Nie znoszę takich dni jak dzisiaj :/ Niby dzień jak co dzień, ale nie do końca i to nie do końca właśnie powoduje, że mnie wkurza. Bo ani się nie dzieje nic specjalnego, ani codzienne zwyczaje kupy się nie trzymają.
Wiking chyba ma podobne odczucia, bo jakiś dzisiaj przestawiony jest - zresztą już sama nie wiem, co z czego wynika. Franek ma dzisiaj wolne. To właściwie nasz pierwszy wspólny jego wolny dzień bez towarzystwa (tak, wiem, brzmi skomplikowanie) od dłuższego czasu, bo od ponad miesiąca. Prawdę mówiąc liczyłam na coś specjalnego, że zrobimy dziś coś fajnego, może gdzieś pójdziemy... No sama nie wiem, na co liczyłam.
Rano to nawet wyglądało na to, że coś z tego będzie, bo kiedy podzieliłam się moim pomysłem z Frankiem, to nie protestował a wręcz wyglądał na zachęconego. Ale później jakoś się rozeszło po kościach. Trzeba było posprzątać (kiedy Franek ma wolne, to zazwyczaj sprząta łazienkę), położyć Wikinga spać, ogarnąć parę rzeczy. I potem się okazało, że jednak jest za gorąco. Niby wiadomo było, że będzie i od początku wzbudzało to trochę nasze wątpliwości, ale myślałam, że jakoś nam się, ekhm, upiecze :) Może jeszcze nic straconego, może za jakąś godzinę/dwie, kiedy zrobi się chłodniej. Teraz i tak Wiking znowu śpi...
Wkurza mnie, że jest już piętnasta godzina, a ja mam poczucie, że ten dzień całkowicie się rozpłynął w nicości. Nic nie zrobiłam. Chciałam pomóc Frankowi może w odkurzaniu, ale kazał mi odpoczywać. Miałam zrobić pranie, ale jakoś mi nie wyszło, sama nie wiem, dlaczego. Myślałam, że jak Wiking będzie spał, to napiszę jakąś porządną notkę. Skończyło się na tym, że mam cztery nowe szkice, bo jakoś żaden nowy temat mi się nie kleił (i dlatego właśnie piszę właściwie o niczym). Poza tym spanie Wikinga też się jakoś nie kleiło. Od pewnego czasu wszystko szło jakoś sprawnie i bez większych awantur. Dzisiaj natomiast udał się na drzemkę o godzinę później niż zwykle (po długim płaczu) i spał tylko 20 minut. Przed drugą drzemką znowu się spłakał - właściwie nie wiadomo dlaczego. Obudził się, zaczął się bawić, a kiedy się uderzył, długo trwało zanim się uspokoił i stwierdziłam, że właściwie to wygląda jeszcze na śpiącego. Ale zasnął dopiero po tym, jak podałam mu butelkę z mlekiem modyfikowanym. Bo właśnie dzisiaj dodatkowo Wiking ma chyba Dzień Wybrednego Głodomora. Zdarza mu się to od czasu do czasu, że widać (lub domyślam się), że jest głodny, ale np. piersi nie chce za bardzo ssać albo robi to bez przekonania. Deserek ze słoiczka je chętnie, ale stęka przy tym z jakimś niewytłumaczalnym niezadowoleniem. Pije wodę (lub wodę z sokiem) do dna, ale jak już się napije, to humor ma nadal zły. Względnie mieszanka pomaga...Generalnie Wikuś ma chyba dzisiaj jakiś gorszy dzień. Odzwyczaiłam się od tego, bo już naprawdę bardzo dawno takiego nie miał. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz był marudny - nie licząc oczywiście czasu gdy był chory i gorączkował, bo to inna sytuacja.
Ogólnie ja sama nastrój też mam raczej kiepski. Zresztą to trwa już od jakiegoś czasu, ale staram się po prostu to ignorować. Niestety nie zawsze się da. Dzisiaj na przykład nie bardzo. Franek śpi razem z Wikingiem, zadowolony, że może sobie na to pozwolić (spanie to Franka hobby, niestety, bo mnie trudno się z tym pogodzić). A ja siedzę jakaś taka rozmemłana, rozczarowana, zduszona, z ciężkim sercem, ściśniętym żołądkiem (dziś przez cały dzień zjadłam tylko trochę płatków kukurydzianych z mlekiem, parę chipsów i orzeszków, ot śmieci, na jedzenie też nie mam ochoty) i poczuciem beznadziei i bezcelowości. Nie do końca wiem, czego bym chciała. A właściwie to wiem, bo chciałabym poczuć się szczęśliwa. Problem w tym, że nie wiem, jak to zrobić. Mam wrażenie, że jakiś czas temu straciłam tę umiejętność. Nie rozumiem. Wcześniej jakoś nie miałam z tym problemu.
