No tak... Od czegoś trzeba zacząć. Szata graficzna jeszcze nie taka,jaką bym sobie życzyła, coś mi jeszcze nie gra, no ale może z czasem poprawi się to i owo... Długo już piszę tradycyjny pamiętnik - 15 lat będzie nie długo, więc może czas się unowocześnić ;) Co mi z tego wyjdzie - zobaczymy.
Ogólnie dzień całkiem milusi, szefa dzisiaj w pracy nie było, wyjechał na jakąś konferencję, więc jak to się mówi.... myszy harcują :P Cały dzień cała ekipa przesiadywała u nas w biurze, to kawka, to gadu-gadu i takie tam. Kierownicy się nawet w służbowy strój nie przebrali. A A. zrobiła sobie nawet wagary - jak wyszła na pocztę to już nie wróciła :) Zadzwoniła tylko, żeby powiedzieć, że jest taka suuper pogoda.... (w biurze okna brak) i podziękowała, że ją kryję.
Po pracy spotkałam się z koleżanką. I przegadałyśmy 4 godziny. I kiedy tak gadałyśmy zadzwonił F. Powiedział, że już wraca z pracy (a był tam dopiero od godziny), bo chory jest. Kiedy sama już wracałam do domu, zadzwoniłam, żeby zapytać gdzie jest, okazało się, że w autobusie - dojeżdża do osiedla. Ja już byłam obok przystanku, na którym miałby wysiadać, więc zapytałam czy mam poczekać - nie miałam czekać.
Ale sobie pomyślałam - no poczekam jednak, zrobię mu niespodziankę, coś od rana jakiś humor miał niefajny, więc może go pocieszę i takie tam. Podchodzę do przystanku a tu kolega F. - Marcin. Przywitałam się, pogadaliśmy chwilkę i co się okazało? Otóż F. zadzwonił do Marcina, że wraca z pracy i żeby ten poczekał na niego na przystanku. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że w takim razie to ja idę, bo ja się nie umawiałam, że będę czekać. I spokojniutko odeszłam, chociaż w środku aż się gotowałam ze złości. No co za cholera z niego - to nie mógł mi normalnie po ludzku powiedzieć, żebym nie czekała, bo się z kolegą umówił?? I w ogóle przecież podobno chory jest no to jak to? Trzy razy po telefon sięgałam, żeby coś do niego napisać, ale w końcu się powstrzymałam, bo i tak wiedziałam, że Marcin mu powie, że czekałam. No i nie minęło 20 minut i znowu telefon od F. Zadzwonił chyba po to, żebym go ochrzaniła. Ale ja się nie odzywałam słowem na ten temat, więc sam się zaczął tłumaczyć i już na wszelki wypadek był obrażony. Potem zadzwoniłam jeszcze raz, żeby mu przypomnieć, że przecież jest przeziębiony, i przecież z tego powodu się zwolnił z pracy i niech nie sterczy za długo z kolegami na osiedlu z piwem w łapie. Na to on mi odpowiedział, że idzie zaraz do domu, a że dzisiaj jest mecz to przychodzi do niego Marcin. I Adrian. I Arek.
No to ja już wiem skąd mu się nagle ten kaszel wziął dzisiaj... A niech się tam "kuruje" na tym meczu. Niech się nim koledzy zaopiekują.. Proszę bardzo.
Grrr. Tyle facetów na świecie, a ja akurat sobie musiałam takiego stereotypowego złowić? Co to dla niego piwko, meczyk i koledzy najważniejsi??
Ogólnie dzień całkiem milusi, szefa dzisiaj w pracy nie było, wyjechał na jakąś konferencję, więc jak to się mówi.... myszy harcują :P Cały dzień cała ekipa przesiadywała u nas w biurze, to kawka, to gadu-gadu i takie tam. Kierownicy się nawet w służbowy strój nie przebrali. A A. zrobiła sobie nawet wagary - jak wyszła na pocztę to już nie wróciła :) Zadzwoniła tylko, żeby powiedzieć, że jest taka suuper pogoda.... (w biurze okna brak) i podziękowała, że ją kryję.
Po pracy spotkałam się z koleżanką. I przegadałyśmy 4 godziny. I kiedy tak gadałyśmy zadzwonił F. Powiedział, że już wraca z pracy (a był tam dopiero od godziny), bo chory jest. Kiedy sama już wracałam do domu, zadzwoniłam, żeby zapytać gdzie jest, okazało się, że w autobusie - dojeżdża do osiedla. Ja już byłam obok przystanku, na którym miałby wysiadać, więc zapytałam czy mam poczekać - nie miałam czekać.
Ale sobie pomyślałam - no poczekam jednak, zrobię mu niespodziankę, coś od rana jakiś humor miał niefajny, więc może go pocieszę i takie tam. Podchodzę do przystanku a tu kolega F. - Marcin. Przywitałam się, pogadaliśmy chwilkę i co się okazało? Otóż F. zadzwonił do Marcina, że wraca z pracy i żeby ten poczekał na niego na przystanku. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że w takim razie to ja idę, bo ja się nie umawiałam, że będę czekać. I spokojniutko odeszłam, chociaż w środku aż się gotowałam ze złości. No co za cholera z niego - to nie mógł mi normalnie po ludzku powiedzieć, żebym nie czekała, bo się z kolegą umówił?? I w ogóle przecież podobno chory jest no to jak to? Trzy razy po telefon sięgałam, żeby coś do niego napisać, ale w końcu się powstrzymałam, bo i tak wiedziałam, że Marcin mu powie, że czekałam. No i nie minęło 20 minut i znowu telefon od F. Zadzwonił chyba po to, żebym go ochrzaniła. Ale ja się nie odzywałam słowem na ten temat, więc sam się zaczął tłumaczyć i już na wszelki wypadek był obrażony. Potem zadzwoniłam jeszcze raz, żeby mu przypomnieć, że przecież jest przeziębiony, i przecież z tego powodu się zwolnił z pracy i niech nie sterczy za długo z kolegami na osiedlu z piwem w łapie. Na to on mi odpowiedział, że idzie zaraz do domu, a że dzisiaj jest mecz to przychodzi do niego Marcin. I Adrian. I Arek.
No to ja już wiem skąd mu się nagle ten kaszel wziął dzisiaj... A niech się tam "kuruje" na tym meczu. Niech się nim koledzy zaopiekują.. Proszę bardzo.
Grrr. Tyle facetów na świecie, a ja akurat sobie musiałam takiego stereotypowego złowić? Co to dla niego piwko, meczyk i koledzy najważniejsi??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz