*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 3 maja 2016

Zwieńczenie majówki.

Trudno będzie mi jutro wrócić do pracy. Bardzo trudno :) Rozleniwiłam się, wolne dni zupełnie wybiły mnie z rytmu. Zwłaszcza dzisiejszy :)
Zgodnie z planem, pojechaliśmy do Poznania. Było jak zwykle towarzysko i przez większość czasu przyjemnie, ale w niedzielę Franek źle się czuł, a z kolei w poniedziałek mnie dopadł jakiś wirus. Dwadzieścia stopni na dworze a mi było zimno.. :/ Bolała mnie głowa, mięśnie i byłam ogólnie rozbita. Podróż z Poznania do Warszawy była dla mnie dość trudna, ale na szczęście szybko minęła. Potem zaczęłam się rozpakowywać, ale w pewnym momencie skapitulowałam i poszłam się położyć na chwilę. Zmierzyłam temperaturę i przekraczała ona 38 stopni. 
Na szczęście okazało się, że była to jakaś jednodniówka i dzisiaj obudziłam się w dużo lepszej formie. Franek niestety musiał dziś iść do pracy, ale my z Wikingiem mieliśmy swoje plany, bo umówiliśmy się z już-nie-hiszpańską Karoliną. Spędziliśmy razem cały dzień :)
Zawsze jak się spotykamy, czuję się jakbym cofała się do czasów studenckich :) To nie są zwykłe spotkania z koleżanką przy kawie - to po prostu spędzanie razem czasu :) Tak jak wtedy, kiedy całą paczką robiłyśmy zakupy, umawiałyśmy się na wspólne gotowanie, wspólną naukę albo wspólne nocowanie. Żyłyśmy poniekąd ze sobą :)
Umówiłyśmy się około 10 rano w centrum Warszawy. Pogoda była piękna, poszłyśmy więc na spacer w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, gdzie trwały przygotowania do uroczystych obchodów dzisiejszego święta. Już kiedyś wspominałam, że bardzo lubię takie klimaty i często oglądam relacje telewizyjne z takiego świętowania. Nareszcie miałam okazję zobaczyć je na żywo. Ale nie stałyśmy tam cały czas - w pewnym momencie Wiking uciął sobie drzemkę, a my poszłyśmy na lody :) Potem skierowałyśmy się do Ogrodu Krasińskich i przy wystrzałach z armat, byliśmy na tyle daleko, że sen Wikinga pozostał niezakłócony. Kiedy się obudził, zdążył zjeść deserek w postaci banana, przespacerować się po parku i pobawić z psem, który wyszedł ze swoją panią na spacer. Obiecałam mu jeszcze huśtawkę, ale zaczęło padać, więc musieliśmy się zawijać, bo deszcz był coraz bardziej intensywny. Stwierdziłyśmy z Karoliną, że to czas na obiad i poszłyśmy do pierogarni. Nie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł i czekałyśmy w kolejce 15 minut, ale nawet Wikingowi to nie przeszkadzało :) W restauracji spędziliśmy prawie dwie godziny! Nie mam pojęcia, kiedy ten czas zleciał :) Ale przez ten czas słońce znowu wyjrzało zza chmur i spacerem przeszliśmy do mieszkania Karoliny. Ostatecznie trafiliśmy z Wikingiem do domu dopiero krótko przed 20:00! To był bardzo intensywny dzień, ale jakże udany! Oczywiście brakowało nam trochę Franka, ale służba nie drużba. Niemniej jednak zorganizowaliśmy sobie ten czas i mieliśmy dzień pełen wrażeń. Wiking w łóżeczku padł jak kawka :)
Swoją drogą dorasta nam synek ;) Doczekałam się wreszcie momentu, kiedy mogłam kupić mu balonika! Kiedy Wiking zobaczył panią z balonami, wyrwał się do niej i wyciągał rączki w kierunku baloników, nie mogłam mu tego odmówić :) Tak się cieszył! A i dla mnie to była radość, że mogłam go takim drobiazgiem uszczęśliwić. 
Cieszy mnie też, że można z Wikusiem wyjść na calutki dzień z domu i on nie tylko dobrze to znosi, ale jest wręcz zadowolony z takiego stanu rzeczy :) Grzecznie siedzi w wózku i obserwuje wszystko wokół albo spaceruje na własnych nóżkach. Spokojnie można iść z nim do restauracji i jest w stanie tam wysiedzieć ponad godzinę, jeśli tylko dostanie coś do jedzenia :) A jak jeszcze jest tam jakiś kącik dla dzieci, to już w ogóle świetnie. Pozwala sobie zmienić bez problemu pieluchę (w domu różnie bywa, czasami trzeba się z tym trochę namęczyć) nawet jeśli nie ma przewijaka i odbywa się to na stojąco na zamkniętej muszli klozetowej. A do nowego miejsca (na przykład mieszkania Karoliny) wchodzi jak do siebie, zwiedza wszystko, po czym znajduje sobie zajęcie w postaci przerzucania cukierków z jednej miseczki do drugiej albo przerzucaniu kolorowych gazet należących do współlokatorki Karoliny i wcale nie przeszkadza mu, że mama urządziła sobie długie pogaduchy z ciocią. Tak długie, że się zagapiła i zapomniała, że synek być może zgłodniał... Ale to żaden problem, bo tenże synek po prostu wyciągnął z torby słoiczek z jedzeniem i przyniósł go rodzicielce. Trudno o bardziej czytelny sygnał. 
Kochany jest ten nasz Wiking, choć oczywiście ma swoje za uszami i już teraz widać, że prawdopodobnie będzie dzieckiem, które będzie potrafiło położyć się na podłodze w supermarkecie bo "ja to chcęęęęę". Dzisiaj na przykład prawie się kładł na ziemi przy Grobie Nieznanego Żołnierza, bo nie pozwoliłam mu podejść zbyt blisko :) Cóż, jest obciążony genetycznie, wszak oboje rodziców to ludzie z charakterem...  Póki co biorę go po prostu pod pachę i ignoruję protesty, jak będę sobie z tym radzić za jakiś czas, to się dopiero okaże, jeszcze nie opracowałam strategii :) Poza tym nie obyło się bez małego wypadku przy pracy, bo Wiking zbił cioci Karolinie miseczkę. Ale tak ogólnie, to jednak nasz synek jest w większości dzieckiem bezproblemowym. Nie grymasi przy jedzeniu, przesypia noce, jest pogodny, nie boi się ludzi, nie trzyma się kurczowo rodziców... Ale trochę się już rozpędziłam, więc po prostu odpukuję w niemalowane, żeby tak już zostało i wrócę do tematu innym razem. A tymczasem kończę, bo jutro dzień jak co dzień, rano trzeba wstać i iść do pracy :) Echh, każdy dzień, nawet tak przyjemny jak dzisiejszy musi dobiec końca... :)