Witaj :) wiem co czujesz, rozumiem doskonale. Mój Bąbel ma 23 miesiące i w ciągu tego okresu czasu rzadko się widywałam z moim mężem - on w pracy, ja w domu, ja w pracy on w domu. rzadko razem w jednym miejscu. I jak już się zdarzały takie chwile to wymagałam, chciałam, pragnęłam by ten dzień jaki by nie był był wyjątkowy - może spacer, wypad na wycieczkę do lasu, nawet do parku czy na plac zabaw. Ale życie zawsze jakoś plata figle - a to trzeba skorzystać, że drugi rodzic w domu - to zakupy, zaległe porządki, ugotować jakiś porządny posiłek itd itp Mijał dzień i człowiek rozczarowany. Ale teraz nauczyłam się cieszyć tym co mam mimo wszystko - przecież jest Bąbel, jestem szczęśliwa. Może czasem tylko czegoś brak, ale wiem że jak już się zdarza to zachowuję to w pamięci na bardzo długo, i mówię sobie że przecież inni może i tego nie mają co ja mam. Może za kilka lat... Na razie życzę wytrwałości i radości z każdej chwili, bo na prawdę warto czasami po prostu się uśmiechnąć i od razu jest człowiekowi lepiej, więc ja posyłam uśmiech do Ciebie i ściskam ciepło, Madzia :)
OdpowiedzUsuńCześć Madziu,
Usuńrzeczywiście mam wrażenie, że dobrze rozumiesz, o czym piszę. Być może nie jest to przyczyna bezpośrednia, ale jedna z wielu, które doprowadziły mnie do tego stanu umysłu. Niby cieszę sie z tego, co mam, a już na pewno to doceniam. Cieszę sie obecnością Wikinga, ale jednocześnie chwilami czuję, że czegoś mi brak. Być może to kwestia tego, że jestem cały czas w domu.. Nie wiem, trudno mi powiedzieć.
W każdym razie bardzo Ci dziękuję za miłe słowo. Nie powiem, że od razu mi przeszło, ale na pewno zrobiło mi się miło i nieco lepiej.
Pozdrawiam serdecznie!
wiesz co mnie się wydaje, że to wina pogody. Za długo trwają te upały ludzie są rozdrażnieni i zmęczeni i jacyś tacy jakby agresywniejsi. Mnie też nic się nie chce i jakoś tak też wydaje się, że w domu jakaś awantura wisi na włosku a w zasadzie nie ma jakiegoś zapalnego stanu :) po prostu te upały tak nas dobijają. Ochłodzi się i będzie ok
OdpowiedzUsuńTez chcialam napisac, ze to pewnie przez te upaly juz bo jak jest tak goraco to nic sie nie chce a tymbardziej podejmowac jakiegos konkretnego dzialania albo wybierac sie w miejsce inne niz np jezioro - przynajmniej ja tak mam, ale w jednej z poprzednich notek Margolka pisala, ze jej te upaly nie przeszkadzaja, wiec zrezygnowalam z tej teorii... ;)
UsuńByć może macie rację. Bo ja co prawda rzeczywiście naprawdę dobre znoszę upały, nie przeszkadzają za bardzo wysokie temperatury, rzadko jest mi gorąco do tego stopnia, zeby aż nic mi się nie chciało. Ale wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby nie Wiking - bo w tym wypadku muszę brać pod uwagę pogodę i się jej podporządkować. Nie mogę wychodzić o tej porze, co zwykle na spacer, muszę mieć w domu pozasłaniane okna, nie mogę gdzies pojechać, ze względu na upał, żeby dziecka naw niego nie narażać... Więc może trochę rzeczywiście ma to wpływ, bo nie mogę funkcjonować tak, jak bym chciała. Franek zresztą też najlepiej upałów nie znosi, więc pewnie i na mnie trochę się to odbija...
UsuńOd wtorku ma być lepiej - zobaczymy.
Hmmm stracić umiejętność bycia szczęśliwa? Znam ten bol od dłuższego cxasu:/
OdpowiedzUsuńJa go nie znam, bo wcześniej jakoś mi to nie doskwierało. I wolałabym, żeby nie trwało to dłużej..
UsuńBędzie Ci lepiej. Jestem tego pewna;*
OdpowiedzUsuńJuż trochę jest, dzięki :* Tylko teraz mam obawy przed nawrotem, bo mam wrażenie, że to mimo wszystko jeszcze nie koniec...
UsuńDoskonale Cię rozumiem, tak mi się przynajmniej wydaje. Tez tak miewam, szczegolnie wlasnie kiedy Kamil ma wolne i jest to nasz wspolny dzien, tez chce wtedy cos porobic ale nie wiem konkretnie co i tak myslimy i okazuje sie ze juz 16/17 i na to za pozno, na tamto za pozno, niby bym chciala ale tez mi sie czasem nie chce bo zeby gdzies wyjsc np cos zjesc albo gdzies pojechac to bym musiala umyc glowe a to duzo czasu zajmuje itp. i taki dupny dzien wychodzi i tez mam wtedy takie ciulowe uczucie bezcelowosci i rozmemłanego dnia.. W takie dni tez czesto nawet obiadow mi sie nie chce robic bo skoro Kamil nie idzie do pracy, ani z niej nie wraca (bo chodzi juz tez na 1 zmiany) to nie mam motywacji bo wiem ze w kazdej chwili mozna cos zrobic do jedzenia albo cos a jak juz sa te dla mnie przeklete upaly to juz totalnie( chociaz mam wrazenie ze juz sie do nich troche przyzwyczailam). I wiesz, ja ostatnio tez znow od mniej więcej jakiegos tygodnia mam gorszy czas, wczoraj wieczorem nawet sie poryczalam i tez podobnie jak Ty chcialabym się poczuc po prostu szczesliwa i beztroska choc na jakis czas...
