Miewam czasami takie chwile, kiedy atakują mnie przebłyski. Na przykład teraz - siedzę w pokoju przy lampce, jednym okiem spoglądam na telewizor i słucham "Na Wspólnej" a na kolanach mam laptopa i piszę. Na fotelu obok siedzi Franek. I nagle przypomina mi się jakiś inny wieczór w bliżej niesprecyzowanej przeszłości. Też siedzę, oglądając "Na Wspólnej" z laptopem na kolanach i próbuję zebrać myśli, a potem przelać je na ekran komputera. Za chwilę mam zamiar się położyć i zasnąć, żeby około pierwszej przebudzić się na chwilę i odnotować powrót Franka z pracy...
Kiedy to było? Dwa lata temu? To właściwie nie tak dawno. A ja mam wrażenie, że minęła cała wieczność. Nie pamiętam już, jak to było, kiedy Franek pracował na dwie zmiany, a przecież to było naszą rutyną. Nie pamiętam, jak to było, że siedziałam zupełnie sama w domu, kiedy kładłam się do łóżka obok którego nie stało łóżeczko ze śpiącym Wikingiem.
Ostatnio w pracy usłyszałam, jak jedna dziewczyna (chyba jedyna bezdzietna singielka w naszym dziale - przynajmniej ona sama się tak określa :)) mówiła, że na weekend pojechała do rodziców i miała totalną labę, bo leżała cały dzień na kanapie przed telewizorem i nic nie musiała robić. Kiedy ja jadę do rodziców, też mam labę, bo mogę wejść na godzinę do łazienki i poleżeć w wannie, mogę zamknąć się na chwilę w pokoju i posiedzieć przy komputerze, podczas gdy ktoś inny zajmie się Wikingiem. Ale żeby tak cały dzień przeleżeć? Że nie chce mi się nic robić, to nie robię? To tak można? Serio? No tak, kiedyś tak miewałam... Świadczą o tym nawet moje wpisy na blogu. Tyle, że zupełnie tego nie pamiętam.
Czasami słyszę, że ktoś idzie do kina na 21:00. Albo na imprezę, a na drugi dzień ma wolne i może dłużej pospać. Albo nawet, że po prostu wraca po pracy do domu i spędza wieczór z książką. Zawsze wtedy - to nawet dziwne, że jeszcze mi to nie przeszło, że jeszcze się nie przyzwyczaiłam :) - zawsze przez ułamek sekundy myślę sobie - jak to możliwe? Przecież o tej porze nie można wychodzić, bo co z dzieckiem? Dłużej pospać się nie da, bo dzieciak i tak zrobi pobudkę najpóźniej o 7:50... Trzy godziny z książką tak po prostu, nieprzerwanie, z kubkiem ciepłej herbaty na stoliku obok to w ogóle jakaś abstrakcja. Tyle zdążę pomyśleć przez ten ułamek sekundy, zanim nie uświadomię sobie, że dookoła mnie są ludzie, którzy nie są rodzicami ;) Lub są rodzicami starszych dzieci. A potem uświadomię sobie, że ja też tak miałam! Też mogłam sobie wrócić z pracy, usiąść na kanapie i pogrążyć w lekturze. Albo odpalić komputer i pogapić się bezmyślnie w monitor. Mogłam też raz się poświęcić i wyjść późnym wieczorem (choć nie lubiłam tego, kiedy następnego dnia szłam do pracy) ryzykując niewyspanie się - ale wiedziałam, że w takim razie prześpię się popołudniu albo następnej nocy.
Tak było. Ale właściwie to nie pamiętam. To było w innym życiu. I stwierdzam, że w zasadzie nie pamiętam mojego dawnego życia! :) Coś tam mi się mgliście przypomina czasami, ale i tak mam wrażenie, że to nie ja jestem bohaterką tych wspomnień. Takie to nierealne. Pojawienie się dziecka naprawdę zmienia życie, choć mam wrażenie, że w zupełnie inny sposób niż sobie to kiedyś wyobrażałam.
