Trudno będzie mi jutro wrócić do pracy. Bardzo trudno :) Rozleniwiłam się, wolne dni zupełnie wybiły mnie z rytmu. Zwłaszcza dzisiejszy :)
Zgodnie z planem, pojechaliśmy do Poznania. Było jak zwykle towarzysko i przez większość czasu przyjemnie, ale w niedzielę Franek źle się czuł, a z kolei w poniedziałek mnie dopadł jakiś wirus. Dwadzieścia stopni na dworze a mi było zimno.. :/ Bolała mnie głowa, mięśnie i byłam ogólnie rozbita. Podróż z Poznania do Warszawy była dla mnie dość trudna, ale na szczęście szybko minęła. Potem zaczęłam się rozpakowywać, ale w pewnym momencie skapitulowałam i poszłam się położyć na chwilę. Zmierzyłam temperaturę i przekraczała ona 38 stopni.
Na szczęście okazało się, że była to jakaś jednodniówka i dzisiaj obudziłam się w dużo lepszej formie. Franek niestety musiał dziś iść do pracy, ale my z Wikingiem mieliśmy swoje plany, bo umówiliśmy się z już-nie-hiszpańską Karoliną. Spędziliśmy razem cały dzień :)
Zawsze jak się spotykamy, czuję się jakbym cofała się do czasów studenckich :) To nie są zwykłe spotkania z koleżanką przy kawie - to po prostu spędzanie razem czasu :) Tak jak wtedy, kiedy całą paczką robiłyśmy zakupy, umawiałyśmy się na wspólne gotowanie, wspólną naukę albo wspólne nocowanie. Żyłyśmy poniekąd ze sobą :)
Umówiłyśmy się około 10 rano w centrum Warszawy. Pogoda była piękna, poszłyśmy więc na spacer w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, gdzie trwały przygotowania do uroczystych obchodów dzisiejszego święta. Już kiedyś wspominałam, że bardzo lubię takie klimaty i często oglądam relacje telewizyjne z takiego świętowania. Nareszcie miałam okazję zobaczyć je na żywo. Ale nie stałyśmy tam cały czas - w pewnym momencie Wiking uciął sobie drzemkę, a my poszłyśmy na lody :) Potem skierowałyśmy się do Ogrodu Krasińskich i przy wystrzałach z armat, byliśmy na tyle daleko, że sen Wikinga pozostał niezakłócony. Kiedy się obudził, zdążył zjeść deserek w postaci banana, przespacerować się po parku i pobawić z psem, który wyszedł ze swoją panią na spacer. Obiecałam mu jeszcze huśtawkę, ale zaczęło padać, więc musieliśmy się zawijać, bo deszcz był coraz bardziej intensywny. Stwierdziłyśmy z Karoliną, że to czas na obiad i poszłyśmy do pierogarni. Nie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł i czekałyśmy w kolejce 15 minut, ale nawet Wikingowi to nie przeszkadzało :) W restauracji spędziliśmy prawie dwie godziny! Nie mam pojęcia, kiedy ten czas zleciał :) Ale przez ten czas słońce znowu wyjrzało zza chmur i spacerem przeszliśmy do mieszkania Karoliny. Ostatecznie trafiliśmy z Wikingiem do domu dopiero krótko przed 20:00! To był bardzo intensywny dzień, ale jakże udany! Oczywiście brakowało nam trochę Franka, ale służba nie drużba. Niemniej jednak zorganizowaliśmy sobie ten czas i mieliśmy dzień pełen wrażeń. Wiking w łóżeczku padł jak kawka :)
Swoją drogą dorasta nam synek ;) Doczekałam się wreszcie momentu, kiedy mogłam kupić mu balonika! Kiedy Wiking zobaczył panią z balonami, wyrwał się do niej i wyciągał rączki w kierunku baloników, nie mogłam mu tego odmówić :) Tak się cieszył! A i dla mnie to była radość, że mogłam go takim drobiazgiem uszczęśliwić.
Cieszy mnie też, że można z Wikusiem wyjść na calutki dzień z domu i on nie tylko dobrze to znosi, ale jest wręcz zadowolony z takiego stanu rzeczy :) Grzecznie siedzi w wózku i obserwuje wszystko wokół albo spaceruje na własnych nóżkach. Spokojnie można iść z nim do restauracji i jest w stanie tam wysiedzieć ponad godzinę, jeśli tylko dostanie coś do jedzenia :) A jak jeszcze jest tam jakiś kącik dla dzieci, to już w ogóle świetnie. Pozwala sobie zmienić bez problemu pieluchę (w domu różnie bywa, czasami trzeba się z tym trochę namęczyć) nawet jeśli nie ma przewijaka i odbywa się to na stojąco na zamkniętej muszli klozetowej. A do nowego miejsca (na przykład mieszkania Karoliny) wchodzi jak do siebie, zwiedza wszystko, po czym znajduje sobie zajęcie w postaci przerzucania cukierków z jednej miseczki do drugiej albo przerzucaniu kolorowych gazet należących do współlokatorki Karoliny i wcale nie przeszkadza mu, że mama urządziła sobie długie pogaduchy z ciocią. Tak długie, że się zagapiła i zapomniała, że synek być może zgłodniał... Ale to żaden problem, bo tenże synek po prostu wyciągnął z torby słoiczek z jedzeniem i przyniósł go rodzicielce. Trudno o bardziej czytelny sygnał.