20 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że odpoczęłaś co nieco, a Wiking nie sprawiał problemów, dzielne pacholę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiektywnie muszę stwierdzić, że Wiking rzadko sprawia problemy, oby tak dalej... Odpoczęłam, nawet pomimo tej infekcji, która mnie dopadła.

      Usuń
  2. Z tego, co piszesz widzę, że różnią się nam te dzieci ;-) Siedzenie grzecznie w wózku bez jazdy? Nie ma mowy. To samo ze spaniem w wózku. Godzina czy dwie w restauracji? No way. Chociaż już teraz przynajmniej nie trzeba jeść w pośpiechu. Przespane noce? Nadal moje marzenie. Ale chociaż ufność w stosunku do innych ludzi się zmienia, już jest z tym lepiej.
    Ale baloniki też lubi, od kiedy dostał pierwszego na roczek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie, wygląda na to, że mają różne charaktery :) Wiking miał tylko epizody związane z tym, że wózek go parzył - kiedy mial jakies 5 miesięcy i potem jeszcze koło 7/8. ALe poza tym nie ma z tym problemów, lubi oglądac wszystko dookoła, a jak wyjdziemy w porze drzemki, to zasypia i potrafi tak spac nawet 2 godziny. W restauracji tez siedzi bez problemu, jeśli tylko ma coś do jedzenia :) Ale kącik dla dzieci też się przydaje.
      Czasami zdarzyło się, ze Wiking miał okazję pobawić się takim zwyklym nadmuchanym balonikiem i podobało mu się to, ale na takie kolorowe, sprzedawane gdzieś na ulicy w ogóle nie zwracał uwagi. Teraz po raz pierwszy je zauważył :)

      Usuń
  3. Ja żałuję, że nie pojechałam wczoraj do Katowic zobaczyć defiladę. G. nie wiedział gdzie to dokładnie będzie. A uwielbiam takie rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :) A czemu nie pojechałaś właściwie?

      Usuń
    2. Bo jak to bywa z organizacją w wojsku G. nie wiedział gdzie to będzie w Katowicach.

      Usuń
    3. Nie mam pojęcia, jak ja to zrobiłam, ale dwa razy przeczytałam w pierwszym komentarzu, że G wiedział gdzie to będzie i dlatego wydawało mi się to nielogiczne :)

      Usuń
  4. co dobre stanowczo zbyt szybko się kończy...
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
  5. wolne dni mijają stanowczo za szybko, oj stanowczo za szybko ;)
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie weekendy faktycznie rozleniwiają ;) cięzko było wracać do pracy ale udało się jakoś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko, dobrze, że tylko na trzy dni i znowu weekend :)

      Usuń
  7. Wiking wydaje się bardzo fajny, spokojny i grzeczny, ale z charakterem, bystry i ciekawy świata. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, charakter to on ma na pewno :) Ale ogólnie naprawdę nie sprawia nam większych problemów. Bystry jest na pewno, choć możliwe, ze tak, jak kazde dziecko w jego wieku - nie mam porównania :)

      Usuń
  8. Jak rodzice są towarzyscy, to przecież dziecko nie może być inne:)

    A u cioci Karoliny to pewnie czuł się jak u siebie, tak Mu tam było dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, też tak myślę :)
      Wyglądał na bardzo zadowolonego :)

      Usuń
  9. Cieszę się, że synek Wam rośnie zdrowy i szczęśliwy :)
    Co do rozleniwienia zaś, nawet mi nie mów: ja leniuchuję już od tygodnia i nawet myśleć nie chcę, co się będzie działo w poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę ;))

      Ale chyba jakoś dałaś radę? :)

      Usuń