mam w głowie (z zamierzeniem przerobienia go na notkę). Tak piszę i... płynę... Bo okazuje się, że ten swobodny strumień myśli jest niemal nieograniczony. Jakiś czas temu zaczęłam pisać swoje refleksje na temat macierzyństwa. Wyszło mi... siedem stron! Toż to prawie jedna trzecia mojej pracy licencjackiej (pewnie jakbym zastosowała tamten stylesheet, to wyszłoby nawet więcej)! No po prostu porażka. Spokojnie, nie zamierzam Was tym męczyć :) Ale co tu zrobić? Co wyrzucić, skoro każda myśl wydaje mi się ważna. Mogę co najwyżej podzielić ten wpis na kilka różnych. Na razie i tak był pisany w konwencji typowego stream of consciousness, a więc bez ładu i składu. Być może niedługo zrobię tam jakiś porządek i będzie się to nadawało do publikacji.
Wiele dyskusji toczy się ostatnio na blogach o tym, jak bardzo blogosfera się zmieniła. Ja również w nich uczestniczę, bo także pamiętam lata świetności blogowiska. Z jednej strony żal tego, co było. Z drugiej to naturalna kolej rzeczy, że skoro się zmieniamy, to i nasze blogi się zmieniają (chociaż tego trendu na wszelkie blogi tematyczne ukierunkowane na robienie kariery raczej nie rozumiem, bo dla mnie blog nadal przede wszystkim jest formą pamiętnika i narzędziem do nawiązywania relacji z innymi ludźmi).
Jestem więc świadoma, że moje pisanie nie jest już takie, jakie było. A co więcej - nigdy już takie nie będzie... Kiedyś byłam pracującą studentką-wariatką, która wściekała się na swojego chłopaka. Dziś jestem niepracującą (oby nie za długo!) matką i żoną, która ma kilka powodów, żeby poskarżyć się na swojego męża i jeszcze więcej oporów przed tym, by to zrobić ;) Nie mogę więc opisywać zwariowanych domówek, które urządzałyśmy z Dorotą ani koślawych dialogów z nią prowadzonych, bo tego po nie ma. Jest za to stosunkowo monotonna, choć często też radosna codzienność z mężem, mniej lub bardziej rutynowe zachowania Wikinga i cała masa przemyśleń w mojej głowie. Staram się, aby nie było nudno, bo sama w życiu też się raczej nie nudzę, ale jestem świadoma tego, że nie każdemu czytanie tego rodzaju moich wypocin odpowiada. I rozumiem to. Nigdy nie usiłowałam (i nie będę tego robić) zatrzymywać czytelników na siłę :) Niemniej jednak miło mi, że wiele z Was towarzyszy mi już tyle lat, mimo wszelkich zmian. Swoją drogą, mam do Was trudne pytanie. A właściwie pytanie, na które chyba trochę trudno odpowiedzieć :) Czy Wy macie jakieś spostrzeżenia odnośnie mojego pisania? Jakieś zarzuty? Wnioski?
Nie chodzi mi o to, żebyście tutaj pieśni pochwalne na temat mojego bloga zamieszczały :) Ale też nie o to, żeby jechać po mnie jak po torze wyścigowym. Prawda jest taka, że na pewno wszelkie opinie wezmę sobie do serca, ale jako że nigdy nie miałam tendencji do pisania pod publiczkę (choć dla publiczności już prędzej), nie sądzę, żebym nagle zmieniła swój styl i tematykę pod wpływem czyjejś sugestii (mówiłam, że trudno na to odpowiedzieć :)) Bo wychodzę z założenia, że to jest blog dla chętnych. Po prostu jestem ciekawa, czy ta moja zmiana jest taka oczywista, czy jest dokuczliwa, czy może po prostu "stało się" i jest... Czy bardzo przynudzam i męczę długością... Kto ma ochotę, niech się podzieli, ale przymusu nie ma ;)
Ciekawa jestem, jak bardzo moje pisanie zmieni się na przestrzeni kolejnych lat. Z jednej strony cieszę się na to, bo w końcu ewolucja to coś pozytywnego. Z drugiej trochę szkoda, że nie ma powrotu do tego, co było. Dobrze mi się czyta moje dawne notki. Owszem, czasami się sama z siebie podśmiewam, ale mam wrażenie, że kiedyś pisałam lepiej :) Z drugiej strony, może tak samo będę myślała o moich teraźniejszych notkach, bo zauważyłam, że mam tendencję
do tego, żeby bardzo krytycznie oceniać wszelką twórczość teraźniejszą a po dłuższym czasie dziwię się, że umiałam tak fajnie coś napisać :)
Hmmm, przecież piszesz dla siebie przede wszystkim, my jesteśmy tak jakby przy okazji :-)
OdpowiedzUsuńA ze znajomościami blogowymi jest pewnie tak jak z tymi w życiu - jedne się zaciesniają, inne jakoś tracą na zażyłości, jeszcze inne niezauwazenie zamierają i czasem pojawiają się nowe...
Ją Twoje notki uwielbiam, zwłaszcza te, które mnie z różnych przyczyn szczególnie interesują się (jak np niedawne przygotowania do ślubu) - pisz tak jak lubisz bo to Twoje miejsce,notki my jesteśmy tu tylko zaproszonymi gośćmi :-)
Masz bardzo dobre podejście ;) To znaczy- ja też takie mam jako czytelniczka innych blogów i najbardziej lubię, jeśli autorki są naturalne i nie piszą, aby przypodobać się odwiedzającym, a jednocześnie, jako autorka, nie lubię, kiedy ktoś próbuje mnie ustawiać :) Cieszy mnie, kiedy ktoś odwiedza tak po prostu, bo lubi.