O dziwo, wcale nie żałuję, że moje życie zmieniło się w taki sposób. Kiedyś wydawało mi się, że nigdy nie odżałuję tych chwil tylko dla siebie albo momentów we dwoje z Frankiem. Myślałam, że nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że nie jestem panią swojego czasu, bo muszę się w pewnym sensie dostosować do małego człowieczka. Ale okazuje się, że nie tylko do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale w dodatku zapomnieć, jak było kiedyś, a przede wszystkim stwierdzić, że teraz też jest fajnie :)
Inaczej, to prawda, ale jednak też fajnie. Gdyby nie Wiking, być może nadal cieszyłabym się swobodą i ogromną ilością wolnego czasu. Byłoby mi dobrze z tym, że jestem niezależna i mogę robić w większości to, na co mam ochotę. Pewnie by tak było. Ale z drugiej strony wiem, że swoje już przeżyłam - nie czuję niedosytu, nie myślę sobie, że się nie wyszalałam albo, że nie korzystałam z życia wtedy, kiedy jeszcze mogłam. Myślę, że dotychczas moje życie układało się tak, że mogę mówić o tym, że wszystko miało swój czas i miejsce. Poza tym wiem, że jeszcze wiele dobrych chwil przede mną. Na pewno nie żałuję tego, co już minęło i cieszę się tym, co jest teraz. Ale przyznaję, że dziwne jest dla mnie to poczucie oderwania od swojej własnej przeszłości :) Przepaść między tym, jak było kiedyś, a jak jest teraz, jest ogromna. A najdziwniejsze jest to, że nawet nie chodzi o jakieś poważne sprawy, tylko właśnie o takie drobiazgi jak sposób spędzania wolnego czasu albo takie oczywistości jak jedzenie, czy spanie :) Bo nawet to się zmieniło.
Wiedziałam, że dziecko wszystko zmieni w naszym życiu, ale prawdę mówiąc, myślałam, że będą to inne rzeczy :) Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że ta rewolucja w mojej głowie była ogromna, ale dotyczyła zupełnie innych spraw niż to się okazało w rzeczywistości. Ale ostatecznie okazało się, że i tak sobie radzę z tym, co jest teraz. Mało tego - potrafię się tym cieszyć. To chyba dobrze wróży na przyszłość, bo daje nadzieję na to, że jakiekolwiek jeszcze zmiany by nas nie czekały i tak się do nich będziemy umieli dostosować.
Dziwnie tak, niby było tak niedawno a już się tego nie pamięta i co gorsza już sobie tego wyobrazić nawet nie można...
OdpowiedzUsuńTak samo mogę stwierdzić, że ja już nie pamiętam etapu jak chodziłam do szkoły i codziennie wstawałam o 6 rano przez 5 dni w tygodniu, choć kiedyś było to zwyczajną rutyną, teraz ciężko mi przypomnieć sobie jak ja mogłam funkcjonować bez odespania popołudniu tego wstawania :D Albo podobnie jak Ty, też nie umiem sobie już wyobrazić jak to było, jak K. miał tylko 2 zmiany, teraz jak ma 2 gdzieś tam w grafiku to lamentujemy, że cały dzień w nosie i że będzie w domu koło 1. :/
Dobrze jednak, że w Twoim wypadku jest tak, że już tego nie pamiętasz, choć wiesz, że tak miałaś a nie, że nie pamiętasz już jak to jest i za tym tęsknisz :P
Czyli to była pozytywna rewolucja, czego by nie dotyczyła, jest dobrze i to najważniejsze :) Za parę lat pewnie nie będziesz sobie wyobrażała jak to było, kiedy Wikuś był mały i nie miałaś czasu nawet zjeść czy czegokolwiek, na co nie masz teraz czasu :D
Dziwne, ale przyznam, że ja tak często mam. Nawet już teraz jest tak, że trudno mi sobie wyobrazić, że jeszcze dwa miesiące temu o tej porze byłam w domu z Wikingiem...
UsuńDużo jest takich sytuacji w życiu, które były dla mnie niegdyś rutyną a dzisiaj zupełnie nie umiem sobie wyobrazić funkcjonowania w taki sposób.
Czasami oczywiście odzywa się we mnie coś takiego, że myślę, jak było fajnie, ale to jest bardziej nostalgia niż tęsknota. Po prostu wiem, że do pewnych rzeczy nie ma powrotu :)
Myślę, że to w dużej mierze też kwestia osobowości. Ja niby zmian nie lubię, ale po prawdzie to się całkiem nieźle potrafię do wielu rzeczy przystosować.
Oj na pewno nie będę sobie mogła tego przypomnieć i pewnie tez będę ten czas wspominać z nostalgią :)
Tak samo za rok,czy dwa nie bedziesz pamiętała tych nieprzespanych nocy,noworodkowania,cycowiszenia ze tak to brzydko ujme.
