*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 4 grudnia 2015

Nastrojowo.

Dziwny nastrój mnie ostatnio dopadł. Taki refleksyjno-nostalgiczny z domieszką optymizmu napędzanego nadzieją. Pojęcia nie mam skąd mi się to wzięło i nie wiem, jak długo jeszcze potrwa, ale wolę to, niż zamartwianie się i dołek.

Z jednej strony na potęgę wspominam zeszłoroczny grudzień - ta ostatnia prosta w naszym oczekiwaniu. Co prawda Wiking trochę się pospieszył i urodził się dwa tygodnie wcześniej, ale tak sobie myślę, że ja chyba mimo wszystko byłam w jakiś sposób na to przygotowana. Wiedzieliśmy, że wyjeżdżamy na święta, staraliśmy się więc przez pierwsze trzy grudniowe tygodnie podomykać wszystkie sprawy. Kupiliśmy ostatnie elementy wyprawki, spakowaliśmy torbę do szpitala, przygotowaliśmy dokumenty - wszystko tak na wszelki wypadek. Z jednej strony nie myśleliśmy o tym, że już po świętach pojawi się nowy członek naszej rodziny, ale z drugiej, nie mieliśmy żadnych planów na styczeń. Nawet ja nie myślałam za bardzo o tym, co będę robić po powrocie do Podwarszawia ze świątecznych wojaży :) Owszem, miałam jakieś tam plany, ale mało konkretne - więc kto wie, może podświadomie jednak liczyłam się dość mocno z tym, że zostaną one pokrzyżowane i Wiking postanowi się z nami przywitać wcześniej? :)
W każdym razie z nostalgią myślę o tym czasie w ubiegłym roku, kiedy przez ostatnie dni cieszyliśmy się tym, że jesteśmy z Frankiem tylko we dwoje.

Z drugiej strony - o dziwo, bo nie mam ku temu absolutnie żadnych przesłanek - mam dość pozytywne nastawienie jeśli chodzi o przyszłość. Nie wiem jak to się stało, ale przez ten ostatni rok chyba naprawdę trochę się nauczyłam mniej przejmować sprawami, na które i tak nie mam żadnego wpływu. Przez większość czasu mam podejście "pomartwię się tym później". Oczywiście przychodzą dni, kiedy zaczynam się bardziej stresować i zastanawiać "co będzie jeśli...", ale na razie sobie jakoś z tym radzę.
Tak jak wspomniałam w ostatniej notce, kiedy przyszłam wczoraj na spotkanie, Kangurzyca na mój widok powiedziała, że jestem taka pozytywnie odmieniona, że promienieję i że chyba musiało się coś dobrego wydarzyć. Odpowiedziałam jej na to, że rzeczywiście czuję się dobrze i jestem w dobrym nastroju, ale jest to dla mnie dziwne, bo w gruncie rzeczy nie mam ku temu żadnych konkretnych powodów, a nawet wręcz przeciwnie, znalazłoby się parę spraw, które mogą niepokoić.

Nie mam więc pojęcia, co stoi za tym moim dobrym samopoczuciem. Chciałabym bardzo, żeby to była moja podświadomość, przepowiadająca dobrą przyszłość dla naszej rodziny. Na ten moment naprawdę delektuję się chwilą i dobrym nastrojem. Wiem, że ma on to do siebie, ze potrafi prysnąć w najmniej spodziewanym momencie :) Dlatego też wyciskam go jak cytrynę.

Ps. I nie zdążyłam zrobić prasowania dzisiaj, ale o dziwo nie popsuło mi to wcale humoru :)

12 komentarzy:

  1. Prasowanie nie zając! Mnie tylko popsułoby humor...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :)
      Ale ja lubię prasować, więc to mi humoru nie psuje zwykle - ale jeśli się czasami nie wyrabiam, ze wszystkim, co sobie zaplanowałam, to już niestety tak. Tym razem jednak mnie to ominęło:)

      Usuń
  2. Od kilku dzieciatych koleżanek słyszałam, że im macierzyństwo właśnie dało ten rodzaj dystansu, o którym piszesz. Może i Ty, gdy już poczułaś się naprawdę pewnie w tej roli, zaczynasz to odczuwać. Jak myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może masz rzeczywiście rację. Ale wydaje mi się, że jeszcze teraz nie mogę tego wiedzieć na pewno. Ten czas na urlopie macierzyńskim w dodatku w sytuacji, kiedy nie mam pracy jest zupełnie inny pod niemal każdym względem. Czuję się trochę, jakbym wysiadła na ten rok z mojego normalnego życia, to jest inna rzeczywistosć. I dopiero kiedy wrócę do tej normalnej rzeczywistości, to się dowiem, czy ta cecha już mi została, czy może ujawniła się tylko w tych szczególnych okolicznościach :) Rozumiesz, co mam na mysli?

      Usuń
  3. grunt, że optymistycznie. Grudzień jest zawsze super .... taka odskocznia po beznadziejnym zawsze dla mnie listopadzie :)

    Prasowania nienawidzę ... mnie ono wybitnie psuje humor ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie o dziwo od paru lat ten listopad nawet nie jest taki beznadziejny :) A dla Ciebie grudzień to jeszcze chyba fajny z powodu urodzin jest? :)

      A ja tam je lubię :)

      Usuń
  4. mnie humor poprawia teraz to, że jeszcze nie ma zimy z prawdziwego zdarzenia i że zapowiadają jeszcze cały piękny, ciepły pogodowo tydzień bez opadów
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to na pewno też pozytywnie wpływa na mój nastrój :)

      Usuń
  5. Mimo, że zaglądam i czytam codziennie to nie nadążam komentować, bo brakuje mi dnia żeby przysiąść na komputer ;)

    A co do notki, nieważne, że dziwny ten nastrój, najważniejsze, że przeważają w nim pozytywne emocje. ;)
    Pamiętam jak opisywałaś w tamtym roku tą waszą wyprawę na święta jakby to było tak całkiem niedawno a tu kolejny grudzień, kolejne święta, pierwsze z Wikingiem ;)
    Grudzień to ogólnie taki magiczny miesiąc, świadomość, że Święta za pasem, że będzie rodzinnie i że będziecie razem też pewnie jakoś tam na ten Twój nastrój oddziałuje. Jednak wersja, jakoby miał on zwiastować dobrą przyszłość dla Was jest chyba najlepszą jaką można obrać i oby rzeczywiście tak było ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem :) Nie ma problemu :)

      Masz rację, najważniejsze, że emocje są pozytywne i bardzo mnie to cieszy. Pewnie tak jest, że zbliżające się swięta nie pozostają bez znaczenia i mają wpływ na mój dobry nastrój :) Ale bardzo bym chciała, żeby naprawdę moje przeczucia mogły się sprawdzić.

      Usuń
  6. Tak, rozumiem. Ale nie podejrzewałabym Cię, że kiedyś powiesz, że nie zdążyłaś zrobić czegoś, co zaplanowałaś i to jest ok :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, o to chodzi :) A wiesz z tym akurat różnie bywa, bo wszystko zależy od tego, bardzo dana rzecz jest dla mnie istotna:) Normalnie bym się wkurzyła, ale tym razem miałam inne rzeczy do zrobienia, które akurat były dla mnie ważniejsze, więc odpuściłam i udało mi się nie zdenerwować z tego powodu :)
      W każdym razie nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby ten dystans mi został.

      Usuń