UsuńJeśli chodzi o znajomości blogowe, to masz rację. Rzeczywiście to trochę tak, jak w życiu realnym. Przy okazji przenoszenia tych notek czytam też komentarze i widzę tam wpisy osób, które już zacierają mi się w pamięci, a był czas, kiedy były mi bliskie. Tak bywa...
Dziękuję za miłe słowo ;)
dla mnie Twoje notki są naturalną kontynuacją postów sprzed lat, rzeczywiście są może ciut dłuższe niż te z przeszłości, ale ich styl dalej jest fajny i mimo ich rozciągnięcia czyta się je błyskawicznie
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Dobrze to ujęłaś ;) Faktycznie to jest cały czas kontynuacja. Ale ta długość to moja bolączka! I nic nie mogę z tym zrobić :P
UsuńNie zauważyłam jakoś bardzo tej Twojej zmiany w pisaniu, ale to pewnie dlatego, że Twoje notki to dla mnie codzienność. Jak jesteś z kimś blisko, to mniej zauważasz, że ta osoba się zmienia, a jak spotkasz dawno niewidzianą koleżankę, to masz większą szansę jakieś zmiany zauważyć.
OdpowiedzUsuńTy jesteś dla mnie kimś w rodzaju "domownika", bo na Twoim blogu jestem praktycznie codziennie i mimo że nie każdą notkę skomentowałam, to każda jest przeze mnie przeczytana.
Ale jak się tak głębiej zastanowić, to rzeczywiście kiedyś byłaś taką szaloną Margolką, a teraz bardziej ułożoną Gosią. Ale to chyba normalne, że człowiek z wiekiem (wybacz;)) i wraz z doświadczeniem się zmienia i uspokaja.
A co do Twojego pisania. Jest Twoje i tylko od Ciebie zależy, jak będzie wyglądało. Nie bądź dla siebie zbyt krytyczna, docenisz ten nowy, bardziej "obfity" styl z dystansu.
Myślę, że masz rację, bo faktycznie jak się kogoś "widzi" codziennie to się przecież zmian nie zauważa, bo przychodzą naturalnie. Ja też mam takie blogi, na które zaglądam codziennie, choć właśnie nie zawsze mogę komentować. I też zmiany widzę dopiero wtedy, kiedy z jakiegoś powodu cofam się do notek sprzed lat.
UsuńDziękuję za spostrzeżenia :) O to mi chodziło ;) No i oczywiście bardzo mi miło, że jestem "domownikiem" :)
Spoko, sama przecież użyłam tego okreslenia "z wiekiem" :) NIe mam kompleksów na punkcie starzenia się, wiem, że to normalne. Tak, jak normalna jest ta poważniejsza postawa. Chociaż czasami mi żal tamtego czasu.
Na to własnie liczę, że z dystansu wszystko będzie lepiej wyglądało :)
Typ bloga, jaki Ty reprezentujesz, bardzo mi się podoba. Nie znoszę na przykład ,,wykładowców'', którzy nic o sobie, tylko jakieś ,,mądrości'' z gazet i książek. Są też ,,pouczacze'' wszelkiej maści, mający się za lepszych, nieomylni we własnym mniemaniu. U Ciebie jest mądrze, ciekawie, a przy tym swojsko... I bardzo piękną polszczyzną!
OdpowiedzUsuńWiem o jakich blogach piszesz, bo ja też takich nie lubię! Takie wymądrzanie się w sieci zrobiło się niestety ostatnio bardzo modne i pełno jest wszelkiej maści ekspertów. Raczej odcinam się od tego trendu, bo po prostu interakcja z takim blogerem niewiele mi daje. Nawet pole do dyskusji pod takimi wpisami często jest niewielkie, bo właśnie autor nieomylny i nieznoszący sprzeciwu...
UsuńCieszę się, że Ci się podoba moje pisanie! A co do polszczyzny - bardzo się staram i palę się ze wstydu, kiedy zdarzy mi się jakaś językowa wpadka!
Ja pamiętam jak kiedyś pisałaś że po urodzeniu dziecka posty nie będą o dziecku... Uważam że to akurat się Tobie nie udało oczywiście nie mam ci tego do zarzucenia:) Po prostu nie spodziewałam się tego po Tobie bo tak się zarzekałaś;) Ale jak widać sytuacje życiowe nas zmieniają. Niech każdy piszę jak chce i o czym chce. A co do blogosfery to uważam że to ludzie się zmieniają za dużo zazdrości i cheć pokazania tego że mój pogląd jest najlepszy prowadzi do kłótni. Tęsknie trochę za tamtymi czasami gdzie tego nie było;)
OdpowiedzUsuńJa tak pisałam? Nie pamiętam... Kiedy? Ale w notce, czy komentarzu..? Jesteś w stanie napisać mi chociaż mniej więcej w jakim okresie to było? Nie chodzi o to, że chcę, żebyś mi to udowadniała :P tylko o to, że ja tego naprawdę w ogóle nie pamiętam a lubię konfrontować swoją aktualną opinię z tą, którą miałam kiedyś. Serio, nie umiem sobie tego przypomnieć, a naprawdę rzadko bywa, że aż tak nie pamiętam, ze miałam inne zdanie na ten temat (ale się zdarza :) dlatego własnie taka ciekawa jestem). W każdym razie już w ciąży pisałam całkiem sporo o ciąży, więc można było się spodziewać, ze o dziecku tez będzie (znaczy, że ja się mogłam spodiewać). Że się zarzekałam to już w ogole nie pamiętam. Pamiętam tylko, że pisałam, że będę na pewno mało pisać i tu się pomyliłam :)
UsuńCzy mi się to nie udało? Ja nawet nie próbowałam, więc trudno mi to w taki sposób oceniać, ale prawdą jest, że o dziecku piszę dużo :) I na pewno w pewnym sensie moje zdanie na ten temat się zmieniło, bo przecież wcześniej nie byłam związana z żadnym dzieckiem emocjonalnie, a potem zrozumiałam już te wpisy o postępach dzieci na innych blogach, bo po prostu zobaczyłam, jak wiele rzeczy w pamięci się zaciera a chęć zatrzymania pewnych chwil jest i zależy mi na tym, zeby utrwalić niektóre zdarzenia. Druga kwestia to fakt, że ja przecież cały czas siedzę z dzieckiem w domu, niewiele innych rzeczy w moim życiu się dzieje, więc o czym mam pisać... Zresztą, jak się dzieje to piszę i wydaje mi się, ze choć tych wpisów o Wikingu jest dużo (żebyś wiedziała, ze mam z tego powodu wyrzuty sumienia :) ale z drugiej strony żal mi czegoś nie zapisać), to nie zafiksowałam sie zupełnie na dziecku, ale oczywiście nie jestem obiektywna i może jest wręcz przeciwnie, może się zafiksowałam...