OdpowiedzUsuńA Wikus pewnie marudny bo i upaly i jak to mowia czuje Twoje emocje i je podziela niestety.
Oby Wasz kolejny wspolny wolny dzien był lepszy i wydajniejszy niż ten ;)
P.S. komentarz moze sie dodac 2 razy bo pisze z telefonu bo nie chcialam zeby mi ucieklo to co mi naszlo na mysl po przeczytaniu Twojej notki a na kompa pewnie dopiero jutro bede wchodzic ;p
Dokładnie.. Bardzo dobrze opisałaś ten dzień do kitu. Naprawdę tego nie znoszę! Ale właśnie wygląda to u nas dość podobnie - a raczej wyglądało przed Wikingiem. Teraz jest równie fatalnie, tylko jeszcze dochodzi Wiking. I chyba przez to znoszę to jeszcze gorzej, bo tak to jeszcze miałam świadomość - nie dzisiaj, to jutro :) Teraz trochę trudniej o taką swobodę myślenia i działania.
UsuńNastępny wspólny dzień we wtorek i zobaczymy... Potem jeszcze środa, ale wtedy mam zaplanowane parę rzeczy, a następnie sobota, niedziela i poniedziałek (w tym miesiącu trochę się nazbierało), ale wtedy chyba będziemy mieli gości.
Jeśli nawet ją straciłaś to tylko na jakiś czas. Wszystko mija. Bycie szczęśliwym, odczuwanie radości, nie jest nam dane przez cały czas, dlatego trafiają się takie momenty lub dni...Gorzej gdy obniżony nastrój trwa długo i ma jakieś zasadnicze podłoże...A myślę, że u Ciebie to tylko chwilowe :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję... Bo ostatnio jakoś dłużej się mnie trzyma ten gorszy czas, mimo, że próbuję go ignorować i mimo tego, że bywa też dobrze.
UsuńZ tym podłożem to na razie trudno mi wysondować, czy jest jakieś zasadnicze, czy to tylko taki gorszy czas bez powodu..
Panowie posiadają zadziwiającą zdolność zasypiania w każdych warunkach... Kiedyś mnie to bardzo złościło, dziś przywykłam.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ja na razie przywyknąć niestety nie umiem.
UsuńTakie dni czasem po prostu są, trzeba je jakoś "zmęczyć":)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale nie znoszę tego i tej męczarni właśnie.
UsuńMam nadzieję, że szybko powróci dobry nastrój :*
OdpowiedzUsuńDziękuję, na razie jest trochę lepiej :*
UsuńTeż czasem mam takie dni. Zazwyczaj wtedy staram się o tym nie myśleć, bo wiem, że one po prostu miną i one w końcu znikają, czasem nawet nie wiem kiedy... I Twoje dobre dni też wrócą:)
OdpowiedzUsuńCzęsto też sama tak sobie tłumaczę, że to minie.. Ale ostatnio jakoś częściej mi się zdarza takie gorsze samopoczucie i trochę trudniej jest się pocieszyć. Ale tym razem rzeczywiście na razie trochę minęło... Dzięki :)
UsuńCzasami się takie dni zdarzają, nie wiem czy da się coś na to poradzić... U mnie zazwyczaj są kilkudniowe kompilacje, po prostu staram się je jakoś przeżyć bez rozmyślania nad życiem, bo wpadłabym dopiero w porządnego dołka... Później, z tak samo niewyjaśnionych przyczyn jak się pojawiają, tak znikają, ;) ale co się człowiek sam namęczy w tym czasie i nawkurza innych to inna bajka ;) Może jak Wiking ulula Franka, to wybierz się gdzieś sama albo zrób coś tylko dla siebie? :)
OdpowiedzUsuńWiking Franka? :) No, można i tak :)
UsuńJa wtedy też nawet nie rozmyślam nad życiem. Chyba nawet nie mam za bardzo na to siły... Teraz minęło, ale w sumie nie wiem, na jak długo, bo nie jestem pewna, czy to się pojawiło tak zupełnie znikąd..
Może to chwilowy czas, a może brak pracy powoduje takie uczucie? W końcu gdyby sprawy potoczyłyby się inaczej wracałabyś pewnie teraz z macierzyńskiego do pracy. Tak czy siak to nie podobnedo Ciebie.
OdpowiedzUsuńTrudno mi powiedzieć. Ale na pewno brak pracy powoduje, że nie mam tego poczucia spełnienia, które z kolei jest dla mnie podstawą tego, żeby czuć się szczęśliwym.
UsuńAle w sumie miło mi, że myślisz, że to do mnie niepodobne ;)