OdpowiedzUsuńBędziesz spała całe noce,prowadziła konwersacje z dużym Juz człowieczkiem. Będzie Jeszcze lepiej niż teraz.
Osobiście mnie przeraża wizja ponownego wstawania do małej,znow dwa lata wyjęte niejako z zyciorysu. Pociesza mnie jednak fakt,że za dwa lata oni będą razem. Razem zabawa,razem piski,krzyki,gadanie. Mam nadzieje ze połączy ich więź jaka nigdy nie łączyła mnie ze starsza o 11 lat siostra.
Oczywiście, że tak będzie :D Zresztą ja nawet sobie pomyślałam, kładąc się spać po napisaniu tej notki, że muszę jeszcze ją uzupełnić o swoje przemyślenia dotyczące teraźniejszości :)
UsuńAle wiesz, nocy akurat nieprzespanych to my za wiele nie mieliśmy, bo Wiking był łaskawy, ale jeśli chodzi o karmienie trwajace godzinami to jeszcze to pamietam i w dodatku tęsknię za tym! Naprawdę to lubiłam :) Wbrew temu, co mi się wydawało wczesniej. Ale oczywiście, że nie będę za jakiś czas tego wszystkiego pamiętała :) Chociaz i tak wydaje mi się, że tej przepaści jaka jest pomiędzy życiem przed i po dziecku to chyba jednak niewiele rzeczy może dorównać :) W każdym razie to była mimo wszystko największa rewolucja u mnie.
Wcale się nie dziwię, myślę, że też byłabym przerazona. Ale właśnie - fajnie, że już niedługo dzieciaki będą się bawić razem :)
Czy to nie fajne, że życie nas zaskakuje? Coś sobie wyobrażamy, a potem jest zupełnie inaczej.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy pisząc tę notkę pomyślałam sobie, że właśnie fajne ;) Jeśli oczywiście zaskoczenia są właśnie tego rodzaju. Tak, to chyba reguła, że zawsze jest inaczej niż myślimy, że będzie.
UsuńZaskakujące, że można zapominać o tym, jak to było. :)))
OdpowiedzUsuńAle to dobry objaw, że można tak po prostu dostosować się do nowej rzeczywistości, bez żalu, że coś minęło.
Dla mnie abstrakcją jest, gdy ktoś mówi na przykład, że na delegacji w końcu może się wyspać. :)
Zaskakujące, a jednak ja często tak mam :) Naprawdę, kiedy sięgam pamięcią wstecz widzę wiele rzeczy, które były dla mnie rutyną, a teraz sobie nie wyobrażam funkcjonowania w ten sposób. Ale też właśnie uważam, że to jest jednak pozytywy objaw i ze dobrze miec takie zdolności adaptacyjne.
UsuńZobaczymy, co ja będę uważała za półtora tygodnia :) Też chciałabym powiedziec, że sobie pośpię ;) Chociaż muszę powiedzieć, żesię wysypiam, zwłaszcza, ze od jakiegoś czasu Wiking w większości przesypia noce, ale fajnie byłoby tak położyć się ze świadomością, że pobudki na pewno nie będzie
Każdy ma takie życie, jakie się poukłada.
OdpowiedzUsuńZ tym stwierdzeniem się zdecydowanie nie zgadzam, bo brzmi ono tak, jakbyśmy na nic nie mieli wpływu. A tymczasem uważam, że choć są oczywiście sytuacje, na które nie mamy zadnego wplywu, to jednak w 90% to my determinujemy swoje życie podejmując różne decyzje i przyjmując takie a nie inne podejscie do sytuacji, których doświadczamy.
UsuńPrzepaść i wszystko?
OdpowiedzUsuńTrochę chyba to na wyrost:) Każdy etap życia wnosi do niego wiele zmian, przemeblowuje...I pewnie niejedna jeszcze zmiana Cię czeka, a z czasem może nawet powrót do niektórych starych czynności, przyzwyczajeń ;) Człowiek adoptuje się do teraźniejszych okoliczności, nieraz z trudem, a czasami płynnie bez żadnych zgrzytów.