W każdym razie - fajnie byłoby gdybyś mi przypomniała, gdzie ja o tym pisałam, bo nawet nie wiem gdzie szukać a naprawdę chciałabym przeczytać o tym, jaki miałam pogląd i co sobie wtedy myślałam :) Może nawet notkę bym na ten temat napisała!?
Jeśli chodzi o blogosferę - może masz rację z tą zazdrością. Choć ja bym może tak tego nie nazwała. Już prędzej - rywalizacja. Faktycznie kiedyś było więcej życzliwości. Albo inaczej - więcej skrajności, ludzie dzielili się na życzliwych albo na wrednych. A teraz czasami ktoś pod płaszczykiem uprzejmości wbija szpilę. Unikam takich sytuacji i osób, ale zdarza się.
Z drugiej strony to z Tobą przeciez kiedyś prowadziłam zazarte dyskusje na temat racji i tego, czy może być tak że obie osoby rożnią się całkowicie a jednocześnie oboje mają rację, bo każdy swoją :P A potem się jakoś dotarłyśmy, dogadałyśmy i nawet nie zgadzając się ze sobą rozmawiałyśmy spokojnie i bez emocji :) To mi się zawsze podobało, ze jak była chęć, to wszystko można było sobie wyjaśnić i polubić się na nowo :)
Pozwolę się trochę wtrącić, ale przyznam, że mnie także się wydaje, że coś takiego kiedyś pisałaś. Nie jestem w stanie wskazać dokładnego posta (bo przecież o tym konkretnie nie pisałaś, bo bym pamiętała), czy komentarza, ale mam wrażenie podobne do Ivone. Musiałabym przekopać całego Twojego bloga, a to niestety niemożliwe, poza tym nie bardzo mam na to czas. W każdym razie chodzi mi o to, że nie tyle zarzekałaś się, że nie będziesz pisała o dziecku, co ono nie zdominuje Twoich notek. Tymczasem jest inaczej, co dla mnie jest oczywiście zrozumiałe i w niczym mi nie przeszkadza. A to co i jak piszesz bardzo mi odpowiada.
UsuńSwoją drogą u siebie znalazłam notkę, w której sama się zarzekałam, że nie będzie u mnie tyle o macierzyństwie, gdzie obecnie to główny temat. I co? Nic, wzruszam na to ramionami, bo widzę, jak wiele potrafi się zmienić. Dlatego doskonale rozumiem.
Tak, ja też pamiętam, że Margolka w ciąży o tym pisała- i było to na pewno w którymś poście;-)
UsuńNo musiałabym przewertować notki sprzed kilku miesięcy żeby dokładnie zacytować:) Ale chyba teraz tego słowa użyłaś co wtedy 'zafiksowanie'. Nie mam ma myśli dosadnie tylko raczej ogólnie ja wtedy tak wywnioskowałam może błędnie, że nie będzie to blog o dziecku i wtedy właśnie sobie pomyślałam że pisanie o postępach czy wstawianie filmików do Ciebie takie nie podobne:) Rozumiem że dziecko to teraz Twoje życie więc o tym piszesz.
UsuńPamiętam pamiętam i cieszę się też że jednak pomimo różnych poglądów się zrozumiałyśmy:)
Mówicie, że to było w ciąży? Hm, a mnie się wydawało, że nawet jeszcze wcześniej. No ale dokładnie nie pamiętam ;)
UsuńSzkoda, ze nie potraficie powiedzieć, kiedy to było... Chyba sama będę musiała w takim razie przekopać wszystkie swoje notki.. (a wcale mi się nie chce :P)Bo na pewno wobec tego muszę to znaleźć. Dlatego, że o ile na pewno wiem, że nie planowałam pisać tylu notek o dziecku to zupełnie nie umiem sobie przypomnieć, że się zarzekałam, ze na pewno tak nie będzie. Chciałabym znaleźć teraz tamte słowa, żeby wiedzieć, co dokładnie mogłam mieć na myśli i czy faktycznie aż tak diametralnie swoją opinię zmieniłam, czy może to kwestia doboru słów albo tego, ze inaczej sobie niektóre rzeczy wyobrażałam.
UsuńSzkoda, że tak bardzo tego nie pamiętam, ze nawet nie wiem, na jakie notki patrzeć :) I czy w ogóle na notki czy na komentarze :)
Ida, wcześniej??? Jakoś sobie w ogóle nie wyobrażam, po co do licha miałabym pisać o tym wcześniej...