Kochany jest ten nasz Wiking, choć oczywiście ma swoje za uszami i już teraz widać, że prawdopodobnie będzie dzieckiem, które będzie potrafiło położyć się na podłodze w supermarkecie bo "ja to chcęęęęę". Dzisiaj na przykład prawie się kładł na ziemi przy Grobie Nieznanego Żołnierza, bo nie pozwoliłam mu podejść zbyt blisko :) Cóż, jest obciążony genetycznie, wszak oboje rodziców to ludzie z charakterem... Póki co biorę go po prostu pod pachę i ignoruję protesty, jak będę sobie z tym radzić za jakiś czas, to się dopiero okaże, jeszcze nie opracowałam strategii :) Poza tym nie obyło się bez małego wypadku przy pracy, bo Wiking zbił cioci Karolinie miseczkę. Ale tak ogólnie, to jednak nasz synek jest w większości dzieckiem bezproblemowym. Nie grymasi przy jedzeniu, przesypia noce, jest pogodny, nie boi się ludzi, nie trzyma się kurczowo rodziców... Ale trochę się już rozpędziłam, więc po prostu odpukuję w niemalowane, żeby tak już zostało i wrócę do tematu innym razem. A tymczasem kończę, bo jutro dzień jak co dzień, rano trzeba wstać i iść do pracy :) Echh, każdy dzień, nawet tak przyjemny jak dzisiejszy musi dobiec końca... :)
Najważniejsze, że odpoczęłaś co nieco, a Wiking nie sprawiał problemów, dzielne pacholę...
OdpowiedzUsuńObiektywnie muszę stwierdzić, że Wiking rzadko sprawia problemy, oby tak dalej... Odpoczęłam, nawet pomimo tej infekcji, która mnie dopadła.
UsuńZ tego, co piszesz widzę, że różnią się nam te dzieci ;-) Siedzenie grzecznie w wózku bez jazdy? Nie ma mowy. To samo ze spaniem w wózku. Godzina czy dwie w restauracji? No way. Chociaż już teraz przynajmniej nie trzeba jeść w pośpiechu. Przespane noce? Nadal moje marzenie. Ale chociaż ufność w stosunku do innych ludzi się zmienia, już jest z tym lepiej.
OdpowiedzUsuńAle baloniki też lubi, od kiedy dostał pierwszego na roczek :-)
Rzeczywiscie, wygląda na to, że mają różne charaktery :) Wiking miał tylko epizody związane z tym, że wózek go parzył - kiedy mial jakies 5 miesięcy i potem jeszcze koło 7/8. ALe poza tym nie ma z tym problemów, lubi oglądac wszystko dookoła, a jak wyjdziemy w porze drzemki, to zasypia i potrafi tak spac nawet 2 godziny. W restauracji tez siedzi bez problemu, jeśli tylko ma coś do jedzenia :) Ale kącik dla dzieci też się przydaje.
UsuńCzasami zdarzyło się, ze Wiking miał okazję pobawić się takim zwyklym nadmuchanym balonikiem i podobało mu się to, ale na takie kolorowe, sprzedawane gdzieś na ulicy w ogóle nie zwracał uwagi. Teraz po raz pierwszy je zauważył :)
Ja żałuję, że nie pojechałam wczoraj do Katowic zobaczyć defiladę. G. nie wiedział gdzie to dokładnie będzie. A uwielbiam takie rzeczy :D
OdpowiedzUsuńJa też :) A czemu nie pojechałaś właściwie?
UsuńBo jak to bywa z organizacją w wojsku G. nie wiedział gdzie to będzie w Katowicach.
UsuńNie mam pojęcia, jak ja to zrobiłam, ale dwa razy przeczytałam w pierwszym komentarzu, że G wiedział gdzie to będzie i dlatego wydawało mi się to nielogiczne :)
Usuńco dobre stanowczo zbyt szybko się kończy...
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Oj tak...
Usuńwolne dni mijają stanowczo za szybko, oj stanowczo za szybko ;)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/
Tak, niestety zawsze tak jest :)
UsuńTakie weekendy faktycznie rozleniwiają ;) cięzko było wracać do pracy ale udało się jakoś :)
OdpowiedzUsuńCiężko, dobrze, że tylko na trzy dni i znowu weekend :)
UsuńWiking wydaje się bardzo fajny, spokojny i grzeczny, ale z charakterem, bystry i ciekawy świata. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, charakter to on ma na pewno :) Ale ogólnie naprawdę nie sprawia nam większych problemów. Bystry jest na pewno, choć możliwe, ze tak, jak kazde dziecko w jego wieku - nie mam porównania :)
UsuńJak rodzice są towarzyscy, to przecież dziecko nie może być inne:)
OdpowiedzUsuńA u cioci Karoliny to pewnie czuł się jak u siebie, tak Mu tam było dobrze:)
Dokładnie, też tak myślę :)
UsuńWyglądał na bardzo zadowolonego :)
Cieszę się, że synek Wam rośnie zdrowy i szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńCo do rozleniwienia zaś, nawet mi nie mów: ja leniuchuję już od tygodnia i nawet myśleć nie chcę, co się będzie działo w poniedziałek.
Ja też się cieszę ;))
UsuńAle chyba jakoś dałaś radę? :)