Jeśli nawet do czegoś nie ma powrotów, to jest to całkiem normalne, gdy podejmujemy takie a nie inne decyzje. Jednak człowiek nie rezygnuje z wszystkiego, nie wszystko wywraca do góry nogami ( zdarzają się rzadkie przypadki- nie wyjechałaś do Afryki na misje ;) - wciąż oglądasz "Na wspólnej"-P
Bywa, że człowiek rezygnuje ze swoich jakiś upodobań, przywilejów, nawet jeśli nic i nikt nie stoi "na przeszkodzie". Nie tylko rodzina zmienia naszą rzeczywistość, ale sami się zmieniamy :)
Nie, właśnie nie na wyrost. Świadomie użyłam tych słów, bo myślałam o tym dużo i stwierdziłam, że żadna zmiana w moim życiu, nawet tak rewolucyjna jak przeprowadzka do Warszawy nie zmieniła aż tak bardzo mojego funkcjonowania. I to prawda, że może niektóre rzeczy pozostały w miarę niezmienione (bo się o to postarałam), ale właśnie jeśli chodzi o takie drobiazgi, które wydawały się najbardziej stałe i niezmienne, to zmieniło się wszystko. Nawet właśnie to oglądanie Na Wspólnej jest zupełnie inne niż jeszcze dwa lata temu, bo co jakiś czas muszę zajrzec do Wikinga, ktory o tej porze ma jeszcze lekki sen albo nie mogę tak po prostu siedzieć i oglądać, bo zazwyczaj krzątam się jeszcze po domu i nadrabiam to, czego nie mialam kiedy zrobić wcześniej...
UsuńA więc tak właśnie to czuję - że moje życie przed Wikingiem i obecne dzieli przepaść - choćby właśnie dlatego, że nie ma powrotu, do tego co było, bo matką już będę zawsze. Ale ta notka wcale nie miała mieć negatywnego wydźwięku, wręcz przeciwnie, cieszę się, że nie stoję w miejscu i że tyle rzeczy się zmieniło, zwłaszcza, że nie uważam, żeby mi było teraz źle.
I to prawda, że można zmieniać swoje upodobania i zwyczaje "ot tak" Ja często właśnie tak miałam, że nagle po kilku miesiącach robienia czegoś w określonej kolejności, nagle postanawiałam, ze od dziś będzie inaczej :)
ja właśnie mam takie nieobliczalne pokłady wolnego czasu. Zaraz zresztą zamierzam zalec na kanapie z kolejną książką no i może jeszcze odrobię na jutro zadanie z angola :D
OdpowiedzUsuńSama sobie czasem zazdroszczę tego, że mogę wszystko i nic nie muszę. Mogę nawet nie wrócić po pracy do domu tylko sobie pojechać na zakupy albo cokolwiek.
To jest dla mnie naprawdę totalna abstrakcja. Teraz to chyba już nawet bym tak nie potrafiła :) Mam chyba włączony na stałe tryb pracuj odpoczywając i odpoczywaj pracując :) Laba ma teraz dla mnie zupełnie inne oblicze.
UsuńDobry wieczór
OdpowiedzUsuńJakoś tak Od Polly mnie przywiało :-)
Ja tez się łapie na tym,ze sie dziwię jak można wybyc na miasto na pól dnia i szwędac się po galeriach handlowych.Tak szwędac się.Jak ja wybywam na miasto to szybko i konkretnie:coś opłacić coś załatwić.Jak jadę do centrum handlowego to nie na szwędanie się tylko na szybkie,bardzo szybkie zakupy.Wszędzie i zawsze się spieszę.Ale jak się chwilę zastanowię,to przypominają mi się leniwe weekendy,spanie do 8,9 ( dłuzej nie potrafię choćb nie wiem co) nic nie muszenie,że czas inaczej płynął.Ale przypomina mi się tez jak bardzo wtedy tęskniłam.Za córeczką,która mam teraz i za nic w świecie nie chciałabym cofnąc ani minuty!
Witaj :) Miło mi Cię gościć!
UsuńPrawda? Jednak spojrzenie na czas i jego elastyczność może się zmienić :) Ja też odkąd mam dziecko stałam się zdecydowanie bardziej konkretna jeśli chodzi o wykorzystywanie czasu, coś jednak jest w tym, że matki do doskonałe organizatorki - po prostu nie ma innego wyjscia :)
Ja też nie potrafię spac dłuzej niż do tej ósmej, cz dziewiątej :) To sie akurat przy dziecku przydało, bo nie cierpiałam z powodu pobudek :)
Przede mną dopiero za tydzień pierwsze trzy dni, kiedy będę bez synka. Ciekawa jestem, jak to bedę znosić :)
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!