UsuńA co do tego pierwszego komentarza - mogłam rzeczywiście nie chcieć, żeby ten temat zdominował mojego bloga i mogłam nawet myśleć, że tak się nie stanie (tak jak to było w przypadku ślubu, choć i tak wydaje mi się, ze był czas, kiedy to była tematyka dominująca), tyle, że niestety (ja uważam, ze niestety, ale wiem, ze taka kolej rzeczy:)) niewiele innych rzeczy się teraz wokół mnie dzieje i nawet nie bardzo mam o czym pisać. Nawet kiedy piszę o wakacjach czy o jakimś wyjściu, to się Wiking przewija, bo on jest cały czas obecny.
Ja z kolei nie do końca wzruszam ramionami, bo trochę nie jestem zadowolona z tego, że tak to wychodzi. Tyle, ze jednoczesnie chcę utrwalać wiele rzeczy i spostrzeżeń, które mam na tym etapie. Można powiedzieć, więc, że pod tym względem trochę jestem sobą rozczarowana, ale z drugiej strony nie na tyle, żeby rezygnować z pisania o tym, o czym chcę.
Meg - zawsze to jakaś podpowiedź ;)
UsuńIvone, tego słowa mogłam użyć. Tak, jak użyłam go teraz. Z tym, że właśnie może być tak, ze ja inaczej to zafiksowanie odbieram, bo mnie się nadal wydaje, ze mi tak bardzo nie odbiło, a Ty lub ktoś inny może mieć już inne wrażenie (co mnie bardzo smuci, bo nie chciałam być nigdy taką matką :))
UsuńW każdym razie - ja cały czas mam nadzieję, ze to mimo wszystko nie jest blog o dziecku, tylko o mnie i jeśli sprawia inne wrażenie, to...kurde, bardzo mi się to nie podoba i nie wiem co z tym fantem zrobić.. :)
Natomiast jeśli chodzi o filmiki i pisanie o postępach, to tu masz absolutną rację, ze to do mnie nie podobne, bo w tej kwestii sama siebie nie poznaję. Ale tak, jak wspomniałam, zrozumiałam w pewnym momencie sens takich wpisów, bo rzeczywiście jest taka potrzeba, zeby parę rzeczy zapamiętać i jakoś utrwalić. A filmiki - sama nie wiem, po co mi to ;) Chyba pojawia się w pewnym momencie taka chęć pochwalenia sie jakimś postępem.. Na razie mi przeszło ;)
W każdym razie faktycznie tak jest, że niewiele rzeczy wokół mnie się teraz dzieje bez udziału Wikinga, więc zawsze siłą rzeczy gdzieś się jego temat przeplata, ale tak, jak wspomniałam, bardzo nie chciałabym, żeby ten blog stał się blogiem Wikinga. Wolałabym nadal być jego główną bohaterką, tylko może się okazać, ze to się dzieje niezależnie ode mnie (choć zawsze byłabym przekonana, ze to niemożliwe!)
Ja też się cieszę :) Zwłaszcza, ze od tamtej pory zawsze mi się z Tobą fajnie rozmawiało.
Jeśli już pisałaś o tym wcześniej, niż ciąża, to raczej nie u siebie, tylko w związku z wymianą zdań u kogoś. A jeśli u Ciebie, to nie było to apropos aktualnego tematu danego dnia, tylko wyszło naturalnie z komentarzy. Ale niestety nie pamiętam kiedy i też nie jestem pewna, że akurat tak było. Pamiętam natomiast, że coś takiego miało miejsce i właśnie raczej nie jednorazowo, dlatego ja bym tu chyba raczej wskazała bardziej na komentarze. Ale dokładnie - czy u Ciebie, czy u kogoś - zabij mnie - nie wiem ;)
UsuńMnie to natomiast zupełnie nie przeszkadza, jak już wspomniałam. I dlatego wzruszam ramionami, bo rozumiem, jak wiele może się zmienić i dzieje się to poza nami jednak.
A co do pisania, to chyba nie można mieć wszystkiego w Twoim przypadku. Bo albo decydujesz się na zatrzymywanie wspomnień, równocześnie opisując wiele rzeczy szczegółowo, albo trzymasz się swojego założenia (o ile takowe w ogóle miałaś), że blog jest o Tobie, nie mający tematu głównego w postaci Twojego dziecka. Tak, w okresie ślubu też były dość częste notki o tej tematyce, ale sądzę, że teraz są one jeszcze bardziej wyraziste, częstsze i o wiele bardziej szczegółowe. I to dla mnie też zupełnie normalne i naturalne.
Na koniec powiem jeszcze tylko, że kiedyś dziwiły mnie matki-blogerki, które dowiadując się o ciąży czy po porodzie rozgraniczały te strefy zakładając osobne miejsca, w których spokojnie zajmowały się opisywaniem ich przeżyć związanych z danym okresem w ich życiu, tym samym pozostawiając "stare" miejsce takim, jakie było. Dziś natomiast wcale mnie to nie dziwi :)
Jakoś nawet w to trudno mi uwierzyć, bo przed ciążą to ja naprawdę na temat dzieci nie wiedziałam kompletnie nic a nawet na ich temat w ogóle nie rozmyślałam nawet hipotetycznie. Jeśli rzeczywiście by tak było, to bardzo istotny jest zapewne kontekst i wtedytylko mogłabym się z tego wytłumaczyć.
UsuńPrzypuszczam też, że wiele zależy od interpretacji moich słów i właśnie od kontekstu. Może być tak, że pisząc coś takiego miałam na myśli coś, czego w swoim założeniu trzymam się i teraz, a ktoś inny może to odbierac inaczej. No ale naprawdę trudno wypowiadać mi się o czymś, czego zupełnie nie pamiętam, bo to takie zgaduj zgadula.
A jeśli chodzi o pisanie to ja chyba jednak inaczej do tego podchodzę. Mieć wszystkiego to w zasadzie nigdy nie mozna w żadnej dziedzinie życia ;) Ale jeśli chodzi o blog to ja nie mam na myśli, że jeśli blog jest o mnie to nie może mieć tematu głównego. Kiedyś takim tematem były studia, potem moje mieszkanie z Frankiem, ślub, ciąża, teraz dziecko. Oczywiście, ze teraz ma to trochę inny charakter, bo są też notki o postępach bądź zachowaniu Wikinga, ale tak poza tym jednak właśnie założenie jest takei (owszem mam je, ale nie na zasadzie, ze coś sobie postanowiłam i tego się trzymam sztywno, tylko po prostu nie chce, żeby było inaczej), ze to ja jestem w centrum. Nawet ja jako matka. A więc jeśli o czymś piszę to ze swojej perspektywy (a nie na przykład w imieniu dziecka), ze swoimi przemyśleniami, emocjami, przeżyciami. Tyle, ze wiadomo, że Wiking ciągle się gdzieś kręci obok :) To mam na myśli pisząc o tym, że to ma być blog o mnie.
A mnie chyba jednak nadal dziwi taki rozdział na dwa blogi. Własnie dlatego, ze dla mnie to jest cały czas jedno życie i ja cały czas jestem sobą. Tą samą. Chyba bym dostała rozdwojenia jaźni, gdybym starała się rozdzielać siebie na siebie i na matkę ;)
Wiesz, ta wypowiedź, jeśli dobrze pamiętam, brzmiała wówczas mniej więcej tak, że masz nadzieję, że nie sfiksujesz (;-)) na punkcie dziecka na tyle, by stało się ono głównym tematem tego bloga;-) (ale, choć przejrzałam trochę notek- nie znalazłam tego o co mi chodzi..).
UsuńBądź co bądź- ja uważam, że on jest nadal o Tobie. Stałaś się matką więc często piszesz o sprawach Wikinga, ale zawsze ze swojego punktu widzenia, wplatając w to swoje odczucia i przemyślenia. I tak jest dobrze! Nie zwariowałaś, macierzyństwo nie przysłoniło Ci świata, Wikuś nie został narratorem tego bloga:-D To nadal cała Ty. A że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia- to zupełnie normalna sprawa.
Kiedy Wiking i jego siostra;-) pójdą na studia to pewnie, jak nadal będziesz pisać;-D- nadejdzie epoka Margolki piszącej znowu bardziej o sobie jako kobiecie niż jako matce. Więc specjalnie z tym teraz nie walcz;-)))
No tak, coś takiego rzeczywiście mogłam napisać :) Również nie pamiętam kiedy i w jakich okolicznościach dokładnie, ale już rozjaśniło mi się w głowie i wiem, że coś takiego miało miejsce :) Tak, jak się domyślałam, to trochę kwestia interpretacji moich słów mnie zmyliła, bo ja rzeczywiście się raczej nie zarzekałam, ale nadzieję jak najbardziej wyrazić mogłam :)
UsuńCieszę się, ze tak odbierasz moje pisanie, bo właśnie tak chciałabym być odbierana - nawet jeśli jakiś temat u mnie dominuje przez dłuższy czas. Poza notkami opisującymi postępy lub konkretne zachowania Wikinga, staram się (choć nie tak zupełnie świadomie) skupiać jednak na własnych odczuciach i przemyśleniach. A nawet o tych postępach piszę raczej dla siebie niż dla WIkinga ;)
W każdym razie dla mnie właśnie najważniejsze jest to, ze ten blog zawsze ma być mój i związany przede wszystkim z moją osobą, to właśnie miałam na myśli pisząc o tym zafiksowaniu. Cieszy mnie wiec, że sądzisz, że nadal tak pozostało, a że notek o Wikingu jest jednak bardzo dużo - nie mogłam do końca tego przewidzieć, ale trudno byłoby mi ten temat pominąć ;) Z pisaniem więc walczyć nie będę, a co najwyżej kontrolować poziom zafiksowania ;)
Mi też trudno jest dostrzec jakąś ogromną różnicę w Twoim sposobie pisania, może dlatego właśnie, że czytam Cię od lat:-) Myślę, że ani macierzyństwo ani małżeństwo jakoś radykalnie Cię nie zmieniło. A trochę inny tok myślenia, odczuwania i inna tematyka postów- to rzeczy naturalne, gdy tyle w życiu się zmienia.
OdpowiedzUsuńA ja na prawdę podziwiam Twój 'polot'!;-) Bo w stosunkowo krótkim czasie potrafisz stworzyć długi wpis i to dosyć często. Ja zamiast napisać coś nowego, jeśli mam wybierać- wolę zajrzec do Was. Bo w tym samym czasie tworzenia w bólach krótkiej notki- zdążę Was wszystkie odwiedzić, czasem coś skomentować.. Także to potwierdza, że nie jest ze mną już dobrze;-)
Tak, to jest bardzo możliwe, bo ja też nie widzę zmiany w Was - kiedy czytam Was od kilku lat. I dopiero jak mi się zdarzy gdzieś do czyjegoś archiwum zajrzeć, to zauważam tę subtelną różnicę. Ale właśnie myslę, ze to jest naturalne.
UsuńCieszę sie wobec tego, ze nie wydaje Ci się, ze aż tak bardzo się zmieniłam, nawet jako matka.. Bo, ze tematyka tego bloga się zmieniła, to ja oczywiscie jestem świadoma, choć tak, jak pisałam wyżej, bardzo nie chciałabym, zeby ten blog przestał być głównie o mnie...
Mnie się z kolei zawsze wydawało, ze czego jak czego, ale polotu to ja nie mam ;) Jeśli takie sprawiam wrażenie, to fajnie :P Ale fakt, ze czasami z kolei brakuje mi czasu na komentowanie, bo chwilę kiedy mam dwie wolne ręce wykorzystuję na pisanie. Czytać mogę w wielu innych sytuacjach, nawet z Wikingiem na rękach, ale komentować u Was już nie zawsze mam kiedy... Coś za cos. Na razie próbuję nadążyć za wszystkimi swoimi pomysłami.
Aż sobie spojrzałam na kilka Twoich notek z tego 2009 roku :) i faktycznie pisałaś inaczej, o innych rzeczach. Trudno żeby było tak teraz. Masz zupełnie inne życie, w innym miejscu, masz męża, nie chłopaka. I Wikinga! To przecież duże zmiany. Także w Twoim charakterze. Ja nie bardzo pamiętam kiedy zaczęłam czytać Twojego bloga, ale tak jak dziewczyny wyżej, nie zauważyłam jakoś tej zmiany, dopiero powrót do notek sprzed lat mi to pokazał :) Co nie zmienia faktu, że po prostu lubię Cię czytać. To jak zaspokajanie ciekawości, dowiadywanie się, co nowego słychać, u Ciebie też często poznawanie Twojego zdania, poglądu i bardzo mi się to podoba :) nie narzucasz nigdy czytelnikom zdania. Tego własnie nie znoszę na wielu blogach paretingowych itp. Nie znoszę wymądrzania się i nie czytam takich stron. Dlatego cieszę się, że w czasach, kiedy blogowanie w głównej mierze sprowadziło się do sławy, zarabiania na tym pieniędzy, reklamowaniu wszystkiego, co popadnie i wylewaniu tony jadu na osoby, które myślą inaczej, został taki kawałek sieci, gdzie blog to cały czas miejsce na spisywanie swoich wspomnień, opowiadanie o zwykłej codzienności. Oby to nigdy się nigdy nie skończyło :) Uf... :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, trudno, żeby teraz było tak samo jak w 2009 roku :) Jestem tego oczywiscie świadoma, choć niektórych rzeczy żal - jak to zawsze w życiu.
UsuńTeż nie umiem sobie przypomnieć, kiedy zaczęłaś do mnie zaglądać dokładnie, ale przypuszczam, ze było to w okolicach roku 2010.. Jak dojdę do tego momentu w archiwum, to pewnie mi się przypomni :) To jest przynajmniej pięć lat wirtualnego obcowania ze sobą, więc rzeczywiście możliwe jest, że tej zmiany też nie dostrzegacie aż tak bardzo, ale cieszę się z tego, bo to raczej świadczy o pozytywnej stronie naszych relacji. W końcu w realu też jesteśmy świadkami tego, jak nasi znajomi się zmieniają i akceptujemy to.
Ja wlaśnie też nie znoszę tego wymądrzania się na blogach tematycznych. I w ogóle tej maniery z jaką są pisane. Często bezosobowo, z wyższością.
Miło mi wobec tego, że nadal lubisz do mnie zaglądać i nie zauważyłaś większej różnicy w sposobie pisania ;)
Cztery miejsca pracy? Myślałam, że dwa, no chyba, że masz na myśli to, że ta sama firma tylko w innym miejscu czyli praca u R. i u J. (chyba J, dobrze pamiętam?), a później w tej ostatniej firmie w Poznaniu i później po awansie w Podwarszawiu ;p
OdpowiedzUsuńA co do Twojego pisania to powiem tak: też mam wrażenie, że Twoje dawno notki były radośniejsze i odnieść można było wrażenie, że były takie spontaniczne - tak to chyba dobre określenie.Ale nic dziwnego, że teraz się to zmieniło, bo przecież to Twoje życie (już nie studenckie tak jak kiedyś) jest całkowicie inne, jesteś żoną i matką i właśnie choćby przez to, że masz Wikinga to piszesz inaczej, a po to masz bloga, żeby służył głównie Tobie i żebyś zapisywała na tym swoim kawałku miejsca w sieci to, do czego kiedyś będziesz chciała wrócić. Przyznam, że kiedy zdradziłaś, ze jesteś w ciąży przez chwilę pomyślałam o tym, co będzie kiedy pojawi się u Ciebie dziecko, jak często i o czym wtedy będą notki ;p I teraz choć Twoje posty o macierzyństwie, Wikingu, jego rozwoju nie nudzą mnie i czytam je chętnie i z ciekawością (bo przecież mnie też to kiedyś czeka), to tęsknie za takim odczuciem, które miałam kiedyś, że nie przypuszczałam o czym może być kolejny wpis i zawsze czekałam i byłam ciekawa na jaki temat będziesz pisać w następnym poście, no a teraz jest to trochę przewidywalne. Ale to naturalne i mimo wszystko tak jak już wielokrotnie pisałam, nadal uwielbiam czytać Twoje notki, Twój styl pisania itd. ;) I wcale nie ubolewam nad tym, że nie piszesz zwięźle - przynajmniej jest co czytać a toż to przecież sama przyjemność! ;D
I dobrze, że swoją wcześniejszą pisaninę oceniasz lepiej niż obecną, bo ja z reguły mam na odwrót - czasami jak czytam swoje stare notki to łapie się za głowę, ale nie wszystkie, niektóre owszem, podobają mi się i dziwie się, skąd ja umiałam tak ładnie napisać hehe
Jeśli chodzi o pracę o J. i R to mimo, że była to ta sama sieć, to firma była inna. Zupełnie inny właściciel, szefostwo, różnica w sposobie zarządzania, systemie pracy, w sposobie zatrudnienia. Natomiast jeśli chodzi o moją poprzednią pracę to też pracowałam z innymi ludźmi i w inny sposób, mimo, że tu się szefostwo (jako jedyne) nie zmieniło. Ale tak, czy inaczej, konkretne miejsca pracy były cztery i o to mi dokładnie chodziło.
UsuńTeraz też właściwie piszę spontanicznie, w takim sensie, że często tak, jak wtedy zasiadam i notka powstaje pod wpływem chwili, ale zdecydowanie tego już tak nie widać, jak kiedyś. Pewnie to zmiana w sposobie pisania właśnie.
Dziękuje za Twoje uwagi, na pewno są warte przemyślenia :) O taki odzew właśnie mi chodziło, bo fajnie wiedzieć, jaką macie opinię iodczucia. Staram się pisać na różne tematy, ale siłą rzeczy Wiking w tle jest obecny prawie zawsze. A nawet notki refleksyjne opierają się na tematach, o których kiedyś po prostu nie myślałam, bo mnie nie dotyczyły. Ale może za jakiś czas znowu stanę się mniej przewidywalna :))
Zarzuty na temat Twojego pisania? Gdzie tam! :)) Zmieniłaś się przez te lata (bez skutku próbuję sobie przypomnieć jak się poznałyśmy blogowo, która do której zawitała i kiedy), dojrzałaś i zauważasz to, co i ja dostrzegam już od jakiegoś czasu. Zmienił się nam styl pisania, dzisiejsze notki są inne niż te sprzed lat. Też mi tego "trzpiotoctwa" (?) brakuje, nieraz się uśmiałam srogo ze starych notek, podczas gdy z nowych raczej rzadko. Potrafiłam pisać zabawnie i zwięźle właściwie o niczym, teraz nierzadko mam masę rzeczy do opisania, a brak czasu i niekiedy chęci, żeby to ogarnąć w notkę. Widzę sporo podobieństw :))) Ale to chyba naturalna kolej rzeczy, nie ma co się dziwić czy smucić. Tak że osobiście nie mam żadnych zarzutów :))) Czasem też napiszesz o czymś, co jest mi obce, więc i przeczytam, nie mając się jak specjalnie odnieść. Ale tylko czasem ;)))
OdpowiedzUsuń"...tego trendu na wszelkie blogi tematyczne ukierunkowane na robienie kariery raczej nie rozumiem, bo dla mnie blog nadal przede wszystkim jest formą pamiętnika i narzędziem do nawiązywania relacji z innymi ludźmi" - się mogę pod tym podpisać. Kompletnie nie czaję tych nowych blogów. Dla mnie ci blogerzy to osoby, które chcą zbudować biznes na swojej stronie, nie mają znajomych, tylko czytelników/fanów. Nie interesuje mnie ten sposób pisania - ewidentnie pod statystyki i wejścia. Gdzie tam jest człowiek z krwi i kości? Ja nie widzę :/
Dzięki ;) Fajnie, że zarzutów brak :P
UsuńA co do pierwszych odwiedzin - Ty do mnie zawitałaś pierwsza :) Nie pamiętam aż tak dokładnie kiedy, ale chyba jakoś w pierwszej połowie roku 2009 (tak mi się kojarzy z przenoszenia archiwum, kiedy pobieżnie przeglądałam też komentarze).
Ty pewnie też się przez ten czas zmieniłaś, ale jak tak sobie pomyślę, to też nie potrafię stwierdzić konkretnie jakie to zmiany :) Twój blog nadal jest Twój.
No i rozumiem doskonale, że niektóre tematy poruszane przeze mnie są dla Ciebie zupełnie nieznanym obszarem funkcjonowania, ale tym bardziej cieszę się, ze Cię to nie odstraszyło. No i to pozwala jednak wierzyć, że nie jest ze mną tak źle i nie zdziadziałam albo raczej - nie zdzieciałam :P
Właśnie! Te wpisy sa zupełnie bezosobowe! W dodatku często pisane w tonie wyższości i kierowane zupełnie do nikogo.. Źle mi się to czyta i zwykle nie mam ochoty na żadną dyskusję, bo widzę, ze pola na nią za wiele nie pozostawiono, choć taki autor zawsze stara się stwarzać inne pozory.
Właściwie mogłabym się podpisać pod większością wypowiedzi, ta zmiana jest dość oczywista, ale niezauważalna w codziennym, blogowym obcowaniu. Wszystkie w pewnym sensie ewoluowałyśmy, ale dzięki temu, ze wciąż mamy ze sobą kontakt, nawet nie dostrzegamy, że jesteśmy już zupełnie innymi osobami niż na początku;) Jak w starym dobrym małżeństwie;p
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tą powyższą dyskusje na temat tego w jaki sposób macierzyństwo wpłynęło na Twoje pisanie, ja też kojarzę jakieś słowa o tym niesfiksowaniu na punkcie dziecka (możliwe, ze to było pod notkami o tym jak brat Franka próbuje was pouczać, bo wtedy w komentarzach chyba niektóre czytelniczki sugerowały, ze jak urodzisz to zobaczysz, że coś tam, ale możliwe, ze źle kojarzę ), ale nie wydaje mi się, aby wtedy to było jakieś zarzekanie się, że ten temat nie będzie wątkiem głównym na tym blogu. Możliwe, że bardziej tu chodzi o nasze wyobrażenia, albo raczej przyzwyczajenia. Nie do końca wiem jak to precyzyjnie określić, ale ogólnie można rzec, że charakterystyczne dla Twojego bloga było to, że od samego początku był przede wszystkim o Tobie. Franek, praca, studia, Dorota, rodzice - te tematy pojawiały się, ale nigdy te osoby nie były głównymi bohaterami (u mnie np. był czas, ze blog był bardziej o MW niż o mnie), tak samo jak nie skupiałaś się na jednym aspekcie swojego życia (np. ten blog nie stał się blogiem ślubnym). Uważam, że teraz to wciąż blog przede wszystkim o Tobie, ale czasem jednak Wiking staje się głównym bohaterem i możliwe, ze właśnie takie notki były dla nas zaskoczeniem, co nie oznacza, ze rozczarowaniem;p Bo to raczej naturalne pisanie przy obecnym trybie życia;) Gdybyś np. przed ślubem całe dnie spędzała na przygotowaniach to pewnie siłą rzeczy ten temat stałby się przewodnim;)
Tak, jak napisałam w komentarzu do Szczęściary - myślę, że to dobrze świadczy o naszych znajomościach, ze nie odnotowujemy tych zmian. W realu też przecież to się zwykle dzieje samo :) No i to jest bardzo sluszne porównanie do tego starego dobrego małżeństwa ;)
UsuńDzięki! Myślę, że dzięki temu co napisałaś Ty i Meg, mniej więcej już jestem w stanie zlokalizować w czasie to, co wtedy napisałam. No i to trochę zmienia postać rzeczy, bo coś takiego jak najbardziej pamiętam i zdecydowanie wiem, że mogłam tak napisać. Po prostu za nic nie mogłam sobie przypomnieć tego, że zarzekałam się, że nie będę pisać o dziecku. Sama wtedy nie bardzo wiedziałam, jak to będzie... W każdym razie zdecydowanie to może chodzić o interpretację moich słów (dla kogoś mój tekst o niezafiksowaniu się mógł oznaczać, że np. obiecuję na temat dziecka za często nie pisać, choć nie to miałam na myśli :), ale to nic złego) a także właśnie o Wasze przyzwyczajenia.
Cieszę się wobec tego, że tak odbierasz moje pisanie - że nadal jest to blog o mnie, bo rzeczywiście to na tym własnie najbardziej mi zależy. Staram się poruszać różne tematy, ale rzeczywiście trudno tutaj nie pisać ośmiu notek na dziesięć o dziecku lub z dzieckiem w tle, skoro ono cały czas jest siłą rzeczy obecne w moim życiu, a ja jestem z nim niemal non stop (choćbym nawet chciała czasami, zeby było trochę inaczej :))
W ciąży nie miałam wyobrażeń na temat mojego pisania po tym, jak urodzi się dziecko (poza tym, że wydawało mi się, że nie będę miała na to kompletnie czasu, a różnie to bywa), generalnie nie jestem sobą zawiedziona, mimo, że Wiking to temat przewodni, bo wydaje mi się, że i tak piszę przez pryzmat swojej osoby, swoich przemyśleń i emocji. Jedyne, czym zaskoczyłam sama siebie, to fakt, że zamieszczam też notki podsumowujące Wikinga postępy lub opisujące ściśle jego zachowania. Tego się faktycznie po sobie nie spodziewałam, ale dość szybko zorientowałam się, że takie drobiazgi szybko zacierają sie w pamięci, a ja po prostu lubię wszystko pamiętać :) I blog przyszedł mi z pomocą.
W każdym razie dziękuję za podzielenie się Twoją opinią :) Z tego co piszecie wynika, że chyba aż tak źle ze mną nie jest :) A może nadejdzie znowu czas (mam nadzieję, że jednak szybciej niż prorokuje Meg :P, że wikingowe tematy trochę mi spowszednieją - na razie po prostu w mojej głowie pojawiło się sporo spostrzeżeń o których wcześniej nigdy nie myślałam.
Ja tu przychodzę dla Margolki :) To blog o Tobie, Twoim życiu, Twoich przemyśleniach :)
OdpowiedzUsuńW życiu nie przyszłoby mi do głowy sugerować komuś, co i o czym ma pisać na własnym blogu ;) Szczególnie na blogu osobistym, jakim jest ten blog. A zmiany są oczywiste, ale na pewno nie odczuwalne w skutkach ;D
Cieszę się w takim razie, że przychodzisz dla mnie :)
UsuńTak, dokładnie takie jest zamierzenie, aby to był blog o mnie, moim życiu i przemyśleniach :) Fakt, że piszę ostatnio o Wikingu przede wszystkim, ale przecież to jest właśnie część mojego życia, i to bardzo istotna.
Zmiany są i pewnie będą, ale cieszę się, ze to rozumiecie i akceptujecie.
Czytam Twojego od ładnych kilku lat i rzeczywiście przeszłaś wielką przemianę, ale każda z Margolek, które przewinęły się po drodze jest mi w jakiś sposób bliska. I to chyba taka kolej rzeczy, że się zmieniamy, poważniejemy. Ja tez jednego dnia przeczytałam notki, z tej samej daty od 2009 roku i przeżyłam szok nad tym jak zmieniłam się ja, moja codzienność i sposób pisania :)
OdpowiedzUsuńTak, ja też myślę, że to jest coś naturalnego, że się zmieniamy tak, jak zmienia się nasze życie. Pewnie wiąże się z tym również to, że poważniejemy :)
Usuń